Ogłoszenie w minioną niedzielę przez szefa EFL, Ricka Parry’ego, propozycji rewolucyjnych zmian w angielskiej piłce klubowej pod roboczą nazwą „Project Big Picture”, odbiło się szerokim echem w piłkarskim środowisku na Wyspach Brytyjskich. W przeważającym tonie negatywnym.
Wielu dziennikarzy zaatakowało dwa kluby, a konkretnie ich właścicieli, Johna W Henry’ego oraz Joela Glazera, którzy zarządzają kolejno Liverpoolem i Manchesterem United, a którzy mieli być współautorami wspomnianej koncepcji zmian.
Henry Winter, szef działu piłki nożnej w brytyjskim „The Times”, w swoim najnowszym felietonie przyznaje rację w jednym – angielski futbol potrzebuje resetu, potrzebuje zmian. Dodaje jednak, że nie potrzebuje przy tym takich właścicieli jak ci z Manchesteru United i Liverpoolu.
Felieton Henry’ego Wintera dla „The Times” – treść oryginalna
Tak, Joelu Glazerze, widziałem cię. Widziałem twoją pogardę dla angielskich kibiców. Byłem tam, przed wejściem głównym na JJB Stadium w Wigan 11 maja 2008 roku. Rozmawiałem z fanami Manchesteru United na godzinę i 20 minut przed rozpoczęciem meczu, z prawdziwymi ludźmi oddanymi piłce, których życie toczy się wokół tego wielkiego klubu, którego masz przywilej być właścicielem, z porządnymi piłkarskimi duszami, którym zależy na obejrzeniu jak najlepszego meczu i którzy kochają swoją drużynę. Minąłeś nas, uśmiechając się i będąc z siebie zadowolonym.
Tak, Joelu, widziałem cię, ambitny władco angielskiej piłki. Widziałem jak twoi ochroniarze przepychali fanów United z drogi, którą kroczyłeś, twoich fanów. Widziałem twój wygląd, twoje poczucie własnej wartości. Widziałem jak nie masz kontaktu z angielską piłką, z tą pasją, tymi skazami, z chwałą. Dalej pozostajesz poza tym wszystkim. Tak jak teraz, tak i wtedy, zobaczyłem, że nie rozumiesz swojej odpowiedzialności bycia opiekunem Manchesteru United. Nie rozumiesz absolutnego zaszczytu i okazji bycia liderem w tym klubie i sporcie. Nie jesteś w stanie spędzić sekundy w znamienitym towarzystwie sir Aleksa Fergusona i sir Bobby’ego Charltona, dwóch legend, które tak bezinteresownie oddały się temu klubowi i sportowi.
Znamy twoją grę, Joel. Twoja gra jest prosta i dotyczy garści z zaciśniętymi w niej dolarami. Słusznie. Pieniądze to twoja sprawa, zmieniasz sport w biznes, w dolary. Smutne jest jednak to, że nie masz żadnego emocjonalnego związku z United. Twoja gra to Bucs [Tampa Bay Buccaneers, drużyna futbolu amerykańskiego, także należąca do rodziny Glazerów – wyj. red.] i dolary [bucks].
Jednak posłuchaj tego: nie chcemy Joela Glazera zarządzającego angielską piłką nożną. Fani, rząd, kluby, nie chcą do tego przedstawiciela rodziny, która wyciągnęła prawie miliard funtów z Manchesteru United i miałaby teraz decydować o tym, kto jest właścicielem innego klubu, w jaki sposób pozostałe drużyny będą otrzymywać pieniądze z praw do transmisji spotkań, ograniczając przy tym inny zespołom możliwość rzucenia ci, a także „Gangowi Wielkiej Szóstki” wyzwania, odnosząc się do tej haniebnej, skazanej na zagładę propozycji „Project Big Picture”.
Witamy w angielskiej piłce: za zamkniętymi drzwiami? Nie ma na to szans. Będziemy walczyć z tym spiskiem. Nie chcemy Joela Glazera ani też Johna W Henry’ego w Liverpoolu, decydujących o tym, że te dwa miejsca zostaną usunięte na stałe z tętniącej życiem, konkurencyjnej Premier League, że te dwa miejsca zostaną permanentnie usunięte z historii, co jest namiętnie wspierane przez EFL. Prawda, że nie chcemy?
Kim są liderzy? To na pewno nie wy. „Fakt, że nasze dwa największe kluby w kraju wykazują przywództwo w czasie, gdy ten sport woła o pomoc, jest czymś fantastycznym”, mówił prezes EFL, Rick Parry, w rozmowie z „Daily Telegraph”. Parry ma rację, sport ten woła o przywództwo, ale nie o takie, oparte na komercyjnym oportunizmie zamaskowanym przez rzekomy altruizm Glazera i Henry’ego.
Gdzie podziali się wszyscy prawdziwi liderzy futbolu? Mężczyźni i kobiety, którzy najpierw myśleli o interesie tego sportu, a dopiero potem o swoim własnym? Ludzie, których nie uwiodła władza, bez nadmuchanego ego, szukających okazji dla siebie, dbających jedynie o bilanse bankowe? Gdzie się podziali tacy ludzie jak David Dein czy David Sheepshanks? Właściciele i zarządcy, którym zależało.
Richard Scudamore trzymał wszystkich 20 właścicieli klubów Premier League w jednej linii, czego nie potrafi robić Richard Masters. Adam Crozier był liderem FA, zbyt silnym na prowadzenie wewnętrznej polityki, ale był niezaprzeczalnym liderem. Ian Watmore odszedł z FA, poirytowany różnymi nowymi programami. Angielska piłka jest obecnie zbyt wypełniona interesownością. Gordon Taylor z PFA naprawdę kocha ten sport, ale niestety nie udaje mu się tego odpowiedni prowadzić.
Dlatego też przekazuję tę wiadomość do Glazera i Henry’ego, którzy próbują przejąć przywództwo w angielskiej piłce. Proszę o trochę pokory i szacunku dla tego wspaniałego sportu, dla tego piłkarskiego kraju, który powołał go do życia i skodyfikował tę wspaniałą rozgrywkę, która teraz zapewnia wam tak wielkie zyski.
Rozumiem, że majątki, piłka nożna i finanse zmieniają się, ale posiadanie specjalnego statusu? Na jakiej podstawie mają być przyznawane takie uprawnienia? Przestudiujcie dobrze historię. Wielka szóstka? Leicester i Leeds zdobywały tytuł mistrzowski od czasu, gdy Spurs zrobiło to po raz ostatni. Aston Villa wygrała więcej Pucharów Europy niż Manchester City, Arsenal i Spurs. Nie chodzi tutaj o zdyskredytowanie któregoś z tych cudownych klubów, ale po prostu o spojrzenie na to z szerszej perspektywy.
Dlatego też, Joelu i Johnie, nie oferujecie przywództwa, którego pragnie angielski futbol, a więc poczucia finansowej uczciwości i wspólnoty. Takie przywództwo istnieje już w piłce. Osobiście zaufałbym Markowi i Nicoli Palios z Tranmere Rovers i Steve’owi Lansdownowi z Bristol City, że lepiej poprowadzą EFL niż Parry. Carol Shanahan z Port Vale też lepiej reprezentowałaby i pracowała na rzecz EFL niż Parry. Dba o swój klub i lokalną społeczność, a przy tym prowadzi biznes osiągający ogromne sukcesy.
Zaufałbym bardziej Matthew Benhamowi z Brentford, który może wykonać lepszą pracę w zakresie matematyki, niż Parry, który stara się sprzedać futbolową duszę za 3,5 miliona funtów w przeliczeniu na klub za jeden sezon. Zaufałbym Tony’emy Bloomowi z Brighton, że dobrze obliczy odpowiednie dane, nie krzywdząc przy tym nikogo. Zaufałbym, że Clive Nates z Lincoln City, Andy Holt z Accarington Stanley czy też Simon Sadler z Blackpool będą lepiej pasować do uspokajania ws. klubowych bilansów i obaw fanów niż Parry.
Zaufałbym Aiyawattowi Srivaddhanaprabha, właścicielowi Leicester City, a także jego współpracowniczce, Susan Whelan, że poprowadzą Premier League z większą empatią i sprytem niż Glazer i Henry. Zaufałbym bardziej niż Glazerowi i Henrymu także Nassefowi Sawirisowi i Wesowi Edensowi w Villi, którzy rozumieją marzenia, starannie studiują czynione inwestycje, walczą z elitami, przepychając się przez drzwi, które Glazer i Henry chcą zamknąć.
Zaufałbym Andrei Radrizzaniemu z Leeds, że lepiej poradzi sobie z kwestią praw do transmisji niż Glazer i Henry, dzieląc się bogactwem wokół i doceniając istotę rywalizacji. Zaufałbym Steve’owi Parishowi z Crystal Palace, że robiłby to, co właściwe, gdy ma to znaczenie i myślałby na temat dobra ogółu.
Zaufałbym Delii Smith i Michaelowi Wynn-Jonesowi jako prawdziwym sprzymierzeńcom krajowej piłki bardziej niż Parry’emu. Nie są w Norwich City dla możliwości zarobku. Wręcz przeciwnie, to ich sporo kosztuje. Przy tym EFL brakuje tak bystrego umysłu i wielkiego serca, jakie ma Dean Hoyle, który ustąpił niedawno z Huddersfield Town. To jest człowiek z kompasem moralnym. Jego synowie pracowali w klubowym sklepie, sam pękł w emocjach, gdy drużyna z jego ukochanego miasta awansowała do Premier League na Wembley i był tak zaniepokojony lokalną biedą wśród dzieci, że założył kluby śniadaniowe, aby nakarmić potrzebujących.
Parry ma więc w jednym rację: angielska piłka potrzebuje resetu, ale nie dyktowanego przez tych, którzy mają wyznaczać linie startu, środka i końca. Nie potrzebuje Glazera i Henry’ego. Angielska piłka potrzebuje liderów, którzy będą dbać o wszystkich, ale też będą posiadać wiedzę finansową, aby ten sport stał się opłacalnym biznesem. Od lat to wszystko chwieje się na „krawędzi klifu” jak to określił Parry, a teraz zaczyna się przechylać ku przepaści.
Potrzebni są prawdziwi liderzy, którzy będą widzieć szerszą perspektywę, którzy zatrzymaliby te absurdalne zarobki i sprawili, że byłyby one bardziej oparte o osiągane wyniki. Ponadto liderzy ci musieliby się skonfrontować z nieuczciwym, ekstrawaganckim i wielowarstwowym systemem płatności dla piłkarskich agentów.
To nie jest apel do cofnięcia się pamięcią do czasów, gdy krajowa piłka znalazła schronienie w przywództwie twardą pięścią Alana Hardakera, sekretarza Football League, który chronił konwoje podczas odważnej służby w Royal Navy w trakcie wojny, który grał dla Hull City i który walczył za ten sport. Chodzi o wykorzystanie własności intelektualnej, która już istnieje w angielskiej piłce, w umysłach wspomnianych Shanahan, Whelana, czy pary Palios, pracujących jako kolektyw, aby rozwiązać niezliczone bolączki angielskiego futbolu, zaprowadzić prawdziwe przywództwo, a nie chciwość Joela Glazera. Wiemy co tutaj robisz, Joel.
Czas wypełnić ponownie siedzenia
Wydaje się to po części hipokrytyczne, po części też histeryczne, że nawet w tak zwariowanym świecie, z jakim mamy do czynienia w 2020 roku, możliwe jest, aby cudowny Arsene Wenger mógł przemawiać do widowni zgromadzonej w West End of London poprzedniego wieczoru, podczas gdy zatwardziali fani Arsenalu pozostają społecznie zdystansowani i nie mogą usiąść na miejscach, za które tak hojnie zapłacili w jego starym domu, trzy mile na północ.
Wydarzenia na żywo? Palladium – tak. Emirates – nie. Co za różnica?
Pomijając już fakt, że siedziba Arsenalu znajduje się na świeżym powietrzu – jest zdrowsza – a także, że jest dobrze zorganizowana, co potwierdzi każdy, kto znalazł się ostatnio za zamkniętymi drzwiami tego stadionu. Nawet pisuary są tam od siebie oddalone.
Ktoś w rządzie powinien powiedzieć to na głos – LetFansIn.
Komentarze