Wywiad z Ritchiem De Laetem dla The Athletic: o grze z Pogbą w rezerwach Solskjaera, o suszarce SAFa i wielu innych

The Athletic Artur Karpeta
Zmień rozmiar tekstu:

Ritchie De Laet wielkiej kariery na Old Trafford nie zrobił. Jednak w wywiadzie przeprowadzonym dla The Athletic wraca pamięcią do swoich początków w Manchesterze, zdobycia mistrzostwa z Leicester City czy przygody w Australii.

Wywiad Roba Tannera z Ritchiem De Laetem dla The Athletic – treść oryginalna

Wygranie Premier League i awans z Championship w tym samym dniu, granie w drużynie rezerw Manchesteru United u boku Paula Pogby i strzelanie bramek jako środkowy napastnik w Melbourne City. Nieźle jak na obrońcę, który w wieku 18 lat stwierdził, że Tony Pulis kazał mu skończyć z dryblingiem, więc da sobie z nim spokój.

Teraz jednak Ritchie De Laet powraca do rodzinnego klubu Royal Antwerp po 12 latach nieobecności. Najpierw występował w Stoke City, potem w Manchesterze United, Leicester City i Aston Villi, z kilkoma barwnymi wypożyczeniami po drodze.

To tutaj rozpoczęła się jego kariera, nerwowe podróże po Antwerpii, gdzie jako 13-latek ukrywał królewską odznakę na swoim klubowym plecaku, ponieważ mieszkał blisko terenu ich zaciekłych rywali, Beerschot.

De Laet wdarł się do pierwszej drużyny Antwerpii jako środkowy obrońca. Drużyny, która dzięki długotrwałej współpracy z United miała w swoim składzie kilku młodych graczy z Old Trafford, takich jak Ryan Shawcross, Darron Gibson i Fraizer Cambell. Przez Antwerpię swego czasu przeszedł też Luke Chadwick. Trenerem tej drużyny był Warren Joyce, który kierował De Laetem w United i Melbourne, a którego zawodnik określa jako swojego „piłkarskiego ojca”.

Warren dostał pracę asystenta w rezerwach United, a to że trafiłem do Stoke nie wyszło mi na dobre – mówi 31-latek, która rozmawia z The Athletic  dzień po tym jak Antwerpia zapewniła sobie miejsce w finale Pucharu Belgii po wygranej 1:0 z Kortrijk. – Piłka nożna Tony’ego Pulisa nie była moim typem futbolu. Nie podobały mi się sesje treningowe. Pewnego dnia odbyliśmy sesję treningową, podczas której pierwsza jedenastka zmierzyła się z rezerwowymi.

Miałem piłkę i zacząłem biec. Przeszedłem kilku zawodników i dośrodkowałem w pole karne. Tony przerwał trening i powiedział: „Tak tutaj nie robimy. Po prostu podaj piłkę po skrzydle.” Właśnie dlatego zdałem sobie sprawę, że to nie dla mnie. To nie był futbol. Po prostu wybijałem do tego, co był wyżej i mówiłem: „Powodzenia!”.”

Mój agent zadzwonił do mnie, żeby powiedzieć, że United mnie zabierze. Myślałem na początku, że żartuje, ale oczywiście Joyce miał duży wpływ na tą decyzję. Zawsze mi mówił, że poręczył za mnie sir Aleksowi. Pierwszego dnia powiedział do mnie „ok, jesteś tu, ale teraz wszystko zależy od ciebie”.

Pierwszego dnia w Carrington, De Laet spotkał się z menedżerem zespołu rezerw, Ole Gunnarem Solskjaerem, ale potem został przedstawiony „prawdziwemu szefowi”.

Sir Alex był dla mnie wspaniały – mówi De Laet. – Chodził po korytarzach w centrum treningowym i zatrzymywał się, żeby z każdym porozmawiać. Nie ważne czy byli to zawodnicy pierwszej drużyny, piłkarze poniżej 18. roku życia, czy personel kuchni. Był dżentelmenem.

Za pierwszym razem, gdy byłem w jego biurze nie powiedziałem ani słowa i nie sądzę, że zrozumiałem jakiekolwiek jego słowo, wypowiedziane ze szkockim akcentem. Miał ogromne biurko w dużym pokoju w rogu centrum treningowego. Trząsłem się i pociłem, a on przywitał mnie pierwszego dnia.

Widziałem jednak jego suszarkę. Graliśmy w pucharze przeciwko Wolves. W bramce mieliśmy Tomasza Kuszczaka, wykopy nie były jego atutem. W pierwszej połowie obrońcy kilka razy do niego zagrali, a on źle wykopał. W przerwie menedżer wpadł w furię i wskazał na obrońców. Jeśli ty, ty, ty lub ty jeszcze raz podasz mu piłkę…on nie umie wykopać. Wszyscy wiemy, że nie umie wykopywać. Przepraszam Tomasz, ale wszyscy wiemy, że nie umiesz wykopywać. Tomasz po prostu siedział i widać było, że myśli „Wiem, w porządku”.

Początkowo to było dla niego zawstydzające, gdy po raz pierwszy poznał gwiazdy pierwszej drużyny, w skład której wchodzili tacy zawodnicy jak: Cristiano Ronaldo, Wayne Rooney, Ryan Giggs, Carlos Tevez, Paul Scholes, Rio Ferdinand i Gary Neville.

Stephen Pond – PA Images via Getty Images

Pierwsze dni były po prostu niesamowite – wspomina. – Chodziłem po klubie, spotykając wielkich piłkarzy. Giggsy, Gary, Scholesy. Od tego nieznanego, belgijskiego gracza, stałem się pierwszym Belgiem, który grał w United. Nagle otrzymywałem telefony z belgijskich gazet i wiadomości telewizyjnych. Z nikogo stałem się znanym nazwiskiem. To było dla mnie przebudzenie do ciężkiej pracy.

Przez pierwsze dni okazywałem szacunek. Kiedy mieli piłkę, nie walczyłem z nimi. Mieli wielkie mecze w weekend. Nie mogłem narazić ich na kontuzję. Potem byłem po prostu jednym z nich i walczyłem o swoje miejsce. Chciałem grać, traktowali mnie tak samo. Zostałem kopnięty przez Scholesa lub Giggsa i wszystko było w porządku.

Pod wodzą Solskjaera, United miało imponującą drużynę rezerw, w skład której wchodzili Pogba, Federico Macheda, Oliver Norwood, Ben Foster, Michael Keane, Robbie Brady, Corry Evans, Matty James i Danny Drinkwater. De Laet ponownie spotka się z tym ostatnim w Leicester w 2012 roku.

Było tak wielu dobrych graczy, że to było niedorzeczne – mówi De Laet. – Po prostu wygrywaliśmy wszystko. Pamiętam jeden mecz pierwszego zespołu z rezerwami, który wygraliśmy. Gary Neville był wściekły. Wrzeszczał na swoich kolegów z drużyny, że to hańba i powinni się wstydzić. „Jak możesz z nimi przegrywać?” Śmialiśmy się, ale patrzyłem i pomyślałem, że to oznaka prawdziwego profesjonalisty. Wiele nauczyłem się od samego patrzenia na niego.

Matthew Peters/Manchester United via Getty Images

De Laet był pod wrażeniem zarządzania zespołem przez Solskjaera i nie był zdziwiony, gdy po latach dostał on posadę głównego menedżera, nawet jeśli było to United.

– Ole był świetnym facetem – mówi. – To były świetne treningi. Wszyscy wiedzieli, czego się od nich oczekuje. Wszyscy słuchali go z powodu jego doświadczenia i historii w klubie. Cieszę się, że dobrze mu się powiodło w jego karierze trenerskiej.

– Dobrą rzeczą u Ole było to, że przyszedł do ciebie, zanim ty przyszedłeś do niego. Potrafił wyczuć, że masz jakiś problem, objął cię ramieniem i wprost zapytał, co się stało. W tym wieku nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale były to oznaki dobrego menedżera. W Wielkiej Brytanii zawsze znajdzie dobrą pracę. Oczywiście w United jest najlepsza. Zasłużył na tą szansę.

De Laet wystąpił dla United tylko sześć razy. Nawet gdy Neville był niedostępny, Ferguson stawiał na prawej stronie na Rafaela da Silvę lub Michaela Carricka. De Laet wiedział, że nadszedł czas, aby iść dalej. Do Leicester dołączył w maju 2012 roku tego samego dnia, co kolega z United, Matty James. Ten transfer był prawdziwym początkiem jego seniorskiej kariery.

To było zaskakujące – mówi De Laet. – Kiedy Sven-Goran Eriksson był tam rok wcześniej, mówiono o moim przejściu do Leicester, ale tak się nie stało. Pamiętam jak rozmawiałem z sir Aleksem, a on mówił żebym poszedł i zobaczył jak będzie, a gdyby mi się nie spodobało, mógłbym wrócić. To była wspaniała okazja, aby sprawdzić się w Championship i grać w pierwszym zespole.

W swoim debiutanckim sezonie w Leicester, dotarł do półfinałów play-off, ale tam „Lisy” uległy Watfordowi, kiedy to Troy Deeney strzelił decydującego gola, 14 sekund po niewykorzystanym karnym dla Leicester przez Anthony’ego Knockaerta z 97. minuty.

Drugi sezon był rekordowy, ponieważ De Laet i jego koledzy z drużyny wywalczyli awans ze 102 punktami na koncie. Rok później Leicester, który był 17 kwietnia na dnie Premier League, zanotował siedem zwycięstw w dziewięciu meczach, co pozwoliło im utrzymać się w lidze z sześcioma punktami przewagi nad strefą spadkową.

To był rollercoaster – wspomina De Laet, lekko drwiąc. – Myślę, że do dziś często pokazują tego gola Watfordu.

Drugi sezon był najbardziej pamiętnym w mojej karierze. Czuliśmy, że możemy wygrać każdy mecz. Drużyna była niesamowita. Robiliśmy wiele rzeczy poza piłką nożną. Byliśmy bardzo blisko. Była w nas prawdziwa przyjaźń.

W szatni było kilka wielkich charakterów, od silnych, ale cichych jak polski obrońca Marcin Wasilewski, po energicznego Jamiego Vardy’ego.

Marcin to był gość – mówi De Laet. – To była noc w Leicester po wywalczeniu awansu. Poszliśmy najpierw do domu Andy’ego Kinga i postanowiliśmy pojechać do miasta z żonami i dziewczynami. Moja żona ustawiła się w kolejce po drinka, a jakiś facet ją odepchnął. Nie widziałem tego, ale ktoś mi powiedział. Spojrzałem w tamtą stronę, ale Wasyl widział to wcześniej i już patrzył w moją stronę. Podszedł do mnie i powiedział: „Mam go”, złapał tego gościa i oddał ochronie, która go wyrzuciła.

De Laet przyznaje, że w pierwszym sezonie nie od razu było oczywiste, że Vardy, który dołączył tego samego lata, po tym jak pomógł Fleetwood Town wywalczyć awans do Football League, stanie się tak fenomenalnym napastnikiem Premier League.

W ciągu pierwszych sześciu miesięcy, myślę, że niektórzy z chłopaków uważali, że nie był gotowy, nie był tym, czego potrzebowaliśmy – mówi De Laet. – Może powinien pójść wtedy na wypożyczenie, alle w drugim sezonie był już innym człowiekiem, innym graczem.

Nie wiem, co zrobił tamtego lata. Wrócił głodny gry i udowodnił, że wszyscy się mylą. Wciąż udowadnia wszystkim, że się mylą. Nie strzelił tak wielu goli w tym sezonie, ale wciąż jest najlepszym strzelcem. To mówi wszystko.

Jest głośny. Wiesz, że jest w budynku od momentu, gdy wchodzi. Wiesz, że przybył. Byłem na łóżku fizjoterapeutycznym i miałem masaż, a korytarz jest dość długi w ośrodku Leicester, ale wciąż słyszałem jak krzyczy, gdy przyszedł.

W szatni wrzeszczał bez wyraźnego powodu. Wszyscy robiliśmy swoje, a on zaczynał krzyczeć, przyciągając uwagę. Wprawiało nas to w dobry nastrój.

– Mieliśmy swoje bitwy na treningach. Obaj jesteśmy szybcy, więc walczyliśmy jeden na jeden. To kończyło się jego korkami na mojej nodze i moimi z tyłu jego głowy. Wyzywał mnie na pojedynki, ale nie mógł mnie wyprzedzić. To była świetna zabawa na boisku i poza nim.

Plumb Images/Leicester City FC via Getty Images

De Laet miał kilka sprzeczek z Nigelem Pearsonem, ówczesnym menedżerem Leicester, ale uważa, że zasłużył sobie na szacunek Pearsona, pokazując swoją chęć do gry.

– To było dla mnie dziwne podczas tego sezonu 2014-15 – wyjaśnia. – Przez kilka pierwszych meczów było w porządku. Graliśmy całkiem nieźle. Zremisowaliśmy u siebie z Arsenalem 1:1 a ja zostałem graczem meczu, ale Nigel zdecydował, że nie będzie już mną grał.

– Wdałem się z nim w kilka sprzeczek. On powiedział w moją stronę kilka epitetów, a ja w jego, ale tydzień później zadzwonił do mnie i uścisnęliśmy sobie ręce. Potem znowu zacząłem grać. Być może właśnie to musiałem zrobić – pokazać mu, że znów jestem gotowy i wciąż mam w sobie ten ogień.

Pearson odszedł następnego lata, a jego następcą niespodziewanie został Claudio Ranieri. Drużyna była na przedsezonowym obozie treningowym w Austrii, kiedy po raz pierwszy spotkała człowieka, którzy w ciągu następnych 10 miesięcy poprowadzi ją do tytułu Premier League.

Pewnego wieczoru, po drugiej sesji, wszyscy zostaliśmy wezwani do naszego miejsca spotkań i poszliśmy na spacer z Claudio – wspomina De Laet. – To było to, zaczynamy. Był dość głośnym nazwiskiem, gdy przybył do drużyny, która ledwo przetrwała rok wcześniej. Wszyscy byliśmy bardzo zaskoczeni.

Byliśmy zaskoczeni jego treningami, ponieważ dużo wymagał w dążeniu do perfekcji. Ja, Vards, [Andy] King, Nuge [David Nugent] żartowaliśmy sobie na rozgrzewce, ale potem wszystko było zsynchronizowane. „Jeśli on podnosi prawą nogę, to ty podnosisz prawą nogę!” Myśleliśmy: „co?”, ale na początku z Claudio tak było: „Tak chcę, więc tak zrobimy”.

Ranieri był ojcem mistrzowskiego sukcesu, ale De Laet ujawnił, że gracze często na siebie brali odwrócenie losów meczu w tamtym sezonie.

Mieliśmy wiele planów gry i wiele osób uważało, że to plany Claudio wyciągnęły nas z kłopotów, ale to nie była prawda – mówi. – To był jego plan gry, ale w przerwie kiedy przegrywaliśmy 1:0, patrzyliśmy na siebie i mówiliśmy: „Zróbmy swoje, wyjdźmy i cieszmy się grą”.

Na początku, nadal byliśmy w dużej mierze zespołem Nigela. Nadal był to zespół, który grał rok wcześniej. Dołączyli do nas tacy piłkarze jak Christian Fuchs i N’Golo Kante.

Z Kante było prawie tak jakbyśmy oszukiwali, był jak dwóch graczy. Pamiętam niektóre z początkowych treningów, gdzie nie radził sobie dobrze. Nie wiem, kiedy to zaskoczyło, ani co się stało. Kiedy grał na pozycji nr 6 był niesamowity.

[Riyad] Mahrez, był jak Lionel Messi, ponieważ wiedziałeś, że zejdzie na lewą nogę, ale nie mogłeś nic z tym zrobić.

Tym swoim słabym angielskim, którym mówił, zawsze starał się być zabawny i dołączać do żartów. Próbował wejść do grupy, żartować i śmiać się. Myślę, że jego pewność siebie rosła, ponieważ drużyna go przyjęła i robił dla nas ważne rzeczy na boisku. Gdy jego pewność siebie rosła, stawał się coraz lepszym graczem.

Pod koniec sezonu 2015-16, w dość niezwykłych okolicznościach, De Laet pokonał 158 mil z Middlesbrough z powrotem do Leicester, wygrywając Premier League i awansując do Premier League tego samego popołudnia.

De Laet grał w pierwszych siedmiu meczach sezonu w Leicester, ale po przegranym u siebie 5:2 meczu z Arsenalem pod koniec września został zastąpiony przez Danny’ego Simpsona na prawej stronie i zagrał jeszcze tylko pięć razy w lidze, za każdym razem wchodząc z ławki, zanim został wypożyczony do Middlesbrough pod koniec zimowego okna.

Michael Regan/Getty Images

Nie chciałem odchodzić. Wciąż byłem na ławce w Leicester. To był ostatni dzień okna. Mój agent zadzwonił, by powiedzieć, że Middlesbrough jest mną bardzo zainteresowane, dobrze radzili sobie w lidze i chcieli mnie na wypożyczenie – mówi. – Moja żona była w siódmym miesiącu ciąży, a moja najstarsza córka Lilly, chodziła do szkoły i dobrze się tam czuła. Nie uważaliśmy, że przeprowadzka byłaby słuszna, dlatego z 24-godzinnym wyprzedzeniem powiedziałem „nie”.

Claudio zadzwonił do mnie i powiedział, że jeśli chcę to mogę iść, ale jeśli nie, to będzie brał mnie pod uwagę, chociaż nie mógł obiecać, że będę grał. Powiedziałem, że wszystko jest w porządku, że zostanę i będę walczył o swoje miejsce w składzie. Następnie [menedżer Middlesbrough] Aitor Karanka zadzwonił tuż przed treningiem i powiedział, że dobre dla mnie będzie przejście do Middlesbrough. Obiecał mi wolne i mogłem wracać do domu po meczach.

Powiedziałem „nie”, ale siedziałem wieczorem w domu i rozmawiałem o tym z żoną, a mój agent zadzwonił ponownie. Powiedziałem mu żeby zostawił mnie w spokoju, nie chciałem jechać, ale około godziny 20 pomyślałem, że po prostu chcę grać: może po prostu zagraj sześć miesięcy i zobacz co stanie się później.

Moja żona nie mogła pojechać ze mną. Wskoczyłem do samochodu i pojechałem do Middlesbrough, aby podpisać umowę w ostatniej chwili. Był tam Nuge [Nugent, który został sprzedany do Middlesbrough w sierpniu] i kilka razy wracaliśmy razem do Leicester. Oboje jeździliśmy na trening o 5 rano. Miałem tam mieszkanie, a on miał dom, ale oboje musieliśmy wracać do Leicester.

De Laet zagrał w 10 meczach w Middlesbrough, którzy zakończyli sezon na drugim miejscu za Burnley. Awans zapewnili sobie w ostatnim dniu sezonu, 7 maja po remisie 1:1 z Brighton. Wygrywając mecz Brighton mogło wyprzedzić Middlesbrough w tabeli.

Z Leicester zadzwonili do mnie rano w dniu meczu z Evertonem, powiedzieli, że dostaję medal za zwycięstwo Premier League i muszę przyjechać – mówi. – Musiałem tam być, ale wcześniej graliśmy z Brighton, remis lub wygrana dawały nam awans.

Zagrałem mecz, dostałem medal, napiłem się szampana z kolegami. Chcieli żebym poszedł z nimi świętować, ale powiedziałem, że muszę jechać do Leicester. Mówili: „wróć później do nas, musimy świętować”. Powiedziałem, że wrócę i pojechałem.

Nie wiem, jak nie dostałem mandatu za przekroczenie prędkości, ponieważ wróciłem do Leicester w rekordowym czasie. Przybyłem tuż po przerwie. Oglądałem drugą połowę zza ławki, potem poszedłem, ubrałem strój jak reszta chłopaków na zwycięską ceremonię i dostałem drugi tego dnia medal.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Not a bad day 🏅🏅

Post udostępniony przez Ritchie DL (@ritchiedelaet_2)

Sukcesy, jakich De Laet doświadczył w Leicester i Middlesbrough, były całkowicie sprzeczne z jego trzema latami zmarnowanymi w Aston Villi.

Wystąpił trzy razy po dołączeniu do drużyny latem 2016 roku. Doznał strasznej kontuzji w meczu przeciwko Brentford, uszkadzając więzadło kolanowe przednie krzyżowe i zrywając ścięgno podkolanowe i boczne. Gdy wrócił w następnym roku, życie pod wodzą Steve’a Bruce’a, który zastąpił zwolnionego Roberto Di Matteo, było trudne.

– To ogromny klub, ale nigdy się w nim nie zadomowiłem – mówi. – Kontuzja była strasznym okresem. Steve Bruce to nie była moja bajka. Jego filozofia była podobna do Tony’ego Pulisa, ale Tony przynajmniej miał plan. Pamiętam, że Steve rzucił piłkę na środek i powiedział: „Grajmy”, jakbyśmy mieli mniej niż dziewięć lat. To było szalone.

Ponownie dołączył do Antwerpii w styczniu 2018 roku, gdy został wypożyczony. Ale jego dawny klub nie mógł sobie pozwolić na transfer definitywny. Wtedy otrzymał nieoczekiwaną okazję do wypożyczenia do Melbourne City. Po raz kolejny, Joyce odegrał znaczącą rolę.

Po tym jak Joyce namówił go do przeniesienia się wraz z rodziną do Australii, został kapitanem Melbourne, a nawet był napastnikiem, zdobywając siedem bramek dla drużyny z A-League.

Poza boiskiem, De Laet uwielbiał Australię i planuje tam wrócić pewnego dnia. Teraz znów gra w Royal Antwerp, po odejściu z Aston Villi w lipcu zeszłego roku, chce zostać agentem, aby pomagać młodym zawodnikom. Ma nadzieję na ukończenie swoich kursów trenerskich w Anglii.

Robert Cianflone/Getty Images

Australia była niesamowita – mówi De Laet. – Co za miejsce! Joyce mówił, że powinniśmy przyjąć tamten styl życia. To był dobry futbol i było wiele rzeczy do robienia z dziećmi. Uwielbialiśmy to życie.

Chciałem zostać, zaoferowali mi bardzo dobre warunki, ale problem polegał na tym, że musieliśmy zostawić naszego psa, Kobi. Był amerykańskim cocker spanielem. Był z nami pierwszego dnia, gdy pojechaliśmy do Wielkiej Brytanii i był ostatniego dnia zanim wyjechaliśmy do Australii.

Kupiłem go dla mojej żony na jej 18. urodziny. Kochała tego psa. Wszędzie z nami jeździł, ale Australia była za daleko. Zostawiliśmy go z rodziną w Belgii, kiedy nas nie było, ale moja żona bardzo chciała go zobaczyć.

Niestety, wróciliśmy z Australii do Antwerpii, a może dwa miesiące później, Kobi zachorował na raka jamy ustnej i musieliśmy pozwolić mu odejść. Miał 13 lat. To nas załamało. Ja nie umiałem dojść do siebie tydzień, a moja żona wciąż jest załamana. Był naszym pierwszym dzieckiem.

Rodzina ma teraz nowego spaniela i życie w Antwerpii jest dobre, zarówno dla nich, jak i dla kariery De Laeta. Chociaż Antwerpia zawsze będzie jego domem, a przyszłość może zabrać go z powrotem do Australii, w jego sercu zawsze będzie miejsce dla wioski Countesthorpe w hrabstwie Leicester, szczególnie po apelu, który wystosował na Twitterze w 2012 roku.

Zdesperowany, by otrzymać kopię gry FIFA 13, De Laet poprosił swoich obserwujących o informację jak ją zdobyć, gdy tylko zostanie wydana.

Dostałem mnóstwo odpowiedzi, ale tak naprawdę to mój listonosz wiedział gdzie mieszkam i obserwował mnie na Twitterze. Poszedł na nocną premierę, zdobył dla mnie grę i przyniósł mi ją od razu. Niewiarygodne. Tak samo zrobił z Call Of Duty. Nawet nie pytał, niewiarygodne.

To pokazuje, jakie było Leicester. Ludzie pytali mnie gdzie w Wielkiej Brytanii czuje się jak w domu. To zdecydowanie jest Leicester.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze