Chelsea – Man Utd: mecz, który zweryfikuje sezon dla Solskjaera i Lamparda, ale nie ich pracę

The Athletic Patryk Tabak
Zmień rozmiar tekstu:

Manchester United i Chelsea rozpoczęli sezon 2019/20 z niedoświadczonymi byłymi piłkarzami na ławkach rezerwowych. W obu klubach oznaczało to skupienie się na długofalowej strategii i przyszłości. W niedzielę Ole Gunnar Solskjaer i Frank Lampard zmierzą się na Wembley w meczu, którego stawką będzie finał Pucharu Anglii.

ARTYKUŁ OLIVERA KAYA Z THE ATHLETIC – TREŚĆ ORYGINALNA

Wszyscy wiemy, gdzie skończy się ten sezon dla Chelsea. Prawie na pewno. Będzie to miało miejsce na Allianz Arena w Monachium 8 sierpnia, gdy ”The Blues” zagrają z Bayernem w rewanżowym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów bez większych szans na odrobienie strat. To właśnie tam Frank Lampard przeżywał najradośniejszy wieczór w  swojej karierze, ale błyskawice rzadko uderzają dwa razy w to samo miejsce. A już na pewno nie wtedy, gdy po pierwszej części rywalizacji jest 0:3.

Tam się to skończy, a Lampard na pewno zaprezentuje uczciwą i wyważoną ocenę doświadczeń zdobytych w tym sezonie i zdefiniuje wyzwania, jakie stoją przed drużyną zarówno na boisku, jak i na rynku transferowym. Do tego czasu może się jednak wiele zmienić. Trzy mecze w ciągu najbliższego tygodnia, i ewentualnie czwarty tydzień później, zadecydują o wyniku sezonu Chelsea. Mogą wygrać Puchar Anglii, mogą też zająć miejsce w pierwszej czwórce Premier League. Mogą zrobić jedno i drugie, ale może też nie udać im się nic.

The Athletic

Podobnie jest z Ole Gunnarem Solskjaerem, którego Manchester United zagra z Chelsea w półfinale FA Cup. Cokolwiek się jednak nie stanie w końcówce sezonu na podwórku krajowym, Norweg może oczekiwać sierpniowych europejskich rozgrywek z poczuciem ekscytacji, a nie rezygnacji. Liga Europy, z wygranym 5:0 pierwszym meczem 1/8 finału z LASK Linz i czekającym w ćwierćfinale Basaksehirem lub Kopenhagą, oferuje więcej możliwości w okresie przejściowym dla menedżera, który jeszcze uczy się tej pracy.

Nikt nie oczekiwał, że Lampard bądź Solskjaer wygrają w tym sezonie jakieś trofeum. Nikt nie mówił, że awans do Ligi Mistrzów to absolutna konieczność zarówno dla Chelsea, jak i dla Man Utd. To są jednak parametry, według których oceniani są menedżerowie wielkich klubów – jeśli nie wewnętrznie przez prezesów, to na pewno szerzej – przez środowisko.

Wiąże się z tym pewna trudność. Gdyby priorytetem dla któregoś z tych klubów było wygranie FA Cup lub zakwalifikowanie się do Ligi Mistrzów, czy to przez miejsce w lidze, czy przez wygraną w Lidze Europy, to nie zwróciliby się one do swoich byłych piłkarzy, którzy mają relatywnie niewielkie doświadczenie w zarządzaniu zespołem. Louis van GaalJose Mourinho wygrywali trofea dla Manchesteru United, podobnie jak Maurizio Sarri i cała reszta dla Chelsea. Angaż Lamparda i Solskjaera, a także Mikela Artety Arsenalu, zostały dokonane z myślą o innych celach.

Gdy Pep Guardiola w swoim pierwszym sezonie w Manchesterze City został z niczym, tuż przed zdominowaniem ligi w drugiej i trzeciej kampanii, wszyscy to zaakceptowali. Zaakceptowano też to, że Jurgen Klopp nie wygrał nic w trzech pierwszych sezonach; dopiero w czwartym wygrał Ligę Mistrzów, a w piątym Premier League. Są to jednak kluby, w których w wizję menedżera zainwestowano wiele pieniędzy, ale też pewności. W Chelsea pod wodzą Romana Abramovicha pojawiła się chęć zainwestowania pieniędzy, ale nie było cierpliwości.

Solskjaer hits back at Lampard over VAR narrative | Dhaka Tribune
Dhaka Tribune

Jest kila oczywistych różnic pomiędzy CV Guardioli i Kloppa, a Lamparda i Solskjaera. Zaskakujące jest to, że ChelseaManchester United Arsenal, trzy z najbogatszych klubów w Europie, są zarządzane przez byłych piłkarzy z niewielkim doświadczeniem trenerskim. Wydaje się, że jest to część trendu zapoczątkowanego przez Pepa Guardiolę, gdy w 2008 roku objął Barcelonę. Czasami w piłce potrzebna jest większa akceptacja faktu, że Guardiola mógł być wyjątkiem; nawet pomimo sukcesów Zinedine’a Zidane’a Realu Madryt.

Częściowo jednak zarówno Chelsea, jak i Manchester United, podążyli za zrywem i chęcią spróbowania czegoś innego. Woleli pójść za tym, niż zaprosić do siebie jednego z uznanych europejskich trenerów znajdujących się na karuzeli. W zeszłym sezonie Maurizio Sarri zrealizował dwa postawione przed nim zadania – zajął miejsce w pierwszej czwórce Premier League i wygrał Ligę Europy. Pomimo tego, osoby decyzyjne w klubie były skłonne pożegnać się z nim i zapewne stałoby się tak nawet, gdyby po włoskiego menedżera nie zgłosił się Juventus.

W klubie panowało przekonanie, że sukcesy odnoszone za kadencji Carlo AncelottiegoRoberto Di Matteo, Rafę BenitezaJose Mourinho, Antonio Conte i właśnie Sarriego w poprzedniej dekadzie, miały miejsce kosztem długofalowego rozwoju. Kultura w klubie, wywodząca się oczywiście od Romana Abramovicha, miała charakter krótkofalowy. Teraz pojawiła się chęć przerwania tego cyklu i przyjęcia nieco innego podejścia, przejawiającego się choćby wiarą w talenty opuszczające drużyny młodzieżowe.

Średnia wieku składu Chelsea, który rozpoczął finał Ligi Europy, wyniosła 28 lat. Trzech zawodników miało 30 lat i więcej – Olivier GiroudDavid Luiz po 32, oraz Pedro – 31. Tylko jeden piłkarz, Andreas Christensen, miał mniej niż 24 lata. Dwa z ich wyjściowych składów w tamtym sezonie, u siebie z Tottenhamem oraz Leicester, miały średnią wieku na poziomie 29,5. Były to prawie najstarsze jedenastki w całym poprzednim sezonie – ”The Blues” przebił tylko Watford.

Za kadencji Franka Lamparda nacisk położono na rozwój młodych piłkarzy. W poprzednim sezonie wychowankowie Chelsea wychodzili w wyjściowym składzie tylko 16 razy: ChristensenLoftus-Cheek po 6 razy oraz Callum Hudson-Odoi 4. W tym sezonie ta liczba jest już większa o… 100. Mason Mount wybiegał od pierwszej minuty 30 razy, Tammy Abraham 25, Christensen 21, Fikayo Tomori 15, Reece James 14, Hudson-Odoi 7, a Billy Gilmour i Loftus-Cheek po 2. Kilkukrotnie średnia wieku pierwszej jedenastki Chelsea wynosiła mniej niż 25 lat. Jedyna drużyna, która konsekwentnie grała w młodszym składzie w tym sezonie? Manchester United.

Były czasy, kiedy Chelsea wyglądała w tym sezonie na dość łatwą do złamania. Klęska z Sheffield United w ubiegły weekend 0:3 była słabym punktem, który skłonił Lamparda do wyznania, że to spotkanie nauczyło go pewnych rzeczy, których z pewnością nie zapomni. Decyzja o posadzeniu Christensena, Jamesa, Mounta i Abrahama na ławce w kolejnym meczu ligowym z Norwich była wymowna, ale częściowo chodziło o ich problemy fizyczne związane z koniecznością występowania w meczach o dużą stawkę co trzy dni. Jeśli istnieją jakiekolwiek obawy o brak odporności lub przywództwa, to wykraczają one daleko poza młodych piłkarzy.

Conte uważał że Chelsea, tak odporna w drodze po mistrzowski tytuł w swoim pierwszym sezonie, stała się niewytłumaczalnie krucha w drugim. W pewnym momencie sezonu 2017/18 przegrali u siebie 0:3 z Bournemouth tracąc wszystkie bramki w 16 minut, następnie 1:4 z Watfordem – w tym spotkaniu Eden Hazard wyrównał w… 82. minucie. Pod wodzą Sarriego rok później przegrali 0:4 z Bournemouth i 0:6 z Manchesterem City w ciągu 12 dni. Te porażki przydarzyły się doświadczonym jedenastkom pod okiem doświadczonych trenerów. Zbyt często od 2017 roku wydawało się, że Chelsea polega na starszych zawodnikach. Było to szczególnie problematyczne biorąc pod uwagę, że najbardziej decydujący piłkarz – Eden Hazard, został sprzedany do Realu poprzedniego lata.

Chelsea suffer worst defeat in 28 years as City run rampant with 6 ...
We Ain’t Got No History

Dlatego też nacisk został położony na długoterminową odnowę – nie tylko sztabu, ale także stylu gry, kultury na boisku treningowym i, co najważniejsze, środowiska.

Na swojej pierwszej konferencji prasowej, która odbyła się w lipcu, Frank Lampard mówił o próbach ułatwienia piłkarzom z Akademii przejścia przez drogę do pierwszej drużyny. Teraz ma w drużynie Mounta, Abrahama, Tomoriego, Jamesa i Gilmoura, podczas gdy, stosując się do podejścia poprzednich menedżerów, zostaliby oni wysłani na wypożyczenie, a menedżer bez żalu by o nich zapomniał. Choć zakaz transferowy nałożony na Chelsea na pewno był czynnikiem ułatwiającym tę przemianę, to z pewnością nie jest tak, że stawianie na młodych piłkarzy zostało na Lampardzie wymuszone.

Chelsea potrzebowała takiego podejścia, podobnie jak Manchester United potrzebował kogoś takiego jak Ole Gunnar Solskjaer, by wykonać zapowiadany przez Eda Woodwarda ”restart kultury”. Takie sformułowania są w piłce nożnej używane stanowczo zbyt często, ale wydaje się, że w końcu udało mu się zrozumieć, że aby klub mógł iść naprzód, to musi wrócić do pracy nad fundamentami. Oznacza to nie tylko zbudowanie młodego zespołu, ale i przywrócenie etosu.

Wydaje się, że Solskjaer to robi. Niektórzy uważali, że klub działa zbyt pospiesznie, gdy w marcu ogłosił, że Norweg zostanie stałym menedżerem. Powodem były wygrane w 14 z 19 pierwszych spotkań z nim za sterami. To wrażenie wzmocniło się zresztą po końcówce poprzedniego i rozpoczęciu tego sezonu. Do połowy lutego Manchester United wygrał tylko 11 z 32 spotkań licząc od marca 2019 roku.

Z tego, co wyglądało na ponurą pozycję, Solskjear wymyślił jednak drogę naprzód. Obecnie mają serię 19 meczów bez porażki, a w ostatnich dwunastu meczach Premier League wygrali ośmiokrotnie. Równie znaczący jest fakt, że w końcu zaczęli wyglądać na zjednoczonych, czego nie można było powiedzieć o tej drużynie pod wodzą van Gaala czy Mourinho – nawet, gdy wyniki były dobre. Wraz z przybyciem Bruno Fernandesa i objawieniem się Masona GreenwoodaAnthony’ego Martiala, który swój olbrzymi potencjał w końcu przekuł w stabilną i wysoką formę, Man Utd stał się drużyną o jednym z najlepszych ataków w lidze.

Śmiało można powiedzieć, że Manchester United nie zwróciłby się do menedżera prowadzącego zespół w lidze norweskiej, podobnie jak Chelsea nie zatrudniłaby kogoś, kto przegrał walkę w barażach o Premier League. Niewielkie doświadczenie w Molde i Derby County nie przesłoniło jednak wielkiej reputacji, jaką obaj wypracowali sobie z czasów gry w Premier League.

To jednak nie do końca o to chodzi. Ściągnięcie akurat tych menedżerów miało na celu zapewnienie jedności w tych obszarach, w których panowała niezgoda, oraz stworzenie wizji tam, gdzie jej nie było. Kiedy praca polega przede wszystkim na zmianie kultury klubu i przywróceniu utraconych wartości, poczucie zrozumienia musi być atutem. Gdy przed klubem długa droga i trudne decyzje do podjęcia i konieczność zrobienia jednego kroku do tyłu, by kiedyś zrobić dwa do przodu, relacja z kibicami musi być jasna.

Być może menedżer bez legendarnego statusu, jaki na Old Trafford posiada Solskjaer, miałby wielkie problemy, by zachować posadę przy takim obniżeniu formy, jakie miało miejsce od marca 2019 do stycznia 2020 roku. Prawdopodobnie to by się nie udało. Norwegowi znalezienie właściwej drogi naprzód zajęło niemal rok. Podpisanie umowy z Bruno Fernandesem w styczniu było godnym uwagi punktem zwrotnym, ale Solskjaer nieustannie podkreśla liczbę zmian, jakie on wraz ze sztabem wprowadzili w klubie wcześniej.

Atmosferę w Carrington po zwolnieniu Jose Mourinho Solskjaer zmienił momentalnie. Wyniki od razu stały się lepsze, ale dokonanie trwałem poprawy potrwa znacznie dłużej. Norweg mówi o grupie zawodników, którzy są sprawniejsi, bardziej skoncentrowani i lepiej przygotowani do gry w piłkę na wysokim poziomie. – Piłkarze zaczęli od myślenia negatywnego, teraz jest to myślenie pozytywne. Czuję, że w tej grupie nie mamy ani jednego złego jabłka – mówił.

Niektóre z pochwał pod adresem Solskjaera wydają się jednak trochę przesadzone, nawet biorąc pod uwagę zachęcającą serię w ostatnich kolejkach. Trzeźwo patrząc – w tabeli są 31 punktów w tabeli za Liverpoolem. W erze Premier League najgorsze pod względem liczby oczek sezonu to 2018/19 – 66, tyle samo w sezonie 2015/16 za kadencji Louisa van Gaala oraz 2013/14, gdy z Davidem Moyesem na ławce zdobyli ich 64. Teraz w 36 spotkaniach mają na koncie 62 punkty. Oczywiście nikogo nie będzie interesować, czy do Ligi Mistrzów ”Czerwone Diabły” awansują mając 64 czy 66 oczek, ale mając na uwadze mistrzowskie aspiracje na Old Trafford warto pamiętać, że wciąż do zrobienia jest wiele.

Podobnie jak w przypadku Lamparda – musi istnieć wyraźna możliwość, że zadaniem Solskjaera będzie odbudowa, zanim pojawi się inny menedżer, z wyższej półki, który przeniesie drużynę na wyższy poziom.

Impet jednak ma miejsce. Skończenie rozgrywek w pierwszej czwórce pod względami cieszyłby mocniej niż żmudny trucht na drugie miejsce z Jose Mourinho dwa lata temu. Druga połowa tamtego sezonu, włącznie z odpadnięciem z Ligi Mistrzów z Sevillą, pozostawiła wyraźne wrażenie, że coś pomiędzy Portugalczykiem a zawodnikami jest nie w porządku.

Druga połowa tego sezonu natomiast, z Solskjaerem, zbudowała wrażenie zjednoczonej drużyny, która jest razem, nabiera kształtu i zmierza w kierunku letniego okienka transferowego z wyraźnym spojrzeniem na to, jakich zawodników zespół potrzebuje do przejścia na wyższy poziom. Jadon SanchoBorussii Dortmund pozostaje ich głównym celem.

Jakkolwiek ten sezon się zakończy – czy z trofeum czy nie, czy z awansem do Ligi Mistrzów czy bez – na Old Trafford i w Carrington panuje przekonanie, że z Ole Gunnarem Solskjaerem zmierzają we właściwym kierunku. Niektórzy w klubie zaczęli mówić o możliwym wyzwaniu w związku z wygraniem ligi w przyszłym sezonie. Inni są bardziej ostrożni i mówią o przygotowaniu Manchesteru United w jak najlepszy sposób do dnia, w którym Pep Guardiola i Jurgen Klopp odejdą z Manchesteru CityLiverpoolu.

Manchester United appoint Ole Gunnar Solskjaer as permanent ...
South China Morning Post

Podobne wrażenie jest w Chelsea – nawet jeśli Romanowi Abramovichowi nie potrzeba wiele, by jego wiara w menedżera została zachwiana. W klubie entuzjastycznie wypowiadają się o jasności i jedności wizji, której za kadencji MourinhoConte czy Sarriego po prostu nie było. Przytaczają nie tylko pozytywny wpływ Lamparda na transfery Hakima Ziyecha i Timo Wernera, ale też na pomoc w planowaniu strategii rekrutacyjnej na kolejne pięć lat. Mówi, się,że żaden z poprzedników Lamparda nie brał udziału w planowaniu strategii klubu.

Podobnie jak Solskjaer, Lampard podszedł do pracy z wizją, której zaufali zarówno zawodnicy, jak i pracownicy klubu. Obszarem, w którym Anglik musi się wykazać, jest coaching, organizowanie oraz motywowanie zespołu. On na co dzień sam się uczy nie tylko swoich piłkarzy, ale też siebie. Tak jak Solskjaer.

Najlepszy okres dla Chelsea miał miejsce między końcówką sierpnia a środkiem listopada. W 10 rozegranych wtedy spotkaniach Premier League zdobyli 25 punktów, a w wielkiej formie byli Tammy AbrahamMason Mount. Potem przyszło niepokojące załamanie i tylko 15 punktów zdobytych w kolejnych 14 meczach, włączając w to domowe porażki z West HamemBournemouthSouthampton.

Ich odrodzenie po tym ciężkim okresie z pewnością było bardzo zachęcające dla kibiców, i mowa tu o okresie zarówno przed, jak i po przerwie spowodowanej pandemią. Ostatnie dziesięć spotkań to siedem zwycięstw, remis i dwie porażki. Choć przegrane były niepokojące, bo wyniki 0:2 z West Hamem i 0:3 z Sheffield dobrze wyglądać nie mogą, to ogólny trend jest pozytywny.

Wchodzimy teraz w decydujący tydzień – być może dwa tygodnie – dla obu klubów. W zależności od rezultatu walki o FA Cup oraz pierwszą czwórkę w lidze, nastroje mogą zmienić się diametralnie. Czy aby na pewno jednak jest to tak zerojedynkowe, że wypełnienie celów będzie oznaczać sukces, a ich brak – porażkę? Nawet biorąc pod uwagę niewątpliwe znaczenie zdobycia trofeum i awansowania do Ligi Mistrzów, czy za zatrudnieniem Lamparda i Solskjaera nie kryło się przekonanie, że należy wyzbyć się stawiania krótkoterminowych celów i zwyczajnie budować przyszłość?

Tu pojawia się właśnie problem, gdy trzeba ocenić ten sezon w wykonaniu Chelsea i Man Utd. Solskjaer nie został zatrudniony do tego, co robili van Gaal i Mourinho. Został ściągnięty po to, aby zrobić to, czego oni nie robili. Podobnie Lampard – dostał pracę na Stamford Bridge, aby zwracać uwagę na to, o czym Mourinho, Conte i Sarri nawet nie pomyśleli.

Jest to inny sposób pracy, który od klubów i kibiców wymagał sporej wiary. Przychodzi to łatwiej, gdy mowa o tak uznanych nazwiskach, ale tu nie chodzi o ślepą wiarę. Chodzi o wizję i drogę naprzód. A to oznacza spojrzenie poza następny tydzień, czegokolwiek on by nie przyniósł, i skupienie się na szerszej perspektywie.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze