„The Times”: w jaki sposób Bruno Fernandes odmienił Manchester United

The Times Sebastian Słabosz
Zmień rozmiar tekstu:

Bruno Fernandes jest w Manchesterze United zaledwie od ponad miesiąca, ale już zdołał odcisnąć piętno nie tylko w występach drużyny na boisku, ale także w szatni „Czerwonych Diabłów”. Bliżej o tym opowiada dziennikarz „The Times”, Paul Hirst.

Artykuł Paula Hirsta dla „The Times” – treść oryginalna

Dla Bruno Fernandesa to było 48 godzin, jakich do tej pory nigdy nie doświadczył. Wszystko zaczęło się w środę, 29 stycznia tego roku. Krótko po rozczulającym pożegnaniu z kolegami ze Sportingu Lizbona, Fernandes wraz ze swoimi dwoma agentami, żoną Aną Pinho i małą córeczką Matildą, zostali zabrani prywatnym odrzutowcem do Manchesteru. Tam na lotnisku zostali przeprowadzeni przez krzepkich ochroniarzy, a następnie przewiezieni do Carrington na pierwszą część testów medycznych Portugalczyka. Po nocy spędzonej w Lowry Hotel, Fernandes wrócił na część drugą: prześwietlenia, sprawdzenie sprawności sercowo-naczyniowej i testy medyczne dobiegły końca.

Gdy Fernandes w końcu podpisał 5,5-letni kontrakt, musiał myśleć, że na dziś to wszystko, ale tak nie było. Miał jeszcze do realizacji promocyjne wideo, które miało zostać opublikowane w tym samym czasie, co ogłoszenie jego transferu. Ostatecznie proces ten został zakończony w środku popołudnia. Fernandes oficjalnie został piłkarzem Manchesteru United.

Portugalczyk mógł wtedy udać się do eleganckiej restauracji. Wraz z rodziną miał tego dnia jeszcze jeden powód do świętowania. Jego córeczka obchodziła trzecie urodziny (Manchester United zakupił jej tort), ale Fernandes miał coś innego w swojej głowie.

Odwrócił się w stronę Ole Gunnara Solskjaera i zapytał: „Czy mogę już trenować?” Reszty drużyny nie było wtedy w Carrington, ale Fernandes nalegał na sesję treningową. Chciał wywrzeć dobre wrażenie i czuł też, że potrzebuje kilku godzin treningów, aby przyśpieszyć swoje przygotowania do debiutu przeciwko Wolverhampton Wanderers. Zabrał więc ze sobą jednego z trenerów United od przygotowania fizycznego i wyszli na murawę.

Solskjaer był pod wrażeniem i upewnił się w przekonaniu co do swojego nowego piłkarza. Gdy sprawdzano całe tło i otoczenie związane z 25-letnim pomocnikiem, menedżer United słyszał o jego profesjonalizmie i pragnieniu niesienia przykładu innym. Teraz miał tego dowód.

– Odrobiliśmy lekcje i rozmawialiśmy z ludźmi, którzy znali jego osobowość – mówił Solskjaer. – Te konwersacje zostaną między nami, ale przybył do nas jako lider i już pokazał, że jest liderem. To typ zwycięzcy. Nigdy nie przyjmuje 99 procent jako wystarczająco dobrego poziomu.

Zresztą urok Fernandesa nie skończył się na tamtej sytuacji. Dzień po tym jak podpisał kontrakt, Portugalczyk wziął udział w swojej pierwszej sesji treningowej z resztą kolegów, a jego wysiłki pokazywane na treningu mocno przypadły do gustu Solskjaerowi oraz jego sztabowi szkoleniowemu.

– Dajcie mi piłkę! – Fernandes niejednokrotnie wrzeszczał na swoich kolegów z drużyny. Chciał być w centrum wszystkiego. – To wpłynęło na wszystkich – mówił jeden z członków sztabu, który był obecny podczas tamtej sesji treningowej.

Podchodząc do derbów Manchesteru na przestrzeni ostatnich kilku lat, Manchester City zawsze miał zdecydowanie większy komfort od swoich sąsiadów, jeżeli chodziło o opcje do wyboru wśród swoich pomocników.

Jesse Lingard i Andreas Pereira nie dorównują poziomowi Davida Silvy czy Kevina de Bruyne. Jednak teraz United ma w swoich szeregach Fernandesa, którego Solskjaer określa zawodnikiem otwierającym dostęp do pola karnego rywali. Gracza, który potrafi znaleźć dziurę w obronie przeciwnika będąc na skraju pola karnego bądź oddać celny strzał.

W ciągu 500 minut rozegranych w siedmiu meczach dla United, Fernandes strzelił trzy gole, wykreował kolejne dwa i stworzył też 15 innych szans bramkowych. Z kolei w poprzednim siedmiu meczach, Lingard i Pereira razem stworzyli 15 okazji bramkowych, zaliczyli dwie asysty i zdobyli jedną bramkę.

Wystarczy spytać sztab szkoleniowy United z treningów i powiedzą ci, że wpływ Fernandesa na drużynę poza boiskiem jest nawet jeszcze większy. Ci, którzy z nim pracują, mówią że jest miły, ale też opisują go jako „otwartego”.

Odmówił udzielenia wywiadów dzień przed i po meczu, jako że nie chce, aby coś przeszkadzało mu w przygotowaniach do spotkania lub w regeneracji po nim. Scott McTominay ma taki sam etos pracy. Jeden z członków sztabu szkoleniowego mówi: „Jeżeli myśli [Fernandes], że coś jest nie tak, to powie ci to”.

To jeden z powodów, dla którego United zdecydowało się pozyskać reprezentanta Portugalii, który strzelił 63 gole i zanotował 52 asysty w 137 występach w barwach Sportingu. Jego celem jest podnoszenie standardów.

To było widoczne po meczu na Goodison Park, gdzie United popadł w impas w drugiej połowie i ostatecznie zremisował 1:1. Większość jego kolegów czuła, że punkt zdobyty na wyjeździe w spotkaniu z będącym w dobrej formie Evertonem, nie jest wcale takim złym rezultatem, ale Fernandes się z tym nie zgadzał. Powiedział swoim kolegom, że powinni być „wściekli”, że nie udało im się wygrać.

W 13 minucie zwycięskiego meczu United z Derby County, Fernandes rzucił Juanowi Matcie śmiertelne spojrzenie, gdy Craig Forsyth, boczny obrońca rywali, wygrał z nim walkę o piłkę. To spojrzenie jest znane wielu byłym kolegom Portugalczyka ze Sportingu Lizbona, Sampdorii, Udinese czy Novary.

– Miał kilka ostrych wymian zdań z kilkoma kolegami, jak chociażby z Marcosem Acuną – mówił Anotnio Tadeia, portugalski ekspert RTP i dziennikarz, który pisze dla swojego portalu antoniotadeia.com.

– Obaj mają ognisty temperament. Podczas swojego pobytu w Sportingu, Bruno nieustannie protestował przy każdej decyzji sędziego i poprawiał wielu swoich kolegów.

– Chciał być przykładem dla innych i ludzie to akceptowali. Jorge Jesus [były menedżer Sportingu], musiał mówić Bruno, aby ten przyszedł do niego z treningu, ponieważ cały czas ćwiczył.

Fernandes dobrze zadomowił się w drużynie. Kluczem do tego był sześciodniowy obóz treningowy w Marbelli, zaraz po tym jak zawodnik dołączył do klubu. Podczas tradycyjnej inicjacji w przypadku nowego zawodnika United, zaśpiewał hiszpańską piosenkę. Wolny czas spędzał w holu hotelowym jedząc iberyjską szynkę z Fredem, Pereirą i Diogo Dalotem. Rozmawiał także z Nemanją Maticiem. Obaj grali dla Jorge Jesusa, który trenował Benficę i Sporting.

Dalot, prawy obrońca, utrzymuje bliskie relacje z Fernandesem. Podwozi pomocnika na trening każdego dnia, jako że mieszkają w tej samej wiosce w Cheshire. Czasami Dalot nawet pakuje swojemu pasażerowi lunch. Fernandes ma w domu zainstalowane portugalskie kanały dla swojej żony i córki, ale niemal perfekcyjnie mówi też po angielsku. To był kolejny powód, dla którego Solskjaer go pozyskał. Chciał, aby Fernandes był w stanie zrozumieć go i swoich kolegów z drużyny niemal od razu.

Biorąc pod uwagę to jak dobrze Fernandes zaczął swoją przygodę w Anglii, dlaczego więc United nie pozyskał go w zeszłe lato? Był na ich radarze od 2017 roku, gdy Javier Ribalta, były szef skautów w klubie z Old Trafford, polecił go. United przekazał wtedy, że po prostu nie będzie w stanie spełnić wymagań finansowych Sportingu, który chciał za niego 80 milionów euro płatnych z góry. Ostatecznie United zgodziło się na zapłacenie tej kwoty w styczniu tego roku, ale pod warunkiem, że wszystkie dodatkowe warunki zostaną spełnione. Bezpośrednią opłatę za piłkarza ustalono zaś na 55 milionów euro (46,6 milionów funtów).

Przy czym United zapłaci dodatkowe 15 milionów euro jedynie wtedy, gdy Fernandes zdobędzie tytuł najlepszego piłkarza roku w Premier League bądź znajdzie się w trójce najlepszych w zestawieniu Złotej Piłki podczas swojego pobytu w United. W rzeczywistości więc, umowa ta może ostatecznie kosztować United 65 milionów euro (55 milionów funtów).

Biorąc pod uwagę czas, który upłynął od zeszłego lata, United być może zaoszczędziło te 15 milionów euro. Jednak gdyby się na to nie zdecydowało, to prawdopodobnie nie wchodziłoby w weekendowy mecz z Manchesterem City z 15-punktową stratą do swojego rywala.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze