The Athletic: najlepsza 60 Premier League – nr 4, Ryan Giggs

The Athletic Paweł Waluś
Zmień rozmiar tekstu:

W życiu pewne są trzy rzeczy: śmierć, podatki i Ryan Giggs w czołówce najlepszych zawodników Premier League wg. The Athletic. Zapewne wielu kibiców Manchesteru United spodziewało się go na pierwszym miejscu, jednak warto pamiętać, że w tym zestawieniu nie chodzi o miejsca, a o historię. Dlatego zapraszamy na historię o walijskim czarodzieju, przedstawioną przez Jacka Langa.

Artykuł Jacka Langa dla The Athletic – treść oryginalna

Gdzie mam w ogóle zacząć?

Nie, poważnie: gdzie mam zacząć przy takiej karierze? „Podsumuj majestat Ryana Giggsa w jakichś 2 tysiącach słów”, powiedzieli, prawdopodobnie wybuchając złowieszczym śmiechem zaraz po odłożeniu słuchawki. To jak wylądować w Szwajcarii z notatnikiem i poprosić o rozrysowanie mapy Alp. Ich ogrom może zapierać dech.

Giggs to monolit. Tylko dwa kluby wygrały więcej tytułów mistrza Anglii niż on. Zdobył 34 trofea, stając się najbardziej utytułowanym piłkarzem, jakiego widział ten kraj. A ten fakt nawet nie definiuje go w żadnej sposób. Ale myślę, że następny już to zrobi: jego kariera trwała przez 24 sezony.

Sport cały czas atakuje nas niesamowitymi liczbami, ale ta ostatnia statystyka jest warta tego, aby się przy niej zatrzymać. Niech wasz umysł to przetrawi, posiedźcie z tym przez chwilę. 24 sezony w piłce nożnej. Jako pomocnik. W najwyższej lidze. W Manchesterze United. Podczas lat największej chwały tego klubu. To brzmi jak żart.

Cała dyskusja na temat dziedzictwa Giggsa zawsze będzie nawracać do jego długowieczności i standardów, które wyznaczał przez ten cały czas. I tak powinno być. Jednak wybiegamy za bardzo do przodu. Zanim przedstawimy cały obraz, warto się skupić na kilku szczegółach – spójrzmy na mozaikę atrybutów i emocjonalnych wrażeń, które zagwarantowałyby mu miejsce na tej liście nawet gdyby grał tylko przez dekadę.

Zacznijmy od tego, że Giggs był niesamowitym dryblerem. To słowo może być w dzisiejszych czasach podstępne i kojarzyć się z jakąś ekstrawagancją, ale on miał coś o wiele ciekawszego: był dzieciakiem, który rozumiał kwestie równowagi i pędu niczym najlepsi fizycy. W swojej grze był bezpośredni i nieustraszony. Nawet w pełnym pędzie pozwalał sobie na drobne, subtelne dotknięcia piłki, co oznaczało, że w ułamku sekundy mógł zmienić kierunek biegu. Przypomnijmy sobie jego wspaniałą, indywidualną akcję zakończoną bramką w meczu z Queens Park Rangres w 1994 roku. Dotykał piłki z niemal każdej strony, dodawał małe poprawki, oddalał się od zawodników próbujących zrobić wślizg, zanim ci w ogóle zdążyli się połapać w tym co on robi.

Został również pobłogosławiony czymś, co Brazylijczycy nazywają „ginga” – wrodzoną, wręcz nieracjonalną wiedzą tego, jak wykorzystać każde ścięgno w swoim ciele do osiągnięcia przewagi. Możemy uczyć dzieciaki jak robić stepovery i drag-backi, ale Giggs miał w zanadrzu dodatkową dawkę czarów; beztroskie, mordercze kołysanie się przy piłce. W sposobie, którym dręczył kolejnych obrońców rywali dawało się wyczuć Geogre’a Besta, a nawet Garrinchę. Jego biodra mówiły obrońcom coś innego, niż robiły jego nogi.

Jego talent przyprawiał kibiców o omdlenia, a sir Aleksa Fergusona zamienił w prawdziwego poetę.

– Do dziś pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem go, kiedy latał ponad boiskiem the Cliff, zupełnie bez wysiłku, przez co byłem w stanie przysiąc, że jego stopy w ogóle nie dotykają ziemi – pisał Ferguson w autobiografii, wspominając obserwowanie Giggsa na starym boisku. Najbardziej pamiętnym opisem było określenie go jako: – Cocker spaniela goniącego sreberko na wietrze – co zgrabnie oddaje jego niezwykłe umiejętności.

Pewną niesprawiedliwością pokoleniową jest fakt, że młodsi kibice zapamiętają Giggsa jedynie jako sprytnego, statycznego pomocnika, którym stał się z czasem i zupełnie ominie ich jego prawdziwa, szalona wersja.

Giggs zdobywał piękne bramki. Na przykład dewastujący slalom pomiędzy piłkarzami Tottenhamu Hotspur w 1992 roku, wywołujący uśmiech przerzut nad Brucem Grobbelaarem na Anfield, czy hojna garść petard z rzutów wolnych, które zmuszają do zastanowienia się, ile miałby bramek na koncie, gdyby w klubie nie pojawiał się David Beckham. Mistrzowski popis w finale FA Cup przeciwko Arsenalowi mówi sam za siebie, nawet jeśli technicznie wykracza poza wytyczne tej listy.

Był też śmiały wolej zewnętrzną stroną buta w meczu z Fulham w 2007 roku, który z całą pewnością powinien się znaleźć wśród najbardziej niedocenianych bramek tego tysiąclecia. Ludzie wątpili czy chciał tak zagrać. Ludzie są idiotami.

Giggs był przykładem, człowiekiem, który doprowadził do młodocianej rewolucji w United. Często stawia się go w jednym szeregu razem z Beckhamem, Nickym Buttem, Paulem Scholesem i braćmi Neville – winę za to ponosi ich wspólne zdjęcie z Ericiem Harrisem – ale on był supergwiazdą, zanim reszta z nich w ogóle zasłużyła na rzut okiem ze strony Alana Hansena. W momencie kiedy Scholes, Gary Neville i Butt zaczęli się przebijać do pierwszego składu, Giggs już od trzech sezonów grał regularnie. Beckham opowiadał o tym, jak idealizował Giggsa, pomimo tego, że był od niego młodszy tylko o 17 miesięcy.

Czy Ferguson zaufałby tak w gang młodych zawodników, gdyby Giggs nie wytyczył im ścieżki? Prawdopodobnie tak. Z całą pewnością byli wystarczająco dobrzy. Jednak łatwość, z którą Giggs wtopił się w otoczenie seniorskich występów w Premier League, z całą pewnością przygotowała im solidny grunt. Wiara Fergusona w nieustraszonego 17-latka – „małego czyścika do fajek piłkarzy”, zapożyczając opis Gary’ego Pallistera – odpłaciła się tak niesamowicie, że następny zakład można już było obstawiać w ciemno.

Duch Ryana Giggsa do dziś nawiedza Gordona Strachana // fot. Neal Simpson/EMPICS via Getty Images

Te wszystkie pochwały odnoszą się nie tylko do umiejętności Giggsa, ale również jego mentalności. Nawet jako młody człowiek, Giggs imponował stalową pewnością siebie i profesjonalnym podejściem, które utrzymało się przez wszystkie lata jego gry. Wiele mówi nam to, że Roy Keane, człowiek, który przychodził i odchodził ze swoimi restrykcyjnymi wymaganiami względem wszystkich dookoła, został oszołomiony przez dojrzałość Giggsa, kiedy przenosił się do Manchesteru United z Nottingham Forest w 1993 roku.

– Ryan był lata świetlne przede mną – pisał później Keane.

Czytanie tego musiało cieszyć Fergusona. Cały czas roztaczał opiekę nad Giggsem, chroniąc go przed światem mediów – zabronił mu udzielać wywiadów przed ukończeniem 20 roku życia – i pomagał mu połączyć ze sobą różne części wewnętrznego talentu, aby uzyskać moc supergwiazdy. Na pewno pomocny był fakt, że Giggs, pomimo wyglądu członka boysbandu, nie wykazywał przesadnej chęci błyszczenia poza granicami wykonywanego przez siebie zawodu. W przeciwieństwie to Beckhama, którego pozaboiskowe aktywności doprowadzały Fergusona do białej gorączki, dla Giggsa piłka nożna była wystarczająca.

– Świat korporacji próbował porwać Giggsy’ego, ale to nigdy nie było w jego stylu – pisał później Ferguson. – Wszyscy chcieli uszczknąć coś dla siebie. Jednak Giggs był mądry. „Spytaj menadżera” mówił do każdego, kto chciał się owinąć wokół niego. Znalazł sposób na to, aby winę za odrzucenie zrzucić na mnie. Był sprytny.

Giggs umiał się również dostosować. Po szaleństwie lat ’90 bardzo łatwo byłoby wpaść w pułapkę przeciętnej końcówki kariery. Skrzydłowy łapie kilka kontuzji ścięgien, traci na szybkości i stopniowo traci na znaczeniu: tak to zazwyczaj wygląda. Jednak nie w przypadku Giggsa. Z błogosławieństwem Fergusona i przy pomocy zajęć yogi, przemianował się na środkowego pomocnika, który rozdzielał piłki ze środka, zamiast rozdzierać rywali po bokach.

Czy ta rola była dla niego naturalna? Było tam nieco wymuszenia. Nie był jednak wtedy pierwszym wyborem w składzie: od połowy 2008 roku do emerytury w 2014 roku nie zagrał sezonu, w którym wystąpiłby więcej niż 20 razy. Głównie chodziło o jego wiek (pod koniec 2008 roku miał już 35 lat). Giggs był o wiele lepszym środkowym pomocnikiem, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Jego doświadczenie odegrało w tym swoją rolę, a także zrozumienie taktyki.

– On zna tę grę – tłumaczył Carlos Queiroz, ówczesny asystent menadżera Manchesteru United. –  Jednak chodzi o coś więcej. On ją rozumie. A kiedy rozumiesz grę, to możesz ją kontrolować.

Giggs był świetnym kreatorem. Nie na poziomie Beckhama, jeśli chodzi o dośrodkowania, ale z całą pewnością nie miał się czego wstydzić, a stałe fragmenty w jego wykonaniu zawsze oznaczały zagrożenie dla rywali. Z wiekiem wyspecjalizował się w wymuskanych podaniach, jak to którym obsłużył Michaela Owena w dramatycznych derbach Manchesteru w 2009 roku. Ogólnie asystował przy 162 bramkach w Premier League – to o 51 więcej niż jakikolwiek inny zawodnik.

A skoro już przy liczbach jesteśmy, oto kilka innych: Giggs zagrał dla United 963 razy, 632 z tych występów dotyczyło Premier League, a w 522 z nich zaczynał od pierwszej minuty. W tym momencie prawdopodobnie powinniśmy wrócić do początku. 24 sezony, cała ta ogromna góra leży właśnie przed nami. Jak mamy to przetrawić?

Zazwyczaj traktujemy długowieczność jak coś mniej ważnego. Im dłużej trwa kariera, tym więcej wspomnień można stworzyć, tym więcej pucharów wznieść i tym więcej kamieni milowych przekroczyć. Giggs po ukończeniu 33 roku życia pięć razy wygrał Premier League, a jego szafka z medalami już wcześniej była przepełniona.

Jednak czasem długowieczność ma swoje własne znaczenie, opowiada historię samą w sobie. I tak właśnie jest z Giggsem. Pozostać w formie przez tak długi czas, utrzymać skupienie, przetrwać fale zmieniające oblicze piłki nożnej, przekonać najlepszego menadżera w historii angielskiej piłki do swojej wartości, rok po roku i tak przez ćwierć wieku… To nie jest tylko podstawa dla innych osiągnięć. To jest osiągnięcie samo w sobie.

Giggs nie był najbardziej utalentowanym zawodnikiem Manchesteru United w erze Premier League. Nie miał największego wpływu, nie był też najbardziej powtarzalny. Szczerze mówiąc, rzadko bywał najlepszym zawodnikiem w zespole. Jednak żadna z tych informacji nie ma znaczenia w starciu z jego niezniszczalnością. Jest symbolem ery Fergusona, ponieważ zawsze tam był, zawsze dawał coś od siebie, zawsze był istotny.

Jako zawodnik, zdobył świadczenia trenerskie w sierpniu 2001 roku. Pod koniec kariery grał z piłkarzami, którzy nawet się jeszcze nie urodzili, kiedy on już debiutował. Jak niesamowicie jest teraz powrócić do jego zaniku formy na początku 2003 roku, kiedy wielu założyło, że to początek jego końca. Jednak część kibiców już wtedy zdążyła o tym zapomnieć, to był tylko krótki epizod, kiedy więź piłkarza z klubem wydawała się odrobinę poluzowana.

– Wiem, że wielu ludzi uważa, że zbliżam się do końca swojej kariery, ale ja się z nimi nie zgadzam – mówił wtedy Giggs. – Jeszcze nie skończyłem i mam zamiar to udowodnić.

W tamtym sezonie pomógł United wygrać kolejny tytuł mistrzowski. A potem grał przez 11 kolejnych sezonów. Do momentu aż ostatni z wątpiących w niego dawno już zapomnieli o tym, dlaczego w ogóle to robili.

Niezły zastój w karierze. Niezła kariera. Czegoś takiego już więcej nie zobaczymy.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze