Moje piłkarskie życie: Wes Brown

manutd.com Łukasz Stachowiak
Zmień rozmiar tekstu:

W pierwszym artykule z serii „My Football Life” prowadzonej przez oficjalną stronę Manchesteru United, na chwilę refleksji pozwolił sobie były obrońca „Czerwonych Diabłów”, Wes Brown.

W wywiadzie dla „United Review” były obrońca opowiada między innymi o tym jak o mały włos nie został karateką, swoim uwielbieniu dla Danny’ego Wallace’a i pasji związanej z grą w linii obrony.

Początek

Moje najwcześniejsze wspomnienia pochodzą z czasu, gdy Danny Wallace był jeszcze aktywnym zawodnikiem. Zazwyczaj biegałem wtedy na prawym skrzydle, miałem 10 lub 11 lat i kiedy graliśmy na ulicy chciałem być Dannym Wallacem. Pierwsze Mistrzostwa Świata które pamiętam odbywały się w 1986 roku, ale turniej we Włoszech w 1990 był pierwszym, który naprawdę oglądałem.

Piłkarskie szlify

Moja ścieżka kariery była nieco nietypowa. Nie grywałem w niedzielnej lidze przed ukończeniem 11 roku życia. Trenowałem za to Shotokan Karate, próbując zdobyć przy tym wszystkie pasy. Kiedy miałem 9 lat, tak przynajmniej sądzę, dwukrotnie przegrałem walkę o czarny pas i powiedziałem tacie, że nie chcę już tego robić. W piłkę grałem na ulicach, począwszy od Fletcher Moss. Stamtąd zostałem zauważony przez United. Byłem związany z narodowym centrum w Lilleshall, a kiedy skończyłem 17 lat podpisałem zawodowy kontrakt z United.

Debiut

Trenowaliśmy w piątek, a Wielki Pally [Gary Pallister], drużynowy jajcarz, powiedział mi, że wybiegnę w pierwszym składzie. Nie zmrużyłem oka przez całą noc. Następnego dnia wróciłem na ziemię i usiadłem na ławce. Poczułem ulgę. Byłem zdenerwowany, ale co najdziwniejsze, nie byłem zmęczony, pomimo braku snu. Około 60 minuty szef powiedział mi: „rozgrzewaj się, zaraz wchodzisz”. W takiej sytuacji nie rozmyślasz. Koncentrujesz się, nie analizujesz niczego do końca spotkania. To był mecz z Leeds pod koniec sezonu 1997/98. Przegraliśmy już tytuł z Arsenalem, więc menedżer posadził na ławce kilku młodych chłopaków. Ja wszedłem za Pally’ego. Pamiętam, jak wygrałem wyścig o piłkę z Jimmym Floydem Hasselbainkiem. Opowiadałem kolegom, jak po wszystkim Jimmy powiedział mi: „Wes, zwolnij trochę synu”. Byłem oszołomiony, że zna moje imię.

Najlepszy sezon

Prawdopodobnie 1998/99. Głównie dlatego, że był to mój pierwszy sezon i wiele się wówczas wydarzyło. Graliśmy przeciwko wielkim drużynom, nie tylko w Anglii, ale i w Europie. W Lidze Mistrzów przestałem grać na etapie ćwierćfinałów, ale regularnie występowałem w fazie grupowej. To doświadczenie, uwierzcie mi, ten pierwszy raz, było czymś, czego nie da się już przebić. Mój najlepszy sezon pod względem czysto piłkarskim przypadł na lata 2007/08, kiedy znowu wygraliśmy Ligę Mistrzów, jednak nic nie przebije „The Treble”.

Najlepszy mecz

Podobał mi się ten z Barceloną w 2008 roku. Kiedy Scholesy [Paul Scholes] strzelił tego gola, stałem gdzieś z prawej strony obok grającego na środku Rio [Ferdinand]. Co za gol. Mimo to, sytuacja była ciężka, jedna bramka dla przeciwnika oznaczała dla nas odpadnięcie. Cała drużyna była jednak skupiona. To było coś, czego chcieliśmy, mieliśmy odpowiednich zawodników, by tego dokonać. Gdy dochodzisz tak daleko i tak bardzo czegoś pragniesz, każdy daje z siebie jeszcze więcej by wykonać swoją robotę.

Najlepszy kumpel

Było paru, ale postawię na Johna O’Shea. W zasadzie grałem z Sheazym przez całą karierę. Nawet gdy opuszczaliśmy United, obaj trafiliśmy do Sunderlandu! Była jednak cała grupa, która trzymała się razem. Ja, Sheasy, Fletch [Darren Fletcher], Rio [Ferdinand], Wazza [Wayne Rooney], Patrice [Evra]… mógłbym wymieniać dalej. Mamy ze sobą kontakt do dziś, czatujemy na WhatsApp, jesteśmy dobrymi kumplami.

Moment chwały

Chyba mój debiut, może pierwsza bramka. Jako dziecko opuszczasz szkołę w wieku 16 lat i kiedy ktoś ci mówi, że za dwa lata zagrasz w pierwszym składzie, ciężko mu uwierzyć. Samo założenie koszulki… Debiutując, wszystko może pójść fatalnie. Możesz zagrać słaby mecz i sprawy obierają zły tor, ale na szczęście po kilku dobrych meczach byłem już częścią drużyny, byłem gotów grać jak najczęściej.

Najtrudniejszy przeciwnik

Przede wszystkim Arsenal, później Chelsea. Oczywiście najbardziej lubiłem mecze z Liverpoolem, ale oni nigdy nie zagrażali nam w walce o tytuł. Pośród piłkarzy najtrudniejszym przeciwnikiem był Zinedine Zidane. Nie potrafiłem nawet się do niego zbliżyć. Grał z lewej strony pomocy, ja byłem prawym obrońcą. Gdy go naciskałem, otwierał całą moją stronę. Gdy go nie naciskałem dostawał więcej czasu z piłką. Był bardzo inteligentny. Gdy schodziłem z boiska, czułem, jakbym w ogóle nie grał tego dnia. Nikogo nie dotknąłem, nie kopnąłem, nie zostałem ukarany. On był wybitny. Zawsze wiedział co ma zrobić, podobnie jak jego koledzy. Po prostu wchodzili w dziury, które im zostawiałem. Wyjątkowo ciężko grało się też przeciw Johnowi Hartsonowi… oraz Duncanowi Fergusonowi. Lubiłem grać twardo, ale oni jeszcze bardziej. Musiałem nauczyć się grać przeciwko nim nieco inaczej. Gdy byłem młody próbowałem z nimi walczyć. To była niezła nauczka dla dzieciaka.

Kariera reprezentacyjna

Byłem powoływany do kadry przez 11 lat i mimo, że nie grywałem zbyt często, zawsze dobrze było stanowić część zespołu. Mieliśmy paru świetnych graczy, a ja sam uwielbiałem grać. Rewelacyjnie było pojechać na Mistrzostwa Świata w 2002 roku, ale najwspanialsze wspomnienie to gol na Wembley w meczu z Czechami [2008 rok].

Największe atuty

Bronienie. Po prostu. Uwielbiałem bronić. Nie przejmowałem się szczególnie grą z przodu. Byłem rozczarowany po każdej bramce przeciwnika, nawet gdy nie padła z mojej winy. Głównym celem było zachowanie czystego konta, a ja to uwielbiałem. Odbiory, wybicia, walki w powietrzu, to wszystko było niezbędne.

Pożegnanie

Pojawia się moment gdy wiesz, że ono nadchodzi. Szef kupił Chrisa Smallinga, Rafę [Rafael da Silva], Fabio [da Silva], a ja sam miewałem drobne problemy i nie mogłem liczyć na grę w każdym meczu. Gdy grasz dla United, musisz być zdrowy i gotowy przed każdym spotkaniem. Swój ostatni mecz zagrałem z Boltonem w 2011 roku i wydaje mi się, że wiedziałem o tym wszystkim. Naruszałem własne standardy, wychodziłem na boisko lekko kontuzjowany. W United tak nie można. Oni potrzebują najlepszych graczy utrzymujących równy poziom. Oglądając się za siebie, miałem dwie bardzo ciężkie kontuzje, po których udało mi się wrócić do drużyny – nie mogę więc narzekać!

Dzisiejsze United

Cały czas chodzę na mecze. Nie robiłem tego gdy grałem w innych klubach – z szacunku do nich – ale mam mnóstwo szczęścia, że teraz znów mogę to robić, jeździć z nimi po całym świecie na przedsezonowe tournee i kiedy znów tu jestem, czuję, jakbym nigdy nie odszedł. Byłem pod wrażeniem tego, co widziałem w meczach towarzyskich. Ole zna klub na wylot, więc ten sezon powinien być dobry. Nie mogę się doczekać!

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze