Q&A z Michaelem Carrickiem: forma po restarcie rozgrywek będzie wielką niewiadomą

manutd.com Sebastian Słabosz
Zmień rozmiar tekstu:

Byłym pomocnik Manchesteru United, a obecnie jeden z asystentów w sztabie Ole Gunnara Solskjaera, Michael Carrick, udzielił wywiadu klubowym mediom.

W specjalnym Q&A były reprezentant Anglii mówi o trudnościach związanych z dbaniem o zawodników w czasach domowej izolacji z powodu pandemii koronawirusa. Mówił też o oczekiwaniach wobec planowanego wznowienia i dokończenia przerwanego w pierwszej połowie marca sezonu Premier League. Odniósł się też m.in. do własnych ambicji menedżerskich.

Q&A z Michaelem Carrickiem

Świetnie cię widzieć. Jak się masz?

– W porządku. W zasadzie dopiero co przyzwyczaiłem się do nowej rutyny, a potem będę starał się przywyknąć do tego, co przed nami. W taj chwili czuję się jakbym był w czymś pomiędzy, w takim momencie zawieszenia.

Co jest trudniejsze – zajmowanie się 25-30 profesjonalnymi piłkarzami czy szkolne nauczanie swoich dzieci w domu?

– Szczerze mówiąc, jeżeli chodzi o poziom wymagań, to jest naprawdę zbliżony. Obie sytuacje to wystarczająco duże wyzwanie. Staram się jak najlepiej pełnić obie te funkcje. Biorę udział w grupowych rozmowach wideo i zdalnych sesjach treningowych z chłopakami. Staram się też pracować ze swoimi dziećmi, ale też muszę przyznać, że to moja żona przejęła większą rolę w ich nauczaniu niż ja. Prawdopodobnie jest w tym po prostu lepsza!

Wspomniałeś już, że w trakcie tej izolacji domowej pozostajesz w stałym kontakcie z Ole Gunnarem Solskjaerem. Jak to działa? Jak często się ze sobą kontaktujecie i co takiego robicie obecnie?

– To ma swoje różne fazy. Na początku zostawiliśmy chłopców z ich codzienną rutyną indywidualnych ćwiczeń, ponieważ byliśmy o to dość spokojni i już wtedy wiedzieliśmy, że ta przerwa potrwa prawdopodobnie kilka tygodni bądź nawet miesięcy. Byliśmy jednak świadomi tego, że ich ćwiczenia nie były zbyt intensywne na początku, dlatego zaczęliśmy podnosić poziom tej intensywności po jakimś czasie. Od tygodnia wykonują już obowiązkowe sesje treningowe. Wcześniej była to tak naprawdę kwestia ich wyboru, ale że i tak w zasadzie zajmowali się głównie ćwiczeniami pokazuje tylko, jak bardzo się nudzili. To dobrze, bo jesteśmy zdesperowani, aby wrócić do gry. Piłkarze też chcą wrócić do robienia tego, na czym znają się najlepiej. Zwiększyliśmy intensywność treningów i pozostajemy w kontakcie każdego dnia, poza weekendami. Na ten moment po prostu kontaktujemy się regularnie ze sobą i czekamy na to, co dalej. Zresztą jak wszyscy.

Wygląda na to, że jest światełko na końcu tunelu, ale musi być wam ciężko, gdy tak naprawdę nie wiecie, kiedy dokładnie piłkarze będą mogli wrócić do treningów?

– Tak. To dla nas największej wyzwanie: brak świadomości konkretnej daty powrotu do gry. Dlatego też staramy się stopniowo zwiększać obciążenia treningowe piłkarzy tak, aby dać sobie jak najlepszą szansę na to, aby być gotowym, gdy już będzie można ponownie zacząć grać. Przy czym tak naprawdę to dotyczy wszystkich, a nie tylko nas i piłkarzy. Dotyczy to każdej osoby i każdej dziedziny życia. Każdy ma pracę, do której chce wrócić. Tymczasem brak wiedzy na temat tego co dalej, to największe wyzwanie. Nie możesz niczego zaplanować i nie jesteś pewny tego, co dalej. To budzi mieszane emocje i może sprawiać różne trudności. Staramy się możliwie jak najlepiej wykorzystywać obecną sytuację, a chłopcy spisują się świetnie we wszystkim, o co ich prosimy. To nie jest łatwe, a oni muszą wziąć odpowiedzialność za siebie samych i trenować indywidualnie. Spisują się świetnie, ale wyczekujemy już powrotu do normalnych treningów, kiedykolwiek miałoby to nastąpić.

Wiecie jak dużo czasu zajmie piłkarzom zbudowanie ponownej gotowości do gry, jeżeli rozgrywki ligowe wystartują ponownie?

– To trudna rzecz do oceny, ponieważ mówimy o bezprecedensowej sytuacji. Korzystamy w tej sprawie z naszego doświadczenia, a także z wiedzy ekspertów, którzy starają się to ocenić. Nawet jeżeli mówimy o zwykłym powrocie na przedsezonowy obóz przygotowawczy, to często jest tak, że część chłopaków wraca od razu, a czasami niektórych nie widzi się nawet do września. Żeby ruszyć na nowo i złapać rytm meczowy, to może to niektórym zająć pięć czy sześć spotkań. Sam prawdopodobnie byłem jednym z tego typu zawodników. Przynajmniej każdy z klubów będzie w takiej samej sytuacji, więc możemy mówić tutaj o wyrównanych szansach. Chodzi też zresztą o zapobieganie kontuzjom. Nie można oczekiwać od zawodników, aby trenowali indywidualnie w domach, a następnie w krótkim odstępie czasu grali w meczach Premier League. To nasza główna obawa. Raczej nie sam poziom przygotowania fizycznego, ale kwestia zapobiegania urazom.

Zakładam też, że w tym wszystkim swoją rolę odgrywa także potrzeba upewnienia się, że zawodnicy są także mentalnie na to gotowi? Każdy obawia się o swoją rodzinę i piłkarze nie są tutaj wyjątkami. Czy jest to coś, czemu musicie się przyjrzeć?

– To priorytet. Musimy się upewnić, że wszyscy mają się dobrze, a przy tym każdy zawodnik jest inny. Niektórzy młodzi piłkarze wciąż wynajmują mieszkania, niektórzy wrócili do swoich rodziców, a inni mają tu rodziny. Jedni mają do dyspozycji własne siłownie, inni nie. Jest wiele rzeczy, które trzeba zrównoważyć. Przede wszystkim rozmawiamy na temat powrotu do odpowiedniej kondycji fizycznej i rozgrywania spotkań, ale też musimy się upewnić, że zawodnicy również pod kątem mentalnym czują się dobrze. Wszystkim nam zależy, aby nasi przyjaciele i rodzina mieli się dobrze. Ci piłkarze są oczywiście częścią naszej rodziny i jako ludzie chcemy się upewnić, że czują się dobrze. Dopiero potem schodzimy na temat sportu i stylu życia.

Przed tą całą przerwą wyglądało na to, że drużyna jest na fali wznoszącej i zaczęła łapać rytm, więc przyszła ona raczej w nieodpowiednim czasie. Czy widzisz możliwość, aby zespół od razu do tego powrócił czy zajmie to trochę czasu, zanim przyśpieszycie?

– Taką mamy nadzieję, ponieważ jesteśmy w dobrym nastroju, a chłopcy nabyli odpowiednie nawyki. Zrozumienie i nadawanie na tej samej fali zaskoczyło. Zdecydowanie można było dostrzec postęp w naszej grze. Trudno jednak powiedzieć jak to będzie wyglądało. Mamy nadzieję, że tak będzie i są znaki od chłopaków, które by na to wskazywały, chociażby przez to jak zaangażowani są w indywidualne zajęcia i co pokazują w ostatnim czasie. Nie wątpię w to, że będą się dobrze prezentować, gdy wrócimy do gry. Chodzi po prostu o to, że mówimy o niecodziennej sytuacji, w której do tego wszystkiego dochodzi element niepewności. To naprawdę dobra grupa. Atmosfera jest fantastyczna i udziela się chłopakom. Wyczekuję już tego powrotu, tym bardziej że będziemy mieli do dyspozycji pełny skład. W drużynie panuje rywalizacja o miejsce w składzie i zastanawiamy się jak będzie ona wyglądała po tym restarcie. Kto wróci do nas w lepszej formie? Jest wiele rzeczy, którym będziemy musieli się przyjrzeć, ale wyczekuję już tego. Z pewnością nadchodzą dla nas ekscytujące czasy.

Biorąc pod uwagę powrót do zdrowia Paula Pogby i Marcusa Rashforda, to jakby zyskać dwóch nowych piłkarzy, zgadzasz się?

– To dla nas świetna wiadomość. Gdy przyjrzymy się obecnej kampanii, to cały czas mieliśmy zawodników wykluczonych z gry. Tak naprawdę prawdopodobnie ani razu nie mieliśmy w tym sezonie najsilniejszego składu do dyspozycji. Chodzi mi o dostępność piłkarzy, z których możemy dobrać skład na mecz. Dlatego też teraz wygląda to świetnie. Uważam, że jako piłkarz, gdy ma się taką konkurencję do walki o miejsce w składzie, to cię pobudza. Gdy na pozycji danego zawodnika jest trochę rywalizacji, w tym dobrym tego słowa znaczeniu, to piłkarze potrafią naciskać na siebie podczas treningów i spotkań, a przez to podnosić sobie poprzeczkę, przy tym nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Z tyłu głowy zawsze masz tę myśl, że jeżeli nie zagrasz dobrze, to ktoś inny twoim kosztem będzie miał szansę na występ w kolejnym meczu. Uważam, że każdy na tym korzysta.

Przebiłeś się przez szczeble młodzieżowe West Hamu. Manchester United ma dość bogatą historię zakupów wychowanków tego klubu. Mowa m.in. o tobie, Rio Ferdinandzie czy Paulu Incie. Jakie są podobieństwa, jeżeli mówimy o przebijaniu się przez szczeble młodzieżowe West Hamu, a podejmowaniu próby uczynienia tego w United, co możesz oglądać teraz? Niektórzy młodzi piłkarze wspominali o tym jak bardzo pomogłeś im zaadaptować się w pierwszej drużynie…

– Zawsze byłem tego świadomy. Gdy przebijałem się przez szczeble młodzieżowe West Hamu, to zawsze istniała tam pewna więź z pierwszą drużyną. Nawet gdy miałem te 13 czy 14 lat, to podczas wakacji kręciłem się gdzieś blisko pierwszej drużyny. Uważam, że jesteśmy tego świadomi i staramy się utrzymać tę więź w klubie. Nawet gdy jeszcze grałem, to pamiętam jaki wpływ na przebijających się do pierwszej drużyny dzieciaków miał Wes Brown, ponieważ mógł wziąć ich na bok, porozmawiać z nimi i przy tym rozumiał, przez co przechodzą. Takie rzeczy właśnie budują tę relację i uważam, że jest to bardzo ważne. To jest to największe podobieństwo. Budowanie tej więzi. Dla młodego chłopca znalezienie się w pierwszej drużynie to wielka sprawa, więc posiadanie w klubie zawodników, którzy się takim kimś zatroszczą, a nie będą w nim widzieć tylko zagrożenie dla swojej pozycji w klubie, to całkiem inna rzecz.

Czy w twojej karierze piłkarskiej były jakieś wyróżnienia, które cenisz sobie bardziej niż inne?

– Zwycięstwo w Lidze Mistrzów jest dla mnie moim największym osiągnięciem. To uczucie, tamta noc w Moskwie. To było coś wyjątkowego. Mam kilka zdjęć ukazujących mnie i Wesa [Browna], gdy tańczymy wokół zdobytego trofeum. To była wyjątkowa noc. Z kolei z osiągnięć indywidualnych, wiele znaczy dla mnie nagroda Players’ Player of the Year z sezonu 2012/2013, a więc ostatniego, w którym wygraliśmy ligę. To znaczy dla mnie wiele, ponieważ reszta chłopaków widuje cię codziennie i chcesz zyskać u nich zaufanie. Zawsze z przyjemnością patrzyłem na ten aspekt gry, więc zdobycie tego wyróżnienia, wiele dla mnie znaczyło.

Zanim nastąpiła narodowa kwarantanna sam wspominałeś, że coś w drużynie „zaskoczyło” i to zbiegło się z dołączeniem do niej Bruno Fernandesa. Część ludzi porównuje go do Paula Scholesa. Widzisz w nim kogoś takiego?

Bruno [Fernandes] posiada mnóstwo jakości w swojej grze, ale uważam, że to trochę niesprawiedliwe porównywać go do Scholesy’ego. Obaj są indywidualistami, jednak czasami uważam, że zbyt łatwo przypisuje się zawodnikom jakieś nazwisko, które było w danym klubie przed nimi. Bruno to świetny piłkarz, który posiada wspaniałe zalety i robi różnicę na boisku. Nie jest łatwo dołączyć do tego klubu i od razu tak bardzo wpłynąć na jego grę. Niektórzy zawodnicy potrzebują na to trochę czasu, aby przyzwyczaić się do nowego otoczenia. Bruno dołączył do nas i prawdopodobnie był tym elementem w naszej układance, którego szukaliśmy już od jakiegoś czasu. Przybył w odpowiednim momencie i dodał pozytywnej energii całej drużynie. Ma dobre oko do podań i lubię w nim to, że nie boi się straty piłki. Stara się robić właściwe rzeczy, ale gdy zdarzy mu się oddać piłkę rywalowi raz czy dwa, to nie zniechęca go to i próbuje dalej. Myślę, że wszyscy mogliśmy to dostrzec po jego podaniach i asystach. Jestem też pewny, że będzie strzelał więcej bramek. Jak dotąd miał ogromny wpływ na naszą grę.

Ostatni mecz przed przerwaniem rozgrywek piłkarskich rozegraliście w Austrii przeciwko LASK Linz i spotkanie to zostało rozegrane „za zamkniętymi drzwiami”. Wiemy już, że jeżeli powrócicie do gry, mecze będą rozgrywane bez kibiców. Trzeba jednak przyznać, że tamten wieczór w Austrii był dziwny. Jak było w twoim przypadku? Jakie miałeś odczucia?

– Jeżeli zapytać chłopaków, to prawdopodobnie im się to nie podobało, bo raczej słyszeli mnie czy Ole, gdy na nich krzyczeliśmy. Dla nas to lepsza sytuacja, ponieważ możemy przekazać im instrukcje zza linii, a oni nas usłyszą. Nie mają wtedy wymówek na to, żeby nas zignorować [śmiech]. Przy czym tak, zgadzam się, to było dziwne, ale po chwili przechodzi się do swoich spraw. Być może zabraknie tej dodatkowej adrenaliny i emocji, które dostarczają fani. Tego nie otrzymamy. Jeżeli jednak chodzi o nasze podejście do pracy, to pozostaje ono takie samo. Po prostu utracimy tę atmosferę. Wiem, że nie mówię niczego, czego byśmy nie wiedzieli, ale właśnie dlatego kochamy tę grę i dlatego gramy na najwyższym poziomie: aby czuć to skaczące Old Trafford przy wielkich okazjach. Tego wszyscy pragniemy. Jednak jeżeli chodzi o sposób, w jaki przygotowujemy się do spotkań czy w jaki wykonujemy nasz plan, to jest on mniej więcej taki sam.

Podczas ostatniego waszego meczu na Old Trafford, który przypadł na pojedynek z Manchesterem City, atmosfera była niewiarygodna. Zakładam, że to pokazuje, jaką różnicę potrafi odegrać tłum ludzi zgromadzony na trybunach?

– To jest właśnie ten teatr. Każdy nasz fan bądź piłkarz, który był zaangażowany w to spotkanie, gdy wspomni mu się o tej nocy, to automatycznie na jego twarzy pojawi się uśmiech i do tego dostanie lekkiej gęsiej skórki. To właśnie dają te doświadczenia i emocje. Niestety można tego nie uzyskać, jeżeli tak naprawdę nikt nie ogląda meczu z wysokości trybun, a na stadionie są tylko piłkarze. To wielka szkoda, ale w takim położeniu się na ten moment znaleźliśmy. Musimy sobie z tym poradzić. Uważam zresztą, że chłopcy dobrze poradzili sobie z grą „za zamkniętymi drzwiami”. Nigdy nie można być tego całkowicie pewnym, ponieważ pod kątem mentalnym jest to dla nich wyzwanie, ponieważ zazwyczaj „karmi się” ich tym, do czego przywykli, czyli do tego typu meczów i tego, co one ze sobą przynoszą. W takiej sytuacji czasami trzeba wyjść na boisko i odnaleźć swoje miejsce pod kątem mentalnym. Zaadaptowanie się do tych warunków będzie wyzwaniem dla wszystkich piłkarzy, a ci którzy zrobią to najlepiej, będą na czele.

W ostatnim czasie na grupowym czasie rozmawialiśmy też z Kieranem McKenną. Jak dużą przyjemność czerpiesz ze współpracy z nim? Jak dużą przyjemność czerpiesz ogólnie z bycia częścią tego sztabu szkoleniowego?

– Ta praca naprawdę daje mi dużą przyjemność. Jeżeli chodzi o metody szkoleniowe Kierana [McKenny]…Byłem ich świadkiem kilka lat temu, gdy prowadził jeszcze drużynę do lat 18, a ja wciąż grałem w piłkę. Podczas przerw na mecze reprezentacji, gdy w klubie nie pozostaje zbyt wielu piłkarzy, to zazwyczaj kończyło się treningami z kadrą U-23 i U-18. Kieran prowadził wiele z tych sesji. Już wtedy na własne oczy przekonałem się jak dobrym jest trenerem. Ogromnie mi pomógł w ostatnich latach i bardzo mu zaufałem. Trenowanie było dla mnie czymś nowym, ale znałem to środowisko, więc mogłem pomóc mu przy pierwszej drużynie. Jednak pod kątem samego szkolenia, to jest świetny. Za wiele mogę mu podziękować i wiele się już od niego nauczyłem. Bardzo na nim polegam. Obecnie w sztabie trenerskim mamy dobrą mieszkankę osobowości. Panuje dobra atmosfera i wszyscy o siebie dbamy, co też pomaga nam się rozwijać.

Rozmawialiśmy z nim m.in. na temat jego świetnego czasu w biegu na 5 kilometrów. Jak sam nam przyznał, ty z kolei jesteś człowiekiem, który bardziej sprawdza się w biegach na długie dystanse.

– W sensie bardziej ruszam się jak mucha w smole? To miał na myśli? [śmiech] Byliśmy świadkami kilku naprawdę szalonych wyników biegowych ustalanych przez naszych piłkarzy. Nawet czasami pomyślałem sobie, że może się w to zaangażuje i sam spróbuję, ale szybko zdałem sobie sprawę, że już nie jestem na tym samym poziomie. Nie mam za to nic przeciwko biegom na nieco dłuższym dystansie – 10 bądź 20 kilometrów. Wziąłem udział w Great North Run, gdzie trzeba było przebiec 20 kilometrów i nie miałem z tym problemów. Nie robiłem tego jako piłkarz, ale się w to wkręciłem. Takie biegi potrafią wyrzucić z głowy codzienny stres.

W tym trudnym czasie klub wiele działa na rzecz potrzebujących poprzez swoją Fundację. Ty posiadasz własną. Czy angażujesz się w projekty mające na celu pomoc innym ludziom?

– Tak, ponieważ ten czas to wyzwanie dla wielu projektów, które współprowadzimy razem z Fundacją Manchesteru United. Jak chociażby Carrick Street Reds in Stretford. Oczywiście ten projekt póki co nie może zostać uruchomiony, ale jest przewidziany do uruchomienia. Jest wiele wyzwań, którym trzeba teraz sprostać. Wciąż jednak działami i finansujemy nasze działania. Wciąż staramy się dokonywać zmian na różne sposoby, tak jak robi to Fundacja Manchesteru United. Wspólnie nad tym pracujemy. Wciąż współpracujemy też z Fundacją Newcastle United. Na szczęście znajdujemy się w takim położeniu, że wciąż możemy finansować nasze działania. Obecna sytuacja nie dotknęła nas w ten sposób. Bardziej chodzi o dzieciaki, którym staramy się pomóc, a które nie mogą teraz uczestniczyć w organizowanych przez nas zajęciach. To dla nas trudne i nieco smutne. Chcemy pomagać, ale na ten moment mamy ograniczone możliwości. Jednak Fundacja Manchesteru United spisuje się znakomicie pod kątem adaptacji do tych warunków i tego, w jaki sposób zmieniła kwestie realizacji swoich działań. Niezależnie czy chodzi o dostarczanie jedzenia, ołówków, długopisów czy zeszytów dla dzieci, aby mogły odrabiać prace domowe. Wciąż więc wszystko funkcjonuje i teraz wyczekujemy na powrót do normalności. Po prostu trochę nas frustruje to, że chcemy pomagać nieco bardziej, ale mamy ograniczone możliwości.

Pracowałeś pod wodzą najlepszego menedżera wszech czasów. Współpracowałeś też z Louisem van Gaalem i Jose Mourinho. Czy rozważasz, że w przyszłości na pewnym etapie swojej dalszej kariery obejmiesz rolę menedżera, czy może uważasz, że funkcja trenera pasuje do ciebie najlepiej?

– Myślę, że trudno jest planować z wyprzedzeniem takie rzeczy. Być może jest tak, że część mnie myśli sobie, że pewnego dnia mógłby spróbować, ale też inna część mnie widzi jak to wygląda i nie jestem tego do końca pewny. Gdy widzi się jak to naprawdę wygląda, to nie ma się pewności, czy chce się iść tą drogą. Część mnie myśli, że może pewnego dnia spróbuję tego, ale na ten moment nie mam tego w planach. Uczę się od Ole [Gunnara Solskjaera], ale też nie mam zamiaru przy nim jakoś szczególnie przygotowywać się do tej konkretnej roli. Z przyjemnością pełnię w drużynie funkcję trenera i staram się z tego wycisnąć jak najwięcej. Naturalną koleją rzeczy będzie nabywanie większego doświadczenia z czasem, ale praca w roli menedżera nie znajduje się obecnie na moim radarze planów. W miarę upływu lat, może to nastąpi, ale piłka nożna to piłka nożna – nigdy nie wiadomo, co czai się za rogiem.

W finale Ligi Mistrzów z 2008 roku podszedłeś do „jedenastki” w serii rzutów karnych i wykorzystałeś ją. Jakie myśli przewijały się wówczas przez twoją głowę? Wiedziałeś, gdzie zamierzasz umieścić piłkę?

– Wiedziałem, w które miejsce bramki zamierzam strzelić, ale to było najgorsze uczucie na świecie. Jeżeli nie jesteś ultra pewny siebie, nie jesteś typem super aroganta, który ma pełną wiarę w siebie, to nie wiem w ogóle jak można czerpać przyjemność z takich chwil. Myślisz o tym, że jest tak wiele do stracenia. To był jednak jeden z moich ulubionych rzutów karnych, jeden z najbardziej naturalnych. Pomyślałem więc, że powinienem zrobić to w taki sposób, w jaki wychodzi mi to najlepiej. Skłamałbym jednak, jeżeli powiedziałbym, że nie modliłem się, aby bramkarz przeciwnej drużyny rzucił się w drugą stronę. Na szczęście, tak właśnie zrobił. Jednak na przestrzeni lat tak wielu świetnym piłkarzy nie wykorzystywało „jedenastek” w podobnych sytuacjach. To tak naprawdę może przydarzyć się każdemu, więc po prostu modlisz się, aby to nie przytrafiło się tobie.

Cristiano Ronaldo spudłował zaraz po twoim uderzeniu…

– I właśnie to mam na myśli. Nie trafił też w kilku innych przypadkach. Jak dobrze kojarzę to nie wykorzystał też jednego karnego w serii jedenastek, gdy już grał w Madrycie. Tak już jest i czasami potrafi się to wszystko niefortunnie ułożyć. Nie miałem ochoty podchodzić do karnego jako numer cztery czy pięć. Kiedy już do tego doszło i strzeliłem, to poczułem wielką ulgę wiedząc, że zrobiłem, co mogłem. Wciąż jednak do samego końca serii rzutów karnych nie czerpałem z tego przyjemności. Dopiero na koniec. Wow, co to było za uczucie, gdy Edwin [van der Sar] obronił tamtego karnego.

Jak długi był to dla ciebie spacer do wykonania „jedenastki”?

– Podbiegłem. Nie byłem w stanie iść spokojnie. Myślałem wówczas, że im dłużej będę musiał o tym myśleć, tym będzie to dla mnie gorsze. Zawsze podbiegałem przy rzutach karnych. Jak już tylko strzelający przede mną wykonał jedenastkę, to od razu zaczynałem podbiegać na swoje miejsce, aby mieć to możliwie jak najszybciej z głowy. Im dłużej to trwa, tym więcej myśli przechodzi przez twoją głowę i bardzo szybko może to na ciebie wpłynąć. Podbiegłem więc do tego karnego tak szybko jak tylko mogłem i wykonałem go najlepiej jak potrafiłem.

Jesteś w klubie już mniej więcej od 15 lat. Przeżyłeś tutaj mnóstwo wzlotów i niezbyt wiele upadków. Gdy teraz patrzysz na to wszystko, to uważasz, że klub jest na właściwej drodze powrotnej do miejsca, w którym chce być?

– Z pewnością wśród piłkarzy i sztabu, ogólnie w klubie, panują obecnie dobre przeczucia. Nie wychodzimy też za bardzo w przyszłość, ponieważ jeszcze niczego nie osiągnęliśmy. Nie dajemy też ponieść się emocjom, ale z pewnością panują między nami dobre relacje. Staramy się robić pewne rzeczy w odpowiedni sposób. Ole [Gunnar Solskjaer] przybył do drużyny i robi wszystko we właściwy dla tego klubu sposób. Mówi o całym klubie i fanach, o tym co to wszystko oznacza, aby mieć więź z każdym. Uważam, że to dość silna podstawa pod budowę fundamentów. To też prowadzi przez te trudne ścieżki, po których kroczyliśmy. Jednak gdy robi się to wszystko z odpowiednich powodów i chce się dobrze, a następnie zaczyna być widać postęp, to ma się nadzieję, że w przyszłości oznaczać to będzie jeszcze więcej. Mamy nadzieję, że ten rozwój będzie dalej postępował. Zawsze czułem, nawet jak zaliczaliśmy tę fatalną serię pod koniec ubiegłego sezonu, z którą trudno było się pogodzić, że wszystko się ułoży. Czas pokaże czy miałem rację. Na tę chwilę jestem podekscytowany tym, co jest przed nami.

Zawsze pytamy byłych piłkarzy Manchesteru United, jaką najlepszą sześcioosobową drużynę wybraliby złożoną z piłkarzy tego klubu.

Rio [Ferdinand] stał raz na bramce, więc postawiłbym na niego grającego przed bramką. Przepraszam Davida [de Geę] i Edwina [van der Saara], ale potrzebuję kogoś z pola gry. Postawiłbym więc na Rio, Scholesy’ego [Paul Scholes], Giggsy’ego [Ryan Giggs], Wazzę [Wayne Rooney] i [Cristiano] Ronaldo. Postawię na byłych zawodników, bo wówczas nie będę musiał wybierać nikogo z obecnej drużyny, pomijając przy tym kogoś innego. Jako szóstego postawię na siebie. Byłbym kimś w rodzaju środkowego obrońcy. Musiałbym wystarczająco dobrze ubezpieczać Rio, aby mógł spokojnie radzić sobie w bramce! [śmiech]

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze