Felieton Robina van Persiego: bramka z Aston Villą była zwieńczeniem marzeń

manutd.com Bernadetta Cugier
Zmień rozmiar tekstu:

12 maja 2019 roku Robin van Persie zakończył piłkarską karierę. Holenderski piłkarz zaczynał w juniorskiej drużynie Exelsiora. Przez 22 lata występował też w Feyenoordzie Rotterdam, Arsenalu Londyn, Manchesterze United, Fenerbahce Stambuł. W felietonie napisanym dla oficjalnej strony „Czerwonych Diabłów” Van Persie wspomina swój pierwszy sezon na Old Trafford oraz mecz przeciwko Aston Villi, po którym świętował swoje pierwsze Mistrzostwo Anglii.

Felieton Robina van Persiego – pisownia oryginalna

Przybyłem do Manchesteru United, by wygrać Premier League.

To niezwykłe uczucie, kiedy nadchodzi ten moment, kiedy wiesz, że to osiągnąłeś.

Zamykasz oczy, unosisz ręce i czujesz nic innego niż czystą radość.

Minęło prawie siedem lat od moich przenosin na Old Trafford, ale kiedy patrzę wstecz, pamiętam, że od pierwszego dnia było wspaniale. Przyszedłem dość późno podczas okienka transferowego. Myślę, że było to w piątek, a w poniedziałek był pierwszy mecz przeciwko Evertonowi na wyjeździe. Było dobrze, miałem za sobą kilka treningów, ale oczywiście przegrana w moim pierwszym meczu nie była wymarzona.

Tydzień później miałem swój pierwszy mecz na naszym boisku przeciwko Fulham. Strzeliłem wtedy niezłego gola. To jest bardzo dobry początek, wygrać swój pierwszy mecz na własnym boisku i strzelić gola. To było ekscytujące, bo nigdy nie wiadomo jak pójdzie w nowym klubie, a strzelenie gola, wcześniej niż później, było dla mnie czymś wspaniałym.

Wydaje mi się, że mój wiek był ważną przyczyną mojej szybkiej aklimatyzacji. W Anglii grałem już osiem lat, więc przyzwyczaiłem się do stylu gry. United nie chciało pozyskać młodego piłkarza. Ja byłem przyzwyczajony do Anglii i sposobu gry. Oczywiście nie było łatwo, ponieważ musisz przyzwyczaić się do nowych kolegów w drużynie i tak dalej, ale było mi o wiele łatwiej niż kiedy przeszedłem do Arsenalu osiem lat wcześniej. Wtedy to był dla mnie nowy język, nowy kraj, więc wtedy było mi o wiele trudniej.

Przychodząc do United, przyszedłem do drużyny, która miała pięciu lub sześciu doświadczonych graczy.

Carrick. Vidic. Scholes. Ferdinand. Giggs. Takich piłkarzy!

Dla mnie był to plus, bo w Arsenalu byłem jednym z najstarszych graczy, a kiedy jesteś trochę straszy, zaczynasz inaczej kierunkować swoje myślenie. W United poza boiskiem nie miałem dużo do roboty, bo wszystko było na miejscu. Starsi piłkarze z ogromnym doświadczeniem już wyznaczyli standardy, więc mogłem przyjść, cieszyć się treningami i meczami. Wszystko było dobrze przygotowane przez sir Aleksa Fergusona. Rene Meulensteen prowadził treningi, starsi piłkarze czuwali, żeby na boisku i poza nim poziom pozostał taki sam. Dla mnie to było dobre, nie musiałem przejmować się innymi rzeczami.

Miałem się dobrze bawić. Naprawdę.

Tak też robiłem.

Wydaje mi się, że strzeliłem 26 goli, kiedy zakończył się mój pierwszy sezon. Muszę docenić za to też kolegów z zespołu. Piłkarzom za pierwszą linią jest zawsze ciężko znaleźć napastnika, ponieważ każde podanie do przodu musi mieć odpowiednie tempo, odpowiedni moment, a ja miałem mnóstwo bardzo dobrych podań w tym sezonie. To nie tylko ja strzelałem bramki. Za każdym golem było nieprawdopodobne podanie, które pomogło tego dokonać. Moi koledzy z drużyny byli niewiarygodni i szukali mnie, żeby podać piłkę i byli naprawdę szczęśliwi, kiedy strzeliłem bramkę.

Wiesz, że dla piłkarza z przodu to bardzo miłe uczucie, kiedy wie, że otrzyma piłkę?

Nie chodzi o to, że powinienem dostać każdą piłkę. Nic z tych rzeczy. Tu chodzi o uczucie, kiedy biegniesz. Wiesz, że na pięć biegów, trzy piłki Cię znajdą. Zwłaszcza, kiedy masz takich kolegów w drużynie jak miałem.

Na przykład, pamiętacie asystę Giggsy’ego przy moim golu przeciwko West Hamowi w FA Cup?

Przegrywaliśmy 1:2 w dogrywce. Giggsy dostał piłkę, 45 czy 55 metrów ode mnie. To daleko, ale zwłaszcza, kiedy Giggsy ma piłkę, wiem, że mogę zacząć swój odpowiedni bieg. Mogę zaryzykować, bo jest szansa, że on mnie znajdzie.

Tak zrobił.

Pierwszy dotyk był dobry, dodatkowy dotyk i gol, a to popchnęło do powtórzenia tego. Nie wygraliśmy pucharu, trochę szkoda, ale to był dla mnie specjalny moment. Praca zespołowa była spełnieniem marzeń, jak mawiają, zwłaszcza tego sezonu. Nadrabialiśmy mecz po meczu, ale wciąż wygraliśmy ligę, mając do rozegrania cztery mecze, a to mówi samo za siebie. Byliśmy skupieni przez cały sezon.

Nastawiliśmy się: „wygramy to mistrzostwo.”

Nawet przegrany mecz, nie był problemem. Byliśmy spokojni. Wiedzieliśmy, że wrócimy.

To był sposób myślenia Fergusona. Może przeciwnicy strzelą nam gola. To się może zdarzyć. Taka jest piłka nożna. Ale my musimy wyjść i starać się, i strzelić jeszcze jedną bramkę, przynajmniej. Tak widzieliśmy piłkę nożną. Tak powinno się patrzeć na futbol. Czasem trzeba zaakceptować, że przeciwnicy strzelą gola. I co z tego? Wyjdź, staraj się i strzel jednego więcej.

Taki był Ferguson.

Cały czas mówił: „Zaskoczcie mnie, działajcie, wierzcie w siebie, pomóżcie sobie nawzajem.” Współpraca zespołu była w tym sezonie solidna.

Po drodze było kilka innych specjalnych momentów, ale najlepszym momentem był wieczór, kiedy wygraliśmy tytuł w meczu z Aston Villą. Kiedy przypominam sobie najlepsze momenty mojej karierę, ten wieczór plasuje się bardzo wysoko.

Dzień wcześniej City przegrało z Tottenhamem, więc jeśli wygralibyśmy z Villą, nikt by nas nie dogonił. Tak jak wspominałem wcześniej, przyszedłem do United, aby wygrać ligę. To był nasz moment, by to osiągnąć. Czuliśmy się jak w grze o finał. Rano przed meczem można było zobaczyć na naszych twarzach, że dzisiaj jest ten dzień, że to się przydarzy. Nawet jeśli przegralibyśmy, mieliśmy cztery kolejne szanse, ale chcieliśmy dokonać tego tego wieczoru, przed naszymi fanami. Wszystko doskonale się ułożyło.

Po dwóch minutach strzeliłem swojego pierwszego gola, po podaniu Giggsy’ego, wtedy wszystko było już jasne…

To będzie dobry dzień.

Wiesz o czym mówię? To się czuje od razu. Mamy już pierwszego gola, po tym wszyscy czuli, że mamy całkowitą kontrolę. Kiedy patrzysz na twarze przeciwników, oni wiedzieli, że nic nie osiągną. Nie tego dnia.

Przed meczem, ja i Wayne ucięliśmy sobie pogawędkę na boisku. Rozmawialiśmy jak on powinien znaleźć mnie tuż za obroną Aston Villi. To jest miejsce, które może zaboleć przeciwnika: tuż za obroną. Kiedy masz piłkarzy jak Wayne, Carrick, Scholesy, który nie grał za dużo w tym sezonie, Shinji, tego typu piłkarze, tego kalibru, na tym poziomie, zdajesz sobie sprawę, że Cię znajdą. Wcześniej czy później znajdą Cię. To bardzo dobre uczucie. To jest nawet ważniejsze, niż samo otrzymywanie podań. To uczucie, że w każdym miejscu Cię znajdą. To sprawia, że wiara wciąż tam jest. Wcześniej czy później mnie znajdą, więc zawsze jest się pozytywnie nastawionym, ponieważ wie się, że ten moment nadejdzie.

Wayne rozmawiał ze mną przed meczem o podaniu nad obroną Villi. Pracowaliśmy nad tym też na treningach. Jednak kilka rzeczy musi się przydarzyć, od momentu podania piłki przez Wayne’a.

Najpierw, biegniesz, żeby stworzyć sobie przestrzeń.

Potem, kiedy masz trochę przestrzeni, liczysz swoje kroki, bo jeśli mój ostatni krok jest za długi lub za krótki, nie będę potrafił tego połączyć.

Musiałem szybko się rozejrzeć, żeby mniej więcej zobaczyć, gdzie spadnie piłka.

Wtedy zanim kopnę piłkę, muszę znów się rozejrzeć, bo już wiem gdzie jest bramka.

Oczywiście podanie też musi był dokładne.

To prawie jak uderzenie piłki golfowej, ale robisz to w biegu. Trzeba mieć jednocześnie dokładnie dogranych pięć lub sześć rzeczy: podanie, ruch, kroki, połączenie, kierunek. Potrzeba też odrobinę szczęścia, bo jeśli coś jest minimalnie niedograne, piłka nie wpadnie do bramki.

W tym momencie wszystko było idealnie połączone.

Ćwiczysz to, planujesz, ale jeśli wszystko w grze dokładnie wychodzi, jak to miało miejsce wtedy, jest to spełnienie Twoich marzeń.

Dla mnie ten gol był spełnieniem marzeń.

Skoro o tym mowa, strzelenie hat-tricka tej nocy, kiedy wygrywa się Mistrzostwo Anglii, jest też spełnieniem marzeń! Kilka minut później kolejny rajd i podanie od Giggsy’ego. Wypadła ona z bramki, ale potem znów tam wpadła. Wtedy się wie. Kiedy podejmujesz decyzję o strzale, kiedy zdajesz sobie sprawę, że możesz kopnąć piłkę, bo wiesz, że to się dobrze skończy. To był jeden z takich wieczorów.

Po tym to była kwestia przyglądania się grze, bo trzeci gol wpadł w przeciągu 30 minut. To był koniec gry, koniec. Byliśmy tam, mieliśmy nadzieję, że to zobaczymy. Zrobiliśmy to i to była zaleta, teraz nie możemy pozwolić przeciwnikom na strzelenie jednego gola, żeby nie dać im szansy nadziei, po prostu przytrzymywać piłkę, dobrze ją podawać, a wtedy wracasz też do doświadczenia, ponieważ wielu doświadczonych piłkarzy było w drużynie, a oni wiedzieli jak wytrzymać tą sytuację. Zagraliśmy bardzo dobrze, naprawdę solidnie.

Tak jak cały sezon, to był świetny wspólny wysiłek. Nie robisz tego sam, robicie to razem i taki był to sezon, w którym każdy miał swój udział. Cały skład przyczynił się, nie tylko piłkarze, którzy najwięcej grali, ponieważ mieliśmy piłkarzy jak Chicharito. Nie zawsze grał w podstawowym składzie, ale jego wejścia na boisko robiły różnicę, jak to było podczas meczu z Chelsea, kiedy zapewnił nam zwycięstwo.

Piłkarze, którzy nie grali co tydzień, też byli ważni podczas tego sezonu. Zrobiliśmy to razem i każdy miał w tym swój udział. Lubię, kiedy każdy przyczynia się do tego i każdy się dobrze z tym czuje. Wszystko się ułożyło. Poczucie wspólnoty było świetne, zespołowi codziennie dopisywał dobry humor, ale kiedy przychodziło do treningów i meczów byliśmy poważni, bardzo profesjonalni. Wszystko było takie jak być powinno.

Cały sezon ciężko pracowaliśmy, nie było możliwości, żeby nam się to wyślizgnęło. Byliśmy tak blisko, pracowaliśmy na to wszystko. Zasłużyliśmy na ten moment, kiedy zabrzmiał końcowy gwizdek w meczu z Aston Villą.

Unosisz ręce, zamykasz oczy i cieszysz się uczuciem.

Dokonaliśmy tego.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze