The Athletic: najlepsza 60 Premier League – nr 11, Rio Ferdinand

The Athletic Paweł Waluś
Zmień rozmiar tekstu:

Lista 60 najlepszych zawodników Premier League według serwisu The Athletic, powoli zmierza ku końcowi. Tuż za dziesiątką znalazł się jeden z filarów defensywy w ostatniej dekadzie sir Aleksa Fergusona. Człowiek, który wraz z Nemanją Vidiciem stworzył jeden z najlepszych defensywnych duetów w historii Premier League, a może i całej piłki nożnej. Historię Rio Ferdinanda opisuje Carl Anka.

Artykuł Carla Anki dla The Athletic – treść oryginalna

Można powiedzieć, że profesjonalni piłkarze nauczyli się pewnych rzeczy, grając na betonie.

„Uliczne boisko” stawia przed piłkarzami zupełnie inne wyzwania. Piłka porusza się szybciej i odbija wyżej od twardej powierzchni w porównaniu do trawy, co powoduje, że młodzi zawodnicy muszą u siebie wykształcić szybkie myślenie i przewidywanie wydarzeń. Bramki są mniejsze i niższe od tych, które zobaczymy w niedzielnej szkółce piłkarskiej, przez co strzelcy muszą inaczej uderzać piłkę, często robiąc to mocno, po ziemi, przy słupku.

Uliczne boisko często jest klatką, w której nie ma autów, ani rzutów rożnych, a gra cały czas jest kontynuowana. Anglia w ostatnim czasie przeżywa prawdziwy renesans „piłkarzy ulicznych”, szczególnie w takich rejonach jak Peckham i Croydon (skąd pochodziło około 5 procent aktywnych piłkarzy Premier League w 2016 roku), które stały się nowymi wylęgarniami talentów. Uczenie się gry w świecie ulicznej piłki, gdzie zawodnicy cały czas szkolą swoje umiejętności przeciwko różnym rywalom o różnych warunkach fizycznych, ale także życie w centrum miasta, zapewniają umiejętności improwizacji, których nie nauczy żadna akademia piłkarska.

Granie na popękanym betonie, przeciwko dzieciakom starszym o cztery lata, w świetle ulicznych latarni, wymaga wyróżniania się na tle innych. Ci, którzy uczyli się grania w piłkę z przeświadczeniem, że siatka między nogami jest tak samo okropna jak porażka, prezentowali potem inną jakość, łącząc zuchwałość z kreatywnością, kiedy tylko było to możliwe.

Tak właśnie grał Rio Ferdinand. Jako środkowy obrońca.

Nie chodzi o to, żeby być „ulicznym środkowym obrońcą” – w naturze grania na betonie jest to, że praca defensywna jest rodzajem kary dla zawodników, nie wyróżnienia. Z całą pewnością celem nie jest prezentowanie stylu gry opartego na ciągłym, nieustannym parciu do przodu, w momencie kiedy trzeba zapobiegać strzelanym bramkom.

Jednak Ferdinand potrafił to przenieść, na nowo definiując pewne aspekty piłki nożnej i stając się jednym z najlepszych środkowych obrońców, jakich widziała Premier League. 12-letni Ferdinand grał już w akademiach Charlton Athletic, Chelsea, Millwall oraz Queens Park Rangers, ale to uliczny futbol sprawił, że stał się piłkarzem, którego później kibice opisywali jako „Peckham-bauer”. Często dołączał do swojego kumpla Gavina Rose’a, aby zagrać na boiskach Burgess Park w Camberwell, południowo-wschodnim Londynie.

To są momenty, które sprawią, że będziesz lepszy. Nie mecze w młodzieżówce, gdzie jesteś najszybszym chłopcem na boisku. To są fajne chwile, ale nie dadzą ci za wiele. Są tylko szykowną babeczką z gównem – pisał były obrońca dla The Players’ Tribune. – Kiedy wrócisz po tych meczach, nawet nie odkładaj swojej torby ze strojem. Zabierz ją, weź swoje gówniane buty, idź po Gavina i udajcie się do Burgess Park.

Rose, który obecnie jest menadżerem Dulwich Hamlet, po tym jak miał karierę pełną sukcesów w drużynach amatorskich, opowiada The Athletic o talencie Ferdinanda do praktycznie każdego sportu.

Interesował się wszystkim: baletem, gimnastyką, tenisem – mówi Rose. – Byłem od niego starszy i razem z kumplami zachęcaliśmy go, żeby pograł z nami w piłkę w Burgess. Grał więc z gośćmi, którzy byli o wiele starsi od niego.

Rose opisuje Burgess Park z końcówki lat ’80 jako punkt wspólny dla dzieciaków pochodzących z Peckham, Old Kent Road, Stockwell i Wollwich, które chciały zostać profesjonalnymi piłkarzami. Wszyscy się tutaj spotykali i grali w piłkę nożną.

Wyobraźcie sobie mniejsze Hackney Marshes [park w Londynie – dop. red.], umieśćcie je poniżej Tamizy i dodajcie do tego wyczuwalną w powietrzu rywalizację. Tak wyglądał pierwszy poligon doświadczalny Ferdinanda, młodzika uczącego się, żeby biec zaraz po podaniu i cały czas grać do przodu, występując naprzeciwko zaciekłym rywalom.

Jego umiejętności były z czasem szlifowane, jednak to co przyciągało spojrzenie każdego obserwatora, to sposób, w jaki kontrolował piłkę – opowiada Rose. – To właśnie pochodzi z ulicy. Niewielu wychodziło stamtąd w taki sposób jak on. Nie był też pierwszym grającym w tym stylu, ale jako obrońca robił rzeczy, których wcześniej nie widziano. Wielu tych rzeczy nauczył się na ulicy.

Jak sam przyznał, Ferdinand nie był obrońcą z zamiłowania. Dorastając za wzór stawiał Johna Barnesa i Diego Maradonę. W młodzieżówce grał jako ofensywny pomocnik, „obrona pojawiała się naturalnie”, jak pisał w autobiografii… „ale to z całą pewnością nie była przyjemność”.

Miałem w sobie dziwne poczucie niespełnienia, nawet po meczach, które zwyciężaliśmy – dodał Ferdinand. – Wprawdzie ściganie się ze środkowymi napastnikami i pokonywanie ich sprawiało mi radość, ale sztuka bronienia nie była dla mnie emocjonująca.

Obecnie media pokazują nam Ferdinanda jako dojrzałego, przykładnego gracza Premier League i łatwo jest zapomnieć młodego Rio z tlenionymi blond włosami oraz Stuarta Pearce’a, który kierował jego młodym talentem w West Hamie. Został wypatrzony w wieku 11 lat na meczach okręgówki przez trenera Dave’a Goodwina. Umiejętność gry z piłką sprawiała, że dostrzegł w Ferdinandzie coś specjalnego, choć jeszcze nie wiedział co.

Synu, będę nazywał cię Pele, podoba mi się styl twojej gry – powiedział Goodwin do Ferdinanda. W ten sposób stał się on częścią drużyny, która w 1996 roku sięgnęła po finał FA Youth Cup. Ferdinand był obrońcą, ale nie do końca.

Fot. Getty Images

Kiedy 18-letni Ferdinand zaliczył swój debiut w ostatniej kolejce Premier League sezonu 1995/96 (remis 1:1 z Sheffield Wednesday), wciąż trudno było określić jego najlepszą pozycję. Harry Redknapp eksperymentował z wystawianiem go zarówno w pomocy, jak i na środku defensywy. Był tam potencjał, ale również pewne pułapki. Kiedy w 2000 roku nie został powołany przez Kevina Keegana na mistrzostwa Europy, Ferdinand zaczął wdrażać plan opuszczenia West Hamu. Chelsea wyraziła zainteresowanie, ale Ferdinand chciał opuścić stolicę, więc zdecydował się na Leeds United, przenosząc się tam za 18,1 miliona funtów. W tym czasie była to najwyższa cena za środkowego obrońcę nie tylko w Premier League, ale i na świecie. Ferdinand był dobry, ale czy aż tak dobry?

Kibice Leeds szybko przekonali się, że niepewny debiut był wstępem do wielu świetnych występów, dzięki czemu projekt Davida O’Leary’ego sięgnął zenitu. Przeprowadzka na północ sprawiła, że do imponujących umiejętności „poniżej bioder” zostały dodane cenne umiejętności „powyżej bioder”: Leeds sprawiło, że Ferdinand stał się pyskaty.

Cisza oznacza śmierć dla obrońcy. To w trakcie pobytu w Leeds, Ferdinand stał się asem w zespole i rozwinął swoje piłkarskie IQ, które będzie go napędzać przez kolejną dekadę. Ferdinand grał dla Leeds tylko przez dwa sezony, ale jego współpraca z Jonathanem Woodgatem oraz Dominiciem Matteo pokazała u niego wszechstronność i cechy lidera, których pragnie każdy środkowy obrońca. W 2001 roku dzieciak o ksywie „Plug” [Zatyczka – dop. red.] (otrzymanej po jednym z bohaterów Beano’s Bash Street Kids) odpalił i stał się jednym z najlepszych na świecie w tym. co robił.

Fot. Getty Images

Odbierał piłkę, dręczył rywali, eliminował zagrożenie, zanim to zdążyło się pojawić, ale także wyprowadzał futbolówkę z defensywy z odpowiednią jakością. Ferdinand był również niezły w powietrzu i co najważniejsze dla obrońcy, nie przestawał mówić, wydawać poleceń i informować kolegów o swojej pozycji, aby poprawić grę całej formacji. Po imponującym występie na Mistrzostwach Świata w 2002 roku, Ferdinand wykonał swój ostateczny krok w rozwoju i przeniósł się do Manchesteru United za 30 milionów funtów. Po raz drugi pobił rekord za środkowego obrońcę i za każdym razem był tego wart.

Burgess Park wskazało mu drogę, West Ham nałożył opony, Leeds dodał silnik, a Manchester United wymienił go na V8. Jak wspomina Ferdinand, podczas swojego pierwszego treningu w Carrington otrzymał reprymendę od Roya Keane’a za rozgrywanie piłki wzdłuż boiska.

Co ty wyprawiasz? – zapytał kapitan United. – To jest Manchester United! Wykorzystuj swoje szanse! Podawaj piłkę do przodu!

Ferdinand potrzebował trochę czasu, aby dorosnąć do koszulki Manchesteru United. Pierwszy sezon na Old Trafford był mieszany w jego wykonaniu, a potem czekało go ośmiomiesięczne wykluczenie przez FA za pominięcie rutynowego badania na obecność narkotyków. To wykluczyło go również z gry na Euro 2004 (przez co Ferdinand nigdy nie zagrał w mistrzostwach Europy). Umiejętności zaprezentowane w West Hamie oraz Leeds w końcu jednak wyszły na wierzch i przy właściwych okolicznościach stał się zawodnikiem, którego Michael Cox z The Athletic w swojej książce „The Mixer” opisał jako: „utrzymującego piłkę środkowego obrońcę, który uwielbiał drybling”.

Wpływ Ferdinanda na Manchester United możemy postrzegać dwojako: nie tylko był kluczową osobą w szatni, dzięki czemu wygrał sześć tytułów Premier League i jedną Ligę Mistrzów, ale w ciągu swoich 12 lat na Old Trafford odmienił to, jak w Anglii postrzegano możliwości pozycji, na której występował. Kiedy Ferdinand dołączał do Manchesteru United w 2002 roku, dominujące było założenie, że zawodnik z jego ambicjami przetrzymywania piłki pasowałby do formacji z trzema obrońcami, aby dwóch tradycyjnych stoperów zabezpieczało ryzyko, które podejmował. Kiedy Ferdinand odszedł na emeryturę w 2014 roku, to postrzeganie było już zupełnie odmienne – wiele zespołów chciałoby mieć w swoich szeregach pewnego siebie środkowego obrońcę w stylu Ferdinanda.

Sezon 2007/08 był najlepszym w wykonaniu Ferdinanda, kiedy wraz z Nemanją Vidiciem stworzyli jeden z najwredniejszych duetów defensywnych w historii Premier League. W tym sezonie Manchester United stracił 28 bramek w 51 meczach Premier League oraz Ligi Mistrzów, wygrywając w obu tych rozgrywkach. Wielu obserwatorów opisywało duet FerdinandVidić jako połączenie jedwabiu i stali (sam Vidić nazwał Ferdinanda „piłkarzem z klasą”, siebie prezentując jako przeciwieństwo). Chodziło jednak o coś więcej, niż wyprowadzanie piłki z defensywy. W swoich najlepszych występach Ferdinand wdzierał się w psychikę rywali i negował zagrożenie, zanim to zdążyło się narodzić i nie musiał przy tym wykonać nawet jednego wślizgu.

Fot. Getty Images

Trudno jest wskazać lepszego obrońcę niż Rio – mówił Ferguson w 2007 roku. – Kiedy do nas przyszedł, był zawodnikiem z ogromnym potencjałem, to dało się zauważyć we wszystkim, co robił. Zawsze miał fantastyczną technikę i odpowiedni balans. Jest wysoki i obunożny, więc ma w sobie wszystko, czego można oczekiwać od środkowego obrońcy.

Zdarzały mu się momenty nieostrożności, kiedy pozwalał przeciwnikom wykreować groźne okazje, bo był zbyt zrelaksowany. Na szczęście dojrzałość dodała do jego gry pewność, że w tej chwili przypilnuje wszystkiego.

Ferdinand rósł i rósł w Manchesterze United, zaczynając jako zawodnik zdefiniowany na środek obrony, a kończąc na definiowaniu, jak powinien grać środkowy obrońca. Dopiero w 2012 roku stał się śmiertelnikiem, który przez powtarzające się kontuzje pleców zaczął mieć problem ze swoją mobilnością. Jak sam przyznał, powinien był posłuchać swojego ciała i odejść wraz z Fergusonem, zamiast przenosić się do QPR. Warto jednak zwrócić uwagę, że w swojej historii występował z tak różnymi partnerami w defensywie jak Matteo, Vidić, Jonny Evans czy Chris Smalling.

Sposób jego komunikacji i spokój dodawały pewności siebie, a różnorodność w grze pozwalała na radzenie sobie z największymi zagrożeniami, jakie widziała ta liga, od utalentowanych młotów kowalskich (Dider Drogba), po precyzyjne skalpele (Thierry Henry). Stał się łącznikiem pomiędzy obrońcami chroniącymi bramkę za wszelką cenę z ery Gary’ego Pallistera oraz operującymi wysoko i ambitnymi środkowymi obrońcami ery Virgila van Dijka. Zawodnik świetnie grający na północy, ale z fantazją, której mógł się nauczyć tylko w południowym Londynie. Ferdinand to angielski obrońca, który pokazał Premier League, że defensywa to nie tylko wślizgi i wybijanie piłki głową.

Uliczny defensor, który stał się przykładem dla dzisiejszych środkowych obrońców.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze