Okiem kibica: gang Younga, czyli chyba nie znam się na futbolu…

Damian Klubiński
Zmień rozmiar tekstu:

Damian Klubiński, jeden z naszych zapalonych czytelników, postanowił napisać felieton i podzielić się z nami, a także przede wszystkim Wami tym, jak postrzega rzeczywistość, w której obecnie znajduje się Manchester United. Zapraszamy do lektury i dyskusji.

Felieton Damiana Klubińskiego

Gang Younga,
Czyli chyba nie znam się na futbolu…

Ludzie na całym świecie nadal żyją w przeświadczeniu, że w Manchesterze United grają tylko najlepsi. Wybrańcy, którzy zasłużyli na ten trykot swoimi umiejętnościami i jeśli nawet zdarzy im się zawieść oczekiwania fanów to nie jest to stan permanentny, bo każdy ma chwilę słabości…

I wtedy wchodzi on, cały na biało… Young i jego Gang.

Czyli piłkarze, którzy w „Teatrze Marzeń” wystawiają komediodramat za każdym razem, kiedy pojawiają się na boisku. Większość ich zagrań wzbudza śmiech… A potem w tle przygrywa smutna melodia teraźniejszości, która przypomina nam, że to nasz gracz.

Niestety, ale nadal mamy ich paru. Young, Lingard czy Rojo to piłkarze, których ciężko jest mi brać na poważnie, a jednak dwóch z nich cały czas znajduje się w kadrze meczowej, a drugi nawet zasiedział się w pierwszym składzie. Spróbujmy teraz zrozumieć ich fenomen; Wielokrotnie komentowałem razem z Wami mecze United i naprawdę nie pamiętam, kiedy byłem w stanie powiedzieć o nich coś pozytywnego. Bieganie na ślepo, niezdecydowanie w swoich zagraniach, a w przypadku Younga jeszcze legendarne wrzutki, które powinno się umieszczać w Fail Compilations, gdyby tylko komuś chciało się oglądać cały czas ten sam żart – a my taki spektakl oglądaliśmy w ostatnich latach nader często.

Nie mogę odmówić im zaangażowania. Biegają – tyle, że nierzadko kończy się to bezsensowną stratą i summa summarum więcej z tego złego niż dobrego. Strzelają, ale bramka… No, akurat znajduje się w innym miejscu i goli z tego nie ma. Ostatnio oglądając mecz z Crystal Palace nadstawiłem uszu, kiedy angielscy komentatorzy zaczęli rozmawiać właśnie o Lingardzie, który od stycznia nie strzelił bramki ani nie zanotował asysty i wstrząsnęło to mną. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jest on mało produktywny, ale nie śledzę statystyk z zapartym tchem, więc ta informacja była szokiem. Dokładnie jakby Young zrobił perfekcyjną wrzutkę. Taki rodzaj szoku.

Przecież to jest ewenement w skali Europy. Chcemy wrócić na szczyt i być znów wyznacznikiem wielkości, a nadal posiadamy w swoim składzie bezproduktywnych piłkarzy, którzy nawet jeśli występują w kadrach największych klubów to są to postaci marginalne, nierzadko tak bardzo, że nawet nie wiemy, że ktoś taki jest zgłoszony do rozgrywek, a wystawienie go to ostateczność. Niestety nie w Manchesterze United.

Sierpień miał być miesiącem w którym zweryfikowane zostaną transfery, przygotowania przedsezonowe, a przede wszystkim umiejętności Solskjaera, bo w końcu dostał szansę, żeby ułożyć sobie drużynę pod siebie. Dostał czas, żeby z tej drużyny zrobić prawdziwe Diabły, bo od paru lat musieliśmy oglądać jak systematycznie piłujemy własne rogi.

Transfery zapowiadały się ciekawie, ale tylko jeśli wierzyliśmy w plotki, zupełnie nie biorąc pod uwagę osoby Eda Woodwarda, który łapie się za kieszeń częściej niż ludzie, którym wydaje się, że właśnie w tym momencie wibruje im telefon. Osobiście największą nadzieję pokładałem w transfer Bruno Fernandesa – widziałem wielokrotnie mecze z jego udziałem i uważałem, że naprawdę mógłby dać nam sporo jakości, bo jest zawodnikiem inteligentnym z bardzo dobrze ułożoną nogą, a takich nam brakuje. No i nie musiałbym go kupować w FM’ie… Nieważne, kupiliśmy Maguire’a, Wan Bissakę i Jamesa.

W tym momencie chyba każdy z nas uważa te transfery za przynajmniej dobre. Osobiście dwa uważam za wspaniałe ruchy na rynku (Maguire i Wan Bissaka), a jeden dobry i obiecujący (James). Oczywiście powiem Wam dlaczego, żeby nie było. Maguire to dla mnie potencjał na skałę obronną godną Vidicia; może charakterystyka psychologiczna jest troszkę inna, bo Serb znany był z charyzmy i swego rodzaju szaleństwa na boisku – był Berserkiem, który jak wszedł w wir walki to nie było mocnych. U Maguire’a tego mi brakuje, ale ten spokój w wyprowadzaniu akcji, pewność siebie w trakcie odbiorów… Przyznam szczerze, że tego mi po prostu brakowało, a byłem sceptyczny – przyznaję się. Cena zwaliła mnie z nóg, natomiast teraz posypuję głowę popiołem.

Jeśli chodzi o Wan Bissakę… Pamiętacie te ciarki, kiedy oglądaliście Roya Keane’a? Kiedy nazywano nas „Czerwonymi Diabłami” dlatego, że mieliśmy w składzie właśnie takich walczaków jak on, a przeciwnicy zawsze musieli mieć z tyłu głowy, że ci Loco w każdej chwili mogą być za nimi. Bardzo podobne odczucia mam patrząc właśnie na Aarona; niezależnie od tego jak daleko przeciwnik się urwał – on biegnie. I co najważniejsze – jest w odbiorach efektywny. Nareszcie na prawej stronie obrony mamy gracza z prawdziwego zdarzenia, piłkarza, który wykazuje kolosalny potencjał niezależnie od tego pod jaką bramką się znajduje. Przyznam szczerze, że kiedy go widziałem w naszych barwach w meczu z Chelsea w głowie zapętlone miałem słowa tylko jednej piosenki…

We’re ready to die, we’re ready to fight, it’s part of our history…

Powiem od razu – nie uważam Jamesa za piłkarza gorszego od wcześniej wymienionej dwójki; przecież strzelił trzy bramki i nikt mu tego nie odbierze, a kiedy krzyczał strzelając pierwszą z nich, chciałem zrobić to samo, bo widziałem pasję, radość, dumę. Dzieliłem te emocje razem z nim. Pamiętam jak czytałem opinie o nim, że jego głównym atutem jest szybkość, że nie jest najlepszym dryblerem, ale braki tego typu nadrabia charyzmą i muszę przyznać, że w tym momencie zgadzam się z tą opinią. Jest piłkarzem statycznym i nie, raczej nie zobaczymy w nim drugiego Mbappe, natomiast dopóki wykonuje swoją robotę tak jak do tej pory, będę zadowolony. Zresztą umówmy się – kto nie jest?

To, co łączy tych piłkarzy to fakt, że każdy z nich może zaliczyć jeszcze duży progres, ale to akurat nie leży na naszych barkach, tutaj wykazać się muszą trenerzy i sam Solskjaer, a skoro już o nim mowa… Obawiam się, że Solskjaerowi brakuje jednej rzeczy – odwagi. Jak wcześniej wspomniałem, transfery nam się udały i jeśli Ole miał w tym jakiś większy wkład (z czym u nas różnie bywa) to chwała mu za to. Natomiast teraz trzeba iść za ciosem i naprawdę zrezygnować z graczy, których w tym klubie być nie powinno.

Pozbyliśmy się w ostatnich dniach Lukaku, Sancheza i Smallinga, a dzisiaj otrzymaliśmy oficjalną informację, że żegnamy się także z Darmianem. Decyzje bardzo dobre, ale wykonane za późno. Obawiam się, że może nam się to odbić czkawką w środku lub pod koniec sezonu, kiedy hurtem wjadą kontuzje i nagle się okaże, że: hej! ale my nie mamy zmienników. Ole musi iść za ciosem, inaczej pogrążymy się bardziej niż kiedykolwiek. I tak, może być gorzej – spójrzcie na Leeds. Piłkarzy do odstrzału mamy więcej niż święta trójca, którą wymieniłem wyżej, choćby Matić czy Jones, i naprawdę ciężko mi ocenić czy nie lepiej byłoby najpierw pożegnać się z nimi, a nie z Sanchezem czy Lukaku…

Jestem tylko kibicem, dokładnie jak Wy. I tak jak Wam leży mi na sercu dobro tego klubu, choć moje opinie mogą budzić różne, nierzadko skrajne, emocje. Każdy wynik naszego zespołu biorę do serca i chciałbym, żeby oni wzięli je na klatę. Nie mamy zawodnika, który będzie trzymał resztę za przysłowiową mordę jak kiedyś; nie mamy już Roya Keane’a, Vidica czy Ferdinanda… I musimy z tym żyć, przynajmniej do następnego okienka. Pociesza mnie tylko to, że tacy piłkarze nadal istnieją, a nie są jedynie reliktem minionej epoki. Nie muszę chyba mówić jak wiele Real Madryt zawdzięcza Sergio Ramosowi… Musimy takiego gracza znaleźć i to jak najszybciej, bo jeśli upadniemy mentalnie to nie podniesiemy się nigdy.

Podobno Manchester United jest jak Feniks – zawsze odrodzi się z popiołów, bo mamy to w DNA. Chciałbym, żeby w tym przypadku nie nastąpiła ewolucja i żebyśmy nie zatracili w tym wszystkim tego, co szanowali nawet najwięksi wrogowie.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze