Felieton: Lukaku – chłopak z sąsiedztwa

Błażej Duda
Zmień rozmiar tekstu:

Dziennikarz „The Telegraph” Sam Wallace postanowił prześledzić historię Romelu Lukaku od chłopca stawiającego pierwsze kroki w świecie piłki po nową dziewiątkę Manchesteru United i spotkał się z osobami, które ukształtowały napastnika.

Felieton Sama Wallace’a – treść oryginalna

Dom w którym dorastał stoi pod numerem 71 na ulicy małego miasteczka Wintam, pomiędzy Brukselą a Antwerpią. Jeśli wiesz, gdzie szukać, za kilkoma rzędami mieszkań socjalnych możesz znaleźć pokryty trawą plac, gdzie Romelu Lukaku codziennie grał w piłkę jako dziecko.

To historia napastnika, który od przyszłego sezonu będzie nosił numer dziewięć w Manchesterze United; historia belgijskiej gwiazdy, która zaliczyła debiut w wieku 16 lat i której ścieżka kariery prowadziła tylko w górę od momentu, gdy został odkryty jako 12-latek o niespotykanej budowie i szybkości.

Wintam to przytulne, niezapadające w pamięć miejsce – z pewnością nie jest to brudna mieścina z piłkarskiego folkloru – a oprowadza nas po nim 23-letni Vinnie Frans, który jest najlepszym przyjacielem Romelu, odkąd obaj mieli 6 lat. Frans pamięta dzień, w którym rodzina Lukaku wprowadzała się do nowego domu i jak odjeżdżając samochodem, machali przez okno do mamy Romelu, Adolphine.

– Pierwszego dnia szkoły zapukałem do jego drzwi i zapytałem czy pogra w piłkę. Odtąd robiliśmy to codziennie, tylko ja, on i jego brat Jordan. Rom już wtedy był wielki, ale nie miał za dużo mięśni, był wysoki i naprawdę szybki. Mówiłem mu: „Rom, jesteś duży, ale z wiekiem będziesz coraz wolniejszy, musisz ćwiczyć sprinty”.

Jednak Romelu nie zamierzał zwalniać. W rzeczywistości zadziwił wszystkich, którzy przewidywali, że jego fizyczna przewaga jako chłopiec szybko zostanie zniwelowana. Frans był z Romelu na wakacjach w Los Angeles, kiedy napastnik podjął decyzję o przejściu do United zamiast Chelsea. Frans wspomina rozważania nad wyborem Romelu i dwójka przyjaciół wspólnie doszła do wniosku, że to United wykazało więcej inicjatywy poprzez trzy różne propozycje. – „Kto chce cię najbardziej?” – zapytałem. Odpowiedział: „United!”.

Zdjęcia na telefonie Fransa z tych wakacji są z zupełnie innego świata niż Wintam. Frans stoi w bramce pół-profesjonalnego zespołu Zaventem w czwartej lidze belgijskiej, a na co dzień pracuje jako ochroniarz w brytyjskiej szkole w Brukseli i wykorzystał urlop żeby odwiedzić starego przyjaciela. Otrzymał szansę spędzenia wakacji z Paulem Pogbą czy gwiazdą NBA Serge’em Ibaką, ale najbardziej cieszy go sięgająca dzieciństwa przyjaźń z Romelu. – Romelu nie zapomina skąd jest. To cecha, która cieszy. Są ludzie, którzy po zdobyciu pieniędzy nawet cię nie rozpoznają.

Wspomina, że Romelu nie było łatwo w młodszych latach. – Wiele osób mówiło na jego temat farmazony, bo był bardzo szybki i strzelał wiele bramek. Rodzice zarzucali, że jest starszy niż w rzeczywistości. Myślę, że to było trochę rasistowskie. On i jego brat byli jedynymi czarnoskórymi chłopakami w okolicy. Nasze rodziny były bardzo blisko. Jeśli któraś miała problem z pieniędzmi, zawsze mogła liczyć na pomoc, a pożyczkę zawsze spłacano.

Obaj chłopcy oglądali nagrania ojca Romelu, Rogera, będącego profesjonalnym piłkarzem, który po wyjeździe z Kongo trafił do Belgii i zaliczył udaną, choć niezbyt dochodową karierę jako napastnik, m.in. w okolicznym Rupel Boom. – Mówiłem: „Kurczę, twój ojciec był dobrym piłkarzem”, na co Rom mówił: „Chcę zdobywać bramki tak jak on”. Koniec końców rozwinął się bardziej niż ojciec. Roger był maszyną do zdobywania bramek głową. Rom ma wszystko – lewą i prawą nogę.

Chłopcy uczęszczali do szkoły podstawowej w Huveneers i obaj dołączyli do akademii profesjonalnego klubu Lierse SK, który w 2006 roku znalazł się w centrum skandalu w związku z ustawianiem meczów, przez co stracili wiele utalentowanych piłkarzy, w tym Romelu i Jordana, na rzecz Anderlechtu. Vinnie wspomina, że każdego dnia kierowca zgłaszał się po Romelu, żeby przewieźć go do Brukseli na trening, zanim ostatecznie się tam przeniósł.

Przez pewien czas bracia Lukaku mieszkali w jednym mieszkaniu w Brukseli, w dystrykcie Molenbeek, który później stał się znany jako kolebka dla islamskich terrorystów. Vinnie pamięta, że bracia mieszkali na prywatnym osiedlu, ale tak czy inaczej, ówczesne Molenbeek nie było tym, na co wskazuje najnowsza smutna historia, lecz zróżnicowaną, przyjazną społecznością z licznymi betonowymi boiskami.

– Pamiętam dzień jego debiutu w pierwszym zespole. Zapukałem do drzwi i jego matka przekazała, że będzie grał. Był w pierwszym zespole, a Anderlecht grał o tytuł ze Standardem Liege. Byłem bardziej zestresowany od niego. Dla niego to było marzenie.

Zmierzch zarysowuje się na niewielkim poletku trawy, na którym rozegrane zostało tyle spotkań. – Graliśmy w trójkę: ja, Jordan i Rom przeciwko 20 dzieciakom, a i tak wygrywaliśmy. – Frans powrócił właśnie z treningu i musi wracać do domu, by zdążyć na pierwszą zmianę o 4 rano w Brukseli.

W niedalekim mieście Boom spotykam się z Erwinem Wosky i jego żoną Ingrid. 54-letni Wosky, miejscowy listonosz był trenerem drużyny U-7 Rupel Boom, gdy w 1999 roku zgłosił się do niej 6-letni Romelu. Rozegrał tam kolejne cztery lata, do momentu, gdy nie zepsuł się rodzinny samochód i Romelu nie mógł jeździć do Boom. Następny sezon spędził z Wintam, gdzie ostatecznie został zauważony przez Lierse SK.

– Był bardzo nieśmiały i niezbyt skoordynowany; o głowę przerastał resztę chłopców. Nawet w wieku sześciu lat nosił buty rozmiar 39. Co mogę powiedzieć… był wysoki, silny, szybki i gdy zdecydował się na strzał, był to pewny gol. Zawsze chciał mieć piłkę i zawsze chciał wygrywać.

Wosky prowadził drużynę, bo grał tam ich syn Nils, który teraz pracując jako nauczyciel, dalej jest związany z amatorską piłką. Nils ma swoją ulubioną historię związaną z Romelu, gdy przyszło im spotkać się po przeciwnych stronach barykady – Nils grał dla Beerschot, a jego dawny kolega dla Lierse.

– Mój syn grał w obronie, gdy Romelu dostał piłkę w pobliżu koła środkowego – wspomina Ingrid. – Nils musiał odebrać mu piłkę, ale nie mógł się do niego zbliżyć, więc złapał go za koszulkę. Romelu po prostu go za sobą pociągnął. W końcu mój syn go puścił i się przewrócił, a Romelu oczywiście zdobył bramkę. Sędzia powiedział później: „Nie gwizdałem, bo widać było co się stanie”.

– Kiedyś oglądaliśmy Romelu w meczu z Serbią i jeden z obrońców bezskutecznie próbował złapać go za koszulkę. Pomyślałem: „Nie tylko ja mam z tym problem” – mówi Nils.

Gdy Romelu grał w Rupel Boom, w tym samym czasie, gdy jego ojciec występował w pierwszej drużynie, Erwin starał się chronić go jak najlepiej przed trenerami i rodzicami z przeciwnych zespołów, którzy podważali jego wiek. – Jeden z trenerów w Wilryk zrobił z tego straszną aferę i to dotknęło Romelu. Zmarnował sytuację bramkową i słychać było śmiechy z drugiej strony. Powiedziałem mu, żeby o tym nie zapomniał i w następnym meczu wbił im pięć bramek.

– Ludzie skarżyli się, że to niesprawiedliwe, że Romelu grał w swojej grupie wiekowej, że to oszustwo. Powtarzałem jednak jasno: Romelu urodził się w Belgii i nie ma żadnych wątpliwości co do jego wieku.

Erwin i Ingrid zostali zaproszeni na trening reprezentacji Belgii w centrum treningowym w Tubeke w zeszłym roku i gdy Romelu ich zauważył, odsunął ochroniarzy, żeby mogli zejść na dół. Prezentują mi zdjęcia na telefonie. – Nadal mówi do mnie „trenerze”. Nie moglibyśmy być z niego bardziej dumni. Ma wielkie serce i nie zapomina, skąd pochodzi.

W centrum treningowym Anderlechtu w Brukseli, dwóch mędrców belgijskiej piłki dyskutuje o talentach, jakie wydała na świat ich akademia w ostatnich latach. Za biurkiem siedzi Jean Kindermans, dyrektor Anderlechtu do spraw młodzieży, a po drugiej stronie kolega Dirk Gyselinckx – koordynator programu i człowiek, który odkrył Romelu.

Romelu miał 12 lat, gdy Gyselinckx odebrał telefon od Marcka van Hooymissena, przyjaciela siostry, który stwierdził, że znalazł niezwykły talent w Wintam. Gyselinckx pojechał na mecz i bez namysłu zakontraktował Romelu do akademii swojego ówczesnego pracodawcy, Lierse. Później przeniósł się do Anderlechtu i gdy Lierse trawił kryzys, zrekrutował Romelu i Jordana.

W Anderlechcie znana jest długa lista tych, których nie udało się zatrzymać; którzy zdaniem Kindermansa odeszli za wcześnie. Wśród nich są Adnan Januzaj i Charlu Musonda, który odszedł do Chelsea. Inni, jak 20-letni Youri Tielemans, sprzedany do Monaco za 25 milionów, pozostali nieco dłużej. Gdy Kindermans mówi o tragedii związanej z kuszeniem młodych piłkarzy przez akademie Premier Leagu, zanim zadebiutują w Anderlechcie, widać, że nie jest mu do śmiechu.

– Nie boję się przyznać, że Romelu był dla nas bodźcem do uruchomienia programu „Purple Talents”. Pamiętam, że wraz z Dirkiem i Rogerem spotkaliśmy się w 2008 roku i Roger powiedział, że może zabrać Romelu do Lille, gdzie mieli centrum rozwoju. Mógłby tam żyć i pracować. Dlatego uruchomiliśmy program, dzięki któremu nasi chłopcy mogli chodzić do szkoły w Brukseli i zamiast czterech, trenować siedem razy w tygodniu. Uważam, że jesteśmy dziś jednym z najlepszych klubów w Europie jeżeli chodzi o rozwój młodzieży i to Romelu przykuł do nas uwagę.

Z Romelu w centrum tego wszystkiego, klub rozwinął program nie do poznania. Część sesji treningowych obejmowała ćwiczenia jeden na jeden z trenerem, które miały oszlifować go technicznie. – Jeśli dziś potrafi strzelić gola lewą i prawą nogą oraz głową, to dlatego, że nauczył się tego tutaj – twierdzi Kindermans.

Wśród rówieśników w Lierse był nie do powstrzymania, w zespole, który Gyselinckx wspomina jako „dziesięciu chłopców w obronie wybijających piłkę na oślep do Romelu”. W Anderlechtcie musiał przywyknąć do gry w zespole, który był częściej przy piłce i do przyjmowania piłki w polu karnym, zamiast galopowania z nią przez pół boiska.

Był też wystawiany dwie lub trzy grupy wiekowe wyżej w obawie, że gdy inni dogonią go pod względem fizycznym, Romelu będzie miał trudności. W wieku 16 lat grał już w pierwszym zespole Anderlechtu i w momencie, gdy przeszedł do Chelsea jako 18-latek miał już rozegranych 98 spotkań i zdobył 41 goli.

– Zaczęliśmy pracować nad jego umiejętnościami technicznymi – mówi Kinderman. – Ocenialiśmy, że jego największymi atutami była szybkość i instynkt strzelecki. Jednak im dłużej był z nami, tym lepiej zdawaliśmy sobie sprawę, że jego najważniejszą cechą był głód. Pomimo przewagi, jaką miał, chciał się rozwijać. Nie był w stanie nawet pójść pod prysznic, jeśli przegrał, albo nie zdobył pięciu bramek na treningu.

– Swój pierwszy profesjonalny kontrakt podpisał bez spojrzenia na kartkę. Jego ojciec zaakceptował umowę i powiedział: „Jean, po prostu pozwól mu to podpisać, ale niczego mu nie pokazuj”. Przewracałem więc rogi kartek z miejscem na podpis. Romelu nie był zainteresowany swoimi zarobkami. Bardzo śpieszył się, żeby wyjść, bo zaczynał się trening.

Gyselinckx z zadziwieniem przypomina sobie o wątpliwościach, jakie niektórzy wyrażali względem Romelu, nawet w belgijskim związku piłkarskim, gdy zaczął reprezentować kraj na poziomie młodzieżowym.

– Selekcjoner U-16 próbował przekonać mnie i Rogera, że Romelu dostanie miejsce w składzie tylko na lewym skrzydle. Roger spojrzał mu w oczy i wycedził: „Jeśli uważasz, że znajdziesz lepszego napastnika od mojego syna, to nie powołuj Romelu w ogóle. On jest napastnikiem”. Ośmiu rodziców na dziesięciu byłoby szczęśliwych, że ich syn w ogóle jest w drużynie. Mówiliby „Jasne trenerze, może nawet zagrać w bramce”. Jednak Roger wiedział, że jego syn jest łowcą bramek i całkowicie pokładał w nim wiarę.

Romelu w zeszłym roku odwiedził Anderlecht i w rozmowie z trenerami dowiedział się o ich obawach co do nastawienia chłopaków z U-21. – Zapytał, czy może porozmawiać z drużyną – mówi Kinderman. – Przyszedł po treningu i usiadł na środku, na stole do masażu. Ja stanąłem z boku, żeby go posłuchać i uwierzcie mi, dostałem gęsiej skórki. Powiedział im: „Musicie pracować ciężko, jesteście teraz w klubie, który jest jednym z najlepszych w Europie w rozwijaniu talentów. Nie myślcie, że gdzie indziej będzie wam łatwo. Ja odszedłem i zdecydowanie nie było mi łatwo.

– Czasem jako facetowi po pięćdziesiątce jest mi ciężko dotrzeć do chłopaków. Jednak tamtego dnia można było usłyszeć mysz przemykającą po podłodze. Wszyscy słuchali Romelu.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze