Analiza The Athletic: zmasowane ataki Man Utd to odległa przeszłość

The Athletic Patryk Tabak
Zmień rozmiar tekstu:

The Athletic pokusiło się o analizę przegranego przez Manchester United meczu z Bournemouth. Wskazane zostało choćby zachowanie Andreasa Pereiry, który był prawdopodobnie najgorszym piłkarzem „Czerwonych Diabłów” na Vitality Stadium.

Analiza The Athletic – pisownia oryginalna

Manchester United w tym sezonie przegrał z Crystal Palace, West Hamem, Newcastle i ostatnio z Bournemouth. Z tymi przeciwnikami nie udało się uzyskać nawet remisu. Jest to pasmo, które oznacza kompletny brak przekonania oraz jakości w poczynaniach drużyny.

Ostatnim meczem, w którym Man Utd zdołał się podnieść i odwrócić losy meczu, był ten z Southampton w marcu tego roku. „Czerwone Diabły” wygrały 3:2 w ostatnim meczu przed kosmiczną nocą w Paryżu, która dzisiaj wydaje się być źródłem tych wszystkich żenujących statystyk. Od tamtej pory drużyna Ole Gunnara Solskjaera jako pierwsza traciła bramkę w 11 spotkaniach i wszystkie te mecze zakończyły się jej porażką.

Było to już mówione wielokrotnie, ale warto to powtórzyć: pogoń Manchesteru United za korzystnym wynikiem była kiedyś jednym z najwspanialszych widoków w piłce nożnej. Fale ataku następowały jedna po drugiej, a Man Utd cały czas grał do przodu. Teraz, kiedy drużyna traci bramkę, odpowiedź wygląda jak przeciekający kran – są wprawdzie epizody gdy się zrywa, ale w większości jest spokojna i nie stwarza większego zagrożenia.

Tak właśnie było w sobotę na Vitality Stadium po bramce Joshuy Kinga, której, z punktu widzenia obrony, można było spokojnie uniknąć. Manchester United oddał kilka strzałów z 20 metra, które zmusiły Aarona Ramsdale’a do spokojnej interwencji, jednak do 82. minuty nie stworzył sobie żadnej groźnej okazji. Dopiero wtedy Brandon Williams podał do Freda, który zagrał piłkę w pole karne na dalszy słupek. Czekał tam Mason Greenwood, jednak jego uderzenie trafiło tylko w obramowanie bramki.

Prawdę mówiąc to był raczej okazjonalny zryw aniżeli skutek wypruwania żył na boisku, więc porażka ta jest całkowicie zasłużona. Sprawiła, że Manchester United zajmuje najniższą pozycję w tabeli od 1986 roku.

Anthony Martial, który niedawno przypomniał o swoim ogromnym potencjale, na Vitality Stadium przypomniał o wszystkich negatywnych aspektach jego pobytu na Old Trafford. Nie udało mu się utrzymywać przy piłce nawet na poziomie zbliżonym do przeciętnego, dwukrotnie został też złapany na spalonym, pomimo że spokojnie można było tego uniknąć. Jedną rzeczą jest bowiem wbieganie za linię obrony z nadzieją na utrzymanie piłki, a drugą brak koncentracji i kontrolowania ustawienia defensorów rywali.

Wiemy, że Martial może przynajmniej się przestawić i włączyć inne cechy swojej gry. Tymczasem po meczu z Bournemouth generalnie trudno sobie wyobrazić jakikolwiek moment, w którym Andreas Pereira pasowałby do pozycji numer „10” w Manchesterze United.

Przeciwko drużynom, które skupiają się na grze od tyłu, jego energia i zdolność przystosowania się do takiej gry są niewątpliwym atutem. Znalazło to potwierdzenie w meczu z Liverpoolem. Podczas przerwy na zgrupowania reprezentacji Ole Gunnar Solskjaer pracował nad taktyką na starcie z liderem Premier League. Wymyślił, że Pereira wejdzie pomiędzy Marcusa Rashforda oraz Daniela Jamesa, by zdezorientować obrońców Jurgena Kloppa i sprawić, że będą szybciej podejmowali, niekoniecznie trafne, decyzje. Podobny pomysł obserwowaliśmy w meczu z Arsenalem – minięcie przeciwnika i oddanie celnego strzału.

W Norwich byliśmy świadkami prawdopodobnie jego najlepszego meczu w Manchesterze United. Były dwa momenty, w których można było pomyśleć, że Pereira sprosta wysokim wymaganiom w tym klubie. W 12. minucie otrzymał piłkę od Freda i fantastycznie minął Alexa Tetteya, który ewidentnie stracił świadomość tego, co się wokół niego działo (zostało to pokazane na poniższych zdjęciach). Następnie podał do Rashforda, który odegrał Martialowi.

W 18. minucie ponownie poradził sobie z Tetteyem i stworzył dobrą okazję, jednak Tim Krul zdołał uratować Norwich obroną nogami.

W Bournemouth jednak Pereira był pozbawiony jakiegokolwiek ciągu na bramkę, a jego celność podań wyniosła 60% – mniej niż wszystkich na boisku, wliczając w to Aarona Ramsdale’a i Davida de Geę. Dobrze wykonał jedynie 15 z 25 podań. Dwukrotnie próbował zagrać długą piłkę na Marcusa Rashforda, jednak za pierwszym razem przechwycił ją Nathan Ake, a za drugim Steve Cook. Częstotliwość prób takich zagrań była jednak zbyt niska.

Prawdą jest, że Andreas Pereira był autorem najgroźniejszego celnego strzału na bramkę Ramsdale’a – w 58. minucie, gdy wymanewrował przed polem karnym Philipa Billinga. Piłkę po jego uderzeniu odbił jednak bramkarz „Wisienek”. Wcześniej Pereira był z kolei winnym popełnienia dwóch błędów, które mogły skończyć się drugą bramką dla gospodarzy.

W 3. minucie po bardzo dobrej akcji Jamesa na prawej stronie i dograniu piłki w pole karne nie zdołał w nią trafić. Krótko później znów popełnił błąd – po otrzymaniu piłki od Daniela Jamesa wszedł w przestrzeń, w której znajdowało się czterech piłkarzy Bournemouth, jednak zamiast próbować znaleźć Rashforda bądź Martiala w polu karnym, zdecydował się oddać bezsensowny strzał w trybuny. Na zdjęciach poniżej idealnie widać reakcję napastników – byli zirytowani i nie mogli zrozumieć tego zagrania Brazylijczyka.

Takie zachowanie stało się złym nawykiem Andreasa Pereiry. Wcześniej w spotkaniach z Norwich i Liverpoolem (zdjęcie poniżej) także decydował się na oddanie strzału, pomimo że całą akcją wykonał bardzo dobrą pracę i stworzył możliwość zagrania lepiej ustawionemu zawodnikowi.

Jego błędy popełnione we wczesnych momentach meczu, znacznie osłabiły impet Manchesteru United. James dobrze się bawił na prawym skrzydle i radził sobie z Diego Rico, trzykrotnie wypracował dobrą sytuację, jednak po 20 minutach Bournemouth nieco zmieniło swoją grę, a drużyna nie potrafiła się do tego dostosować.

– Ta wolna przestrzeń pochodziła od wykopów od naszej bramki. – stwierdził Steve Cook – Rozdzielaliśmy się, by zebrać drugą piłkę, ale to oni kilka razy ją wygrali, przez co mogli z tej przestrzeni skorzystać. Potem to się zmieniło.

– Rashford i Martial to bardzo dobrzy napastnicy, w naprawdę dobrej formie. Czuliśmy, że jeśli poradzimy sobie z tą dwójką, to będzie ogromny krok w kierunku zwycięstwa w tym meczu. Graliśmy dość szeroko, zmuszaliśmy ich do gry słabszą nogą. Nie oddawali zbyt wielu strzałów. Jeśli zmusi się rywali do tego, by ich strzały oddawali pomocnicy i to z dość znacznej odległości, to łatwiej jest się obronić.

I tu właśnie dochodzimy do momentu, w którym to „dziesiątka” powinna znaleźć sposób na złamanie dobrze grającej obrony rywali. Ruch do przodu jest niezbędny, ale my jeszcze nie widzieliśmy tego od 23-letniego Pereiry. Jego najlepsze występy nie kojarzą się z piłką – on dobrze sobie radzi wtedy, kiedy stosuje pressing wykonując wcześniejsze instrukcje.

W tym sezonie Andreas Pereira jest na 49. miejscu wśród wszystkich zawodników Premier League w klasyfikacji stworzonych szans. Ma ich na koncie 12, jedną mniej od… Paula Pogby, który w tym sezonie wystąpił w pięciu kolejkach i wypadł z gry na dwa miesiące. Dla porównania – Pereira ma ich na koncie dwa razy więcej

Brazylijczyk bardzo dobrze działa w pressingu, tak naprawdę jako pierwszy naciera na rywali po wznowieniu gry od środka, a jego styl gry może być bardzo przydatny w kontratakach, jednak jeszcze nie zademonstrował umiejętności przełamania obrony rywali.

– Myślę, że zespołowo jako cała drużyna zaczęliśmy dobrze, ale brakowało nam jakości i wykończenia. – podsumował po meczu Ole Gunnar Solskjaer – To tyczy się nie tylko Andreasa. Czwórka z przodu wyglądała obiecująco, ale nie potrafiła przełożyć tego na bramki. Kreowaliśmy okazje, ale brakowało nam ostatniego podania i wykończenia. Musimy to poprawić.

Andreasa Pereirę w 68. minucie zastąpił Jesse Lingard. Była to pierwsza zmiana Ole Gunnara Solskjaera w tym meczu, choć sprawiała wrażenie spóźnionej. Pamiętajmy jednak, że ostatnio bramkę lub asystę w Premier League Jesse Lingard zanotował w grudniu 2018 roku. To nie było wytoczenie najcięższego działa.

Niewątpliwie transfery są potrzebne, jednak do okna transferowego pozostały jeszcze dwa miesiące. – Mamy mnóstwo zawodników w drużynie, którzy są w stanie kreować więcej szans. Nie możemy tylko patrzeć na zewnątrz. Musimy grać i poradzić sobie z tymi, których mamy tu i teraz – stwierdził Solskjaer.

Być może sporo do powiedzenia miał fakt, że w ciągu sześciu dni Manchester United rozegrał trzy mecze. Poziom energii, który widzieliśmy w Norwich, zdecydowanie się obniżył. Decyzja Solskjaera, by na mecz z Chelsea w Pucharze Ligi wyjść najsilniejszym składem, okazała się słuszna patrząc na efekt w postaci awansu, jednak Scott McTominay i Harry Maguire w meczu z Bournemouth grali poniżej swojego optymalnego poziomu.

– Grając w środę a później w sobotę, może się to odbić na twoich statystykach motorycznych. Być może powinienem wystawić kilku zawodnikach o świeżych nogach. Po dobrym meczu z Norwich postanowiłem jednak, że ten skład zasługuje na kolejną szansę – zakończył norweski menedżer.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze