Wywiad z Gabrielle Marcottim z ESPN: anatomia rynku transferowego

ESPN Paweł Waluś
Zmień rozmiar tekstu:

Codziennie jesteśmy karmieni kolejnymi wieściami z rynku transferowego. Czy jednak wiemy, jak naprawdę wyglądają negocjacje pomiędzy klubami i zawodnikami? Co się dzieje za kulisami? Czy darmowe transfery naprawdę są darmowe? Przyjrzeć możemy się temu bliżej w wywiadzie z włoskim dziennikarzem stacji ESPN, Gabriellem Marcottim.

Wywiad z Gabriellem Marcottim

Wszystkie te historie, które dostajemy z gazet… to tylko clickbaitowe wymysły, prawda?

– Niektóre z nich tak, ale na pewno nie wszystkie. Informacje czasem są pozyskiwane z niezbyt wiarygodnych źródeł albo źródeł „z drugiej ręki”. Kiedy widzimy historię przepisywaną z innego miejsca, to wiemy, że osoba publikująca to, nie miała okazji zweryfikować tej informacji. Jednak jest pewien poziom zaufania do źródła, dlatego przekazuje się wiadomość dalej.

– Niektóre rzeczy powstają na podstawie źródeł, ale to jest interesujące zagadnienie. Przykładowo klub albo agent mogą powiedzieć za kulisami, że interesują się Piłkarzem X z klubu Y i Z. To może jednak nie być prawdą, a jedynie zagrywką, aby zainteresować Piłkarza X. Czytelnik musi na własną rękę określać wiarygodność danej informacji.

– Kolejna sytuacja, która często ma miejsce, jest taka, że w jednym kraju informacja pojawia się we wtorek, a w innym w środę. Potem w czwartek w pierwszym kraju ponownie pojawia się ta informacja, jednak media podają, że została potwierdzona w innym źródle. Tymczasem media w drugim kraju jedynie przepisały to, co pojawiało się tam wcześniej. Taka sytuacja często miała miejsca dawniej, teraz się to zmieniło ze względu na powszechny dostęp do internetu.

– Wiele historii posiada jednak solidne podstawy i jest napisanych na podstawie poważnych źródeł.

A więc jakie są źródła?

– Ludzie nie zdają sobie sprawy, że w ekosystemie transferowym jest po prostu kilku ludzi, którzy wiedzą, co się dzieje. Niektórzy widzą pełny obraz, a inni tylko jego część. Jest jednak z kim rozmawiać. Piłkarze mają członków rodziny, przyjaciół i kolegów z drużyny, którzy mogą coś zdradzić. Są dyrektorzy sportowi, skauci i menadżerowie, którzy mogą coś zdradzić. I są oczywiście agenci oraz pośrednicy, którzy mogą coś zdradzić.

Czemu to robią? Nie lepiej byłoby zachować takie rzeczy w tajemnicy?

– To zależy od sytuacji. Wiele klubów ma specjalne biura, które zajmują się przepływem informacji do mediów, kontrolowaniem wiadomości. Czasami nie decydują się na komentowanie pewnych spraw, czasem (ale raczej rzadko, szczerze mówiąc) wypuszczają na świat kłamstwo, a czasem po prostu mówią, jak wygląda sytuacja. I nawet jeśli nie robią tego w biurach prasowych, to ktoś w klubie to zrobi, ponieważ jest to nieistotne dla umowy.

– Weźmy pod uwagę zainteresowanie Manchesteru United Aaronem Wan-Bissaką: wiedzieliśmy wszystko o tym czy złożą kolejną ofertę, czy nie, jaka będzie wysokość tej oferty, ale to nie miało wpływu na to, czy on dołączy do nich, czy nie. To samo dotyczy agentów. Ci sprytni wiedzą, kiedy należy coś powiedzieć, a kiedy milczeć.

manutd.com

– Czasami klub wypuszcza jakąś informację, aby utrzymać kibiców w dobrym nastroju. Pokazują wtedy, że nad czymś pracują, ich marka pojawia się na nagłówkach gazet, a czasem to przyśpiesza podpisanie umowy.

– Najlepszy przykład, który przychodzi mi do głowy, dotyczy argentyńskiego napastnika Gabriela Batistuty. W lecie 2000 roku Roma szukała środkowego napastnika. Zaszokowała ich jednak ogromna kwota 40 milionów dolarów jaką Fiorentina zażądała za 31-letniego Argentyńczyka (nawet dziś to ogromna kwota, a co dopiero wtedy). Właściciel klubu Franco Sensi stwierdził, że to stanowczo za dużo, więc Fabio Capello, ówczesny menadżer Romy, powiedział gazetom, że umowa była bliska zawarcia, nawet pomimo tego, że Sensi się nie zgodził. Kiedy ta informacja pojawiła się następnego dnia, telefon Sensiego rozdzwonił się z gratulacjami za wykazanie się taką ambicją. Kibice śpiewali jego nazwisko na ulicach. Nagle stał się bohaterem i ostatecznie zgodził się na dokonanie tego transferu. Roma zdobyła wtedy tytuł mistrzowski.

– Zdarzają się również sytuacje, kiedy jedna ze stron chce utrzymać całość w tajemnicy. Na szczęście dla nas, w interesach często bierze udział wiele stron i nie wszystkie chcą milczeć. Szczerze mówiąc, rzadko zdarza się, aby w interesie pośredników było zachowanie milczenia.

Czym właściwie zajmują się pośrednicy? Czemu kluby nie mogą rozmawiać ze sobą bezpośrednio?

– Mówiąc najprościej, pośrednicy mogą robić to, czego nie mogą robić kluby. Na przykład kontaktować się z zawodnikiem, bez informowania jego klubu o tym. Zanim złożysz oficjalną ofertę i wyłożysz wielkie pieniądze za piłkarza, chcesz wiedzieć jak wiele trzeba będzie zapłacić w kwestii tygodniówki oraz na jaką długość kontraktu możesz liczyć. To coś, co mogą robić pośrednicy. Mogą również rozpocząć rozmowy z klubem, aby wybadać, jak wielkiej kwoty będą oczekiwać za zawodnika.

– Działa to również w drugą stronę. Jeśli klub posiada zawodnika, którego chciałby sprzedać, aby podnieść poziom danej pozycji albo zarobić pieniądze, może zatrudnić pośrednika, aby poszukał możliwości. Czasem tą sprawą zajmie się jego agent. To pomaga klubowi utrzymać wiarygodność z kontaktach w kibicami, którzy na przykład nie chcą widzieć, jak ich gwiazda jest sprzedawana. To pomaga również w kontaktach z zawodnikami, bo nikt nie lubi słyszeć, że szuka się zastępstwa na jego miejsce albo po prostu nie jest wystarczająco dobry. Nie mówiąc już o tym, że jeśli nałożysz na kogoś tabliczkę z napisem: „na sprzedaż”, jego cena spadnie.

Okej, więc co wyznacza ceny transferowe? To wolny rynek, więc to kwestia tego, ile klub chce zapłacić, tak?

– Nie do końca. Szczerze mówiąc takie określenia jak „stawka” albo „wartość rynkowa” to puste slogany. Są rzeczy, które wyznaczają cenę za zawodnika: jego talent, wiek, narodowość – piłkarz z europejskim paszportem albo jeszcze lepiej, spełniający założenia zawodników wychowanych w danym kraju, będzie warty o wiele więcej – obecna pensja i długość kontraktu. Na wyższym poziomie jednak często te wartości są zniekształcone. Rzadko zdarza się, że kluby wierzą w wielkie talenty (być może błędnie) i raczej zakładają, że tylko określony zawodnik da sobie radę.

– Weźmy przykład Edena Hazarda. Real Madryt zapłacił za niego jakieś 110 milionów dolarów z bonusami. To nie oznacza, że byliby tak samo zadowoleni z jedenastu zawodników, którzy kosztowaliby po 10 milionów. Piłkarze nie są surowcami w takim sensie.

– Kolejny przykład to sytuacja, kiedy cena za zawodnika łączy się z silną potrzebą zakupu ze strony klubu. Po tym, jak Neymar odszedł z Barcelony do PSG za jakieś ćwierć miliarda dolarów, klub z Katalonii znalazł się w sytuacji, kiedy siedzieli na górze pieniędzy, ale desperacko potrzebowali skrzydłowego. Wydali jakieś 120 milionów na Ousmane’a Dembele z Borussii Dortmund. Można założyć, że gdyby przeprowadzili ten transfer na początku okienka transferowego, a nie pod sam jego koniec, zapłaciliby połowę tej kwoty. Czas ma znaczenie.

– Znaczenie ma również, który klub kupuje. Latem 2016 roku Rennes sprzedało Abdoulaye’a Doucoure do Watfordu za jakieś 12 milionów dolarów. Większy i bogatszy klub był zainteresowany tym piłkarzem i miał zamiar wystosować ofertę w wysokości 20 milionów. To był jednak ich drugi wybór na tę pozycję. Ponieważ udało się pozyskać pierwszy, Watford miał możliwość dokonania transferu za mniejszą kwotę. Takie rzeczy dzieją się cały czas. Lekcja jest prosta: bogatym klubom ciężko jest kupić zawodnika, bez wydawania na niego ogromnych sum.

A co z klauzulami sprzedaży? Czemu klub miałby się w ogóle zgadzać na coś takiego?

– Tak, to jest kolejna kwestia, która nieco zakrzywia wartości rynkowe. Po pierwsze musimy oddzielić te z Hiszpanii, gdzie każdy piłkarz ma taką i działają one jako klauzule wykupu. Za określoną cenę zawodnik może odejść.

– Zazwyczaj piłkarz może być zainteresowany czymś takim, w zamian za nieco niższe zarobki. W taki sposób gracze zapewniają sobie lepszą przyszłość. Wygląda to mniej więcej tak: okej, mam zagwarantowane jakieś pieniądze i jeśli dobrze się spiszę, to ktoś, kto będzie chciał mnie kupić, nie będzie musiał wydać aż tylu pieniędzy i będzie mógł przeznaczyć je na podwyżkę dla mnie.

Czyli to jest coś w rodzaju małego nakazu darmowego transferu. Jest wycena, ale niezbyt wysoka, więc piłkarz dostanie więcej…

– Tak, chociaż „darmowy transfer” staje się błędną nazwą. Kiedy Emre Can odszedł z Liverpoolu i dołączył do Juventusu na zasadzie „darmowego transferu”, to nie tylko dostał sporą podwyżkę, ale jego agent skasował 18 milionów dolarów. Prawdopodobnie tak samo sytuacja będzie wyglądać w przypadku Aarona Ramseya oraz Adriena Rabiota.

juvefc.com

– Część jest płacona przez klub w ramach negocjacji kontraktu z zawodnikiem, co jest oczywistym konfliktem interesów, ale tak własnie działa ta gra. Część jest płacona, aby ściągnąć do siebie piłkarza. To oczywiście nadal tańsza opcja niż „normalny” transfer, ale ta różnica coraz bardziej się zmniejsza.

Co jest najczęściej popełnianym błędem, kiedy rozmawiamy o rynku transferowym?

– Większość wciąż nie rozumie tego, jak kluby widzą koszty związane z zawodnikami. Kiedy klub kupuje piłkarza, amortyzuje (z początkowego kontraktu) jego cenę przez całą długość kontraktu. Jeśli więc Piłkarz X (znowu on) dołącza do klubu za 50 milionów dolarów i podpisuje pięcioletni kontrakt o wartości 5 milionów rocznie, kosztuje klub 15 milionów rocznie (10 milionów amortyzacji i 5 milionów z kontraktu). Jeśli do klubu dołączy Piłkarz Y na zasadzie darmowego transferu (tak, wiem że mówiłem, że nie jest darmowy, ale zostawmy to na chwilę) i podpisze pięcioletni kontrakt o wysokości 20 milionów dolarów rocznie, jest dla klubu droższy, niż Piłkarz X.

– To jednak nie jest takie proste. Załóżmy, że obaj ci piłkarze spisują się kiepsko i po dwóch latach klub chce się ich pozbyć. W przypadku Piłkarza X, jeśli sprzedadzą go za 30 milionów dolarów, odzyskają swoje pieniądze, ponieważ taka jest wartość kontraktu, jaka mu pozostała. Piłkarz Y nie kosztował nic, więc każda kwota będzie zarobkiem. (Trzeba jednak pamiętać, że skoro podpisał kontrakt o wartości 20 milionów rocznie, to trudniej będzie znaleźć nabywcę gotowego pokryć takie koszty.)

– Dlatego też kluby są chętne do podpisywania dłuższych kontraktów, nawet jeśli wiąże się to z podwyżką. Skupmy się znów na Piłkarzu X. Jeśli po dwóch latach podpisze kolejny pięcioletni kontrakt, warty powiedzmy 6 milionów rocznie, będzie szczęśliwy, bo dostanie 20 procent podwyżki. Klub również będzie szczęśliwy, bo teraz koszty amortyzacji (30 milionów) zostają rozłożone na kolejne pięć lat, a więc kosztuje on ich 12 milionów rocznie (6 milionów amortyzacji + 6 milionów z kontraktu).

– W ten sposób płacą mu 20 procent więcej, a jednocześnie kosztuje on ich 20 procent mniej. Wszyscy wygrywają.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze