Wywiad z Rio Ferdinandem: mistrzostwo Liverpoolu to najgorszy z koszmarów

manutd.com Sebastian Słabosz
Zmień rozmiar tekstu:

Rio Ferdinand w miniony czwartek odwiedził Ole Gunnara Solskjaera i zawodników „Czerwonych Diabłów” podczas treningu. Przy tej okazji były legendarny obrońca Manchesteru United udzielił wywiadu klubowej stacji, w którym – w związku z nadchodzącym pojedynkiem klubu z Old Trafford z Liverpoolem – mówił dużo o rywalizacji pomiędzy oboma zespołami. Anglik przyznał m.in. że mistrzostwo Anglii dla Liverpoolu, to najgorszy koszmar, jaki może się przyśnić zawodnikowi 20-krotnych zdobywców tego tytułu.

Rio, jak bardzo wyczekujesz niedzielnego spotkania?

– To zawsze  był pierwszy mecz, którego szukałem w terminarzu. Gdy tylko ten pojawiał się latem, jeszcze zanim wystartował nowy sezon, od razu spoglądało się w terminarz i szukało tych spotkań, zarówno tych domowych, jak i tych wyjazdowych. Od razu patrzyliśmy jak wypadają w kalendarzu. Wiedzieliśmy, że to już zostanie w naszych głowach i nas nie opuści. Nie rozumiałem temperatury tych spotkań i tego, co one znaczą dla obu klubów, dopóki nie dołączyłem do United. Słuchaj, widziałem rano Solskjaera na treningu i wiem, że do takich spotkań nie potrzeba wygłaszania mów motywacyjnych do zawodników. W trakcie tygodnia ustala się tylko taktykę na to spotkanie, ale już w dzień meczu nie ma potrzeby mówienia zawodnikom, jakie znaczenie ma to spotkanie i co powinni robić. Głowy piłkarzy są już nastawione na ten mecz.

Doświadczyłeś tego jako piłkarz, ale znasz smak tych spotkań już także jako fan i wiesz ile one znaczą dla kibiców.

– Nie przechwalając się powiem, że tak. Liverpool nie znajduje się daleko od Manchesteru. Trzeba przejechać zaledwie kawałek autostradą, więc na co dzień ma się kontakt z fanami Liverpoolu. Wielu moich znajomych jest kibicami „The Reds”. Dlatego też tak bardzo nie chce się przegrać takiego spotkania. Dla piłkarza to kwestia dumy. Piłkarze posiadają swoje ego i takie spotkania potrafią odcisnąć na nich piętno, jeżeli zostaną pokonani czy też zniszczeni tego dnia przez takiego rywala. Wszystko to sprawia, że takiemu spotkaniu towarzyszy wysokie napięcie.

Czy uważasz, że jednym z twoich największych indywidualnych osiągnięć w karierze było strzelenie zwycięskiej bramki z Liverpoolem przed Stretford End? [w 2006 roku bramka strzelona głową przez Anglika w doliczonym czasie gry przypieczętowała zwycięstwo United 1:0 – wyj. red.]

– Tak, posłuchaj, strzelenie bramki dla Man United przeciwko Liverpoolowi i to przed trybuną Stretford End, to coś niesamowitego. Do tego, gdy jeszcze mówimy o golu tak niewiarygodnej urody jak ten strzelony przeze mnie – to chyba jedna z najlepszych bramek, jakie zostały strzelone w meczach między oboma klubami [śmiech]. Żartuję! Strzelenie bramki przeciwko Liverpoolowi i posiadanie możliwości ujrzenia wtedy wyrazów twarzy ich kibiców, to zawsze miłe wspomnienie. Dobrze mieć coś takiego w dorobku. Kiedy jakikolwiek fan Liverpoolu próbuje mi dokuczać, sięgam pamięcią do tego wydarzenia i mówię: „spójrz, co ty na to?”. To piękna sprawa. Niewielu zawodników może pochwalić się doświadczeniem czegoś takiego. Mam tu na myśli też ogólnie strzelenie zwycięskiej bramki w końcówce meczu. Miałem to szczęście, że udało mi się dokonać czegoś podobnego kilkukrotnie. Mecz z Liverpoolem jest jednym z przykładów. Trudno jednak ubrać to odpowiednio w słowa, aby ludzie faktycznie zrozumieli, ile to znaczy.

Gdy grałeś jeszcze w klubie, to zazwyczaj walczyłeś z kolegami o tytuł mistrzowski, a Liverpool jedynie próbował pokrzyżować nam szyki. Zdaje się, że teraz sytuacja się odwróciła…

– To dodatkowa zachęta dla piłkarzy. Gdy grałem dla Manchesteru United jedną z moich motywacji był brak ujrzenia Liverpoolu zwyciężającego ligę. To gorsze zło, gdyby trzeba wybierać z dwójki Manchester City czy Liverpool w odniesieniu do tytułu mistrzowskiego. Podczas mojego pobytu w klubie nie chciałem widzieć Liverpoolu wygrywającego ligę. Nie wygrali jeszcze rozgrywek Premier League. Gdybym siedział teraz w szatni United, to byłoby jedyne, o czym bym mówił: „Nie wygrają ligi, nie osiągną tego na Old Trafford, nie przyjadą tutaj, żeby wygrać ligę”. Zawodnicy United muszą do tego podejść w taki właśnie sposób. To musi ich stymulować. Niech wyobrażą sobie uczucie, w którym Liverpool świętuje zdobycie mistrzostwa. Takie właśnie powinno być nastawienie. To byłby najgorszy z twoich koszmarów.

Musimy być w tym spotkaniu mocni w defensywie. Swoją drogą – jesteś pod wrażeniem rozwoju gry Victora Lindelofa?

– Tak i myślę, że udało mu się to nadzwyczaj dobrze. Był taki okres pod wodzą poprzedniego menedżera, kiedy nie dało się mieć tej pewności, że będzie kimś, kto zostanie ostoją defensywny w tym klubie. Odmienił to myślenie. Uważam, że to przyszło z pomocą Ole, który jest z Norwegii i mówi w podobnym języku. Rozumie go nieco bardziej i jestem pewny, że prowadzi go w odpowiednią stronę. Można to wywnioskować po jego ostatnich występach. Znakiem rozpoznawczym dla topowego menedżera jest to, że potrafi wyciągnąć z zawodników to, co w nich najlepsze i przełożyć to na ich występy na boisku. Ole robi to obecnie na niesamowicie wysokim poziomie.

Odwiedziłeś Ole podczas treningu. Twoim zdaniem jak sobie radzi?

– Słuchaj, przeszedłem się po ośrodku treningowych i największym komplement, jaki mogę skierować w jego stronę – oprócz tego, że rzucając okiem na zawodników, od razu widać, że wyglądają na szczęśliwych, a do tego osiągają świetne wyniki i radzą sobie lepiej niż wszyscy się tego spodziewali – to fakt, że wszyscy w klubie ponownie wyglądają na zadowolonych. Ludzie wyglądają, jakby byli szczęśliwi, mogąc przychodzić tutaj do pracy, dzięki atmosferze, jaką zbudował wokół klubu. Nie wydaje mi się, aby ludzie spodziewali się tego po Ole. Nie należy do zbyt gadatliwych, głośnych i szalonych osób. Jednak pewnymi akcentami sprawił, że ludzie znów czują, że to jest ten Manchester United. To także świadectwo pracy jego sztabu szkoleniowego. Ole, Mike Phelan, a także reszta gości, która działa za jego plecami, wykonują cudowną pracę. Co tu dużo mówić – Ole w pewien sposób znacząco utrudnia podjęcie decyzji ludziom, którzy wybiorą kolejnego, stałego menedżera tego klubu.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze