Henry Winter dla „The Times”: angielska piłka potrzebuje liderów, ale nie takich oportunistów jak Joel Glazer czy John W Henry

The Times Sebastian Słabosz
Zmień rozmiar tekstu:

Ogłoszenie w minioną niedzielę przez szefa EFL, Ricka Parry’ego, propozycji rewolucyjnych zmian w angielskiej piłce klubowej pod roboczą nazwą „Project Big Picture”, odbiło się szerokim echem w piłkarskim środowisku na Wyspach Brytyjskich. W przeważającym tonie negatywnym.

Wielu dziennikarzy zaatakowało dwa kluby, a konkretnie ich właścicieli, Johna W Henry’ego oraz Joela Glazera, którzy zarządzają kolejno Liverpoolem i Manchesterem United, a którzy mieli być współautorami wspomnianej koncepcji zmian.

Henry Winter, szef działu piłki nożnej w brytyjskim „The Times”, w swoim najnowszym felietonie przyznaje rację w jednym – angielski futbol potrzebuje resetu, potrzebuje zmian. Dodaje jednak, że nie potrzebuje przy tym takich właścicieli jak ci z Manchesteru United i Liverpoolu.

Felieton Henry’ego Wintera dla „The Times” – treść oryginalna

Tak, Joelu Glazerze, widziałem cię. Widziałem twoją pogardę dla angielskich kibiców. Byłem tam, przed wejściem głównym na JJB Stadium w Wigan 11 maja 2008 roku. Rozmawiałem z fanami Manchesteru United na godzinę i 20 minut przed rozpoczęciem meczu, z prawdziwymi ludźmi oddanymi piłce, których życie toczy się wokół tego wielkiego klubu, którego masz przywilej być właścicielem, z porządnymi piłkarskimi duszami, którym zależy na obejrzeniu jak najlepszego meczu i którzy kochają swoją drużynę. Minąłeś nas, uśmiechając się i będąc z siebie zadowolonym.

Tak, Joelu, widziałem cię, ambitny władco angielskiej piłki. Widziałem jak twoi ochroniarze przepychali fanów United z drogi, którą kroczyłeś, twoich fanów. Widziałem twój wygląd, twoje poczucie własnej wartości. Widziałem jak nie masz kontaktu z angielską piłką, z tą pasją, tymi skazami, z chwałą. Dalej pozostajesz poza tym wszystkim. Tak jak teraz, tak i wtedy, zobaczyłem, że nie rozumiesz swojej odpowiedzialności bycia opiekunem Manchesteru United. Nie rozumiesz absolutnego zaszczytu i okazji bycia liderem w tym klubie i sporcie. Nie jesteś w stanie spędzić sekundy w znamienitym towarzystwie sir Aleksa Fergusona i sir Bobby’ego Charltona, dwóch legend, które tak bezinteresownie oddały się temu klubowi i sportowi.

Znamy twoją grę, Joel. Twoja gra jest prosta i dotyczy garści z zaciśniętymi w niej dolarami. Słusznie. Pieniądze to twoja sprawa, zmieniasz sport w biznes, w dolary. Smutne jest jednak to, że nie masz żadnego emocjonalnego związku z United. Twoja gra to Bucs [Tampa Bay Buccaneers, drużyna futbolu amerykańskiego, także należąca do rodziny Glazerów – wyj. red.] i dolary [bucks].

Jednak posłuchaj tego: nie chcemy Joela Glazera zarządzającego angielską piłką nożną. Fani, rząd, kluby, nie chcą do tego przedstawiciela rodziny, która wyciągnęła prawie miliard funtów z Manchesteru United i miałaby teraz decydować o tym, kto jest właścicielem innego klubu, w jaki sposób pozostałe drużyny będą otrzymywać pieniądze z praw do transmisji spotkań, ograniczając przy tym inny zespołom możliwość rzucenia ci, a także „Gangowi Wielkiej Szóstki” wyzwania, odnosząc się do tej haniebnej, skazanej na zagładę propozycji „Project Big Picture”.

Witamy w angielskiej piłce: za zamkniętymi drzwiami? Nie ma na to szans. Będziemy walczyć z tym spiskiem. Nie chcemy Joela Glazera ani też Johna W Henry’ego w Liverpoolu, decydujących o tym, że te dwa miejsca zostaną usunięte na stałe z tętniącej życiem, konkurencyjnej Premier League, że te dwa miejsca zostaną permanentnie usunięte z historii, co jest namiętnie wspierane przez EFL. Prawda, że nie chcemy?

Kim są liderzy? To na pewno nie wy. „Fakt, że nasze dwa największe kluby w kraju wykazują przywództwo w czasie, gdy ten sport woła o pomoc, jest czymś fantastycznym”, mówił prezes EFL, Rick Parry, w rozmowie z „Daily Telegraph”Parry ma rację, sport ten woła o przywództwo, ale nie o takie, oparte na komercyjnym oportunizmie zamaskowanym przez rzekomy altruizm Glazera i Henry’ego.

Gdzie podziali się wszyscy prawdziwi liderzy futbolu? Mężczyźni i kobiety, którzy najpierw myśleli o interesie tego sportu, a dopiero potem o swoim własnym? Ludzie, których nie uwiodła władza, bez nadmuchanego ego, szukających okazji dla siebie, dbających jedynie o bilanse bankowe? Gdzie się podziali tacy ludzie jak David Dein czy David Sheepshanks? Właściciele i zarządcy, którym zależało.

Richard Scudamore trzymał wszystkich 20 właścicieli klubów Premier League w jednej linii, czego nie potrafi robić Richard MastersAdam Crozier był liderem FA, zbyt silnym na prowadzenie wewnętrznej polityki, ale był niezaprzeczalnym liderem. Ian Watmore odszedł z FA, poirytowany różnymi nowymi programami. Angielska piłka jest obecnie zbyt wypełniona interesownością. Gordon Taylor PFA naprawdę kocha ten sport, ale niestety nie udaje mu się tego odpowiedni prowadzić.

Dlatego też przekazuję tę wiadomość do Glazera i Henry’ego, którzy próbują przejąć przywództwo w angielskiej piłce. Proszę o trochę pokory i szacunku dla tego wspaniałego sportu, dla tego piłkarskiego kraju, który powołał go do życia i skodyfikował tę wspaniałą rozgrywkę, która teraz zapewnia wam tak wielkie zyski.

Rozumiem, że majątki, piłka nożna i finanse zmieniają się, ale posiadanie specjalnego statusu? Na jakiej podstawie mają być przyznawane takie uprawnienia? Przestudiujcie dobrze historię. Wielka szóstka? Leicester i Leeds zdobywały tytuł mistrzowski od czasu, gdy Spurs zrobiło to po raz ostatni. Aston Villa wygrała więcej Pucharów Europy niż Manchester City, Arsenal i Spurs. Nie chodzi tutaj o zdyskredytowanie któregoś z tych cudownych klubów, ale po prostu o spojrzenie na to z szerszej perspektywy.

Dlatego też, Joelu i Johnie, nie oferujecie przywództwa, którego pragnie angielski futbol, a więc poczucia finansowej uczciwości i wspólnoty. Takie przywództwo istnieje już w piłce. Osobiście zaufałbym Markowi i Nicoli Palios z Tranmere Rovers i Steve’owi Lansdownowi z Bristol City, że lepiej poprowadzą EFL niż Parry. Carol Shanahan z Port Vale też lepiej reprezentowałaby i pracowała na rzecz EFL niż Parry. Dba o swój klub i lokalną społeczność, a przy tym prowadzi biznes osiągający ogromne sukcesy.

Zaufałbym bardziej Matthew Benhamowi z Brentford, który może wykonać lepszą pracę w zakresie matematyki, niż Parry, który stara się sprzedać futbolową duszę za 3,5 miliona funtów w przeliczeniu na klub za jeden sezon. Zaufałbym Tony’emy Bloomowi z Brighton, że dobrze obliczy odpowiednie dane, nie krzywdząc przy tym nikogo. Zaufałbym, że Clive Nates z Lincoln City, Andy Holt z Accarington Stanley czy też Simon Sadler z Blackpool będą lepiej pasować do uspokajania ws. klubowych bilansów i obaw fanów niż Parry.

Joel Glazer is not the right man to lead English football into a new era
Joel Glazer nie jest odpowiednim człowiekiem, aby wprowadzać angielską piłkę w nową erę. Zdjęcie: MICHAEL REGAN/GETTY IMAGES

Zaufałbym Aiyawattowi Srivaddhanaprabha, właścicielowi Leicester City, a także jego współpracowniczce, Susan Whelan, że poprowadzą Premier League z większą empatią i sprytem niż Glazer i Henry. Zaufałbym bardziej niż Glazerowi i Henrymu także Nassefowi Sawirisowi i Wesowi Edensowi w Villi, którzy rozumieją marzenia, starannie studiują czynione inwestycje, walczą z elitami, przepychając się przez drzwi, które Glazer i Henry chcą zamknąć.

Zaufałbym Andrei Radrizzaniemu z Leeds, że lepiej poradzi sobie z kwestią praw do transmisji niż Glazer i Henry, dzieląc się bogactwem wokół i doceniając istotę rywalizacji. Zaufałbym Steve’owi Parishowi z Crystal Palace, że robiłby to, co właściwe, gdy ma to znaczenie i myślałby na temat dobra ogółu.

Zaufałbym Delii Smith i Michaelowi Wynn-Jonesowi jako prawdziwym sprzymierzeńcom krajowej piłki bardziej niż Parry’emu. Nie są w Norwich City dla możliwości zarobku. Wręcz przeciwnie, to ich sporo kosztuje. Przy tym EFL brakuje tak bystrego umysłu i wielkiego serca, jakie ma Dean Hoyle, który ustąpił niedawno z Huddersfield Town. To jest człowiek z kompasem moralnym. Jego synowie pracowali w klubowym sklepie, sam pękł w emocjach, gdy drużyna z jego ukochanego miasta awansowała do Premier League na Wembley i był tak zaniepokojony lokalną biedą wśród dzieci, że założył kluby śniadaniowe, aby nakarmić potrzebujących.

Parry ma więc w jednym rację: angielska piłka potrzebuje resetu, ale nie dyktowanego przez tych, którzy mają wyznaczać linie startu, środka i końca. Nie potrzebuje Glazera i Henry’ego. Angielska piłka potrzebuje liderów, którzy będą dbać o wszystkich, ale też będą posiadać wiedzę finansową, aby ten sport stał się opłacalnym biznesem. Od lat to wszystko chwieje się na „krawędzi klifu” jak to określił Parry, a teraz zaczyna się przechylać ku przepaści.

Potrzebni są prawdziwi liderzy, którzy będą widzieć szerszą perspektywę, którzy zatrzymaliby te absurdalne zarobki i sprawili, że byłyby one bardziej oparte o osiągane wyniki. Ponadto liderzy ci musieliby się skonfrontować z nieuczciwym, ekstrawaganckim i wielowarstwowym systemem płatności dla piłkarskich agentów.

To nie jest apel do cofnięcia się pamięcią do czasów, gdy krajowa piłka znalazła schronienie w przywództwie twardą pięścią Alana Hardakera, sekretarza Football League, który chronił konwoje podczas odważnej służby w Royal Navy w trakcie wojny, który grał dla Hull City i który walczył za ten sport. Chodzi o wykorzystanie własności intelektualnej, która już istnieje w angielskiej piłce, w umysłach wspomnianych Shanahan, Whelana, czy pary Palios, pracujących jako kolektyw, aby rozwiązać niezliczone bolączki angielskiego futbolu, zaprowadzić prawdziwe przywództwo, a nie chciwość Joela Glazera. Wiemy co tutaj robisz, Joel.

Czas wypełnić ponownie siedzenia

Wydaje się to po części hipokrytyczne, po części też histeryczne, że nawet w tak zwariowanym świecie, z jakim mamy do czynienia w 2020 roku, możliwe jest, aby cudowny Arsene Wenger mógł przemawiać do widowni zgromadzonej w West End of London poprzedniego wieczoru, podczas gdy zatwardziali fani Arsenalu pozostają społecznie zdystansowani i nie mogą usiąść na miejscach, za które tak hojnie zapłacili w jego starym domu, trzy mile na północ.

Wydarzenia na żywo? Palladium – tak. Emirates – nie. Co za różnica?

Pomijając już fakt, że siedziba Arsenalu znajduje się na świeżym powietrzu – jest zdrowsza – a także, że jest dobrze zorganizowana, co potwierdzi każdy, kto znalazł się ostatnio za zamkniętymi drzwiami tego stadionu. Nawet pisuary są tam od siebie oddalone.

Ktoś w rządzie powinien powiedzieć to na głos – LetFansIn.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze