W świecie Fergusona: Jak naprawdę wyglądały „suszarki” menedżera Man Utd

The Athletic Artur Karpeta
Zmień rozmiar tekstu:

O tym, że sir Alex Ferguson był postacią nietuzinkową wie każdy. O jego wybuchowej naturze przekonali się nie tylko piłkarze, ale też dziennikarze. Właśnie o relacjach tych ostatnich z menedżerem Manchesteru United opowiada Daniel Taylor w najnowszym artykule dla portalu The Athletic.

Artykuł Daniela Taylora dla The Athletic – treść oryginalna

Czasami, po prostu wiesz, że coś nie skończy się dobrze. Te piątki, kiedy wchodziliśmy do starego biura prasowego w centrum treningowym Manchesteru United były często najbardziej ekscytującą częścią tygodnia. Ale zawsze istniało ryzyko, że mężczyzna po przeciwnej stronie stołu może uznać pytanie za pułapkę, potraktować je jako obrazę i zareagować. Albo, że pszczoła w masce sir Alexa Fergusona może wymknąć się spod kontroli.

13 grudnia 2005 r.

– Dzień dobry, Alex.

– Ok, kontuzje. Silvestre ma niewielkie naciągnięcie pachwiny, powinno być ok. Poza tym wszyscy są w dobrej formie. John O’Shea jest już w dobrej dyspozycji. Patrząc na jutrzejszy mecz, Wigan jest fantastyczny w tym sezonie. Bardzo lubię ich prezesa Dave’a Whelana i wszystkich wokół niego. On jest typowym gadułą. Miał kilku menedżerów, ale nawiązał wspaniałą więź z…

Miał problem z zapamiętaniem nazwiska menedżera Wigan, więc pomógł mu Bill Thornton z „Daily Star”.

– Jewell?

– Tak, Paul Jewell. Są powiewem świeżości, dlatego są tam gdzie są. To wszystko co dla was mam. Do zobaczenia chłopcy. Jestem zajęty.

Już wstawał i zaraz go nie było. Konferencja prasowa zakończona. Zero zadanych pytań, zero odpowiedzi. Po prostu wiadomość o kontuzji, która i tak była bezużyteczna, ponieważ pierwszą regułą konferencji prasowej Fergusona, sam sobie z tego żartował, było, aby nigdy nie wierzyć jego słowom na temat tego kto był, a kto nie był dostępny.

To trwało 74 sekundy. Jeden dziennikarz przejechał całą drogę z Newcastle, a wszystko skończyło się w krótszym czasie niż ugotowanie jajka. Prawdopodobnie było to mniej czasu niż potrzeba do ugotowania wody. I choć nie była to najbardziej dojrzała ani profesjonalna reakcja, zawsze pamiętam ten dzień z powodu tego, że podobnie jak dzieci, które dostały karę, wszyscy zaczęli się śmiać, gdy tylko drzwi się zamknęły.

Być może powinniśmy być oburzeni w imieniu naszego zawodu i ścigać go po schodach, aby poinformować go, że nas, „Jej Królewską Prasę”, należy traktować z większym szacunkiem. Być może jeden z naszych członków powinien był mu przypomnieć , że sir Matt Busby zwykł mówić graczom United, aby traktowali prasę w taki sam sposób jak policjanta.

Nie żeby to coś dało. Ferguson był twardy i miał wszystko pod kontrolą. Miał moc, aby nas sprowadzić, celowo nic nam nie dać i posłać nas w dalszą drogę. Śmialiśmy się i śmiali, nawet jeśli był to śmiech przez łzy. I choć musi to brzmieć dziwnie, brakuje mi tamtych dni.

Może to nie być łatwe do zrozumienia, gdy właśnie opowiedziałem historię o tym, co w rzeczywistości było z góry zaplanowanym zabiegiem (Ferguson przyznał później, że zrobił to wyłącznie dla własnej satysfakcji). Ale nie zawsze tak było i choć jego konferencje prasowe często były nerwowe, pozbawione radości, pełne tarć, to przynajmniej nie były celowo nijakie, tak jak dzisiaj woli wielu menedżerów.

W przypadku Fergusona zawsze coś się działo. Zawsze sprawiał, że było ciekawie. Nawet jeśli po naszej stronie stołu mieliśmy wiedze o jego wybuchowej naturze, to tyrada: To dla ciebie koniec w tym klubie ciągle wisiała w powietrzu.

Dlaczego się na to godziliśmy? Cóż, najprościej mówiąc, był to menedżer Manchesteru United, czekalibyśmy przed jego biurem godzinami, gdyby oznaczało to kilka minut nagrania.

Formalnie Ferguson był dla dziennikarzy skarbem – uparty, stanowczy, szczery, nigdy nie nudny. Był źródłem większej liczby gorących tematów, niż ktokolwiek inny w historii tego sportu. Ferguson nie zawsze w języku tabloidów „strzelał”. Było wiele okazji, gdy będąc w jego towarzystwie, słuchając gdy mówił o piłce nożnej, polityce lub ogólnie o świecie, czuło się przywilej. Podobnie wyobrażam sobie dziennikarzy, którzy opisywali Briana Clougha i Billa Shankly’ego.

Ludzie pytają jaki był Ferguson i oczywiście były dni, kiedy był niegrzeczny, przerażający i tak irytująco uparty, że chciałeś upuścić doniczkę na jego głowę. Próba nawiązania z nim relacji była niekończącą się bitwą i z czasem musieliśmy się pogodzić z tym, że nigdy nie będzie dnia, gdy zaprosi nas do siebie na herbatę i bułeczki w stylu staroświeckiej, szkockiej gościnności. Widzieliśmy go raz, dwa, czasem trzy razy w tygodniu i podróżowaliśmy za nim jak cień, po całym świecie, sezon po sezonie. A jednak zawsze trzymał nas trochę na dystans. Po zastanowieniu, stwierdzam, że robił tak bo po prostu tego chciał.

Może więc zabrzmieć dziwnie, wspominanie tamtych dni i wyciąganie wniosku, że ogólnie rzecz biorąc były to najlepsze czasy dla dziennikarzy piłkarskich na Old Trafford.

To prawda, że czasami robił nam piekło. Z własnego doświadczenia wiem, że obowiązywały zasady, jego zasady i, że każdy kto przekroczył wyznaczoną przez Fergusona „linię” był wykluczany.

Jednocześnie, myślenie że trwale toczył on wojnę z dziennikarzami było mitem. Niektórzy z najstarszych przyjaciół Fergusona, jeszcze z czasów, gdy grał on w Szkocji, byli dziennikarzami piłkarskimi i mówili o tym, że znany był nawet z tego, że dzwonił do biur gazet, prosząc o kontakt z redaktorem, po tym jak dowiedział się, że jeden z reporterów z jego otoczenia może zostać zwolniony.

Niewiele mówi się o czasach, kiedy na przykład John Bean z „Daily Express”, dziennikarz „wykluczony” przez Fergusona przy trzech różnych okazjach, obudził się w szpitalu po ataku serca, a przy jego łóżku był bukiet kwiatów z notatką napisaną przez Fergusona: Co ty sobie zrobiłeś, ty stary, głupi tancerzu?

A co było, gdy w 2003 roku, David Meek, były korespondent „Manchester Evening News”, dowiedział się, że ma raka i musi iść do szpitala?

Meek musiał przekazać Fergusonowi wiadomość, że może potrzebować przerwy od pisania notek menedżera do programów meczowych. Meek nigdy nie zapomniał uprzejmości słów Fergusona ani telefonu, który niespodziewanie otrzymał, gdy wracał do domu. Nie było wstępu, głos po drugiej stronie powiedział: Szkocka bestia jest już w drodze. Ferguson był w drzwiach wejściowych w ciągu 20 minut i spędził z nim popołudnie, gawędząc o piłce nożne, rodzinie oraz „cholernie błyszczącym” dresie, który David Beckham nosił podczas treningu tamtego ranka.

Jednakże, nie można przejść obojętnie obok faktu, że osobowość Fergusona miała wiele różnych warstw i, że bez przesady był najbardziej bezwzględnym sukinsynem, jakiego można spotkać.

Na przykład w dniu, w którym United postanowili pozbyć się Roy’a Keane’a – kapitana, który słyszał pochwały Fergusona więcej razy, niż moglibyśmy zapamiętać. Zapisaliśmy się na cotygodniowy briefing menedżera, licząc, że zobaczymy go szczęśliwego, jak wiele razy w tamtym sezonie.

Nikt z nas nie miał pojęcia, że kontrakt Keane’a został zerwany tamtego ranka. Briefing był krótki i przyjemny. Ferguson żartował, że Szkocja wygrała „nieoficjalne Mistrzostwa Świata”, że Jose Mourinho odmówił spotkania z prasą w tamtym tygodniu. Mógłbym do niego dołączyć, chciał nam to powiedzieć. Chryste, nie jest łatwo widywać się z wami co tydzień.

Powiedział jeszcze kilka żartów i z humorem odpowiedział na wszystkie nasze pytania. Potem nas wyrzucił i w ciągu kilku minut, zanim dotarliśmy do baru z przekąskami 400 jardów dalej, wzdłuż Isherwood Lane, z Old Trafford wyszło oświadczenie, że Keane, zawodnik United od 12 lat, odchodzi z klubu.

To była kolejna cecha Fergusona. Był świetnym aktorem. Al Pacino byłby dumny z niego tamtego dnia

Czy był ostry? Szczerze: bardziej, niż można sobie wyobrazić. Poważnie, o wiele bardziej. Ferguson był niezwykły, gdy tylko zaczynał działać. Jego temperament był legendarny i nigdy nie zapomnę widoku jednego dziennikarza krajowej gazety, po pięćdziesiątce, który był tak zmęczony napadami słownymi Fergusona, że kiedy był świadkiem wyrzucenia jego kolegi dziennikarza z konferencji prasowej, podniósł rękę, całkowicie  zrezygnowany, i zapytał, czy Ferguson życzy sobie, aby on też wyszedł.

Wszystko było w oczach: te blade, świecące, bezlitosne oczy. Testowanie cię, patrzenie z góry, szukanie słabości. Generał Zod, jeśli znasz filmy o Supermanie, nie pokonałby tego faceta w konkursie gapiów. Przy swoich większych wybuchach, Ferguson pochylał się nad stołem. Mięsnie wokół jego oczu zaciskały się a ty znajdowałeś się w wietrznym tunelu jego suszarki, która uwalniała wszystko, co miał, czasami zaledwie kilka centymetrów od twojej twarzy.

W takich chwilach… co możesz zrobić? Możesz się kłócić, wielu próbowało, ale to tylko zwiększało szansę, że dostaniesz zakaz. Albo możesz usiąść, czując się wyciśniętym jak cytryna i wpatrywać się żałośnie w podłogę, zastanawiając się, czy na coś takiego przygotowywali cię na studiach dziennikarskich. Prawie na pewno, nie.

Nawet teraz dziennikarze w Manchesterze nadal opowiadają o konferencji prasowej, z dala od kamer telewizyjnych, kiedy rozzłoszczony Ferguson zaczął przeklinać jak z karabinu maszynowego, aby w trakcie zdać sobie sprawę, że z tyłu sali kuli się ze strachu uczennica, która przyszła w ramach praktyk zawodowych.

Był też czas, gdy „zrównał z ziemią” jednego z dziennikarzy przed The Cliff, starym środkiem treningowym Manchesteru United. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że całą scenę obserwuje grupa mam, ojców, dzieci i łowców autografów. Według legendy Ferguson miał przynajmniej dość przyzwoitości, by przeprosić, choć z dość chwalebnym wyjaśnieniem, że jest to jedyny język, które te sk*******y zrozumieją.

Inna dziewczyna będąca na praktyce, córka jednego z dziennikarzy, musiała czuć się bardzo niezręcznie w obecności najbardziej utytułowanego menedżera w historii, który narzekał na jej obecność, a Ferguson potrafił mówić w sposób niepoprawny politycznie. Ferguson stwierdził, że być może powinna być w domu „gotując jajka i bekon”.

A może młody reporter, stosunkowo nowy w otoczeniu Old Trafford, który niewinnie zapytał, czy Ferguson zamierza wciąć udział w Mistrzostwach Świata. To nie twoja sprawa. Czy ja pytam, czy nadal chodzisz do tych pieprzonych, gejowskich klubów?

Nie było mnie tamtego dnia, ale wiem, że kilku dziennikarzy skarżyło się potem, że go nie powstrzymano. Powszechnie uważa się, że Diana Law, rzeczniczka prasowa klubu, powiedziała mu, że posunął się za daleko. Choć minęło zaledwie siedem lat od przejścia Fergusona na emeryturę, dziś pewnie nie mógłby tak powiedzieć.

Głównym powodem, dla którego brzmi to tak okropnie, jest to, że to nie był pojedynczy przypadek.

Jednak przy innych okazjach, wchodził do recepcji z wyimaginowaną partnerką do tańca i widzieliśmy drugą stronę jego osobowości. Wtedy ktoś, kto go nie zna mógłby się zachwycić tym jak był zabawny i czarujący.

Nie ostry Ferguson, często śpiewał recepcjonistce, Cath, póki nie wyła ze śmiechu i nie kazała mu się uciszyć.

Czasami, znienacka, testował nas pytaniem na temat Glenbuck Cherrypickers lub innymi drobnostkami (podziękowania dla Tima Richa, a następnie „Daily Telegraph”, za przedstawienie historii starego, wiejskiego zespołu Shankly’ego). Ferguson miał zwyczaj komentować nasz wygląd, opisując nas kiedyś jako „bandę lichwiarzy z Bombaju”.

Lubił się śmiać i z przyjemnością rzucał żartami.

Jedna z przyjemniejszych historii Fergusona, wracała do jego czasów w St Mirren. Podczas przedsezonowego tournée po Karaibach, w jednym ze spotkań zmienił swojego zawodnika i w jego miejsce sam pojawił się a boisku, aby dokopać jednemu z przeciwników.

Facet podobno był zbudowany „jak Godzilla”, ale to nie powstrzymało Fergusona. Był absolutnie ogromny, faulował ostro naszego napastnika, a ja coraz bardziej nakręcałem się przy linii bocznej. Włożyłem buty na ostatnie 15 minut, David Provan, mój asystent, nie mógł mnie powstrzymać. Zemściłem się na nim i zostałem wyrzucony z boiska. Po meczu poszedłem do szatni i powiedziałem moim piłkarzom: „Jeśli kiedykolwiek, komukolwiek o tym powiecie, dowiem się kto to rozpowiedział i zabije.”

Być może, teraz rozumiesz, dlaczego mówię, że te konferencje prasowe były, mimo wszystko, lepsze niż to, co mamy teraz, w wyszkolonej medialnie Premier League, gdy normalne dla wielu menedżerów jest mówienie tak dużo, żeby powiedzieć jak najmniej.

Ferguson oczywiście lubił nam mówić, że nigdy nie czytał tego co napisaliśmy. Upierał się, że wszystko ma pod kontrolą i, że wiele lat wcześniej podjął świadomą decyzję, by nie czytać relacji sportowych. Wszyscy wiedzieliśmy, że było to kłamstwo.

Nawet kiedy United pokonali Bayern Monachium w finale Ligi Mistrzów w 1999 r., piłka nożna, cholera jasna itd. Ferguson zebrał wszystkie, pierwsze wydania gazet żeby przyjrzeć się co napisali.

W tamtych czasach pierwsze wydania musiały być drukowane tak wcześnie, że 90% raportów z meczu zostało napisanych jeszcze podczas gry, gdy United przegrywali 1:0. Zawierały akapit za akapitem informacje o tym jak taktyka Fergusona zawiodła.

Zmienione wydania mówiły „glory, glory Man United” dzięki bramkom Teddy’ego Sheringhama i Ole Gunnara Solskjaera, które wywróciły mecz do góry nogami. Nie ma nagrody za zgadnięcie, w które raporty Ferguson najbardziej się wczytywał. Następnym razem, gdy widzieliśmy miał tytuł szlachecki i Puchar Europy i czerpał niewątpliwą przyjemność z czytania nam krytyki, która była w pierwszych wydaniach.

Poznanie go to na pewno niezapomniane przeżycie. Jego oczy mrugnęły, gdy zorientował się, że w pomieszczeniu jest ktoś, kogo nie zna. Jego brwi się zmarszczyły. Kto ty jesteś?. I choć wiedziałeś, że nie możesz okazać słabości, były to chwile, kiedy twoje usta były suche jak papier ścierny.

Nie lubił nowicjuszy i zawsze był bardziej podejrzliwy, jeśli chodzi o to co postrzegał, jako młodsze pokolenie dziennikarzy. Jeden facet, w wieku około 30 lat, żonaty, mający dzieci, opisał mecz dla „Daily Star”, wyciągnął rękę, aby się przedstawić. Zobaczył pełną zdumienia twarz Fergusona. Jezu Chryste… Teraz biorą ich prosto ze szkoły?

Czy podobało nam się to? Cóż, trudne pytanie, bo jednego dnia mógł być ciepły, czarujący i towarzyski, następnego wrogi i dyktatorski, a w najgorszych dniach po prostu okropny.

Jak mogłeś nie podziwiać kogoś, kto „wyprodukował” tak wiele świetnych drużyn i sprawił, że każdy mecz na Old Trafford był wielkim wydarzeniem?

Był z pewnością człowiekiem o największym temperamencie, jakiego spotkałem, bardzo często fascynującym, ale nie zawsze ułatwiało to sprawę. Zbierał skargi, tak jak inni zbierają znaczki, a co najważniejsze, nie obchodziło go, czy go polubimy, czy nie. W przypadku Fergusona nie chodziło o popularność. Chodziło o kontrolę. Moc i kontrolę.

Ja dostałem zakaz w 2007 roku, kiedy napisałem książkę „This Is The One”, w formie pamiętnika o poprzednich dwóch sezonach United.  Napisałem do niego z uprzejmości, za pośrednictwem działu mediów klubu, ale list nigdy nie został przekazany z niewyjaśnionych do końca powodów. Postrzegał to jako zdradę i w jego stylu poinstruował Philipa Townsenda, dyrektora klubu ds. komunikacji: jeden z nas będzie musiał przeczytać to gówno, i to nie będę ja.

Werdykt Townsenda brzmiał, że nie ma się czym martwić. Nie miało to znaczenia, na następnej konferencji prasowej zostałem wyrzucony. To była normalna scena, prawie zawsze ktoś miał zakaz wstępu. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mój zakaz miał trwać aż do przejścia Fergusona na emeryturę sześć lat później. Fergie, cholera jasna.

Na tym etapie odszedł od prowadzenia konferencji oddzielnie dla prasy i dla nadawców telewizyjnych. Wszyscy wchodzili do tego samego pokoju. Rzeczywiście, ta 74-sekundowa konferencja była ostatnią kiedy widzieliśmy go z dala od kamer telewizyjnych.

Oznaczało to zmianę całej dynamiki. Wszystko było teraz w telewizji, więc Ferguson musiał odpowiednio dostosować swoje zachowanie. Był sprytny, żadna z jego eksplozji temperamentu, nie została uchwycona przed kamerą i dlatego nie sądzę, że ludzie naprawdę rozumieją wrogość tych wybuchów. Znają to tylko ludzie piszący o Manchesterze United, wie o tym tylko on i my.

Nie jestem też pewien, czy wiadomo wystarczająco dużo o tym, jak wiele śmiechu było w tamtych czasach, gdy kończyło się nagrywanie, dawał nam bezcenne rady. Nigdy nie próbuj czytać w myślach szaleńca, powiedział, gdy ktoś był na tyle arogancki, by odgadnąć skład na weekend.

Ludzie mówili mi kiedyś, że powinienem traktować jako odznakę honorową, fakt, że zostałem zbanowany, ale nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób. Szczerze mówiąc, tęskniłem za tymi piątkami. Dobro przeważyło nad złem, nawet jeśli czasem walka była wyrównana.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze