Jose Mourinho świeżo po meczu z Newcastle United dla BT Sport

BT Sport Damian Domitrz
Zmień rozmiar tekstu:

Manchester United po szaleńczej pogoni zdołał odwrócić losy meczu przeciwko Newcastle United, wygrywając całe spotkanie 3:2. Jose Mourinho powstał w tym spotkaniu z martwych, po tym jak jego podopieczni przegrywali 0:2 do przerwy. Zmiana taktyki i ofensywne podejście do gry sprawiły, że „Czerwone Diabły” wyrównały stan rywalizacji, a następnie zdobyły gola na wagę zwycięstwa. Portugalski szkoleniowiec o wrażeniach z meczu porozmawiał z BT Sport. 

Zmiany zafunkcjonowały bardzo dobrze. Pokazaliście kawał walki w drugiej połowie.

– To nie zmiany, to mentalność. Wygraliśmy dzięki pragnieniu i zaangażowaniu. Zwykłem mówić, że to nie piłkarz jest ważny, lecz klub. Nigdy nie chodzi o mnie, nie chodzi też o zawodników, najważniejszy jest klub. W drugiej połowie gracze dali z siebie absolutnie wszystko. Nie mam nic więcej do dodania.

Widzieliśmy tę eksplozję ulgi, słyszeliśmy eksplozję ulgi wśród kibiców, wśród każdego. Czy piłkarze odzyskali pewność po rzucie wolnym wykonywanym przez Juana Matę? Reakcja trybun po tej bramce pobudziła zawodników?

– Mam 55 lat i od momentu, w którym po raz pierwszy ujrzałem w futbolu tzw. „polowanie na ludzi” – będąc w tym wieku, jestem dojrzały – mogę sobie z tym poradzić i mogę z tym żyć. Uważam, że niektórzy chłopcy, na których polowano, po prostu nie mogli się temu przeciwstawić. Rozpoczęliśmy ten mecz spanikowani. Każda piłka znajdująca się w naszym polu karna siała panikę. W pewnym momencie myślałem, że możemy sobie strzelić bramkę samobójczą. Dla nich to nie jest łatwe. Dla mnie również, ale myślę, że życie jest ciągiem doświadczeń – czasem nowych, czasem deja vu – tym razem jest to nowe – sprawia, że czuję się może nie lepszym menedżerem, ale lepszym człowiekiem. Rozumiem naturę człowieka w obecnym świecie oraz przemysłu, w którym pracuję. Przyzwyczaiłem się, że kocham to, co robię, teraz również tak jest, lecz trochę inaczej. Dużo słabości, zbyt dużo słabości w czymś, co powinno być piękne [życie – wyj. red.].

– Tak jak powiedziałem, poradziłem sobie z tym, z pewnym smutkiem. Przetrwałem to jednak, ponieważ jestem dojrzały, jestem dużym chłopcem. Jednakże, kilku chłopaków takich jak Marcus Rashford było zdołowanych na boisku. Scott McTominay był przerażony. Nawet reszta graczy popełniała błędy, których w normalnych warunkach nie popełniają. Myślę, że w trakcie przerwy odbyliśmy dobrą konwersację. Nie obiecaliśmy sobie, że wygramy ten mecz, ponieważ nie mogliśmy tego uczynić. Obiecaliśmy sobie, że jedyne, co możemy zrobić, to dać z siebie absolutnie wszystko, bez jakiegokolwiek strachu, presji – oprócz tej, żeby wyzwolić z siebie 100%. Udało się. Nie chcę powiedzieć, że mieliśmy szczęście, ponieważ ciężko o to walczyliśmy. Chłopaki na to zasłużyli, lecz gdyby rezultat na koniec wynosiłby 2:2 – bez zdobycia ostatniego gola – odczuwalibyśmy zadowolenie. Powtarzając, nikt nie może obiecać sobie, że wygra mecz. Profesjonalne podejście i obiecanie sobie, że damy z siebie wszystko – popłaciło.

Podkreśliłeś doświadczenie, które nabyłeś. Byłeś świadkiem podobnych sytuacji wcześniej, tych spekulacji o tym, czy piłkarze grają dla ciebie, czy są w stanie podnieść się w meczu. Dzisiejsza wygrana jest odpowiedzią na te różne historie?

– Wiesz, myślę, że cała ta gadka jest niedorzeczna, ponieważ piłkarze nie grają dla menedżera. Jeśli tak się dzieje, nie są profesjonalistami. Pewnego dnia polubią jakiegoś menedżera, będą grać dla niego, natomiast następnego przyjdzie ktoś inny, kogo nie lubią i nie będą chcieli za niego umierać. Wciąż jednak dostają pieniądze, prawda? Dla mnie to niedorzeczne. Nie uważam, że ty w „BT” [BT Sports – wyj. red] pracujesz lepiej, bo lubisz swojego szefa. Nie wierzę, że gdy przyjdzie nowy szef, nie polubisz go i będziesz wykonywał swój zawód w nieprofesjonalny sposób. Nie o to w tym chodzi. Poprosiłem swoich piłkarzy jedynie o to, aby dali z siebie jak najwięcej.

–  Oczywiście, wprowadziliśmy kilka zmian taktycznych, podjęliśmy ryzyko, wybraliśmy inne kierunki, staraliśmy się znaleźć najlepszą opcję do gry. Na koniec, wygraliśmy mecz i uważam, że zasłużenie. Fani również na to zasługiwali. Po przegranej pierwszej połowie 0:2, odczuwając wszelką krytykę na sobie, myślę, że zareagowali zadziwiająco dobrze. To była drużyna walcząca. Ja nawet nie lubię, gdy ludzie skandują moje imię. Walczyłem za zespół. O to właśnie chodzi w piłce nożnej klubowej. Manchester United jest wielkim klubem.

Jak to jest z tym odliczaniem mającym miejsce obecnie oraz spekulacjami na temat twojej przyszłości? Czy za dwa tygodnie możemy spodziewać się ciebie tutaj spodziewać, wykonującego swoją pracę?

– Pewien przyjaciel mówił mi… Jeśli jutro będzie padać w Londynie, to będzie to moja wina. Dzisiaj udaję się do Londynu i jeżeli spadnie deszcz, będę temu winny. Gdy pojawią się jakieś problemy w umowie dotyczącej Brexitu, będę temu winny. Muszę być gotowy na to wszystko. Myślę, że to spora niegodziwość i czyste polowanie na człowieka. Właśnie tak uważam. Tego jest zbyt wiele. Tak jak mówiłem, moje życie się toczy, kocham pracować, kocham to, ponieważ pracowałem na to od dziecka i chciałbym to kochać do ostatnich dni. Dzień dzisiejszy to po prostu kolejne doświadczenie w moim życiu – zakończył.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze