Wywiad z Luisem Nanim: nie wiedziałem, gdzie się udać, ani co robić, ale zawsze miałem marzenie, by grać w piłkę nożną

Gaffer Marcin Polak
Zmień rozmiar tekstu:

Luis Carlos Almeida da Cunha, szerzej znany jako po prostu Nani, wrócił do swojego rodzinnego miasta, Lizbony, na boisko w ubogiej dzielnicy, na którym rozpoczęła się jego przygoda z piłką nożną. W rozmowie z dziennikarzem portalu Gaffer, Tomem Everestem, opowiedział o trudnym dzieciństwie w stolicy Portugalii, wspomnieniach z Manchesteru United oraz marzeniach związanych z grą w MLS.

Wywiad Toma Everesta z Luisem Nanim – pisownia oryginalna

Istnieje pewne oblicze piłkarza, którego nie możesz za często oglądać. Skrzydłowy, który wygrał Ligę Mistrzów, starający się ponownie mówić z akcentem z okolic Manchesteru, co zwykle jest ukrytym aspektem ich osobowości. Oglądanie ich tańczących i śpiewających do mieszanki brytyjskiego i europejskiego hip-hopu. Nie wspominając o tym, że są całkowicie otwarci i szczerzy na temat swojego życia zarówno na boisku, jak i poza nim. Jednak odkryliśmy wszystkie te trzy aspekty oblicza piłkarza, kiedy odwiedziliśmy Lizbonę, by zobaczyć miejsce, gdzie dla Luisa Naniego wszystko się zaczęło.

Jack Bridgland
Jack Bridgland

– To miasto dodało mi odwagi, dało mi nieograniczone możliwości myślenia – wyjaśnia Luis Nani, wicekapitan zwycięskiej ekipy aktualnego mistrza Europy, Portugalii, który wraca do Lizbony – miasta, które nazywa domem – przygotowując się do nowego sezonu MLS z Orlando City, który startuje w marcu. Jest niesamowicie otwarty, dowcipny. Mówi jednak z intensywnością, z determinacją, która została mu w pamięci z lat, kiedy kształtowało się jego życie na obrzeżach portugalskiej stolicy.

– Gra w piłkę nożną na ulicy z przyjaciółmi, wiele lat temu w Lizbonie, nie była łatwa – zakaszlał.

– Musiałeś wykazać się odwagą, by grać ze starszymi, by grać ze złymi chłopakami. Chłopakami, którzy byli silniejsi od ciebie, facetami, którzy nie byli zbyt dobrzy w piłkę, ale potrafili cię zastraszyć. Jeśli ich pokonasz na boisku, to pobiją cię poza nim. Tak wyglądało życie – wstrzymuje się. – Nigdy nie odwróciłem się plecami. Zawsze chciałem się sprawdzić. Nie miało znaczenia, czy dzień wcześniej mnie spoliczkowali, czy pobili, byłem tam codziennie. Codziennie stawałem się silniejszy niż kiedykolwiek.

Luis Nani wciąż nosi blizny z tych boisk. Urodzony w Amadorze, ubogiej dzielnicy na obrzeżach Lizbony, 33-letni skrzydłowy uważa się za produkt tego środowiska, jednak jako produkt, który miał trochę więcej szczęścia. Pojedyncze boisko w centrum jedynego świata, który znał do 14. roku życia, było jego chrztem bojowym; miejsce, w którym mógł wzrastać, uczyć się i zmieniać się. Dorastając z dala od rodziców, nie miał przewodników, nie miał obranego kierunku w życiu, za którym mógłby podążać, ale odwiedzał boisko strzeżone przez tych lokalnych dręczycieli i „piłkarzy”. Jest to opowieść, która sprawiła, że stał się jednym z najbardziej enigmatycznych skrzydłowych na świecie, co jest jeszcze bardziej imponujące. Z czterema tytułami Premier League, ze zwycięstwem w Lidze Mistrzów, z Klubowym Mistrzostwem Świata, z mistrzostwem Europy i ponad stu występami w reprezentacji Portugalii, zobaczył i zrobił to wszystko.

To jest historia o tym, jak Luis Nani walczył w trakcie swojej drogi na szczyt; na mocy własnych marzeń i pragnień – i jego planów dotyczących amerykańskiej chwały z Orlando City SC.

Jack Bridgland
Jack Bridgland

Zacznijmy od powrotu do Lizbony. Co to miasto dla ciebie znaczy?

– Dla mnie, jako syna tego kraju i tego miasta, kocham je. Kocham je, bo to było moje dzieciństwo. Wszystkie moje sukcesy, wydarzyły się dzięki temu, że stałem się tym, kim jestem i dało mi to możliwość wyjazdu do innych krajów i osiągnięcia moich celów. To miejsce stało się początkiem mojej przygody. Jednak czasy się zmieniają, cały kraj, całe miasto się zmienia. Przy czym nadal duża część tego, co kiedyś ceniliśmy sobie najbardziej, boisko do gry pięciu na pięciu, pozostaje ważną częścią miasta. Wciąż tu jest, co jest niesamowite. Każdego roku w Boże Narodzenie jadę tam. Staramy się organizować turnieje dla dzieci, by mogły się na nim bawić i robimy różne imprezy dla całej społeczności. To miłe. Nic nie jest w stanie powstrzymać mnie przed powrotem do domu.

Wspomniałeś o boisku, jak to było z twoim dorastaniem?

– To było trudne, bardzo trudne. Jednak dla nas była to najlepsza lekcja. Upadaliśmy, ale bardzo szybko stawaliśmy na nogi. Nie prosiliśmy o lepsze warunki, skupialiśmy się tylko na grze i posiadaniu piłki. To były najlepsze momenty i najlepsze wspomnienia z Lizbony – boisko. Wiele mi to dało. Teraz są zupełnie inne dzieci, nowe pokolenie, ale to ten sam duch. Przyzwyczaiły się do wspaniałych warunków – chcą trawy turfowej – jest im łatwiej. Jednak czasami trudne warunki dają najlepsze rezultaty.

Jak to środowisko wpłynęło na gracza, którym się stałeś?

– Dało mi odwagę, uczyniło mnie silniejszym. Jeden chłopak, który był dobry w piłkę i dużo starszy od nas, zawsze tworzył drużynę przeciwko mnie i moim przyjaciołom. Kiedy strzelaliśmy bramkę, zawsze mówił: „o nie, wcześniej był faul”, albo kiedy wygrywaliśmy mecz, zawsze mówił: „nie, jeszcze nie skończyliśmy, bo piłka wyszła za linię, gramy dalej”. Walczyliśmy z nimi, kłóciliśmy się każdego dnia, zawsze nas dręczył. Mówił, że jeśli będziemy dalej mówić, to nas spoliczkuje. I tak robił. Bam.

– Nie mogliśmy nic zrobić. Musieliśmy tylko grać, grać, grać. Codziennie chodziliśmy na boisko i z każdym dniem stawaliśmy się lepsi, aż do dnia, kiedy staliśmy się silni i odważni. W tym dniu dotarło do nas, że musimy po prostu wierzyć w nasze cechy. Wierzyć w to, kim jesteśmy. To właśnie podczas tych gier, zdawaliśmy sobie sprawę, że wszystko jest możliwe, wszystko można zmienić, można osiągnąć swoje marzenia, jeśli tylko się wierzy, jeśli tylko się o to wszystko walczy.

Jack Bridgland

Więc chcesz powiedzieć, że wierzysz w przeznaczenie? Bo słyszałem też, że kiedy byłeś młody, powiedziałeś swoim przyjaciołom, że kiedyś zagrasz dla Manchesteru United…

– Tak zrobiłem! Spacerowałem z moim przyjacielem, który grał ze mną w jednej drużynie. Robiło się późno, właśnie skończyliśmy grać i szliśmy ulicą przy kawiarni, w której w telewizji leciał mecz. To było niewiarygodne. W ostatnich dwóch minutach finału Ligi Mistrzów, Man United zdobył dwie bramki i odmienił losy meczu. Odwróciłem się do mojego przyjaciela i powiedziałem: „Któregoś dnia będę w tej drużynie, pewnego dnia będę grał na Old Trafford”. Byliśmy tak podekscytowani oglądając ten mecz.

– Mój przyjaciel nigdy o tym nie zapomniał. Kilka lat później, kiedy grałem już w United, dotarł do mnie. Przeprowadził się do Londynu i straciliśmy kontakt na kilka lat. Pierwszą rzeczą, którą powiedział, kiedy spotkaliśmy się po latach było: „miałeś rację przez cały czas, mówiłeś, że będziesz grał w Man United, to niewiarygodne”. Był taki szczęśliwy. To był wyjątkowy moment.

Skąd u ciebie taka energia? Ponieważ wszystkie te historie są związane z nieprawdopodobną siłą i pragnieniem, które masz w sobie…

– Nigdy nie było łatwo. Miałem brata, który przez wiele lat podążał za mną. Nie wiedzieliśmy, gdzie się udać ani co chcemy robić, ale zawsze miałem to marzenie, być grać w piłkę nożną. Kiedy byłem mały, moi rodzice nie szli za mną, tak jak to teraz jest w zwyczaju. Idą za swoimi dziećmi, chodzą do klubu, rozmawiają z agentami, pomagają im w ich podróży. Byłem sam. Robiłem to wszystko sam, próbując samemu zdecydować, co będzie dla mnie najlepsze.

Co według ciebie jest twoją największą siłą?

– Moja mentalność. Wszystkie decyzje, jakie podejmuję pochodzą z serca. Skupienie i poświęcenie, które są obecne na każdym etapie mojego życia, są moim kluczem. Nawet jeśli nic nie masz, znikąd pomocy, musisz podążać za swoimi instynktami i ufać Bogu. Kiedy byłem młody, zawsze długo myślałem, kwestionowałem różne rzeczy, prosiłem Boga, aby mi pomógł i dał mi szansę. Jedną z moich mocniejszych stron, szczególnie gdy grałem w piłkę z przyjaciółmi, była moja chęć wygranej. Nienawidziłem przegrywać. Za każdym razem, gdy przegrywałem, walczyłem, aby to zmienić, a to z kolei za każdym razem czyniło mnie silniejszym.

Jack Bridgland

Obserwując cię w MLS, wciąż masz to palące pragnienie zwycięstwa…

– Tak, oczywiście! Z tego powodu, jestem zawieszony na pierwszy mecz nowego sezonu (Śmiech). Nawet w ostatnim meczu sezonu, kiedy przegrywaliśmy, ja nie chciałem przegrać. Nie ma znaczenia, czy nie ma o co grać, zawsze jest duma z powodu noszenia koszulki klubowej, zawsze należy grać tak, aby wygrać, aby zagrać dla kibiców. Chciałem wygrać. Dlatego byłem takie zły na sędziego i miałem szczęście, że dostałem tylko żółtą kartkę. Jednak zarząd ligi postanowił mnie ukarać trochę bardziej. Przy czym tak, to pokazuje mój charakter. Nadal kocham tę grę. Nadal chcę wygrywać. Nie mogę się po prostu zrelaksować i grać w piłkę, to zawsze jest przewaga.

W którym momencie swojej podróży byłeś najszczęśliwszy? Zdobyłeś niezliczoną liczbę trofeów, podróżowałeś po świecie z wieloma wspaniałymi zespołami i nosiłeś opaskę kapitana w finale mistrzostw Europy. Jest jakiś moment twojego życia, który jest u ciebie na pierwszym miejscu?

– Najszczęśliwszy moment mojego życia to narodziny mojego syna. Ten moment dał mi stabilność, miłość, siłę do odnoszenia sukcesu w każdym aspekcie mojego życia. Widzieć go, jak podąża za mną po całym świecie, rozmawia, gra, angażuje się w grę, jak wspiera mnie w każdym meczu, jest czymś wyjątkowym. Było kilka momentów na boisku, kiedy czułem się, jakbym stał na szczycie. Szczególnie w United, kiedy przez pierwszych kilka lat wygrywaliśmy wszystko. To są niezapomniane momenty. Potem z Portugalią na mistrzostwach Europy, to było niesamowite, ponieważ wszyscy wygraliśmy coś dla naszego kraju. To najważniejsze trofeum w mojej karierze. To było tak wyjątkowe uczucie, że mogę powiedzieć, że to był najlepszy moment.

Wracasz czasem do Manchesteru?

– Nie, ale myślę, że niedługo pojadę obejrzeć mecz. Oczywiście, wszystkie moje najlepsze wspomnienia związane są z Manchesterem. Znalazłem tam kilku wspaniałych przyjaciół i wielu ludzi nadal mnie kocha, co jest niewiarygodne, doceniają to, co zrobiłem w klubie. Brakuje mi wielu rzeczy z Manchesteru, ludzi, miasta. Mój syn się tam urodził. Zawsze pyta, kiedy wracamy do Manchesteru, żeby obejrzeć mecz, zobaczyć miejsce, gdzie się urodził. Nawet określa siebie Mancunianinem!

Czy twój syn uważa się za kibica Manchesteru?

– Jeśli go zapytasz, odpowie ci, że jest kibicem Sportingu, Manchesteru United, Orlando, Portugalii. Uwielbia każdą koszulkę klubową oraz reprezentacyjną. Ma je wszystkie – ze wszystkich klubów, w których grałem. Więc, kiedy gramy w ogrodzie, mówi: „Podobają mi się te barwy, dziś założę tę koszulkę”. To zabawne. Cieszę się, że wie wszystko o Manchesterze United. Zna miasto. Wie, co dla niego oznacza Manchester. Wie, że się tam urodził, więc ma poczucie, że musi tam jechać, mieć związek z miastem. Zna każdą drużynę z osobna: Sporting Lizbona, reprezentacja Portugalii, Manchester United, a teraz Orlando.

Jack Bridgland

Czego nauczyłeś się, od kiedy grasz w MLS?

– Nauczyłem się, że można grać w piłkę w dowolnym miejscu na świecie. Wszędzie tam, gdzie są dwie bramki i piłka – można grać i cieszyć się grą. W USA jest jakość, również intensywność jest na wysokim poziomie. Liga się rozwija, starają się wejść na najwyższy poziom, być najlepszą ligą świata i to może się zdarzyć.

– To fantastyczny kraj. Masz możliwość żyć swoim życiem, odwiedzać piękne i ciekawe miejsca w całej Ameryce. Masz też możliwość być profesjonalistą i mieć wielkie ambicje. Wspaniale jest pomagać klubowi w rozwoju, osiąganiu jego celów i ambicji. To jest mój jedyny cel. Pomóc Orlando w osiągnięciu fazy play-off, ponieważ wszystko może się potem zdarzyć. Jeśli spojrzymy na poprzedni sezon, nikt tak naprawdę nie spodziewał się, że Seattle wygra, ale wygrali. Kiedy osiągniesz fazę play-off, możesz osiągnąć wszystko. To piękna liga. Jestem bardzo szczęśliwy i gotowy na powrót do gry.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze