Felieton: sir Alex Ferguson, moja inspiracja

Mateusz Pawlak
Zmień rozmiar tekstu:

Gdy byłem dzieckiem i dowiedziałem się o istnieniu klubu Manchester United, dość szybko dotarła do mnie informacja, że w tym klubie trenerem jest sir Alex Ferguson. Był rok 2002 i nie były to czasy internetu, gdzie można było wyciągnąć z kieszeni cudowne małe urządzenie, które udzieliło każdej informacji. Były to czasy telegazety i czasopism sportowych, za którymi niejednokrotnie czekało się pod kioskiem. Postać sir Alexa od razu mnie bardzo mocno zaintrygowała i zainteresowała. Informacje, które potrafiłem o nim znaleźć robiły na mnie ogromne wrażenie – wyrzucenie w przeszłości z drużyny niepokornych zawodników, potrójna korona, przywrócenie klubowi chwały, filozofia ofensywnego futbolu, gra młodzieży tylko w czarnych korkach, i chyba co najważniejsze, czyli czas przebywania w klubie. Nawet w oczach dziecka to był ktoś, kto zdecydowanie wyróżniał się na tle innych. Był stanowczy w tym co robił i co najważniejsze, przynosiło to efekty.

Zacząłem dorastać wraz z Fergusonem, co niosło ze sobą mnóstwo zalet, gdyż przekładanie jego wartości na własne życie było jednym z najlepszych pomysłów na jakie mogłem wpaść, ale były również minusy… bo skoro uparcie i stanowczość Fergiego przynosiły mu sukcesy, to dlaczego nie miałoby to zadziałać u mnie? Typowa żelazna logika dziecka, który kimś się zachwycił. Tak też w moim dzieciństwie było kilka sytuacji, w których moja mądra głowa wymyśliła sobie zupełnie absurdalne postanowienia. Przykładowo, że nie będę się uczył biologii, bo mi ona w ogóle nie jest potrzebna, a zamiast tego będę uczył się dwa razy więcej matematyki. Przecież gdy Fergi mówił, że coś nie jest mu potrzebne, to nie było, a gdy mówił, że coś jest potrzebne, to było potrzebne i to udowadniał. Po kilkunastu latach mogę śmiało powiedzieć, że z tą biologią to był dobry wybór (udowodniłem to, niczym Fergi!), ale… wyobraźcie sobie sytuację, że rodzic idzie do szkoły podstawowej i dostaje kartkę, na której z części biologicznej przedmiotu o nazwie „przyroda” widnieją same najniższe stopnie, zaś z całej reszty bardzo dobre. Moi rodzice mogli na uszach stawać, a nie można było do mojej głowy przemówić w żaden sposób, że trzeba się tego nauczyć, bo ja przecież postanowiłem, że nie jest mi to potrzebne. I koniec kropka. Prędzej wziąłbym nożyczki w rękę i pobiegł na Ministerstwo Edukacji, aby udowodnić swoje racje, niż wziął książkę z układem kostnym człowieka do ręki.

Mogę rzec, że dzięki Fergusonowi stałem się pewnego typu… bojówkarzem. I w pewnym stopniu, pozostałem nim do dnia dzisiejszego. W przeszłości „fergusonowanie” częściej wychodziło mi na złe, niż na dobre, jednak z wiekiem powoli się to zmieniało. O ile jako dziecko bardzo szybko nauczyłem się stanowczości we wszystkim co sobie ubzdurałem, bez względu na konsekwencje, o tyle z czasem, głównie dzięki mojemu tacie, zacząłem przekładać tą stanowczość na takie aspekty mojego życia, w których przynosiło mi to profity. Może profity to złe określenie, bo przecież nie wygrywałem trofeów, więc chyba lepiej użyć słowa efekty. Tak więc, dawało to efekty.

Dobrych cech przejętych od Szkota nigdy nie będę żałować – stanowczość, mentalność, styl bycia, sposób wypowiedzi, bycie bardzo otwartym człowiekiem dla każdego i zarazem zachowanie przy tym szacunku dla innych. Rzecz jasna dla osób które na szacunek zasługują, gdyż wybuchowość i umiejętność słynnej „suszarki” także udało mi się w całkiem niezłym stopniu opanować. Jeśli więc gdzieś kiedyś zobaczycie kogoś, kto potrafi wpaść w furię ze względu na czyjąś niekompetencję, to mogę być właśnie ja. Aczkolwiek suszarka nie była rzeczą codzienną, więc i mi one się rzadko, na całe szczęście, zdarzają.

Jestem wdzięczny sir Alexowi również za pokazanie mi, że do sukcesu dochodzi się po swojemu, osiągając swoje cele poprzez ciężką pracę, a nie robiąc to co robią wszyscy inni w otoczeniu. Dzięki temu zawsze byłem odporny na wpływ środowiska, w którym się znajdowałem. Nigdy kompletnie nie obchodziło mnie co robią inni. Nie dlatego, że uważałem się za lepszego od innych, tylko dlatego, że Fergi tak robił. Pamiętam przez mgłę jedną z konferencji sprzed kilkunastu lat, którą udało mi się zobaczyć, i on wtedy powiedział słowa brzmiące mniej więcej tak – nie ważne ile bramek nam strzelą, bo my strzelimy im jedną bramkę więcej. Niesamowicie mocno utkwiło mi to w pamięci, ponieważ nie było w tym wywyższania się czy lekceważenia rywala. Z tych słów emanowała tak ogromna pewność siebie i stanowczość, że nie da się tego wyrazić słowami. Sir Alex twierdził, że skoro on coś postanowił, to tak się stanie. Rywal może robić na boisku co chce, a Manchester United i tak strzeli jedną bramkę więcej. On tymi słowami nikomu nie ujął klasy, bo nawet gdyby przeciwnik strzelił kilka bramek, co nie było prostym zadaniem, to go nie interesowało. Po prostu on robi swoje, bez względu na to co robią inni.

Mając kilkanaście lat, czyli będąc w wieku typowego i jeszcze do niedawna powszechnego gimbusa, dzięki postawie Fergiego, jak i również dzięki moim rodzicom, którzy pomimo mojej burzliwej postawy starali się mną kierować najlepiej jak potrafili, umiałem dokonywać bardzo dobrych wyborów, których z perspektywy czasu nie żałuję i żałować nie będę. Przykładowo, w wieku nastolatka przychodzi czas, gdzie pojawiają się używki typu papierosy. Wśród nastolatków wiele osób nie chce czuć się odrzuconym przez grupę, nie chce od innych odstawać lub po prostu boi się odstawienia na boczny tor przez rówieśników, którzy potrafią być brutalni. Znam osoby, które zaczęły palić, bo przecież wszyscy palili, to i oni także. Nie chcieli być gorsi. Zrobili to co zrobiło ich otoczenie. Mi niejednokrotnie proponowano papierosy i nie raz mówili – weź tylko bucha, tylko spróbuj. Dziękuję Panie Ferguson, bo dzięki Panu miałem to serdecznie w czterech literach. Kompletnie mnie nie interesowało co robią inni, bo przecież Fergi mi pokazał, że trzeba robić swoje.

Mentalność Szkota była o tyle fajna, że swoją postawą i zachowaniem pokazywał, aby przy tym wszystkim co się robi, nie krytykować innych za to co robią i wybierają. Tak więc jeśli ktoś robił coś, czego ja nie chciałem, to nigdy nie uważałem że jest ode mnie gorszy. Jeśli wybrałeś, że palisz, to ok. Każdy ma swoje życie i podejmuje swoje wybory, ja nigdy nikogo za te wybory nie krytykuję. Sir Alex wręcz pokazywał, że szacunek każdemu człowiekowi na świecie się należy, gdyż mnóstwo osób z otoczenia United mówiło, że niejednokrotnie rozmawiał z pracownikami klubu na każdym poziomie. Nie ważne czy ktoś był ogrodnikiem w centrum treningowym, pracownikiem na stadionie, piłkarzem czy członkiem sztabu, on dla każdego potrafił znaleźć czas. Wszystkich traktował równo, nikogo nie wywyższał, pomimo iż przecież był najważniejszą osobą w Manchesterze United. Uważam podejście Fergusona do życia za zdrowe i cieszę się, że stał się moim idolem. Cieszę się, że mogłem przy nim dorastać i czerpać te pozytywne wartości. Wiem, że w Polsce bardzo mocno panuje mentalność, że zamiast interesować się sobą i swoim życiem, to wielu woli zająć się krytykowaniem innych, ale ten poziom odmóżdżenia przemilczę. Naprawdę szkoda mi takich ludzi, gdyż ich życie musi być naprawdę smutne i nudne.

Sir Alex nauczył mnie jeszcze jednej bardzo pięknej rzeczy, która dzisiaj jest coraz rzadszym okazem wśród wyznawanych przez ludzi wartości – lojalność. Słowo to można w tym przypadku zastąpić innymi pięknymi słowami, takimi jak pasja, poświęcenie, oddanie, miłość czy przywiązanie. Jeśli ktoś myśli, że Ferguson, gdyby tylko chciał nie mógłby odejść z klubu do innych gigantów piłkarskich, to jest niespełna rozumu. Pisałem wyżej o jego stanowczości, prawda? Jednak on pokochał Manchester United i sprawił, że ten klub pokochały miliony, w tym i ja. Swoją postawą pokazał mi, że przywiązanie i lojalność to coś pięknego. Coś o co warto dbać i co warto pielęgnować. Pokazał mi to nie tylko sobą, ale również swoimi zawodnikami, bo przecież to on wychował takich piłkarzy jak Paul Scholes czy Ryan Giggs. Wlał w ich serca tą samą pasję co w moje serce, zainspirował ich sobą gdy byli dzieciakami, tak jak zainspirował mnie gdy byłem dzieckiem, i sprawił że pokochali klub na zawsze, tak jak i ja pokochałem. Taki był Fergi. On sprawił że nie tylko Scholes, Giggs i ja zakochałem się w czerwonych barwach z Manchesteru, ale zrobiły to również miliony innych ludzi. Zaryzykuję stwierdzenie, że on swoją osobowością potrafił przyciągnąć do klubu więcej kibiców, niż jakikolwiek piłkarz w jakimkolwiek klubie. On to robił przez to jaki był, a nie tylko przez to co robił. Tym właśnie wyróżniał się sir Alex Ferguson. Czyż to nie piękne móc powiedzieć, że żyło się i dorastało w czasach geniusza, który nie tylko był trenerem, ale również wzorem dla milionów ludzi?

Dlaczego napisałem ten powyższy tekst? Co ma on na celu? Chwalić się, czy żalić? Jedno i drugie. Chwalić, że żyłem i dorastałem wraz z Fergusonem, że mogłem czerpać z niego inspirację a żalić… dlatego, że ludzi z taką mentalnością dzisiaj brakuje. Ja miałem swojego bohatera, swojego idola, który udowadniał swoją wartość poprzez swoją pracę i postawę, a nie fryzurami i pajacowaniem w internecie. Bardzo mocno ubolewam, że w dzisiejszych czasach takich ludzi jest z dnia na dzień coraz mniej. Jeśli ktoś Fergiemu powiedziałby, że ma zrobić coś tylko dla komercji, to przerzuciłby tego człowieka własnymi rękami przez trybunę stadionu i zakazał mu wracać do końca życia. On zawsze robił swoje. Takich wzorców, takich idoli oraz takich inspiracji, życzę każdemu z całego serca.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze