Analiza The Athletic po meczu z Arsenalem: diament Man Utd da się sforsować i pokazuje problem polegania na typowej „dziesiątce”

The Athletic Damian Domitrz
Zmień rozmiar tekstu:

Manchester United ponownie zawiódł na własnym stadionie w rozgrywkach Premier League, ulegając Arsenalowi 0:1. Wydaje się, że tym razem Ole Gunnarowi Solskjaerowi nie udało się zaskoczyć swojego przeciwnika z ławki szkoleniowej i to Mikel Arteta udowodnił taktyczną wyższość nad norweskim trenerem. Strategiczny aspekt tego widowiska szczegółowo zanalizował Michael Cox w artykule dla serwisu The Athletic.

Analiza Michaela Coxa dla serwisu The Athletic – treść oryginalna

W odwiecznej debacie na temat tego, czy menedżerzy powinni korzystać z typowego nr 10, Manchester United oraz Arsenal – w kontekście pozornej „Wielkiej Szóstki” – znajdują się na przeciwnych krańcach tego spektrum.

Pozostali czterej menedżerowie znajdują się gdzieś po środku. Jurgen Klopp jest sceptyczny, często implikując swój gegenpressing (tłum. kontrpressing), który ma być jego odpowiednikiem na nr 10 i korzysta z ustawienia 4-3-3. Liverpool czasami jednak wystawia do gry formację 4-2-3-1, a wtedy Roberto Firimino operuje za plecami typowego napastnika.

Pep Guardiola również preferuje 4-3-3, ale w tym sezonie Kevin de Bruyne coraz częściej pełni rolę „dziesiątki”, występując za napastnikiem, co dobitnie pokazuje, że Manchester City jest coraz bardziej zależny od jego błyskotliwości.

Gdzie indziej, menedżer Chelsea, Frank Lampard, czasami korzysta z gracza w tej roli i w tym sezonie na przemian używa systemu 4-2-3-1 oraz 4-3-3. Podobnie wygląda to u Jose Mourinho w Tottenhamie Hotspur. Te ekipy wahają się w kwestii optymalnego ustawienia.

Manchester United oraz Arsenal także to robią, na różne sposoby, ale w praktyce jedna rzecz nie ulega zmienia. United całkowicie przywiązał się do gry z nr 10, ponieważ Ole Gunnar Solskjaer bezwstydnie oparł swoją drużynę na Bruno Fernandesie. Arsenal natomiast w pełni uciekł od korzystania z dziesiątki, a dowodem na to jest pominięcie Mesuta Oezila przez Mikela Artetę w rejestrze składu na Premier League.

Aby uprościć te rozważania: United stara się kreować akcje poprzez indywidualny błysk, Arsenal zaś poprzez swoją strukturę. Niedzielne spotkanie pomiędzy tymi dwoma zespołami pokazało obie strony tego podejścia.

Arsenal był lepszy, dobrze zakładając pressing w zaawansowanych strefach oraz imponująco wyprowadzając piłkę od tyłu. Ogólnie dla większości wyglądał na drużynę dominującą w tym meczu. Ich problemem – jak to często bywa, niezależnie od poziomu przeciwnika – było przekształcanie przewagi w okazje strzeleckie.

Arteta nie stawia na prawdziwego kreatora, kogoś kto potrafi zmienić obiecującą sytuację na niebezpieczną. Bukayo Saka się wyróżniał, ale głównie ze względu na swój drybling niż podania. Willian miał tendencję do przesadzania w swoich dośrodkowaniach. Alexandre Lacazette skutecznie odegrał rolę fałszywej dziewiątki, ale raczej w aspekcie obronnym, a Thomas Partey grał dobrze, lecz operował z piłką zbyt głęboko, aby kreować sytuacje.

Arsenal zatem schodził na przerwę przy wyniku 0:0, kiedy ich taktyczna gra zasługiwała na prowadzenie. W drugiej połowie nie wyglądali na zespół, który może zdobyć bramkę, dopóki nie otrzymali rzutu karnego.

Po drugiej stronie, United desygnowali do gry typową dziesiątkę, Bruno Fernandesa, który od dołączenia do klubu w styczniu prezentował się niezwykle pozytywnie. Jednak oparcie swojego systemu o nr 10 wiąże się także z poważnym problemem – jeżeli przejdzie ona obok meczu, tak jak Bruno Fernandes w niedzielę, to wszystko się wali. Zadaniem dziesiątki jest łączenie linii pomocy oraz ataku. Jeżeli nie jest odpowiednio zaangażowana w grę, to drużyna wydaje się rozbita, podzielona i brakuje jej spójności.

Manchester United w tym sezonie przeważnie korzystał z ustawienia 4-2-3-1, ale w starciu z RB Lipsk Ole Gunnar Solskjaer zdecydował się na zmianę formacji opierającą się o diament w środku pola, co zadziałało wówczas znakomicie. Tutaj strategia została zrujnowana już na wczesnym etapie. Fernandes zwyczajnie nie otrzymywał futbolówki w niebezpiecznych strefach, ponieważ Arsenal wiedział, z czym to się wiąże. Plan Mikela Artety polegający na pressingu, zakładał w zupełności uniemożliwienie United gry przez środek.

Jego napastnicy grali wąsko i to dzięki nim Fernandes całkowicie został odcięty od podań. Niekoniecznie wynikało to ze złej postawy Portugalczyka, który nie podawał niecelnie, nie strzelał uparcie na bramkę rywala i nie notował kiepskich kontaktów z piłką. Po prostu nie zaangażowano go w grę.

Kiedy tak się dzieje, to Manchester United wygląda na pozbawionego pomysłów. Po bokach diamentu, Scott McTominay wyglądał nieswojo bliżej prawej strony, a wpływ Paula Pogby był tak minimalny, że kiedy Solskjaer powrócił do 4-2-3-1, to Francuz został wepchnięty na lewe skrzydło – skąd popełnił błąd, który ostatecznie zadecydował o wyniku meczu.

Fred grający u podstawy diamentu, wybierał łatwe rozwiązania, wchodząc między dwójkę środkowych obrońców i otrzymując krótkie podania. To zadziałało na korzyść ArsenaluArteta zamykał Brazylijczyka za pomocą swojego środkowego napastnika, Lacazette’a. Gdyby Fred był odważniejszy i wychodził wyżej, wciągając Francuza w niekomfortową dla niego strefę i ufając Harry’emu Maguire’owi oraz Victorowi Lindelofowi, że będą zagrywali piłkę do przodu, United częściej udawałoby się wprowadzać piłkę do środka pola.

Innym problemem związanym z Fernandesem w roli nr 10 jest oczywiście to, że umniejsza on rolę innych.

Manchester United wydaje się najsolidniejszy, kiedy Portugalczyk jest ustawiony przed parą dwóch porządnych defensywnych pomocników, Fredem i McTominayem lub Nemanją Maticiem. Z drugiej strony, konieczność wystawiania piłkarzy bez polotu szkodzi United, ponieważ wtedy brakuje im umiejętności gry w piłkę z innych miejsc w środku boiska.

Pierwszeństwo Fernandesa do gry na dziesiątce w formacji 4-2-3-1 zmusza do ustawiania Paula Pogby na cofniętej pozycji, co nigdy mu nie odpowiadało. Najbardziej naturalnie wygląda jako nr 8 w 4-3-3. Diament to jedyny sposób, aby pomieścić Bruno Fernandesa jako nr 10 oraz Paula Pogbę jako nr 8, więc awaria tego systemu wydaje się szczególnie niefortunna.

Oznacza ona również wykluczenie Donny’ego van de Beeka. Od transferu z Ajaksu we wrześniu, Holender zaczął mecz w wyjściowym składzie tylko trzykrotnie, za każdym razem w rozgrywkach pucharowych, kiedy Bruno Fernandes usiadł na ławce rezerwowych. Solskjaer wydaje się postrzegać ich jako wzajemnie wykluczających się piłkarzy, co w przypadku dziesiątek bardzo często miało miejsce w przeszłości. Analogicznie, Donny van de Beek to Gianni Rivera, a Bruno Fernandes to Sandro Mazzoli.

Wszystkie te problemy są powodem, dla których inni menedżerowie odeszli od roli dziesiątki. Wierzą w strukturę oraz spójność zamiast w namolne wykorzystywanie jednego piłkarza ustawionego centralnie i uzależnianie od niego całej gry. To częściowo wyjaśnia, dlaczego Arteta wyrzucił Oezila.

Niesprawiedliwe jednak byłoby sugerowanie, że Ole Gunnar Solskjaer pomylił się, budując swoją drużynę wokół Bruno Fernandesa – występy reprezentanta Portugali były nadzwyczajne i niemal natychmiastowo zmieniły anemiczny zespół United.

Jednak czy United może błyszczeć, kiedy ten ma wolny dzień w pracy? Ich jedyne zwycięstwa w Premier League, w meczach wyjazdowych z Brighton oraz Newcastle, przyniosły Fernandesowi zarówno gola oraz asystę. Jeśli Portugalczyk bierze udział w grze, to United wygląda na dobry zespół. Kiedy jednak nie może mieć na nią bezpośredniego wpływu, to rezultat jest przeciwny.

Najlepsi menedżerowie coraz częściej nie są przygotowani do podejmowania takiego ryzyka.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze