Wywiad z Jose Mourinho: boli mnie czytanie kłamstw na temat konfliktów w klubie

manutd.com Sebastian Słabosz
Zmień rozmiar tekstu:

Menedżer Manchesteru United, Jose Mourinho, przed nadchodzącym meczem ligowym z Brighton udzielił obszernego wywiadu dla klubowej stacji MUTV, w którym oprócz odniesień do nadchodzącego niedzielnego pojedynku mówił m.in. o swoich nowych współpracownikach w sztabie szkoleniowym, o Fredzie i Andreasie Pereirze, a także o rzekomych wewnątrz klubowych konfliktach.

Podczas lata na Old Trafford, a także w klubowym ośrodku treningowym dokonano usprawnień w postaci remontu szatni. Jesteś zadowolony z tych zmian?

– Jestem naprawdę z tego powodu zadowolony. Nie mówię, że do tej pory były one w złym stanie, ale od początku swojego pobytu tutaj uważałem, że w tym zakresie widać potrzebę dokonania usprawnień. To nie było łatwe, szczególnie na Old Trafford z uwagi na wymiary pomieszczeń, jednak po przestudiowaniu ich i pewnej pracy projektowej poza kulisami, a także dzięki dużemu wysiłkowi osób zajmujących się tym podczas okresu letniego, kiedy wróciliśmy do treningów obiekty w Carrington wyglądały pięknie. To była pewnego rodzaju niespodzianka dla każdego z nas. Potem niemalże w dogrywce, w doliczonym czasie gry, ludzie wykonali jeszcze większą pracę na Old Trafford i zdążyli z tym przed naszym pierwszym meczem ligowym. Szatnie na stadionie teraz są piękne i wygodne. Świetnie się w nich czuję.

Zmiany możemy także zaobserwować w twoim sztabie szkoleniowym, w którym pojawili Michael Carrick, Kieran McKenna i Stefano Rapetti. Wcześniej wspominałeś już, że twój sztab szkoleniowy stał się dla ciebie niczym rodzina. Czy dołączenie do niego wspomnianej trójki, to jak powiększenie tej rodziny o trzy nowe twarze?

– Jestem naprawdę szczęśliwy z tego powodu. Oczywiście tęsknię za moim przyjacielem, Ruim Farią [Portugalczyk współpracował z Jose Mourinho praktycznie przez całą jego trenerską karierę – przyp. red.], ale nie jako za swoim asystentem, tylko dlatego, że nie można zastąpić swoich przyjaciół. Przyjaciółmi jest się na zawsze. Jednak patrząc już na tę zmianę pod kątem sztabu szkoleniowego, to zawsze można zastąpić jego poszczególnego członka. Właśnie tego dokonaliśmy i zrobiliśmy to w fantastyczny sposób, uzupełniając nasz sztab o trzech nowych trenerów. Jeden był moim piłkarzem [Michael Carrick – przyp. red.], więc dobrze go znam. Oczywiście jest na początku swojej trenerskiej kariery, ale posiada wspaniały potencjał do rozwoju swoich umiejętności w tym zakresie. Kolejny był moim asystentem w Interze [Stefano Rapetti – przyp. red.], więc już znałem jego umiejętności jako trenera od przygotowania fizycznego, a także wiedziałem, że to dobry facet. Kieran McKenna był z kolei młodym trenerem, który w ostatnim czasie pracował blisko mnie, w tym samym budynku. Wiem, że nie ma doświadczenia w przebywaniu z piłkarzami pierwszej drużyny, ale ma doświadczenie w trenowaniu. Uważam więc, że cała ta trójka, w połączeniu z pozostałymi członkami mojego sztabu szkoleniowego, tworzy naprawdę dobre zaplecze szkoleniowe. Poza tym zatrudnienie nowych ludzi daje świetną motywację innym. Myślę, że z tego ruchu bardzo zadowoleni są także piłkarze.

Musisz już mieć dość medialnych historii na temat klubu, które są ciągle przedstawiane w prasie. Kiedy przyjeżdżam do Aon Training Complex w Carrington, to zawsze odnosi się wrażenie, że to przyjemne miejsce. Musisz odczuwać to samo.

– Nie lubię kłamstw. Jeżeli ludzie się ze mną nie zgadzają – czy to eksperci czy też dziennikarze – to nie jest to dla mnie dramat. To coś, co nauczyłem się już szanować. To część tej gry. Jednak kłamstwa to coś, czego naprawdę nie lubię. Uważam też, że wypisywanie ich jest wbrew etyce zawodowej. Kiedy jest się dziennikarzem, to myślę, że taka osoba chciałaby przekazywać ludziom informacje, które mają pokrycie w prawdzie. Ewentualnie jest się typem dziennikarza, który tworzy własne opinie na dane tematy. Jednak wypisywanie kłamstw przeczy temu zawodowi, a należy zaznaczyć, że wiele kłamstw zostało wypowiedziane i napisane. Tymczasem jest tak, jak mówisz. Jeżeli ktoś często przychodzi tutaj, to mogę mu poświadczyć, że życie w naszym ośrodku treningowych, to naprawdę dobre życie. Ludzie mają tu między sobą dobre relacje, są wobec siebie uprzejmi, są dobrze wyedukowani. Nie chodzi mi tutaj jedynie o relacje między mną a pozostałymi osobami ze sztabu szkoleniowego, ale o wszystkich ludzi, którzy tutaj pracują. Traktujemy tutaj wszystkich tak samo, niezależnie od tego czy to osoby z recepcji czy z kuchni. To naprawdę coś pięknego. Uważam, że każdy jest tutaj zadowolony w odniesieniu do życia społecznego, jakie jest prowadzone w klubie. To coś z czego czerpię naprawdę dużą przyjemność i do czego odnoszę się z szacunkiem. Dlatego też boli mnie trochę wypisywanie kłamstw na temat naszych wewnętrznych problemów, których tak naprawdę nie ma.

Przed pozyskaniem Freda wspominałeś, że drużyna bez Brazylijczyka w składzie to tak naprawdę nie drużyna. Teraz masz dwóch Brazylijczyków w zespole w postaci wspomnianego Freda i Andreasa Pereiry.

Andreas Pereira to w połowie Brazylijczyk, na którego karierę bardzo duży wpływ miała europejska piłka! Jednak jego natura i DNA to faktycznie cechy z Brazylii, tu muszę ci przyznać rację. Myślę z kolei, że tutejsi ludzie polubili już Freda pomimo tego, że zagrał dopiero 70-75 minut na Old Trafford. Ludzie już czują jego pozytywny wpływ na drużynę, a także na budowanie stylu gry, jaki chcemy prezentować. Kiedy go pozyskiwaliśmy, wiedzieliśmy już, że może wpłynąć na dynamikę naszej gry, ponieważ to zawodnik, który jest w stanie zarazić pozostałych, aby poszli w jego ślady i grali w taki sposób, w jaki on postrzega piłkę nożną i w jaki lubi grać. Dlatego też jesteśmy naprawdę zadowoleni z powodu sprowadzenia go do naszej drużyny. Jeżeli z kolei chodzi o jego charakter, to muszę przyznać, że to osoba, którą dobrze jest mieć w pobliżu. Jest zabawny i do tego zawsze ma uśmiech wypisany na twarzy. Nie mówi zbyt dobrze po angielsku, ale rozmawia ze wszystkimi i także wszystkich rozumie, a inni z kolei rozumieją go. To naprawdę bardzo fajny gość, który dodatkowo wniósł do klubu nową muzykę, z czego się cieszymy, bo byliśmy już nieco zmęczeni tą puszczaną ciągle przez Davida de Geę i Ashleya Younga! [uśmiech]

Są dwie drogi dla młodych zawodników, aby dostać się do pierwszej drużyny. Pierwszą z nich jest awans bezpośrednio z drużyn młodzieżowych, co widzieliśmy ostatnio w przypadku Scotta McTominaya. Druga to z kolei zbieranie wcześniej odpowiedniego doświadczenia na wypożyczeniu w innym klubie, co też ostatnio robił Andreas Pereira, który wrócił latem do drużyny już jako piłkarz pierwszego zespołu. Jak bardzo jesteś zadowolony z takiego rozwoju spraw i co powinni robić inni młodzi zawodnicy Manchesteru United, aby pójść w ślady Andreasa i Scotta?

– Ludzie z zewnątrz starają się za wiele nie mówić o młodych zawodnikach tego klubu. Tymczasem w pierwszym naszym meczu przeciwko Leicester City w składzie Manchesteru United znaleźli się piłkarze z Akademii tego klubu, którzy rozegrali łącznie więcej minut niż wychowankowie innych fenomenalnych drużyn z Premier League, które kupowały niemal wszystkich dostępnych na rynku zawodników, a przy tym nie promowali nikogo, kto pochodziłby z fundamentów tych zespołów. Pieniądze służą jednak do kupowania i te drużyny tego dokonały. Tymczasem my mieliśmy na boisku w pierwszym meczu Andreasa Pereirę, Paula Pogbę, Marcusa Rashforda i Scotta McTominaya. Jesse Lingard nie wystąpił w tym meczu, ale tylko dlatego, że wówczas dopiero co powrócił do treningów. Niebawem ponownie będzie grał. W dzisiejszych czasach, patrząc na to, w jaki kierunku idzie piłka nożna, uważam że korzystanie z wychowanków to fantastyczna sprawa, a ja osobiście lubię to uczucie. Lubię to powiązanie piłkarzy z zespołem. Cały czas staramy się, aby to miało miejsce. Nie uważam, aby to było możliwe w każdym kolejnym sezonie [wprowadzanie do składu kolejnych zawodników z Akademii Manchesteru United – przyp. red.], ale staramy się dokonywać tego, co zrobił Pan Van Gaal w swoim ostatnim roku pobytu w tym klubie, wprowadzając do gry Marcusa Rashforda. W kolejnych rozgrywkach w drużynie pojawił się Scott McTominay, a teraz sprowadziliśmy z powrotem Andreasa Pereirę. Myślę, że to jest jeden z obszarów, w których musimy starać się poprawić, ponieważ chcemy utrzymać Manchester United na tym samym poziomie. Potrzebujemy także usprawnić nasz system skautingu, a także kwestię wypożyczeń piłkarzy. Musimy posiadać zawodników, którzy zawsze będą gotowi do powrotu do klubu, tak jak to miało miejsce w przypadku Andreasa. Wygląda na to, że wrócił do nas po to, aby już zostać w drużynie na stałe.

Czy uważasz, że rozwijanie piłkarzy jest w obecnych czasach często pomijane? Czy nie myślisz, że ludzie chcą po prostu widzieć kolejnych nowych zawodników w swoich drużynach, ale jednocześnie nie dostrzegają, co mają w zasobach kadrowych zespołów młodzieżowych i jak ci zawodnicy się rozwijają, tak jak miało to miejsce u nas z Andreasem Pereirą?

– Tak. Myślę, że w przypadku Andreasa Pereiry cały proces odbył się w odpowiedni sposób. Jednak jeżeli zostałby z nami w poprzednie lato, to wtedy, to co będzie się z nim działo prawdopodobnie teraz [pozostanie w pierwszej drużynie Man Utd i włączenia na stałe do jej składu – przyp. red.], mogło już mieć miejsce rok temu. Mimo to jego decyzja o tym, aby udać się na kolejne wypożyczenie nie była wcale taka zła, zwłaszcza patrząc na to z jego osobistego punktu widzenia. Jednak z punktu widzenia piłki nożnej, w naszej drużynie mógł osiągnąć jeszcze większą ewolucję piłkarską niż miało to miejsce w jego przypadku w Valencii. Dlaczego tak uważam? Ponieważ w Valencii grał jako prawoskrzydłowy, lewoskrzydłowy, prawy pomocnik, lewy pomocnik. Tymczasem uważam, że znacznie lepszą pozycją dla niego jest ta obecna, czyli jako typowa „szóstka” lub „ósemka”, gdzie ma do wykonania pewną, specyficzną pracę. Jednak rozumiem, że jego decyzją kierowały typowo ludzkie pobudki, ponieważ czytałem kilka wywiadów, które udzielił. Widzę, że stał się teraz bardziej mężczyzną. Udał się samotnie do obcego kraju. Bez rodziny i przyjaciół u boku. Musiał się nauczyć nowego języka, nowej kultury, nowego stylu życia, a także odmiennego stylu gry w piłkę nożną. To był dla niego kompleksowy, ale też i kompletny proces. Różnił się od tego, który przeszli tacy zawodnicy, jak Scott McTominay czy też Marcus Rashford, ale jako klub jesteśmy naprawdę szczęśliwi, że w każdym z ostatnich trzech lat udało nam się wprowadzić do pierwszej drużyny i zatrzymać w niej jednego piłkarza z naszej Akademii. Są kluby, który umożliwiają swoim wychowankom zadebiutowanie w seniorskim zespole, ale potem ci zawodnicy znikają i nikt nie wie, co się z nimi dalej dzieje. Taki piłkarz znajduje się w statystykach, ale gdzie on teraz właściwie jest? Nikt tego nie wie. Jednak u nas, tych trzech chłopaków – Marcus Rashford, Scott McTominay oraz Andreas Pereira – stało się zawodnikami pierwszej drużyny. Nie są tylko numerami na koszulce. To nasze opcje przy wyborze składu na każdy mecz. To piłkarze, którzy są tutaj po to, aby grać dla tej drużyny. To dla nas fantastyczne, ponieważ wciąż udaje nam się to osiągnąć w każdym kolejnym sezonie.

Na nieszczęście fanów Leicester City podtrzymałeś swój niesamowity rekord wygrywania meczów w roli menedżera na otwarcie sezonu, co jest w pewnym sensie wyjątkowe. Jak ważnym dla ciebie jest start nowych rozgrywek nie tylko z trzema punktami na koncie, ale także z pewnością siebie, jaką piłkarze wynieśli z tego spotkania?

– Oczywiście to fantastyczna sprawa, ale w dwóch sezonach, w których zdobywałem potrójną koronę rozpoczynałem rozgrywki ligowe bez zwycięstwa. Dlatego też uważam, że wygrana w pierwszym meczu nowych rozgrywek jest ważna, ale nie fundamentalna. Można osiągnąć sukcesy bez wygrania pierwszego meczu w sezonie. W obu przypadkach, o których wspominałem, a więc kiedy prowadziłem FC Porto i Inter Mediolan, w swoich pierwszych meczach sezonu remisowałem, a mimo to na koniec wygraliśmy wszystko. Wygrana była dla nas czymś dobrym, zwłaszcza biorąc pod uwagę niezbyt dobry okres przygotowawczy, który mieliśmy. W końcu nie mogłem wówczas pracować z piłkarzami, którzy z sukcesami grali na Mistrzostwach Świata w Rosji. Przez to wrócili do nas później. Przytrafiły nam się także niespodziewane kontuzje piłkarzy, w tym także konieczność dokonania operacji w niektórych przypadkach. Mieliśmy też do dyspozycji zawodników, którzy trenowali zaledwie trzy dni przed naszym pierwszym meczem w lidze. Było trudno. Jednak kiedy zakończyliśmy ten mecz, byliśmy naprawdę zadowoleni i to nie tylko ze względu na zdobycie trzech punktów, ale także dlatego, że ludzie zgromadzeni na trybunach dobrze na to zareagowali. To dodało nam poczucie prawdziwego szczęścia i pomogło nam nabrać pewności siebie przed kolejnym dobrym tygodniem. Mam nadzieję, że ten tydzień zakończy się dla nas dobrze, ale prawda jest też taka, że uważam, iż to już jest dla nas dobry tydzień.

Masz najwyższą średnią procentową zwycięstw [62%] i jednocześnie najniższą średnią procentową porażek [17,36%] ze wszystkich menedżerów w historii tego klubu. Miałeś tego świadomość?

– Nie, nie byłem tego świadomy. Wiem, że to dobry wynik, ale naprawdę nie wiedziałem o tym.

Od tygodnia bądź dwóch w końcu możesz właściwie pracować ze wszystkimi swoimi zawodnikami. Czy czujesz, że nadszedł już czas, aby wszyscy na dobre wrócili do drużyny i byli gotowi na nadchodzące mecze po tak długiej przerwie letniej?

– Tak. Kiedy tylko wróciliśmy z okresu przygotowawczego i w klubie stawili się na treningu zawodnicy, którzy nie wzięli w nim udziału, to natychmiastowo zaczęło nam towarzyszyć poczucie szczęścia. Można było też odczuć, że przyjaciele znów są razem ze sobą. Dziś musiałem już odbyć rozmowę, której nie lubię, ale którą muszę przeprowadzać z piłkarzami, ponieważ w przypadku naszego następnego spotkania, do kadry meczowej mogę wybrać jedynie 16 piłkarzy z pola. Tymczasem obecnie mam do dyspozycji 21 zawodników, którzy znajdują się już w perfekcyjnej kondycji i niesamowicie pracują na treningach. Nie chcę po prostu, aby frustracje, które będą nadchodziły w kolejnych tygodniach, zakłócały ich poczucie szczęścia, różniły grupę i zmieniały sposób, w jaki zawodnicy podczas sezonu muszą pomiędzy sobą rywalizować o miejsce w składzie. Ta grupa piłkarzy, którą obecnie posiadamy, jest naprawdę dobra i naprawdę cieszy się z tego, że przebywa razem ze sobą, że pracuje ze sobą. Dla mnie osobiście praca z nimi jest strasznie łatwa z tego powodu, ale wiemy przy tym, że musimy radzić sobie z pewną frustracją zawodników, która się pojawi i która leży w ich naturze. Kiedy grają, są szczęśliwy. Z kolei kiedy nie wychodzą na boisko, to nie są za bardzo zadowoleni, więc z tym będziemy musieli się zmierzyć podczas tego sezonu. Na szczęście wiemy jednak, że wśród grupy naszych piłkarzy panuje świetna empatia.

Jednak czy to sprawia, że łatwiej jest wytłumaczyć piłkarzom, dlaczego są pomijani przy ustalaniu kadry meczowej?

– Nie. Jednak zrozumieją to wcześniej czy później. Michael Carrick już to wie! [uśmiech] Wie to, a gdy jest się częścią większego świata, to w pewnym momencie się to zrozumie. Mam już za sobą jedną generację piłkarzy, którzy nie grają już w piłkę. Chodzi mi o zawodników FC Porto, których kiedyś prowadziłem. Obecnie wszyscy zakończyli już swoje zawodowe kariery piłkarskie. Gdy rozmawiam z wieloma z nich, czy to przez telefon czy też przez wiadomości SMS bądź spotykając się z nimi na żywo, wiele naszych konwersacji idzie w kierunku tego, jak postrzegali pewne rzeczy, gdy byli jeszcze piłkarzami, a jak robią to teraz jako menedżerowie, trenerzy czy też pełniąc inne funkcje w piłce nożnej. Jednak kiedy grupa zawodników jest silna, to można sobie poradzić z tą frustracją, o której wspominałem, i można także sprawić, aby każdy piłkarz był zawsze gotowy do gry, co jest naszym celem. Chcemy żeby każdy z naszych zawodników był gotowy na moment, w którym będziemy go potrzebować. Na koniec rozgrywek liczy się wkład wszystkich piłkarzy.

Czeka nas teraz mecz z Brighton. Czy masz do przekazania jakieś nowe informacje na temat kontuzjowanych zawodników?

– Nie. Mamy do dyspozycji tych samych piłkarzy, co w pierwszym meczu. Antonio Valencia i Nemanja Matić trenują już z resztą grupy, ale będą dostępni od następnego tygodnia. Jesse Lingard najpewniej będzie gotowy już teraz, ale zasadniczo mamy do dyspozycji tych samych zawodników, co w spotkaniu z Leicester City. Wierzę jednak przy tym, że znajdujemy się za to w lepszej kondycji fizycznej. Dla przykładu poświęcenie Paula Pogby z ostatniego meczu nie będzie już potrzebne w tym nadchodzącym spotkaniu, ponieważ po kolejnych sześciu sesjach treningowych jest już w znacznie lepszej dyspozycji. Romelu Lukaku, Marcus Rashford i Marouane Fellaini, którzy w większości zagrali ostatnio po 20 minut po zaledwie trzech sesjach treningowych, teraz mają za sobą dziewięć dni ćwiczeń, więc ten tydzień był dla nas dobry. W poprzednim tygodniu mieliśmy trochę kłopotów i nie byliśmy zadowoleni z faktu, że musieliśmy rozgrywać swój mecz w piątek, ale teraz gramy w niedzielę, więc mieliśmy długi, dobry tydzień na poświęcenie się pracy.

Jakiego meczu się spodziewasz przeciwko Brighton?

– Przede wszystkim należy przypomnieć, że pod koniec minionego sezonu przegraliśmy na ich boisku. To dla nas więc dobry punkt odniesienia, aby odpowiednio przygotować się na ten mecz. Zasadniczo mają taką samą drużynę, ale są lepsi, ponieważ zainwestowali w kilku nowych piłkarzy. To będzie trudny pojedynek, ponieważ nie jest to drużyna, przeciwko której łatwo się gra. Mają piękny stadion i wspaniałych kibiców. To dobre miejsce do gry w piłkę nożną, a także do spędzenia kilku godzin wolnego czasu przed meczem. Wszystko tutaj jest w najlepszym porządku. Przegrali swój pierwszy mecz w sezonie [0:2 na wyjeździe z Watfordem – przyp. red.] i z pewnością nie są z tego zadowoleni. Nie zagrali zbyt dobrze i Chris Hughton [menedżer Brighton – przyp. red.] wie to lepiej niż ja. Z pewnością będą więc chcieli się poprawić w nadchodzącym meczu i sprawią, że będzie to dla nas trudne spotkanie.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze