Budować, nie burzyć – ideologia Ole Gunnara Solskjaera

Maciej Ławrynowicz
Zmień rozmiar tekstu:

Solskjaer i Mourinho – te dwa nazwiska przez ostatnie kilka dni nawet na chwilę nie uciekły z nagłówków sportowej prasy na całym świecie. Romantyczny poeta i pragmatyczny rebeliant. Jaka jest między nimi największa różnica? Dlaczego Mourinho przegrał i czemu już na samym starcie Solskjaer go wyprzedza? O tym w dzisiejszym felietonie – chłodna analiza dwóch postaci, które wywołują ciarki na skórze każdego kibica Manchesteru United.

Na pierwszy rzut oka, człowiek anty-futbol. – W piłce jest wielu poetów – stwierdził Mourinho, wygrywając Ligę Europy w 2017 roku. W finale drużyna Man Utd pokonała Ajax, prowadzony wówczas przez Petera Bosza, szkoleniowca określanego mianem „nudnego”. – Poeci nie wygrywają tytułów – skwitował dumny Portugalczyk.

Jakkolwiek by to zabrzmiało, Mourinho to trener „wczorajszy”. Jego mentalny skansen sprawił, że po 2,5 roku pożegnał się z posadą na Old Trafford. Chcąc zdefiniować topowego menedżera, z pewnością będą cechowały go dwa immanentne pojęcia – tytuły i widowiskowa gra. Nie byłoby nic złego, gdyby jednego ze wspomnianych Portugalczykowi zabrakło, ale jego „Diabły” nie grały ani efektownie, ani efektywnie. Spoglądając na angielskie podwórko, widzimy fachowców, których praca z pewnością sięga miana poezji. City Guardioli, Tottenham Pochettino czy choćby Liverpool Kloppa. Tego ostatniego z Mourinho łączy pragmatyzm. Pragmatyzm połączony z boiskowym thrillerem.

Największy pogromca Portugalczyka, z którym „Mou” wygrywał rzadko, pokazał, że poetycką grę można połączyć z pokaźną gablotą tytułów. Guardiola to przypadek odosobniony. Człowiek, który zrewolucjonizował sposób gry swoich drużyny. Na tyle, by te grały i pięknie, i skutecznie.

Na szczęście portugalskiego anarchisty w klubie już nie ma, a co za tym idzie – piłka na boisku nie płacze. Choć Solskjaer swoją pracę rozpoczął zaledwie kilka dniu temu, to z pewnością już niedługo piłkarze przekonają się o jednej zasadniczej różnicy – Norweg stara się piłkarzy budować, a nie burzyć.

Ponoć w Norwegii jest tendencja do porównywania piłkarzy Molde do tych z czerwonej części Manchesteru. Na pierwszy rzut oka konfrontacja tak rozbieżnych poziomów wydaje się żartem, ale praktyka pokazuje, że działa. „Pompowanie” zawodników w mediach i uświadamianie im o ich kapitalnym poziomie dla Jose byłoby zbrodnią dokonaną w biały dzień, ale dla Solskjaera to chleb powszedni. I tak, choćby młody napastnik Erling Braut Haland był określany mianem „Romelu Lukaku”, a weterani Magne Hoseth oraz Daniel Berg Hestad byli przez Norwega nazywani odpowiednio „Giggsem i Scholesem”.

Sprowadzenie w 2017 roku Nicklasa Bendtnera przez Rosenborg wywołało w Norwegii szok. Zdumiony był każdy, oprócz Solskjaera. Co na to Norweg?

– Nie chciałbym zamienić Bjorna Bergmanna Sigurdarsona na nikogo innego. Możemy nie mieć Steve’a Bruce’a, Erica Cantony, ale mamy Bjorna Bergmanna Sigurdarsona.

Po tych słowach Islandczyk nie musiał walczyć z popularną „sodówką”. Na słowa trenera odpowiedział szesnastoma golami. Musicie przyznać, że powyższe słowa brzmią o niebo lepiej, niźli atak Mourinho wymierzony w kierunku młodzieży: – Gdy rozmawiamy o Luke’u Shawie, Martialu, Lingardzie, Marcusie Rashfordzie, mówimy o młodych chłopcach, którym ciągle brakuje tego słowa [cojones – wyj. red.], które tak często lubicie używać. Nie mają tego. Charakter, osobowość, jak mawiają w Hiszpanii – zła krew – ta naturalna agresja, którą ty potrafiłeś wykorzystać.

Solskjaer to szkoleniowiec, który nie boi się dawać szansy młodym zawodnikom. Okres jego pracy w Molde to ciągłe zastępowanie gwiazd, które odchodziły za granicę, utalentowaną młodzieżą. Świetnie jego pracę prześwietlił Jonas Giaever z „The Guardian”. Dla przykładu, Solskjaer widział utalentowanego gracza, który nigdy nie osiągnął oczekiwanego przez niego poziomu, dopóki Norweg nie pozwolił mu na swobodę w ataku. Stian Rode Gregersen, bo to o nim właśnie mowa, miał 22 lata, gdy zadebiutował w pierwszym składzie, w meczu otwierającym sezon 2017/2018. Jednocześnie istotną rolę odgrywał również Fredrik Gulbrandsen, który w 2016 roku odszedł do Red Bull Salzburg.

Innym przykładem w kapitalnej analizie Giaevera jest Braut Haland. Urodzony w 2000 roku zawodnik, już w wieku 17 lat był kluczowym elementem układanki Ole Gunnara Solskjaera. Norweg odpłacił się swojemu szkoleniowcowi, strzelając cztery gole w meczu z Brann, które w tamtym czasie miało najsilniejszą defensywę w lidze.

Oprócz wprowadzania młodzieży, kreowania zwycięskiej atmosfery, Solskjaer wyznaje zasadę: pozwólcie mordercy zabijać. Osiem goli w jego dwóch meczach na ławce trenerskiej mówią same za siebie. Dwa gole i dwie asysty Paula Pogby pokazują, że Francuz w kilka dni po odejściu Mourinho przypomniał sobie jak się kopie piłkę. Oczywiście, dwa mecze to nie czas, by norweskiego szkoleniowca wyprowadzać na ołtarze i odprawiać rytualne oratorium przed jego wejściem na stadion, ale z pewnością wspomniane potyczki z Cardiff i Huddersfield pokazują nam, w jakim kierunku zmierzamy.

Swego czasu Larry Bird powiedział, że Jordan jest Bogiem przebranym za Michaela Jordana. Ole Gunnar Solskjaer z pewnością Bogiem w Manchesterze nie jest, ale trzeba przyznać, że nawet najbardziej zatwardziałe serducho kibica „Czerwonych Diabłów” bije mocniej, gdy słyszy trenera mówiącego o przywróceniu ofensywnego stylu i strzelaniu jak największej ilości goli. Wszyscy mamy nadzieję, że Solskjaer ponownie zrobi z Old Trafford „Teatr Marzeń”, choć hurraoptymistyczne nastroje po dwóch zwycięstwach z pewnością tonujemy.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze