Wywiad: Rafał Nahorny dla ManUtd.pl

Paweł Smyk
Zmień rozmiar tekstu:

Rafał Nahorny, dziennikarz nc+, udzielił wywiadu serwisowi ManUtd.pl, w którym został zapytany m.in. o przewidywania na tegoroczny sezon i pracę komentatora sportowego.

Jak do tej pory wszystko wskazuje na to, że Chelsea pewnym krokiem zmierza po mistrzostwo Anglii. Mimo iż to dopiero początek sezonu, to wielu wieszczy im zakończenie ligi bez poniesienia choćby jednej porażki. Czy Pańskim zdaniem ktoś może im przeszkodzić w odniesieniu triumfu?

– Na pewno po tych pierwszych 11 kolejkach Chelsea jest bitym faworytem, nie tylko bukmacherów, ale także kibiców i to nie tylko Chelsea, ale w ogóle angielskiej piłki. Rzeczywiście, ich przewaga nad kolejnymi zespołami jest spora. Drugi w tabeli jest Southampton, który jeszcze nie jest zbyt poważnie traktowany przez fachowców. Ma wprawdzie tylko 4 punkty straty, ale już kolejne zespoły mają stratę znacznie większą i wystarczy powiedzieć, że tylko dwa zespoły, Southampton i Manchester City, mają stratę mniejszą niż kilkanaście punktów. To oznacza, że zespoły zajmujące miejsca od czwartego w dół, szanse na dogonienie Chelsea mają już małe.

Oczywiście, mamy dopiero połowę listopada. W tym miesiącu nie rozdaje się jeszcze trofeów, więc poczekałbym z ferowaniem wyroków. Zobaczymy jak to będzie wyglądać, bo przecież w Chelsea też nie grają maszyny, tylko ludzie, którzy mogą nagle zacząć łapać kontuzje, może ich złapać jakaś zadyszka, a może nawet kryzys. Od początku stycznia zacznie się Puchar Anglii, a Chelsea dodatkowo jeszcze nie ma do końca wyjaśnionej sytuacji w grupie Ligi Mistrzów. Niby jest jej faworytem, ale jeszcze awansu sobie nie zapewniła.

Jak już Pan napomknął o Southampton, to od razu zapytam, co Pan sądzi o tej drużynie? Czy mogą na poważnie zagrozić czołówce czy w końcu tabela wróci do „normalności”?

– Przyznaję bez bicia, że uważałem, iż Southampton, po zorganizowaniu regularnej wyprzedaży najlepszych zawodników latem tego roku, będzie bronił się przed spadkiem. Uważałem, że Pani Katharina Liebherr, właścicielka klubu, popełnia ogromny błąd – być może zna się na interesach,  ale kompletnie nie zna się na futbolu. Na moje usprawiedliwienie dodam tylko, że wielu było takich jak ja i jak się okazało to ta Pani zna się świetnie, nie tylko na piłce i nie tylko na interesach, gdyż zrobiła najlepszy biznes tego lata. Sprzedała ludzi po najwyższych cenach, jakie mogła osiągnąć, więc naprawdę trzeba jej tutaj przyklasnąć, bowiem dokonała majstersztyku. Zatrudniła też, jak się okazuje, dobrego menedżera, który też wiedział  jak łatać dziury w zespole. Łaty w postaci Tadicia czy Pelle okazały się  strzałami w dziesiątkę, bo to teraz czołowe postaci angielskiej Premier League, nie tylko swojego zespołu. Bardzo długo współczuliśmy Arturowi Borucowi, że został pozbawiony szansy rywalizacji z Fraserem Forsterem, a tu okazało się, że ten dwumetrowy Anglik potrafi bronić, gdyż w tej chwili jest liderem klasyfikacji Złotej Rękawicy, ponieważ 7 meczów zakończył z czystym kontem. Drużyna straciła tylko 5 goli, dwa razy mniej niż kolejny zespół w klasyfikacji straconych bramek. Także w każdej formacji Ronald Koeman potrafił zastąpić starych, wydawało się, lepszych zawodników, zawodnikami równorzędnymi albo nawet odrobinę przewyższającymi umiejętnościami tych, którzy zostali sprzedani, bądź wypożyczeni.

Ale jak to się skończy to ciężko powiedzieć, bo przypomnę, że w tej fazie rozgrywek, w ubiegłym sezonie, Southampton zajmował w tabeli trzecie miejsce. Może więc i są rewelacją tego sezonu, sam ich tak nazywam, ale rzeczywiście, także w poprzednim sezonie „Święci” długo spisywali się bardzo dobrze. Długo, bo aż do grudnia, gdzie kontuzji niemal jednocześnie doznali Boruc i Wanyama i coś tam się posypało. Często podaję taki przykład, że gdy Boruc schodził ze złamaną ręką z boiska w meczu z Chelsea, to drużyna zajmowała w tabeli czwarte miejsce, a gdy po sześciu czy siedmiu tygodniach wracał już zdrowy, to wszystko było już pozamiatane, bo święci zajmowali dziewiątą lokatę i mieli już tak dużą stratę do europejskich pucharów, że pozostała im tylko walka o jak najlepsze miejsce w środku tabeli. Natomiast ciężko przewidzieć jak to się dalej potoczy i osobiście bardzo się z tego cieszę, że trudno tutaj być jasnowidzem w angielskiej ekstraklasie. Myślę, że na palcach jednej ręki, jeśli w ogóle, można było policzyć tych, którzy typowali, że po 11 pierwszych kolejkach w czołowej piątce będą takie zespoły jak Southampton, West Ham i Swansea, a nie będzie tutaj ani Arsenalu, ani United, ani Liverpoolu, Evertonu, Tottenhamu. Ci ostatni i Liverpool są nawet w dolnej połowie tabeli, także to są bardzo, co prawda martwiące informacje kibiców tych zespołów, natomiast dla fanów, którzy są sympatykami angielskiej piłki, to są takie krzepiące newsy, bo wiele tutaj może się zdarzyć, a właściwie wszystko. W każdej serii spotkań są niespodzianki, a nie oglądamy przecież meczów tylko żeby obejrzeć pięć bramek strzelonych przez faworyta w meczu z beniaminkiem.

A jak widzi Pan na przekroju całego sezonu Manchester United? Są w stanie zagrozić tej naprawdę ścisłej czołówce, TOP 4 przede wszystkim?

– Spojrzałem na ligową tabelę, United zajmują siódme miejsce, a do czwartego West Hamu mają tylko dwa punkty straty, ale jeszcze w grze zespołu nie można dopatrzeć się regularności. Drużyna wygrywa na razie mecze z teoretycznie słabeuszami, bo trudno wyciągać jakieś daleko idące wnioski po 4:0 z QPR czy 1:0 z Crystal Palace. Właściwie tylko w jednym spotkaniu, we wspomnianym meczu z Rangersami, ta przewaga „Czerwonych Diabłów” nie podlegała dyskusji i tutaj zwycięstwo było bezdyskusyjne. W każdym innym spotkaniu, drużyna Louisa van Gaala musi się naprawdę mocno napocić, by zdobyć jeden, bądź trzy punkty. Ale tak jak powiedziałem, Chelsea nikt tych zwycięstw nie podaje na tacy, Londyńczycy też muszą ciężko zasuwać. I bardzo dobrze, nawet jak w tej Anglii trafi się od czasu do czasu jakiś wysoki wynik, jak 8:0 Southampton z Sunderlandem, to trzeba to traktować jako wypadek przy pracy niż reguła.

21Wracając jednak do Manchesteru United, to wszyscy pamiętamy jak Louis van Gaal mówił o trzech miesiącach pracy, a tutaj nagle pojawił się nowy termin – trzech lat, bo według niego tyle trwa budowa naprawdę silnego zespołu. Myślę, że gdyby David Moyes opowiadał takie rzeczy, to nie pracowałby tak długo jak pracował, tylko znacznie wcześniej zwolniono by go z obowiązków. Louis van Gaal może jednak mówić takie rzeczy, bo za nim przemawiają wyniki, jakie osiągał w poprzednich klubach, także myślę, że Manchester United na pewno będzie wyżej niż na siódmym miejscu w tabeli w tym sezonie, ale czy to będzie TOP 4? Przed sezonem byłem przekonany, że w „czwórce” United będzie bez większego problemu, teraz już nie mogę tego stwierdzić, ponieważ za nami mecze United z Burnley, West Bromem, Swansea i Leicester, a w tych czterech meczach, z teoretycznie dużo dużo słabszymi zespołami, drużyna z Old Trafford uzbierała jedynie dwa punkty.

Właśnie ten sezon wydaje się kluczowy dla Manchesteru United. Czy w przypadku braku awansu do Ligi Mistrzów Louis van Gaal powinien zostać zwolniony czy według Pana jest to odpowiedni człowiek do tego, by przywrócić drużynę na właściwe tory?

– Myślę, że na prace Van Gaala, właściciele klubu będą patrzyli w tym sezonie nie tylko przez pryzmat wyników, ale także sposobu gry, postępów jakie zespół zrobił i jak będzie ta drużyna prezentować się w meczach z najsilniejszymi rywalami. Oczywiście, dla takiego klubu, właściwie przedsiębiorstwa, jakim jest Manchester United,  wynik jest arcyważny, bo przecież ogromne pieniądze związane są z awansem do Ligi Mistrzów. Myślę jednak, że ze względu na to, że tym menedżerem jest Louis van Gaal, to tak samo ważne jak wynik, będą postępy w grze, czy ta drużyna dopracuje się jakiegoś systemu. Wydaję mi się też, co zresztą widać, że Van Gaal nie będzie się upierał przy tym słynnym powiedzonku: „Musimy grać systemem 3-5-2”, więc w zależności od tego jakich ludzi będzie miał do dyspozycji, przeciwko jakiemu przeciwnikowi będzie grał, to ten system proponowany przez Holendra będzie inny. Cały czas szuka zresztą takiego balansu w drużynie pomiędzy obroną, a atakiem. Nie może też patrzeć tylko na swój zespół, ale musi poświęcić więcej czasu na analizę gry rywala i odpowiednio, biorąc pod uwagę swoje personalne możliwości i sposób gry rywala, na tej podstawie ustalać właściwą taktykę.

Na początku poprzedniego sezonu Gary Neville stwierdził, że David Moyes będzie miał problem ze zmianą stylu gry United, gdzie dużą rolę odgrywa gra skrzydłami, i to prędzej United zmienią Moyesa, niż na odwrót. Czy na chwilę obecną można powiedzieć, że Van Gaal zmaga się z podobnym problemem, czy jednak klub z Old Trafford już wyraźnie odszedł od tej gry skrzydłami, którą tak kojarzymy z największymi sukcesami Fergusona?

– Tutaj też ciężko o taką jasną odpowiedź, gdyż skrzydłowi albo nie prezentują w tej chwili odpowiedniej formy albo tak jak np. Valencia, ze względu na kontuzje bocznych obrońców, muszą ich zastępować. Czy Januzaj jest też takim klasycznym skrzydłowym? Też nie jestem tego pewien, bo choć od czasu do czasu, zwłaszcza w ubiegłym sezonie, błyszczał na tej pozycji, to jednak większość fachowców uważa, że to klasyczna „dziesiątka” i w przyszłości, może już tej najbliższej będzie ofensywnym pomocnikiem albo będzie grał za dwójką napastników. Cały czas też kontuzjowany jest Young. Teraz gdzieś przeczytałem taką informację, że inny skrzydłowy Manchesteru United, wypożyczony do Sportingu, Nani, jest w tak dobrej formie, że być może wróci na Old Trafford, także ciężko coś wyrokować. Myślę, że tu cały czas trzeba patrzeć na to, kogo ma się do dyspozycji,  w jakiej dany zawodnik jest formie i na tej podstawie ustalać taktykę – czy grać dwoma klasycznymi skrzydłowymi czy raczej zagęszczać środek pola. Zdaje się, że zaczyna to również rozumieć Louis van Gaal i nie upiera się przy jednym jedynym systemie. Tak samo sądzę, że pozycja Rooneya też będzie się zmieniała w zależności kogo do dyspozycji będzie miał Holender i z kim drużyna będzie grała. Może też być tak jak w ostatnim meczu z Crystal Palace, gdzie Rooney zaczął mecz na środku pomocy z Fellainim i niby kończy też na tej pozycji, ale dużo wyżej, gdyż jak sam stwierdził, trener w przerwie kazał grać obu zawodnikom dużo wyżej.

Holenderski menedżer podpisał kontrakt na trzy lata. Czy uważa Pan, że Ryan Giggs jest odpowiednią osobą do przejęcia sterów w klubie po jego odejściu czy jeszcze jest dla niego za wcześnie?

– Tak, rzeczywiście podpisał na trzy lata, ale oczywiście takie umowy można wcześniej zrywać, można je też przedłużać, w zależności od tego jak to wszystko będzie funkcjonowało. Jeśli będzie dobrze, to nie sądzę, by Louis van Gaal tak szybko żegnał się z klubem z Old Trafford, od razu po trzech latach. Jeśli rzeczywiście dopracuje się silnego zespołu, który będzie wygrywał trofea, to myślę, że będzie chciał zostać jak najdłużej. Ale fakt, że Ryan Giggs jest jego asystentem, świadczy o tym, że właściciele klubu bardzo poważnie myślą o tym, żeby Walijczyk był następcą Holendra. Ale czy to jest przesądzone? Trudno wróżyć z fusów, myślę jednak, że taki jest plan, wszyscy w klubie są za, ale wiadomo, że życie pisze różne scenariusze i Giggs może dostać nagle jakąś atrakcyjną propozycję. Jak wiemy jako piłkarz miał takie i nigdy nie zdecydował się na przeprowadzkę, natomiast jako menedżer, już taki dojrzały człowiek, jak będzie coś ciekawego, to może zaryzykować przeprowadzkę do innego klubu –  najpewniej zagranicznego, a nie angielskiego, ale kto wie. Myślę, że na dziś wszyscy w klubie są przekonani, że Ryan Giggs będzie następcą Louisa van Gaala, tyle, że nie wiedzą czy to będzie za trzy lata, za pięć czy za rok, tego nikt nie przewidzi.

Wydaje się, że stwierdzenie, że problemy Manchesteru United zaczęły się od Moyesa, jest zbytnim uproszczeniem sprawy. Czy da się jednak wskazać moment, od którego United Fergusona zaczęli w sposobie organizacji gry zostawać w tyle za rywalami?

– Myślę, że to jest coś nieuchwytnego i ja bym tutaj szukał nawet innej przyczyny obniżki formy czy gorszych wyników meczów. Po prostu samo odejście tak wielkiego menedżera jakim jest sir Alex Ferguson sprawiło, że każdy kolejny menedżer, myślę, że nawet gdyby był to Van Gaal, to też mielibyśmy do czynienia z regresem. Nie wiem czy tak dużym, ale przecież patrząc tylko i wyłącznie na wyniki, to po 11 kolejkach ekipa Moyesa miała więcej punktów niż drużyna Van Gaala. Osobiście twierdzę, że wejście w buty sir Alexa Fergusona dla zdecydowanej większości jego następców byłoby ogromnym problemem i po prostu padło na Moyesa, który, jak się okazało, nie podołał. Co by było gdyby Szkot dalej prowadził ten zespół? Tego też nie sposób przewidzieć, być może miał jakąś wizję i obecnie Manchester United znajdowałby się w tabeli między Southampton, a Chelsea, ale tego się nigdy nie dowiemy. Być może Moyesowi nie udałoby się ściągnąć tylu klasowych zawodników za tak wielkie pieniądze, co udało się Van Gaalowi. Tak przecież przez wiele miesięcy tłumaczono słabsze wyniki United – Moyes nie miał takiej siły przebicia ani w klubie, ani na rynku transferowym, by ściągać lepszych piłkarzy. Jak pamiętamy skończyło się tylko na Fellainim latem i na Macie zimą. Macie którego Chelsea chętnie się pozbyła, czyli tutaj też trudno chwalić Moyesa za ten transfer, bo wydał ogromne pieniądze, ale nie musiał się też specjalnie napocić, gdyż nie musiał z nikim rywalizować o Hiszpana. Chociaż jak się okazało, to Mata był wzmocnieniem, do tej pory jest i David Moyes nie musi się wstydzić tego transferu.

W ostatnim czasie wspólnie z Andrzejem Twarowskim odwiedził Pan Etihad Stadium, gdzie komentowali Panowie derby Manchesteru? Jakie są różnice pomiędzy komentowaniem ze stadionu, a w studio? Dodatkowo czy mógłby Pan w skrócie opowiedzieć jak taka wyprawa wygląda?

– Jak wygląda taka wyprawa? To jest bardzo ciekawe doświadczenie, nie pierwszy raz byliśmy na stadionie w Anglii i komentowaliśmy spotkanie, także miałem już przyjemność wcześniej komentować derby Manchesteru. Może opowiem o pierwszym wrażeniu, bo w Anglii komentowałem mecze Ligi Mistrzów i Premier League i właśnie na tym Etihad Stadium miałem dwa różne doświadczenia. W Champions League usadzono nas w najlepszym chyba miejscu na stadionie, a więc naprzeciw środka boiska na odpowiedniej dla kibica czy dziennikarza wysokości, natomiast derby Manchesteru oglądaliśmy na wysokości… nie wiem, które to było piętro, piąte czy szóste. Siedzieliśmy pod samym dachem, a więc na boisku piłkarze nie wyglądali na zbyt wysokich. Na szczęście mieliśmy przed sobą monitory, co nam w zdecydowanej mierze ułatwiało komentowanie. Natomiast najbardziej pomaga atmosfera na trybunach – to czuć, chociaż Etihad Stadium nie jest tym stadionem, gdzie doping jest nadzwyczajny – na kilku innych stadionach w Anglii jest głośniej, gdzie doping prowadzony jest w sposób spontaniczny. W Manchesterze, na Etihad, tak nie jest.

Po meczu zeszliśmy do tak zwanej „Mixed-zone”, gdzie wydawało nam się, że piłkarze będą jeden po drugim przychodzić do nas na wywiady, ale to wszystko nie jest takie proste. Jest kilka stanowisk po kilka telewizji przyporządkowanych do różnych stanowisk. Dziennikarz wchodzi na wywiad i nie wie z kim będzie rozmawiał, dlatego nawet trudno się przygotować do takiej rozmowy. Straszono nas, że z United nikt nie przyjdzie, gdyż skoro przegrali, to nie będą chcieli rozmawiać, ale okazało się inaczej. Najpierw przyszedł Manuel Pellegrini, ale nie stanął przy naszym stanowisku. Dodatkowo porządkowi dokładnie pilnowali, by po udzieleniu wywiadu jakiejś stacji, Pellegrini opuścił to pomieszczenie i już nie przechodził do kolejnych dziennikarzy. Potem przyszedł Rooney i to samo, znów ustawiono go przy jednej kamerze, udzielił komuś wywiadu i poszedł. Trzeci przyszedł Fellaini i w dalszym ciągu czekaliśmy z niecierpliwością czy do nas dotrze czy nie. Dopiero doczekaliśmy się Joe Harta z Manchesteru City, a potem powiedziano nam, że to już jest koniec, więcej wywiadów nie przewidziano. Nie było więc dziennikarza, który rozmawiał z dwoma zawodnikami, przynajmniej w tym pomieszczeniu, w którym my byliśmy z grupą zagranicznych dziennikarzy, mimo, że byliśmy obecni przy przeprowadzaniu wywiadu z czterema piłkarzami. Innym wartym podkreślenia elementem wizyty na meczu jest możliwość spotkania w centrum prasowym wielu byłych piłkarzy i kolegów dziennikarzy z innych krajów. Podczas naszej ostatnie wizyty spotkaliśmy Gary’ego Neville’a, Shauna Goatera, Jespera Gronkjaera, a gdzieś tam przemknął przed nami David Seaman.

Czy utkwiły Panu w pamięci pamiętne mecze z udziałem Manchesteru United, które miał Pan przyjemność skomentować?

– Na pewno dużo było takich spotkań. Miałem przyjemność komentować mecz eliminacji Ligi Mistrzów, kiedy to Manchester United mierzył się z ŁKS Łódż na Old Trafford. Spotkanie, które wspominam choćby ze względu na udział polskiego zespołu. Zresztą w Łodzi do tej pory się chwalą, że ŁKS był jedynym zespołem, który w meczu u siebie w tym sezonie nie przegrał z Manchesterem United, gdyż przypomnę, że to był sezon, w którym United wygrał Ligę Mistrzów. Komentowałem także spotkanie „Czerwonych Diabłów” z Liverpoolem, to był finał Pucharu Anglii, w którym w końcówce meczu Cantona pokonał Jamesa, dzięki czemu Manchester United wygrał i zdobył FA Cup. Dużo było takich spotkań, tak naprędce nie jestem w stanie podać jednego jedynego.

Gdyby miał pan stworzyć listę najważniejszych cech współczesnego trenera, jakie byłyby to umiejętności? Który z obecnych menedżerów najbardziej wpisuje się w taki profil?

– Myślę, że jestem jednym z wielu, którzy wskazaliby na Jose Mourinho, na tego, który odnosił sukcesy we wszystkich klubach, w których pracował i robił to w sposób niemal perfekcyjny. Nawet w Realu Madryt, w którym w ostatnim sezonie nie zdobył żadnego z trofeum, jednak wcześniej po to mistrzostwo Hiszpanii sięgnął. Myślę, że to jest człowiek, który świetnie współpracuje z mediami, co we współczesnym świecie jest niezwykle ważne. Ma dobry kontakt z zawodnikami, no i jest przede wszystkim bardzo dobrym organizatorem. Jego myśl szkoleniowa, choć ciężko tutaj ocenić jak dużą pracę w tym względzie wykonuje menedżer, a jaką trenerzy, którzy tworzą sztab szkoleniowy. Wiadomo, że w wielkich klubach, to nie jeden menedżer, ale kilku czy nawet kilkunastu trenerów ma jakiś tam wpływ na końcowy efekt i na wynik w lidze czy pucharach. Myślę więc, że świetnie współpracuje z ludźmi i potrafi słuchać. Potem, to naturalnie, on podejmuje najważniejsze decyzje, ale sądzę, że potrafi słuchać i też przyznać się do błędu. Jego akcje w wielkich klubach stoją tak wysoko, że nawet jeśli coś mu nie pójdzie, jeśli ktoś go zwolni z pracy, to może być pewien, że za chwilę odezwie się tak samo duży albo jeszcze większy klub od tego, w którym pracował do tej pory.

Jeśli miałby Pan możliwość wyselekcjonowania jedenastki, złożonej wyłącznie z zawodników grających w klubie z Old Trafford na przestrzeni ostatnich 20 lat, kto by się w niej znalazł?

– W bramce na pewno Schmeichel albo Edwin van der Sar, gdyż De Gea, powiedziałbym nawet, że jest podobnej klasy co wspomniana dwójka, ale jest w klubie jeszcze zbyt krótko i myślę, że w takiej jedenastce będzie się nie raz i nie dwa pojawiał. Postawiłbym więc na Schmeichela, w którego żyłach płynie nieco polskiej krwi i z którym miałem przyjemność rozmawiać podczas finałów mistrzostw Europy w Szwecji w 1992 roku. Ze środkowych obrońców najbardziej podobał mi sie Jaap Stam, który co prawda grał krótko, ale był najlepszy na tej pozycji. Ciężko go więc umieszczać w podstawowej jedenastce, można go zawinąć w jakiś komentarz i postawić na innych środkowych obrońców. Lubiłem też bardzo Steve’a Bruce’a, może na niego w towarzystwie Nemanji Vidica bym się zdecydował. Z bocznych obrońców mam miłe wspomnienia co do Dennisa Irwina na lewej obronie, a na prawej Gary Neville, gdyż grał tutaj najdłużej i większej konkurencji nie ma. Chociaż wybitnym piłkarzem nigdy nie był i myślę, że on sam by się z tym nawet zgodził, ale w kadrze i w Manchesterze United grał niemal bez przerwy, jak tylko był zdrowy. Na kolejnych pozycjach jest jeszcze większa zagwozdka, bo jest Roy Keane, Paul Scholes, Ryan Giggs, Cristiano Ronaldo, David Beckham, Eric Cantona i Ruud van Nistelrooy, a też ciężko kogoś z nich posadzić na ławce.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze