The Athletic: Alexis Sanchez najpierw musi spojrzeć na siebie, zanim zacznie obwiniać innych

The Athletic Damian Domitrz
Zmień rozmiar tekstu:

Daniel Taylor, z lubianego przez Was serwisu The Athletic, w swoim artykule odniósł się do niedawnych słów Alexisa Sancheza na temat przenosin do Manchesteru United, nie zostawiając na nim suchej nitki. Czy Chilijczyk faktycznie ma powody, by za swoje niepowodzenia obwiniać innych? Cytując polskiego klasyka, piłkarz Interu Mediolan pomylił chyba odwagę z odważnikiem.

TREŚĆ ORYGINALNA:

Ten artykuł prawdopodobnie nie przedstawi w zbyt dobrym świetle Alexisa Sancheza, którego najbardziej pamiętny wkład w zespół Manchesteru United sięga pierwszego dnia – tego traumatycznego pierwszego dnia, o którym dopiero się dowiadujemy – i niesamowitej scenerii, w której wziął udział nowy nabytek, grając na fortepianie.

W swoim wideo Alexis Sanchez uderzał w klawisze fortepianu, przygrywając w rytm „Glory Glory Man United”.

Okazało się, że za jego czasów klubowi z Old Trafford daleko było do chwały i nie chcąc być zbyt okrutnym, występowały chwile, kiedy jego popisy przypominały słynny skecz z udziałem Erica Morecambe i Andre Previna, w którym ten pierwszy również grał na fortepianie. Znał wszystkie odpowiednie nuty, ale niekoniecznie we właściwej kolejności.

Być może pomoże wam krótkie przypomnienie.

Po podpisaniu kontraktu w 2018 roku, Sanchez zdobył łącznie pięć bramek dla Manchesteru United. Rozegrał 45 spotkań, chociaż warto podkreślić, że w ciągu 18 miesięcy rozpoczął i zakończył mecz Premier League tylko w dziesięciu przypadkach. Zarabiał za to około 500 tysięcy funtów tygodniowo, aż wypożyczono go do Interu Mediolan. Oznaczało to, że Manchester United pokrywał tylko 40% jego pensji, zanim odszedł za darmo do „Nerazurri” tego lata. Innymi słowy „Czerwone Diabły” zgodziły się zapłacić 6 milionów funtów, aby ich piłkarz trafił do innego klubu.

Warto jednak pamiętać, że choć najlepiej opłacany gracz w historii angielskiego futbolu pragnie wyrazić swoją wdzięczność, to jednocześnie wyjawia, że po zaledwie jednym dniu w Manchesterze wiedział, iż nie chce tam być.

– Mogę wam tylko podziękować – ogłosił Sanchez na swoim Instagramie. Cóż, najwyżej okazało się to nieprawdą. Wypowiedział wiele słów i żadne nie wskazywało na to, iż był szczególnie wdzięczny.

Na początek jego pierwsza sesja treningowa. – Wróciłem do domu i powiedziałem moim agentom: „Czy możecie zniszczyć mój kontrakt, żebym wrócił do Arsenalu?” Oni zaczęli się śmiać. Powiedziałem im, że coś złego się ze mną dzieje i że nie jest to nic dobrego. Umowa została jednak parafowana.

Rzeczywiście. To był jakiś kontrakt, dzięki któremu Sanchez zarobił 5 milionów funtów z samych premii związanych z wynikami w ciągu tych niezręcznych osiemnastu miesięcy, kiedy starał się odróżnić bramkę przeciwnika od stodoły.

Jego regres był czymś niezwykłym, jeśli weźmiemy pod uwagę dyspozycję z Arsenalu, gdy rozmontowywał nawet najznakomitszą defensywę. Żaden piłkarz nie chce znaleźć się w artykule zatytułowanym „Jedenastka najdroższych niewypałów transferowych w historii w Premier League”. Najwyraźniej musiało go niepokoić to, że jego upadek okazał się tak spektakularny.

Mimo wszystko kuszące jest myślenie, że ktoś powinien uprzejmie wskazać Sanchezowi że przesadza, myśląc, iż może spodziewać się współczucia ze strony klubu i zwalić na niego winę, kiedy zarabia tak duże pieniądze, a gra fatalnie.

Jego monolog – usunięty z Instagrama sześć minut po publikacji – parafrazując, brzmi tak, jakby znajdował się w pięciogwiazdkowym więzieniu. Sanchez przedstawia siebie jako kozła ofiarnego. Spodziewał się przeprowadzki do Manchesteru City, wyjaśnia i brzmi tak, jakby bardzo żałował, że tam nie trafił. Postanawia po prostu pominąć jeden ważny szczegół: do takiego transferu nigdy nie mogło dojść, ponieważ City odmówiło spełnienia tak oszałamiających warunków.

Dołączywszy do małej i ekskluzywnej grupki piłkarzy, najbogatszego klubu na świecie, Sanchez musiał zadowolić się tylko dwudziestokrotnymi mistrzami pierwszej ligi. Jak określił: – United nie było rodziną. Musiał się stamtąd wydostać. – Gdyby atmosfera była pozytywna, sprawy mogłyby przybrać zupełnie inny obrót – dodaje. Pomarańcze w przerwie były zbyt kwaśne. Cóż, OK, nie wspominał o pomarańczach w przerwie. Ale biedak pozostawił po sobie wrażenie, jakby był szczęśliwy, że się stamtąd wydostał.

Być może pamiętacie cytat aktora, Toma Arnolda: „Czy martwię się tym, że zostanę zapamiętany jako mąż Roseanne? Tak. Ale to z pewnością lepsze, niż bycie jej aktualnym mężem.” Wydaje się to odpowiednie porównanie.

W którym momencie mógłbym być tak bezczelny, by wskazać, że na Old Trafford jest wielu dobrych ludzi, w tym wielu wieloletnich pracowników, na których znany gracz jako jedyny w ciągu ostatnich 20 lat, pozostawił tak złe wrażenie za kulisami?

Niektórzy z nich powiedzą, że Sanchez był puzzlem, którego nie dało się dopasować. Uważano go za gburowatego i zdystansowanego. Nie starał się ukrywać faktu, że wolałby grać gdzieś indziej.

Kończył swój trening, odbierał rzeczy i wracał do domu. Nawet nie spojrzał za siebie. Powiedział to, o co wszyscy go podejrzewali – nie chciał tam być. Jeżeli porozmawia się z odpowiednimi osobami z United, łatwo dojdzie się do wniosku, że nie są całkowicie załamani, iż się z nim pożegnali.  Wystarczy wspomnieć jego imię i zobaczyć reakcję, jaką wywołuje. Być może Sanchez uzna to za zazdrość lub pomyśli, że to odwet albo taktyka dywersji, bo ma swoje zdanie w tym temacie. A może to po prostu prawda i –  następne zdanie najlepiej przeczytać głosem Roya Keane’a – powinien wziąć większą odpowiedzialność za swoje występy.

Spróbuj spojrzeć na siebie. Przestań obwiniać innych. Nikt nie lubi „blefiarzy”.

To prawda, że Sanchez trafił na okres, w którym piłkarze Manchesteru United z podejrzeniem patrzyli na działania Jose Mourinho. Ale stało się to później. Sanchez dołączył do klubu, który zakończył ligę na drugim miejscu i znalazł się w finale FA Cup i z pewnością nie ma powodów, by obwiniać kogoś innego za swoją postawę na Old Trafford, nim przeniósł się do Włoch.

Sanchezowi mogła nie podobać się współpraca z Jose Mourinho, ale nie zapominajmy, że dziewięć miesięcy spędził on pod okiem Ole Gunnara Solskjaera.

Solskjaer wydaje się całkiem porządnym gościem, chyba że wszyscy się mylimy. Zmiana na stanowisku menedżera zbiegła się również z dramatycznym skokiem w występach zespołu. To był klasyczny miesiąc miodowy, kiedy gracze, którzy nie przepadali za poprzednim menedżerem, nagle odkryli się na nowo. Paul Pogba znów zaczął grać jak Paul Pogba. Rozkwitli Anthony Martial oraz Marcus Rashford. Inni również.

Tylko nie Sanchez. Tylko jeden z jego pięciu goli padł pod wodzą Solskjaera. Wyglądał fatalnie za kadencji Mourinho, ale jeszcze gorzej pod okiem jego następcy. A teraz, z rozdętym kontem bankowym i brakiem samoświadomości chce, żebyśmy myśleli, że to wszystko dlatego, bo środowisko było nieodpowiednie.

Być może to lekcja dla United, aby nie okazywać nadmiernego entuzjazmu podczas identyfikacji graczy, którzy mogą przywrócić temu klubowi miano pretendenta do tytułu. Prawdopodobnie doszli już do takich wniosków, analizując ich niedawne ruchy na rynku transferowym. Szczerze mówiąc, wydaje się, że nastąpiła zauważalna zmiana w ich polityce rekrutacyjnej. Polega ona na sprowadzaniu młodszych, bardziej dynamicznych graczy. Przykładem jest choćby Donny van de Beek.

Nie zakładajmy jednak, że dyrektor wykonawczy, Ed Woodward, całkowicie stracił apetyt na wielkie nazwiska. Woodward wierzy, że United, czyli drużyna z ambicjami, zawsze powinna mieć w swoich szeregach potencjalnego zwycięzcę Ballon d’Or. Najpierw należało jednak zaprzestać z próżnymi transferami i wydaje się, że w końcu to zrozumieli. Zakup Van de Beeka ma większy sens niż kupno Bastiana Schweinsteigera w czasach Louisa van Gaala. Pojawienie się Masona Greenwooda sprawiło, że do tego momentu zapomnieliśmy o Alexisie Sanchezie. Jadon Sancho mógłby być kolejnym wzmocnieniem. Klub jasno informuje, że nie będzie już kolejnych transferów typu Radamel Falcao.

Jednocześnie łatwo jest zrozumieć, dlaczego krótkie podziękowanie Sancheza tak bardzo zadziałało na nerwy władz klubu. Po rozmowach z nimi mogę ręczyć, że nie są ani zaskoczeni, ani pod wrażeniem. Najważniejsze wnioski z wypowiedzi Alexisa nie dotyczą jego samego czy poprzednich menedżerów. Kluczowym wnioskiem jest to, że Ole rozumie, jak powinna wyglądać kultura Manchesteru United. Chce graczy, którzy ją zbudują i dodadzą coś od siebie. Nikt nie jest większy od klubu. Rozumiał to sir Matt Busby, sir Alex Ferguson i rozumie Ole Gunnar Solskjaer – powiedział jeden z wysoko postawionych oficjeli.

Czytajcie pomiędzy wierszami. – Kultura klubu piłkarskiego jest trudna do zdefiniowania, ale jasne jest, że z czasem da się ją zbudować. Może jednak ona ulec również szybkiemu zniszczeniu w niesprzyjających okolicznościach.

Pamiętajcie, że to rozmowa o Sanchezie. Wygląda to jak szyfr. Dyplomatyczny komentarz zastępujący słowa: „Nie mogliśmy się doczekać jego odejścia”.

Rozważmy następnie odpowiedź Rafaela da Silvy na komentarze Sancheza wygłaszane na jego instagramowym koncie. Rafael spędził w United siedem lat i choć jego angielski jest średni, co można mu wybaczyć, to da się wyciągnąć sens z tego przesłania: – Być może zobaczył ducha i się przestraszył. To wytłumaczyłoby, dlaczego grał tak źle – podsumował Brazylijczyk.

Być może nie są to dewastujące słowa, ale na pewno interesujące. Piłkarze nie mają tendencji do docinania sobie nawzajem w mediach społecznościowych. Dzieje się tak tylko wtedy, kiedy uważają, że ktoś na to zasługuje.

Sanchez zwrócił się już do dziennikarzy i prawdopodobnie także byłych piłkarzy tego klubu – Gary’ego Neville’a i Paula Scholesa, którzy mieli czelność komentować jego słowa – że nie znają faktów i nie wiedzą, co działo się wewnątrz klubu.

Faktem jest jednak to, że Sanchez strzelał swoje gole średnio co 877 minut – rzadziej od Scotta McTominaya, Andera Herrery i Andreasa Pereiry.

Średnia podań Sancheza w Manchesterze United dawała piąty najgorszy wynik w klubie. 25% jego zagrań nie znalazło adresata. Był nieobecny przez 124 dni z powodu kontuzji, co oczywiście zawsze spowoduje regres powodu, ale czy może doprowadzić do tylko jednego udanego występu – zwycięstwa 3:2 z Manchesterem City, gdy po pierwszej połowie „Czerwone Diabły” przegrywały 0:2?  To wtedy przypomniał nam, dlaczego Manchester United tak desperacko o niego walczył.

Żeby było jasne, Sanchez tak naprawdę nie grał na pianinie w tym filmie promocyjnym przygotowanym przez specjalistów od mediów społecznościowych Manchesteru United. Prawdopodobnie o tym wiedzieliście. Prawdziwym oszustwem było jednak myślenie, iż w całości oddał się idei Glory Glory Man United, hymnu współczesnego zespołu i historycznych drużyn.

Jego pensja to także główny dowód na to, dlaczego David de Gea zażądał natychmiastowej podwyżki znacznie wyższej od podawanych 350 tysięcy funtów tygodniowo i dlaczego Manchester United płaci z nadwyżką czterem bramkarzom seniorskiego zespołu  600 tysięcy funtów tygodniowo.

Cała ta sprawa okazała się bardzo kosztowna i oszałamiająca. Sanchez nadal nie rozumie, że jeśli klub przechodził przez trudny okres, to zapłacono mu tyle pieniędzy po to, aby pomógł mu w wyjściu z dołka.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze