W kolejnej odsłonie UTD Unscripted głównym bohaterem był Paul Rachubka. 38-letni bramkarz to wychowanek Manchesteru United, który podczas swojego pobytu na Old Trafford dość niespodziewanie udał się z pierwszą drużyną na turniej Klubowych Mistrzostw Świata w 2000 roku. Rachubka zasłynął głównie z gry dla Blackpool, dla którego rozegrał 118 spotkań. W lipcu 2018 roku golkiper zakończył swoją karierę.
Artykuł Paula Rachubki – treść oryginalna
Wciąż pamiętam pukanie do drzwi sir Aleksa. Miałem 17 lat i zamierzałem mu powiedzieć, że nie jestem zadowolony z oferty, którą mi przedstawiono.
Jako siedmioletni chłopiec przeprowadziłem się wraz z mamą z Kalifornii do Stockport. Rozpocząłem treningi z United w wieku 9 lat, po tym jak zachęcił mnie do tego Brian Kidd. W 1998 roku byłem już jednym z lokalnych chłopaków. Wszystkim chłopcom z miasta oferowano jednoroczne umowy. W tamtym momencie nie mogłem dostać się nawet do zespołu B, nie mówiąc już o zespole A czy rezerwach. Potrzebowałem więcej. Więcej meczów, więcej doświadczenia, większego bezpieczeństwa.
Poszedłem zatem do biura sir Aleksa i powiedziałem mu, że nie jestem szczęśliwy. Powiedział tylko, że jeśli nadal będę robił to, co robię, to zacznę grać regularnie w rezerwach, a wtedy rzuci na mnie okiem. Tyle.
Szczerze mówiąc, myślałem o powrocie do Stanów.
Moim planem awaryjnym był wyjazd na studia do Stanów Zjednoczonych i zdobycie stypendium dla sportowców, ponieważ nie miałem szans na zostanie profesjonalistą w United, na czym mi zależało. Spójrzcie na tych bramkarzy, którzy znajdowali się w hierarchii przede mną: Peter Schmeichel – grający w każdym spotkaniu, Raimond van der Gouw, Kevin Pilkington, Paul Gibson, Nick Culckin i Adam Sandler.
Tylko jeden z bramkarzy mógł grać, a nie udało mi się osiągnąć tego nawet w drużynie B. Nie miałem szans na występy.
W takim momencie się wówczas znajdowałem.
Nie zrozumcie mnie źle, bo przez wiele lat przeżyłem wiele wspaniałych chwil. Byłem zwalniany ze szkoły, aby trenować z United. W poniedziałek rano trenowałem na The Cliff. Trener bramkarzy, Alan Hodgkinson, poświęcał mi czas, a potem wracałem do szkoły i miałem popołudniowe lekcje. „Gdzie byłeś dziś rano?” Mogłem powiedzieć swoim kumplom, że trenowałem z Peterem Schmeichelem, ale nigdy mi nie wierzyli. Nie miałem dowodów.
Pamiętam, że pewnego dnia, wszyscy chłopcy z drużyny młodzieżowej, poza mną, byli niedostępni, więc dołączyłem do bramkarzy seniorskiego zespołu. Wtedy pierwszy zespół rozgrywał mecz towarzyski i potrzebował dodatkowych zawodników. Skończyłem, grając na prawym skrzydle z chłopakami, którzy za parę lat wygrali potrójną koronę. To było szalone.
Nic dziwnego, że po powrocie na lekcje wszyscy zastanawiali się, dlaczego jestem taki zmęczony!
Podstawowa kadra słynęła z wykonywania dodatkowych treningów. Zawsze lubili ciężko pracować i wyglądali, jakby nigdy nie chcieli opuścić boiska treningowego. Bez przerwy potrzebowali bramkarza, szczególnie na początku tygodnia, ponieważ Peter [Schmeichel] czy Raimond [Van der Gouw] nie mieli powodów, aby brać udział w dodatkowych zajęciach. Stawałem w bramce i broniłem strzały [Dwighta] Yorke’a, [Andy’ego] Cole’a, Ole [Gunnara Solskjaera] i Teddy’ego [Sheringhama]. Piłki wrzucali im Becks oraz Giggsy. Zastanawiałem się: nie paruj strzałów przed siebie, ponieważ Keane i Scholes cię zmiażdżą.
To nieco surrealistyczne, ponieważ dopiero dorastałem i nie miałem zbyt wielkiego wyboru: tak się działo i tyle. Oczywiście, cieszyłem się tym czasem. Kultura polegała na tym, że wszyscy nawzajem się napędzali. Każdy chciał być kolejnym młodym graczem, który przebił się przez akademię. Wiedziano, że taka ścieżka istnieje, więc konkurencja była spora. Z tego powodu każdy dawał z siebie wszystko i dzięki temu wszyscy się rozwijali. Chcąc być częścią tego klubu, musisz mieć odpowiednie nastawienie. Ciężka praca i kolejne wyzwania stawiane sobie, do których jesteś zachęcany, sprawiały mi radość. Rozpoczyna się to w Akademii. Gra się z najlepszymi dziesięciolatkami z Manchesteru, bierze udział w sesjach treningowych Briana Kidda i Nobby’ego Stilesa, którzy dają ci wskazówki, jak się poprawić. Wszyscy napędzali się nawzajem. Ten przepis na sukces pozwala ci zrozumieć, dlaczego gracze, którzy przez to przeszli, dokonali tego wszystkiego. Dorastanie w tym miejscu było wspaniałym czasem.
Jeśli byłeś chłopcem stamtąd, zawsze proszono cię o wykonywanie dodatkowych zadań. Chłopaki spoza miasta nieustannie miały wolne podczas świąt Bożego Narodzenia. Dzięki temu wziąłem udział w Klubowych Mistrzostwach Świata w Brazylii…
Tony Coton dołączył do nas w środku sezonu, w którym zdobyliśmy potrójną koronę. Został naszym trenerem bramkarzy i od czasu do czasu dzwonił do mnie w niedzielę rano z prośbą o pomoc. Po sobotnim spotkaniu miałem wolne. Z niecierpliwością czekałem na niedzielny odpoczynek, czasami po nocy spędzonej z kolegami. Tymczasem o 8:30 zawsze dzwonił telefon.
To ciągle był Tony.
„Potrzebujemy bramkarza. Widzimy się wkrótce.”
Zaczął się śmiać, a ja w ciągu godziny grałem w pięcioosobowej drużynie na The Cliff.
Zapominałem o odpoczynku, ponieważ było to wspaniałe doświadczenie. Standard tych gier był tak wysoki, że za oglądanie można byłoby płacić. Imponujący poziom. Grało się, zdobywało bekonowe maślanki i wracało do domu, zdmuchując pajęczyny. Fantastyczne. Było to normą. A teraz opowiem wam historię, która przytrafiła mi się 31 grudnia 1999 roku. Dostaliśmy wolne na święta Bożego Narodzenia, ale możecie być przekonani, że Tony znów do mnie zadzwonił.
„Zbieraj się na The Cliff, potrzebujemy bramkarza.”
Zastanawiam się: dlaczego teraz potrzebują bramkarza? Zwykle dzwoniono by do mnie o 8:30, żeby pograć z chłopakami godzinę później. Dotarcie na The Cliff było niezwykle łatwe, ponieważ mieszkałem 20 minut drogi stamtąd. Tym razem miałem pół godziny, aby wstać z łóżka, dostać się tam i przygotować się do treningu o 9 rano.
Spóźniłem się.
Dosłownie wbiegłem do ośrodka, minąłem kit-mana, wrzuciłem swój strój do pustej garderoby, ponieważ każdy inny gracz wyszedł już na rozgrzewkę. Trening na The Cliff był premią samą w sobie, ponieważ młodzi tak naprawdę nigdy tam nie trenowali. Robili to na Littleton Road. Tony powiedział mi, bym przeprosił menedżera za spóźnienie. Szef stał daleko, w narożniku boiska, więc musiałem odbyć marsz wstydu, przechodząc przez boisko aż do niego. Wszyscy chłopcy biegali wokół mnie, robiąc rozgrzewkę.
„Spóźniłeś się.”
„Przepraszam, szefie.”
„W porządku, wyjeżdżasz z nami.”
Nie miałem pojęcia, o co chodzi.
„Kiedy wyjedziemy, każdego ranka oczekuję na herbatę i tosty. To twoja praca.”
Ciągle nie łapałem tego, co się dzieje.
„Jedziesz z nami do Brazylii. Jutro możesz mieć wolne, więc lepiej zachowuj się dziś wieczorem. Upewnij się, że znajdziesz się na pokładzie samolotu. To wszystko. Rozgrzewaj się.”
Pamiętam, że Tony się ze mnie śmiał. Próbowałem dowiedzieć się, dlaczego nikt inny nie zajął mojego miejsca. Pomyślałem, że być może niektórzy zostali sprzedani lub wypożyczeni, ale później w samolocie spotkałem Marka Bosnicha oraz Raimonda [Van der Gouwa], który był wówczas trzecim golkiperem.
Czy to dzieje się naprawdę?
Rzecz w tym, że wszyscy myśleliśmy, że o północy będzie koniec świata. „Pluskwa milenijna” miała zniszczyć wszystko, zatem byliśmy zaniepokojeni. Nikt nie miał pojęcia, co się dzieje!
Cały świat się kończy, więc zostaję w domu… czy powinienem powiedzieć kolegom, że nie jadę czy nie? Nie uwierzyliby mi i mogli zrobić coś głupiego po kilku drinkach. Nie mogę martwić się tym wyjazdem. Wchodzimy w nowe Millenium, a ja mam 18 lat, więc muszę wyjść się zabawić.
Skończyło się spokojnie, wracałem do domu o 5 nad ranem bez słowa na ten temat. Następnego dnia udaliśmy się do Brazylii, bo na szczęście nie doszło do końca świata. Wówczas ludzie tak naprawdę nie mieli telefonów komórkowych. Moi kumple nie zorientowali się, że mnie nie ma i nie czytali o tym w prasie.
Czułem się dziwnie, ponieważ nikt w moim wieku nie wziął udziału w tej podróży. Najmłodszymi po mnie byli prawdopodobnie Danny Higginbotham, Jonathan Greening oraz Ronnie Wallwork, więc przyłączyłem się do nich. Raimond [Van der Gouw] był dla mnie niesamowity i zawsze brał mnie pod swoje skrzydła. Bycie tak młodym w drużynie, która dopiero zdobyła potrójną koronę… Nikt nie musiał niczego udowadniać, więc zawsze byłem tym chłopcem na posyłki. Jeżeli mówili, żebym coś zrobił, to po prostu to robiłem.
Z wyjątkiem lotniarstwa. W przeciwieństwie do niektórych chłopaków, nie było mowy, żebym to zrobił. Po treningu zawsze chodziliśmy na basen, ale tego szczególnego popołudnia pojawiło się trochę zamieszania. Nad moją głową unosiła się lotnia, a chłopaki z góry zaczęli na nas krzyczeć.
Szef oszalał.
„Lepiej, żeby nie był to żaden z moich piłkarzy.”
Unikałem z nim kontaktu wzrokowego, ponieważ wiedziałem, kto znajdował się na górze: Keano [Roy Keane] i Butty [Nicky Butt]. Po prostu nie zwracałem uwagi na to, co się dzieje. Dla mnie to było wystarczająco szalone, więc nie chciałem wpakować się w kłopoty.
Pierwszy raz otrzymałem szansę spędzenia czasu z pierwszą drużyną poza kontekstem piłkarskim. Siadałem obok nich przy stole, rozmawiałem o normalnych sprawach, poznawałem ich jako ludzi, zamiast skupiać się wyłącznie na piłce nożnej. Zawsze brałem udział w dodatkowych treningach czy pracach, więc nie miałem czasu, by do nich dołączyć. Spędzanie z nimi czasu przez około 10 dni było po prostu niesamowitym doświadczeniem.
Pamiętam, kiedy chodziliśmy po Copacabanie, a Ned Kelly, nasz ochroniarz, opowiadał nam różnego rodzaju historie. Nagle para turystów zatrzymała Becksa i poprosiła go o zdjęcie. Tyle że poprosili go o zrobienie im zdjęcia, bez niego!
Chłopakom się to spodobało.
Biorąc pod uwagę futbol, jaki wówczas prezentowaliśmy, nie rozegraliśmy doskonałego turnieju.
Dwa pierwsze mecze przeciwko Necaksie i Vasco da Gama spędziłem na ławce rezerwowych jako widz. Siedziałem rozgrzany, przebrany i gotowy do wejścia, lecz można było dokonać dziesięciu zmian. Bosnich i Van der Gouw mieli pierwszeństwo, ja miałem łapać doświadczenie. Być może szef nie żartował, kiedy mówił mi, że mam robić mu herbatę i tosty każdego ranka.
Atmosfera na Maracanie była niewiarygodna. Wokół boiska znajdowała się fosa – odpowiednia, głęboka fosa – która miała powstrzymywać fanów przed wtargnięciem na boisko. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Można zrozumieć powód takiego zabiegu, szczególnie podczas konfrontacji z Vasco, ponieważ stadion był pełny. Wrzawa. Wibrował cały obiekt. Wszystko słyszeliśmy nawet po zejściu do szatni po rozgrzewce, bo hałas był tak silny. Upał, zapachy, pasja, głosy, dźwięk… Kompletnie inne doświadczenie, ale doskonałe.
Przegraliśmy z Vasco po wcześniejszym remisie z Necaksą. Zostaliśmy wyeliminowani przed trzecim starciem z South Melbourne. Jak zwykle siedzę i oglądam mecz. Dziesięć minut do końca i woła mnie Tony Coton.
„Wchodzisz. Przygotuj się.”
Naprawdę?
Więc wszedłem. Kiedy się pojawiłem, stadion zapełniał się przed kolejnym spotkaniem. Vasco grało z Necaxą w ostatnim meczu grupowym, więc podczas mojego pobytu na murawie, cały stadion się kołysał. Wzięcie udziału w tej atmosferze, kiedy wygrywaliśmy, było po prostu fenomenalne.
Jeśli chodzi o jakąś akcję w moim wykonaniu, to pamiętam wyłącznie złapanie piłki i wyrzut do Becksa. To wszystko, co musiałem zrobić. Sędzia zagwizdał po raz ostatni i wygraliśmy 2:0. Zaliczyłem swój debiut dla United.
Właśnie tak. Jako dzieciak osiągnąłem jeden ze swoich celów.
Po meczu klub zamówił prywatny odrzutowiec i polecieliśmy prosto do Manchesteru. Wszyscy chłopcy byli naprawdę rozczarowani tym, jak potoczył się turniej. Ja siedzę na pokładzie, dumny jak paw, ponieważ zaliczyłem debiut. Mógłbym sam lecieć do domu.
Drugą stroną medalu było to, że dwa dni po powrocie z Brazylii zagrałem dla drużyny B na The Cliff przeciwko Halifax Town. Zszedłem z obłoków na ziemię. Później przeprowadziliśmy się do nowego kompleksu treningowego w Carrington. To miejsce dosłownie właśnie zostało otwarte, więc było niemal puste. Wciąż kazano mi robić wszystko, ponieważ byłem najmłodszy. Bez przerwy wpadałem tam w niedzielę, choć nikt się nie zjawiał, bo pierwsza drużyna miała wolne. Wykonywałem zatem wszystkie zadania, upewniając się, że piłki są odpowiednio napompowane i mamy plastrony do trenowania.
Zaliczyłem jeszcze kilka występów dla United. Wszedłem na boisko w Pucharze Ligi przeciwko Watfordowi i zagrałem 90 minut przeciwko Leicester City w Premier League. Nigdy nie straciłem gola. Ktoś powiedział mi, że mam na swoim koncie 103 minuty bez utraty bramki. Dowiedziałem się o tym w jednym z quizów kilka lat temu, więc teraz zamierzam powtarzać to tak często, dopóki ludzie nie będą mieli dość!
Ostatecznie musiałem ruszyć dalej, aby grać. Sir Alex był ze mną szczery i powiedział, że zawsze jest gotowy do wydania wielkich pieniędzy na znalezienie odpowiedniego bramkarza dla swojej drużyny. Zrozumiałem: to pozycja, na której potrzebujesz odpowiedniego gościa, a jeśli ma to kosztować spore pieniądze, niech tak będzie. To bardzo trudna pozycja do obsadzenia. Tom Heaton radził sobie dobrze, ale nigdy nie zagrał dla pierwszego zespołu United. Dean Henderson jest doskonały, więc zobaczymy, jak potoczą się jego losy, ale to trudne zagadnienie. Zawsze chciałem udowodnić swoją wartość gdzieś indziej, a potem wrócić do United. Tak się nie stało przed zakończeniem kariery, ale niczego nie żałuję.
Jak mogę żałować, kiedy patrzę wstecz na te wszystkie doświadczenia?
Komentarze