Andy Cole w UTD Podcast: reakcja fanów Newcastle zawsze mnie denerwowała

manutd.com Łukasz Pośpiech
Zmień rozmiar tekstu:

W najnowszym epizodzie UTD Podcast, Andy Cole postanowił podzielić się widownią okolicznościami, jakie towarzyszyły jego odejściu z Newcastle w 1995 roku. Zanim Anglik dołączył do drużyny Fergusona, przez dwa lata był zawodnikiem „Srok”.

W tym czasie zdobył nagrodę Złotego Buta podczas swojego jedynego pełnego sezonu w klubie. Choć uważa, że fani z North East są „kochani”, to (wtedy) młodemu napastnikowi nie bardzo podobał się status idola, jaki otrzymał na Tyneside.

– Podobało mi się w Newcastle – opowiadał Cole. – Jedynym problemem było dla mnie osobiście to, że to się stało za wcześnie. Nie jestem fanem sytuacji, gdy ludzie robią ze mnie idola. To szalone. Gdy szedłem do sklepu, nie mogłem się zatrzymać. Ludzie gonili mnie po autografy, a ja się zastanawiałem „co to ma być?”

Na boisku jednak Cole dawał wszelkie podstawy ku temu, by fani byli w nim zakochani. Anglik strzelił 43 gole w zaledwie 58 spotkaniach. Naturalnie więc świat obiegły plotki łączące go z Manchesterem United, a Cole słyszał je nawet od kolegów z szatni reprezentacji Anglii.

– Na kilku zgrupowaniach rozmawiałem z Incey’em [Paul Ince] i zawsze powtarzał, „staruszek [sir Alex Feguson] cię lubi”, a ja odpowiadałem: „Nie, bez szans, Newcastle nigdy mnie nie sprzeda”. Dla mnie to były tylko wygłupy, nie brałem tego na poważnie.

Wtedy wszystko się zmieniło. Po kłótni z menedżerem Newcastle, Kevinem Keeganem przed meczem z Wimbledonem w 1993, relacje Cole’a ze sztabem nieco się oziębiły.

– Znam siebie, drogi moje i Kevina się rozeszły, denerwował mnie tym, w jaki sposób traktował Clarky’ego [Lee Clark] – tłumaczył Cole. – Potem przegraliśmy mecz i byłem wściekły, bo przegraliśmy, a gdy pojechaliśmy do hotelu, Kevin powiedział mi, żebym „znikał”. Ja powiedziałem, że to żaden problem, spakowałem torby i wyszedłem. Ta relacja nigdy nie była już taka sama – opowiada emerytowany napastnik.

Do akcji wkroczył sir Alex Ferguson, który w styczniu 1995 roku zadzwonił do Keegana, pytając, czy napastnik jest na sprzedaż. Jak wiemy, do transferu doszło, a Cole spędził kilka lat na Old Trafford.

– Nie szukałem drogi do odejścia z Newcastle, byłem tam bardzo szczęśliwy. Gdy wydarzyło się to, co stało się w hotelu, po prostu powiedziałem: „Nie, nie będziesz do mnie tak mówił”. Gdy odszedłem na pięć dni, spotkaliśmy się, wyjaśniliśmy to, a on wręczył mi nowy kontrakt, ale wydaje mi się, że nie do końca odpuściłem tę sytuację.

Fanom „Srok” nie mogło podobać się, że ich najlepszy zawodnik odchodzi do klubu z tej samej ligi.

– Zawsze mnie to irytowało – mówił Cole na temat reakcji fanów na jego odejście. – Pamiętam, jak kilka lat temu poszedłem z Lesem [Ferdinandem] udzielać wywiadów. Ludzie podchodzili do mnie i mnie nękali, a ja powiedziałem: „Równie dobrze możesz iść do domu, albo to ja wstanę i pójdę, naprawdę nie przeszkadza mi to”. Wcześniej ludzie rozumieli, co się dzieje. To klub podjął decyzję o sprzedaniu mnie.

Manchester United i Newcastle uzgodniły opłatę, a w drugą stronę powędrował Keith Gillespie. Kwota siedmiu milionów funtów oznaczała wtedy nowy brytyjski rekord transferowy.

Cole zdobył z Manchesterem United pięć tytułów mistrzowskich, Ligę Mistrzów i FA Cup. Rekordowa kwota transferu wpłynęła jednak na jego grę w pierwszych dniach w „Teatrze Marzeń”.

– Czasem sobie myślałem, że muszę jakoś usprawiedliwić tę kwotę. Powinienem zrobić to, co robiłem zawsze, czyli najpierw udowodnić to przede wszystkim sobie, a od tego momentu wszystko ułożyłoby się dobrze – powiedział napastnik.

– Poszedłem tam z tym samym nastawieniem, jakie miałem w Bristol City, gdy odchodziłem do Newcastle. Gdy dołączyłem do United było inaczej, ale nie rozumiałem tej różnicy. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, zderzyłem się z murem – ciągnie Cole.

Cole doskonale pamięta moment, gdy wybiegł pierwszy raz na murawę jako zawodnik Manchesteru United.

– Mój pierwszy trening odbył się na Old Trafford. Nie miałem butów, nie miałem niczego. Wszedłem do szatni, by zobaczyć ludzi pokroju Sparky’ego [Mark Hughes], Erica [Cantonę], Pete’a [Schmeichela], Incey’a, Brucey’a [Steve Bruce] i powtarzałem sobie: „Mój Boże, dwa lata temu ich oglądałem”. Tak szybka była moja droga do góry. Nie mogłem tego wtedy objąć rozumem – opowiadał.

– To ogromna różnica. Zespół był pełen reprezentantów, którzy robili to już wcześniej. To kompletnie inne podejście, w którym stale chce się wygrać, poprawiać bez przerwy.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze