Opinia: nie bądźcie naiwni

Maciej Jagieła
Zmień rozmiar tekstu:

Co pozytywnego można napisać o aktualnym Manchesterze United? Ma w swoim składzie Davida de Geę, bardzo dobrze ogląda się Marcusa Rashforda, a murawa na Old Trafford jest zawsze zielona.

Próby jakiegokolwiek pozytywnego podsumowania tego sezonu są żałosne. Dziwię się, że ktoś w ogóle próbuje streścić ostatnie miesiące i znaleźć coś dającego nadzieję na rozpoczynające się w sierpniu kolejne 9-miesięczne zawody. Nikt nie lubi rzeczy oczywistych – ani o nich słuchać, ani o nich mówić. Śmieszy mnie więc ta „merytoryczna” dyskusja w komentarzach czy na Facebooku. Dlatego więc jeśli chcemy w zdecydowany sposób bardzo krótko napisać o sezonie 17/18 w wykonaniu Czerwonych Diabełków (celowo użyłem zdrobnienia), to trzeba napisać, że jesteśmy beznadziejni i mamy zieloną murawę na Old Trafford. Rzeczy tak samo oczywiste.

Śmiejemy się z Arsenalu, śmiejemy się z Liverpoolu. I nie, nie chcę się zastanawiać czy powinniśmy, czy nie. Szczerze? Mnie nie jest do śmiechu, nie śmieszy mnie tragiczna forma Arsenalu (bo my takim Arsenalem możemy być za kilka lat), nie śmieszy mnie także to, że Liverpool gra, ale nie wygrywa (bo po prostu smutne jest to, że chyba każdemu fanowi United lepiej się ogląda Scouserów). Prawdą jest, że w tym sezonie liczy się tylko Manchester City, a za kilka lat wspomnieniem sezonu 2017/18 będzie drużyna Guardioli oraz jej odjazd reszcie ligi. No, i może dwumecz United z Sevillą.

Jest jeszcze Puchar Anglii. Fajny, ale to wciąż – zależy jak w Anglii układa się sezon – albo puchar pocieszenia, albo puchar dodający argumentów przy dyskusji o dominacji w kraju.

Nie wierzę, że go wygramy. Jak nie przegramy z Tottenhamem, to z Chelsea. I nie wierzę w to, że Mourinho potrafi grać takie mecze. Dawny Mourinho z pewnością, a tego Mourinho stać jedynie na skrytykowanie Luke’a Shaw, wypuklenie swoich wcześniejszych osiągnięć na konferencji prasowej i zejście do szatni kilka sekund przed końcem spotkania.

Naszym problemem jest to, że nie patrzymy na „tu i teraz”, ale zbyt dużą uwagę przywiązujemy do przeszłości i bardzo długo wierzymy w coś, co początkowo wydawało nam się jedyną słuszną prawdą. Nie umiemy się przyznawać do błędów, nie lubimy tego. Ja nie mam problemu ze stwierdzeniem, że chciałem Mourinho w United, ale tak naprawdę – widzę to dopiero teraz – nikogo innego tutaj i tak nie można było zatrudnić. Usprawiedliwiałem Woodwarda i całą tę ekipę zanim tak naprawdę miałem swój własny materiał do analizy.

Co widzieliśmy w momencie ogłoszenia tej wiadomości? Widzieliśmy młodego, aroganckiego Mourinho z Porto, który z Chelsea zdominował ligę angielską ponad 10 lat wcześniej, wygrywał z Interem, Real Madryt usprawiedliwialiśmy niespodziewaną dominacją Barcelony, a w jego drugim wejściu do Chelsea widzieliśmy tylko mistrzostwo Anglii, którego jesteśmy spragnieni.

To właśnie nasze pragnienie sukcesu doprowadziło nas do takiej sytuacji. Sir Alex Ferguson zawsze mówił o solidnych fundamentach, a tymczasem zatrudniliśmy menadżera, który nie jest z tego znany, bo po prostu jest zadaniowcem. I co nam z tych wykonanych przez niego zadań, skoro później zostawia jeszcze większy syf?

Kibice są zbyt romantyczni. Gniewamy się i obrażamy na zawodników, którzy odchodzą z naszej drużyny, a oni przecież mają kilkanaście lat na zarobienie pieniędzy na resztę swojego życia. Każdy woli zarabiać więcej, pracować w lepszych warunkach, mieć ogrom możliwości na spędzanie wolnego czasu. Było tak zawsze i zawsze tak będzie. Tak jak z wiadomościami w telewizji. Starsi ludzie narzekają, że teraz świat jest niebezpieczny, tyle zła jest na ulicach, a tak samo było od zawsze. Po prostu 40 lat temu nie było całodobowych programów informacyjnych. W piłce nożnej tak samo – w bardzo wyjątkowych tygodniach oglądaliśmy dwa mecze na żywo, wiedzę czerpaliśmy z telegazety i Przeglądu Sportowego, więc futbol był dla nas zawsze romantyczny. Nie czytaliśmy chociażby o wybrykach Lee Sharpe’a, który miał bardzo luźne podejście do życia i możliwe, że tak samo wkurzał innych tańcem jak Jesse Lingard. Po prostu się starzejemy i chcemy wrócić do tamtych czasów.

I ten nasz ukryty romantyzm, ukryte dążenie do futbolu z lat 90-tych i początku tego tysiąclecia (jeśli chodzi o mnie), przeszkadza nam w chłodnej ocenie możliwości i umiejętności. David Moyes był dla nas nowym, młodszym Fergusonem (och, jacy my byliśmy naiwni), Louis van Gaal był wyczekiwanym zbawcą ze swoją własną filozofią, a Jose Mourinho miał być – koniec końców – tym jedynym, który mógłby to wszystko naprawić. Do trzech razy sztuka.

O, a propos romantyzmu – wielu jeszcze chciało zostawić ówczesnego tymczasowego menadżera, czyli Ryana Giggsa. Czy to nie był właśnie najlepszy przykład tego przesadzonego romantyzmu? Dać komuś zadanie odbudowania klubu tylko dlatego, że ma na nazwisko Giggs i dobrze grał lewą nogą? Śmiejemy się z „Més que un club”, a sami notorycznie próbujemy zrobić z United klub wyjątkowy, a tak naprawdę tę wyjątkowość straciliśmy już wiele lat temu – w momencie kiedy staliśmy się maszynką do zarabiania pieniędzy, bo taki jest dziś futbol na najwyższym poziomie.

Efekt tego wszystkiego jest taki, że mamy menadżera buraka, brak perspektyw i 99% pewności, że po Portugalczyku bałagan będzie jeszcze gorszy niż był. Inni będą nam odjeżdżali piłkarsko, wzmacniali się, a my będziemy nieefektywnie wydawać grube pieniądze i babrać się we własnym syfie. Ucieknie nam de Gea, ucieknie albo rozmieni się na drobne Rashford, zestarzeje się każdy inny zawodnik „w miarę dobrze sobie u nas radzący, ale za słaby na inne kluby z czołówki najważniejszych lig w Europie”. Czyli przeciętniak i wygodniś.

Nie oczekujcie, że następny sezon będzie przyjemny. Przygotujcie się latem na jakiś kiepski, średniawy transfer (ale oczywiście drogi), konflikt w drużynie i rozwiązanie kontraktu z Jose Mourinho. To już ten moment w jego przygodzie z United.

Podczas pisania tego tekstu nie ucierpiało żadne zwierze, ale Paul Pogba zdążył przyciąć i pofarbować swoje włosy.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze