Jak Ole Gunnar Solskjaer pozbył się z klubu toksycznej atmosfery?

BBC Maciej Jagieła
Zmień rozmiar tekstu:

– Chyba nawet sam Ole Gunnar Solskjaer nie spodziewał się, że jego przygoda w roli tymczasowego menedżera Manchesteru United może rozpocząć się aż tak dobrze. Jednak mimo tego, co widzieliśmy do tej pory, to najbliższa przyszłość zdecyduje o losie 45-letniego Norwega. Jednym z pierwszych poważnych testów będzie mecz w ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów przeciwko Paris St. Germain – pisze na portalu BBC redaktor Simon Stone.

Poza boiskiem, Ole Gunnar Solskjaer po prostu „zresetował” cały klub, przywracając etos pracy znany z czasów Sir Aleksa Fergusona. W niecałe osiem tygodni, Solskjaer umiejętnie pozbył się niezdrowej, wręcz toksycznej atmosfery znanej z ostatnich miesięcy pod rządami Jose Mourinho, a kibice „Czerwonych Diabłów” znów czują, że oglądają na boisku swoją drużynę. Jak Solskjaer to zrobił?

Przez czternaście lat pracy w Manchesterze United, jako zawodnik i trener, każdy w klubie utożsamiał Solskjaera z pewną rutyną. Polegała ona na tym, że za każdym razem, jak wracał do Manchesteru z Norwegii, przywoził ze sobą tabliczki czekolady i wręczał je pracownikom klubu, których ciężka i codzienna praca nie zbiera żadnego rozgłosu, ale trudno byłoby sobie bez niej wyobrazić funkcjonowanie klubu. Tak samo zachował się 20 grudnia, czyli w pierwszy dzień pracy jako tymczasowy menedżer. Czekoladę otrzymała sekretarka Kath Phipps, która pracuje w Manchesterze United od ponad 50 lat, ale warto zaznaczyć, że oprócz niej, szczęśliwcami byli też inni pracownicy klubu.

To nie był żaden pokaz ekstrawagancji. Solskjaer robił to, co kiedyś. Dla całej ekipy pracowników klubu był to pierwszy znak, który pozwalał twierdzić, że w końcu ten klub wraca na właściwe tory. Tego samego dnia odbyło się także spotkanie wigilijne pracowników Manchesteru United. Żaden z zawodników nie został zaproszony. Solskjaera zapytano co prawda czy chce w nim wziąć udział, ale – biorąc pod uwagę wiele innych zobowiązań Norwega – spodziewano się, że się na spotkaniu nie pojawi.

Oczywiście, że się pojawił. Nikt nie wiedział, że menedżer przyjdzie na spotkanie, na którym przebywało około 500 gości. Niezapowiedziany wszedł na scenę wspólnie z dyrektorem wykonawczym Edem Woodwardem i dyrektorem Richardem Arnoldem. Po przemowie pozostawał na scenie przez kolejne 15 minut i odpowiadał na pytania pracowników klubu. Wszystkim obecnym zakomunikował, że to czas, w którym trzeba na ich twarzach przywrócić uśmiech. Nie da się ukryć, że słowa – jak na razie – dotrzymuje.

W erze po Sir Aleksie Fergusonie, każdy menedżer chciał za wszelką cenę wprowadzić swoje zmiany wśród ludzi, którzy przez lata przyzwyczaili się do konkretnego stylu zarządzania klubem. David Moyes wykreślił z klubowego menu frytki, Louis van Gaal zamontował oświetlenie na Carrington, aby dało się przeprowadzać wieczorne sesje treningowe. Jose Mourinho namieszał ze swoimi konferencjami prasowymi, dodatkowo robił wszystko, aby podczas nich krytykować albo dziennikarzy, albo swoich własnych piłkarzy.

Dla porównania: Solskjaer powrócił do regularnych, piątkowych konferencji prasowych o godzinie 8:30 (9:30 czasu polskiego – przyp. red.). Regularnych pogawędek. Te obowiązkowe spotkania z mediami nie są już dłużej pokazami „łatwopalnego” Mourinho. Pracownicy klubu nie czekają już z niepokojem na wieści co tym razem nie pasowało menedżerowi i z czym będą musieli sobie radzić przez następne dni.

Dużo mówi również to, że po otrzymaniu wiadomości od Eda Woodwarda, pierwszy telefon Ole Gunnar Solskjaer wykonał do Mike’a Phelana. Były współpracownik Sir Aleksa Fergusona nie był od razu uchwytny – miał zajęcia na koledżu w Burnley – ale Solskjaer nie przestawał. Wiedział, że Mike Phelan będzie tutaj kluczowy. I to, jak na razie, widać i potwierdza to również, że wielkim błędem Davida Moyesa było pozbycie się całego sztabu szkoleniowego pracującego wcześniej pod okiem Fergusona, w tym właśnie Phelana.

Solskjaer postanowił sobie, że będzie w kontakcie z każdą grupą osób w klubie, nawet jeśli chodzi o sekcje kobiet, gdzie pozował w deszczu do zdjęć z zawodniczkami i z rodzicami. Niektórzy z rodziców początkowo nawet nie poznali aktualnego menedżera Manchesteru United, chyba go sobie tam po prostu nie wyobrażali. Jeden z nich powiedział: – Jeszcze nie poznałem milszej osoby w piłce nożnej.

Solskjaer skontaktował się także z Nickym Buttem, którzy teraz dowodzi Akademią Manchesteru United. – Ma prawdziwą wiedzę na temat akademii. To mój przyjaciel. Kiedy tutaj wrócił, jednym z pierwszych zdań jakie do mnie powiedział, było to, że musimy usiąść i porozmawiać, wzmocnić nasze relacje i porozmawiać o zawodnikach, którzy są w stanie przedostać się do pierwszej drużyny – powiedział Butt.

Niektórzy twierdzą, że Solskjaer tak naprawdę niczego specjalnego nie robi, a tylko wykonuje polecenia Fergusona, który kieruje klubem i zespołem z tylnego siedzenia. Prawda jest jednak dużo prostsza. Od przybycia Solskjaera, Ferguson odwiedził Carrington dwukrotnie. Pierwszym razem na zaproszenie Norwega, a drugim razem w celu spotkania z Giuseppe Rossim, byłym piłkarzem Manchesteru United, który otrzymał zgodę na trenowanie z klubem.

Ole Gunnar Solskjaer zagląda co prawda po meczach na Old Trafford do pomieszczenia Sir Aleksa Fergusona, ale Szkot z reguły ma tam swoich gości, więc wymiana między nimi jest zwykle bardzo zwyczajna. Ferguson zresztą gotów jest dać menedżerowi jakąś radę, ale jeśli tylko zostanie o to poproszony, a – mając 77 lat i niemałe problemy ze zdrowiem w ostatnim czasie – o wiele wygodniej jest mu po prostu oglądać mecze ze specjalnej loży na stadionie. Nie oznacza to jednak, że Solskjaer nie chce opierać swojej gry na filozofii odpowiadającej przekonaniom Szkota. Przede wszystkim chce ofensywnego Manchesteru United, ale także – jak Ferguson – Solskjaer chętnie przygląda się treningom, a nie je prowadzi. Treningi w całości oddaje w ręce Michaela Carricka i Kierana McKenny. Podobnie jak u Fergusona, to także Mike Phelan najczęściej schodzi w trakcie meczów z ławki trenerskiej w celu przekazania wskazówek swoim piłkarzom.

Nie da się ukryć, że w ostatnich dniach pracy Jose Mourinho w klubie, źle się działo jeśli chodzi o relacje zawodników i menedżera. Był jeden przypadek, że Portugalczyk wszedł po meczu do autokaru mającego odwieźć drużynę spod stadionu już na 40 minut przed planowanym odjazdem i siedział w nim sam, w kompletnej ciszy, bez jakiegokolwiek wyjaśnienia. Kiedy inni się o tym dowiedzieli, jego sztab szkoleniowy pospieszył się i dołączył do niego w autokarze. Nikt nigdy nie dowiedział się o co mu wtedy chodziło i czemu tam tak siedział.

Solskjaer nie skrytykuje publicznie swoich piłkarzy, ale na swojej pierwszej konferencji prasowej wyjawił, że ma umiejętność podobną do Sir Aleksa Fergusona – chodzi o słynną już „suszarkę”. Mówi się, że miał już okazję ją przynajmniej jeden raz zaprezentować, ale nic konkretnego nie dało się ustalić – taka wiadomość naprawdę została w szatni.

W tym krótkim okresie Solskjaera jako menedżera Manchesteru United mamy możliwość dostrzec wiele różnic pomiędzy Norwegiem a nudnym i przewidywalnym Jose Mourinho. W minionym miesiącu Ole Gunnar Solskjaer wziął udział w balu charytatywnym organizowanym przez Unicef i podarował na aukcję swój zegarek, który zebrał 32 tysiące funtów. Podobnie zachował się Mourinho w 2016 roku. Jednak podczas oficjalnych uroczystości związanych z katastrofą w Monachium z 1958 roku, Solskjaer zaprezentował się z klasą, mając na sobie klubowy garnitur i krawat. Wielu obecnych przypomniało sobie ubiór Jose Mourinho podczas wcześniejszej uroczystości na którą zaproszony był m.in. Sir Alex Ferguson i Sir Bobby Charlton – klubową kurtkę założoną na klubową bluzę z kapturem.

Solskjaer identyfikuje się i z klubem, i z miastem. Czuje się jak „Mancunian”. Jest to niesamowity kontrast w porównaniu do faktu, że przez 895 dni Jose Mourinho mieszkał w swoim pokoju w hotelu „Lowry”. W miniony poniedziałek, razem z Phelanem, Ole Gunnar Solskjaer wziął udział w uroczystości charytatywnej zorganizowanej przez kapitana Manchesteru City, Vincenta Kompany’ego, której celem było zebranie środków na pomoc bezdomnym.

Niedaleko 45-latka siedział Pep Guardiola. Menadżerowie dwóch klubów z Manchesteru ucięli sobie miłą i dość długą pogawędkę.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze