Felieton Marka Bosnicha: na szczycie świata

manutd.com Patryk Tabak
Zmień rozmiar tekstu:

Mark Bosnich, bramkarz Manchesteru United w latach 1989-1991 oraz 1999-2001 w felietonie swojego autorstwa wspomina zdobycie przez „Czerwone Diabły” Pucharu Interkontynentalnego w 1999 roku. Man Utd pokonał wówczas Palmeiras 1:0.

Mark Bosnich był australijskim bramkarzem, który w latach 1989-1991 oraz 1999-2001 występował w Manchesterze United. Pomiędzy dwiema przygodami na Old Trafford reprezentował barwy Aston Villi, a po drugim odejściu – Chelsea. Dwa lata przed powrotem do Man Utd został najlepszym piłkarzem Oceanii. W 2003 roku udowodniono mu zażywanie kokainy, przez co zmuszony był przerwać karierę piłkarską. Próbował wrócić na boisko, jednak w QPR odrzucono jego kandydaturę. Przeniósł się do ojczyzny, gdzie występował jeszcze w Central Coast Mariners oraz Sydney Olympic.

Felieton Marka Bosnicha – pisownia oryginalna

Australijczycy we wszystkim chcą być najlepsi na świecie. Mają to we krwi.

Kiedy jeszcze byłem dzieckiem, zawsze oglądałem Finał Pucharu Interkontynentalnego. Zwycięzcy Ligi Mistrzów przeciwko Copa Libertadores; najlepszy zespoł Europy kontra najlepszy zespół Ameryki Południowej walczące ze sobą w Japonii o miano najlepszej drużyny na świecie. Jako dziecko te mecze bardzo dużo dla mnie znaczyły. Zagranie w takim było marzeniem.

Przeszedł rok 1998 i po jednej rozmowie z sir Alexem Fergusonem byłem pewien, że chcę wrócić do Manchesteru United w sezonie 1999/2000. Oglądałem ich drogę, kiedy szli po zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Byłem szczególnie zachwycony moim przyjacielem, Dwightem Yorke. Podpisałem kontrakt kilka dni później, a to oznaczało, że zagram w finale Pucharu Interkontynentalnego, który miał nadejść wraz z końcem 1999 roku.

Kiedy dołączyłem do Manchesteru United, miałem ogromne poczucie niedosytu. Miałem to szczęście zagrać trzy mecze dla tego klubu jako młody zawodnik, jednak teraz chciałem zdobywać trofea. Man Utd własnie wygrał potrójną koronę – gdzie indziej mógłbym mieć na to szansę? Cóż, próbujesz wygrać to wszystko jeszcze raz i zostać klubowym mistrzem świata. Nie mogłem się doczekać.

Powrót do Manchesteru United naprawę przypominał powrót do domu. Przez pierwsze sześć miesięcy nadal mieszkaliśmy w Cliff, zanim przenieśliśmy się do Carrington. Ja natomiast żyłem pięciominutowym spacerem na Lower Broughton Road. Wspaniale było wrócić.

Wróciłem do domu, ale innego. Wróciliśmy na początek okresu przygotowawczego, a potem mieliśmy bardzo długą podróż do Australii. Podczas tego lata byłem wykończony i dużo kosztowało mnie, by wciąż iść naprzód.

Pamiętam, ponieważ w poprzednim sezonie miałem bardzo dużo wolnego czasu z powodu kontuzji. Sir Alex zapytał mnie, czy moim zdaniem powinienem jechać z zespołem, czy może lepiej będzie zostać w Manchesterze. Odpowiedziałem, że nie byłoby to zbyt dobrze odebrane, gdybym został w domu i nie był z zespołem. Wiedziałem, że to będzie daleka podróż, ale podkreśliłem, że będę trenować dwa razy dziennie i robić wszystko co w mojej mocy, aby być gotowym.

Dla mnie to była okazja wrócić do Australii z klubem, do którego odszedłem gdy byłem młody. To było dla mnie bardzo wyjątkowe. Najpierw wybraliśmy się do Melbourne, potem do Sydney, następnie do Szanghaju i na koniec – Hong Kongu. Wciąż pamiętam lądowanie w Hong Kongu… byliśmy otoczeni dwustumetrowymi budynkami po lewej i prawej stronie, to było po prostu niesamowite.

Muszę powiedzieć, że wokół mnie mógł być wówczas bardzo duży szum. Byłem jedynym transferem w lecie, który przyszedł po odejściu Petera Schmeichela. Nie wydawało mi się to wówczas dziwne. Gra dla Manchesteru United jest grą dla Manchesteru United. Kropka. Zawsze wszyscy na ciebie patrzą, a dodatkowo byłem wcześniej w klubie.

Ten tour był trochę inny od normalnego, ponieważ nie było z nami sir Alexa Fergusona. Odpowiedzialność spadła więc na Steve’a McClarena. Powiedzieć, że byliśmy troszkę jak spuszczeni ze smyczy, byłoby dużym niedopowiedzeniem! Pamiętam, jak dostaliśmy ostrzeżenie przed ostatnią nocą w Hong Kongu. Kilka lat wcześniej doszło do niesławnego incydentu przed Euro ’96, w którym Anglicy zostali sfotografowani podczas picia na… fotelu dentystycznym w barze w Hong Kongu. Steve uświadomił nas, że szef wysłał jasny komunikat:

Jeśli ktokolwiek zostanie przyłapany na fotelu dentystycznym, niech nie zawraca sobie głowy powrotem!

Nikt tego nie zrobił. Cieszyliśmy się sobą poza boiskiem, ale także na nim spisywaliśmy się dobrze. Wygraliśmy wszystkie nasze mecze w tourze nie tracąc bramki. Dla mnie wspaniale było wrócić i być częścią drużyny. Cała drużyna była nastawiona na zdobycie jak największej ilości bramek. Patrząc wstecz myślę, że ten zespół miał najbardziej otwarty styl gry spośród wszystkich drużyn sir Alexa Fergusona w Manchesterze United. Gdziekolwiek spojrzałeś, tam byli gracze z dużą jakością.

Bardzo cieszyłem się, że mam Yorkiego. Spędzaliśmy razem dużo czasu. To absolutnie wspaniały facet, który wytwarza dobrą atmosferę. Wszyscy zawsze mówią o uśmiechu na jego twarzy, który nigdy nie znika, ale najważniejsze w nim jest dobre serce. Ludzie rozpoznają pozytywnych ludzi.

Być może w historię moją i Yorke’a było zaangażowane przeznaczenie. Grałem przeciwko niemu na Mistrzostwach Świata U20 w 1991 roku. Byliśmy w jednej grupie, Australia oraz Trynidad i Tobago. Pokonaliśmy ich 2:0. Również występowałem przeciwko niemu w meczu rezerw Manchesteru United oraz Aston Villi. Potem skończyliśmy siedząc obok siebie w szatni. Każdy ma swoje wzloty i upadki, ale można powiedzieć, że obaj przeżyliśmy podobne sytuacje. Obaj przychodzimy z daleka, z krajów o silnych powiązaniach z Wielką Brytanią, krykietem… Yorkie jest moją bratnią duszą.

To głównie dzięki niemu Manchester United wygrał potrójną koronę zanim przyszedłem. Ambicja wśród wszystkich była jasna: kontynuować zdobywanie pucharów. Chcieliśmy obronić tytuł mistrza Anglii, Ligę Mistrzów i Puchar Interkontynentalny.

Przylecieliśmy do Japonii w listopadzie 1999 roku i to było wyjątkowe doświadczenie. Lecieliśmy, by spróbować zostać klubowym mistrzem świata.

Ludzie w Australii czasami… nie powiedziałbym, że się denerwują, gdy to mówię, ale na pewno dobrze na to nie patrzą. Podczas swojej kariery patrzyłem na tyle trzeźwo na sytuację, że wiedziałem, że Australia nie zostanie mistrzem świata. Niektórzy ludzie w Australii kręcą nosem, ale myślę, że mam rację mówiąc to.

Jako dziecko wiedziałem, że największa okazja, jaką mógłbym dostać, byłoby wygranie Pucharu Interkontynentalnego. Oglądałem wiele wspaniałych drużyn, które wygrywały go wcześniej, jak Juventus, i dobrze wiedziałem, gdy przychodziłem do Manchesteru United, że żadna brytyjska drużyna wcześniej go nie wygrała. Miałem w głowie, że fantastycznie byłoby to osiągnąć. Przeciwstawiliśmy się Palmeirasowi z Brazylii. Sposób, w jaki tej nocy potoczyły się sprawy… Nie mógłbym być szczęśliwszy.

Było mi naprawdę bardzo przykro z powodu bramkarza, który źle obliczył tor lotu piłki po dośrodkowaniu w pierwszej połowie. Keano zamknął akcję i wyprowadził nas na prowadzenie. Potem zaczęły się ich ataki. Miałem to szczęście, że przed sobą miałem takich piłkarzy jak Jaap Staam i Henning Berg, co również miało duże znaczenie. Kiedy jesteś w takiej sytuacji, że przeciwnik wciąż napiera i napiera, to bramkarz musi na to liczyć. Jest bardzo dużo małych rzeczy podczas meczu, kiedy tacy obrońcy robią różnicę. Trochę walki, popchnięcie kogoś, zmniejszenie kąta i tak dalej… Miałem szczęście grać za tą dwójką.

Osobiście był to dla mnie jeden z najlepszych występów dla Manchesteru United. Kilka razy Palmeiras miało naprawdę bardzo dobre sytuacje, jednak udawało mi się zdążyć z interwencją. To był odruch, bazowałem na refleksie. Próbowałem ich wyczekać, tak jak przeciwnik w boksie. Masz większe szanse, kiedy potrafisz przewidzieć co może zrobić przeciwnik. Jeśli piłka znajduje się w takiej pozycji, której się w ogóle nie spodziewałeś, wtedy nie masz żadnych szans na obronę. Musisz mieć trochę szczęścia, oczywiście w połączeniu z praktyką i treningiem.

Trenujesz całe życie, by być gotowy na takie sytuacje. Jeśli przytrafiają ci się w wielkich meczach, masz poczucie wielkiej satysfakcji. Oczywiście nie podczas meczu, bo jak takie uczucie wtedy się objawia, to możesz stracić koncentrację, ale kiedy usłyszysz ostatni gwizdek możesz być zadowolony i cieszyć się chwilą. To, co było potem, było fantastycznym doświadczeniem: schodzenie z boiska ze świadomością, że jesteś częścią najlepszego klubu na świecie.

Ten sezon nie był idealny, ale byłem bardzo szczęśliwy, że zakończyłem go z kilkoma medalami. Podobały mi się niektóre naprawdę kluczowe mecze. Na przykład zwycięstwo 1:0 z Leeds, gdzie jedynego gola strzelił Coley, a także remis z Realem Madryt w Hiszpanii 0:0. Ten szczególnie się mnie trzyma, bo pamiętam, jak sir Alex Ferguson był zdenerwowany, że nie strzeliliśmy gola na wyjeździe. Dyrektorzy weszli do szatni, a Fergie prawie unosił się nad ziemią, bo nie zdobyliśmy bramki na Bernabeu! Niestety miał rację. Niestety doznałem kontuzji przed rewanżem, który na Old Trafford przegraliśmy 2:3. Wtedy zrozumieliśmy, że zdobycie wyjazdowego gola było kluczowe.

Choć fakt, że nie osiągnęliśmy sukcesu w Europie, był rozczarowujący, pod koniec sezonu mogliśmy być zadowoleni przynajmniej ze zwycięstwa w Premier League ze sporą przewagą. Dodatkowo zostaliśmy pierwszym brytyjskim klubowym mistrzem świata. Numer jeden na świecie.

To uczucie, gdy wiesz, że jesteś mistrzem świata… nie możesz tego przezwyciężyć.

Cokolwiek być robił przez resztę swojego życia… nie możesz tego przezwyciężyć.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze