The Athletic: czy bramki z rzutów karnych powinny być wyłączone z wyścigu o Złotego Buta?

The Athletic Łukasz Pośpiech
Zmień rozmiar tekstu:

Stuart James zagłębił się w temat nieprzeciętnej ilości rzutów karnych, jakie są ostatnio przyznawane w futbolu. Dziennikarz „The Athletic” rozmawia też z Lesem Ferdinandem, który w latach 90-tych śmiało może nazwać się ofiarą jedenastek, przez które nie wygrał Złotego Buta. Jak dziś, w dobie VARu i ostrzejszych przepisów powinniśmy traktować strzały z wapna?

Artykuł Stuarta Jamesa dla „The Athletic” – treść oryginalna

– Teraz siedzę tu i tego żałuję – mówił Les Ferdinand. – Gdy już tak rozmawiamy, myślę sobie, „ty idioto. Czemu ich nie wykonywałeś?” Byłem młody i myślałem wtedy inaczej. Był to jednak głupiutki proces myślowy.

Ferdinand mówił o rzutach karnych. Z dobrego powodu, mając na uwadze nie tylko jego własną historię, ale też niezwykłą liczbę rzutów karnych, które przyznawane są w obecnych czasach (25 w pierwszych 38 meczach Premier League w tym sezonie), a także wpływ, jaki będą miały na indywidualną nagrodę, która jemu samemu się wymknęła: Złotego Buta.

W zasadzie rozmawiamy o tym, czy nie nadszedł czas, by przemyśleć to, jak definiujemy strzelców bramek, a także czy jesteśmy teraz na etapie, gdzie zawodnik nie może wygrać Złotego Buta, jeśli nie będzie wykonywał jedenastek. Jeśli tak ma być, co zarówno Ferdinand, jak i ja akceptujemy jako prawdę, czy nie powinniśmy zacząć myśleć nad wykluczeniem goli z rzutów karnych ze statystyk najlepszych strzelców?

Ferdinand zanosi się śmiechem, gdy słyszy to kontrowersyjne pytanie. – Zostało zadane nieco za późno – mówi, śmiejąc się.

Za późno o jakieś 27 lat. Jeszcze w 1993 roku Ferdinand zakończył wyścig o Złotego Buta na drugim miejscu, tuż za Teddym Sheringhamem. Sheringham strzelił 22 ligowe gole dla Nottingham Forest i Tottenhamu Hotspur (sezon 1992/93), ale sześć z nich stanowiły rzuty karne. Ferdinand strzelił za to 20 goli dla Queens Park Rangers, lecz żaden z nich nie padł „z wapna”.

W zasadzie przeglądanie ksiąg z rekordami pokazuje, że karne były determinującym czynnikiem aż 12 razy, gdy chodzi o Złotego Buta Premier League.

– Niewiele osób wraca do tego i to przegląda – mówi Ferdinand, nawiązując do swoich wyników. – Posłuchaj, nadal myślę, że wykonywanie rzutów karnych to sztuka. Zdecydowałem się nie angażować w tę dziedzinę sztuki. Zdejmuję czapkę przed chłopakami, którzy je wykonują. Zerknij na Matta Le Tissiera i jego wyniki, były fenomenalne.

Le Tissier wykorzystał 47 z 48 wykonywanych karnych. Jeśli chodzi o Ferdinanda, to nigdy nie spudłował w Premier League, nigdy też nie strzelił żadnego. Niesamowite, że żaden z jego 149 goli w Premier League nie padł z rzutu karnego – to już rekord.

Wadą jest – i Ferdinand tego nie zapomniał – że 10. najlepszy strzelec Premier League wszechczasów był w bardzo niekorzystnej sytuacji, jeśli chodzi o próbę zdobycia Złotego Buta, o którym marzy wielu napastników.

Dlaczego więc nie wykonywał żadnych karnych? – Głupota, – mówi dosadnie Ferdinand. – Gdy teraz o tym myślę… gdy dostałem się do zespołu QPR, był tam już wykonawca karnych. Roy Wegerle to robił, potem zaczął je wykonywać Clive Wilson. Miał wzorowe wyniki, a potem poszedłem do Newcastle, tam Peter Beardsley je wykonywał (zanim robił to Alan Shearer).

– Będąc z tobą szczerym, prawda jest taka, że gdybym powiedział, „chcę je wykonywać”, to nie wydaje mi się, że ktoś by mnie zatrzymywał. Miałem wtedy taką myśl, „przejdę przez moją karierę bez wykonywania rzutu karnego i zobaczę, jak wiele bramek zdobędę”. Tak wtedy myślałem. Wiecie co? Żałuję tego.

Historia Ferdinanda zapewnia pewien interesujący kontekst tematowi, który pojawia się również teraz i na który zawodnik ma pełne prawo do wypowiadania się. – Każdego tygodnia patrzę, gdy widzę wynik, myślę, „Ile z nich to były karne?” To aż śmieszne – mówi Ferdinand, który jest teraz dyrektorem w QPR. – Kiedyś, lata temu, przeleciałbyś przez wszystkie weekendowe mecze i może miałbyś dwa rzuty karne. Teraz mamy dwa na mecz.

Ma rację. Jęśli pójdzie tak dalej, to zmierzamy, by w tym sezonie Premier League podyktowano 250 rzutów karnych, czyli dwukrotnie więcej, niż wynosi obecny rekord (112) i to niemal pięciokrotnie więcej, niż za czasów, gdy grał Ferdinand.

Jamie Vardy strzelił już pięć rzutów karnych, czyli więcej, niż w zeszłym sezonie (mógłby strzelić sześć, gdyby nie zszedł z boiska w meczu z Manchesterem City po strzeleniu hat-tricka), Jorginho ma już trzy na koncie (również jednego nie wykorzystał), tyle samo mają Mohamed Salah i Callum Wilson, a Bruno Fernandes, Yuri Tielemans, Harry Kane, Wilfried Zaha i Neal Maupay strzelili po dwa rzuty karne.

Nawet jeśli obecna średnia spadnie, jeśli sędziowie okażą nieco więcej pobłażliwości w zakresie nowych przepisów w sprawie zagrywania ręką, jasne jest, że to będzie rekordowy sezon pod względem karnych, zupełnie jak było to w Serie A w sezonie 2019/20.

We Włoszech kombinacja VAR-u z implementacją nowych zasad odnośnie zagrań ręką poprowadziła do bezprecedensowej liczby rzutów karnych (jedynie Lazio mogło wykorzystać aż 18 z nich, a osiem innych klubów dostało ponad dziesięć jedenastek), co popchało nieco Ciro Immobile, napastnika Lazio na szczyt listy najlepszych strzelców nie tylko we Włoszech, lecz także Europy. Immobile, napastnik Lazio strzelił 36 goli w Serie A, a 14 z nich padło po strzałach z wapna, co wyrównało rekord  Serie A Gonzalo Higuaina, który dał mu europejskiego Złotego Buta. Czy te wszystkie karne umniejszają osiągnięciu Immobile w jakikolwiek sposób? Czy sezon Higuaina, w którym strzelił trzy rzuty karne, powinien być traktowany z większym szacunkiem?

Jakiekolwiek stanowisko zajmujecie w tej debacie, to bardzo możliwe, że będziemy coś podobnego oglądać w tym sezonie i rekord Salaha wynoszący 32 bramki w 38 spotkaniach Premier League może zostać pobity.

Choć to wczesny etap sezonu, co oznacza, że „próba badawcza” jest niezwykle mała, niektóre z faktów i liczb są już niemal absurdalne. Mamy obecnie 11 zawodników w Premier League, którzy strzelają średnio gola na 90 minut (dane na 16 października). Vardy strzelił pięć goli, oddając sześć uderzeń. Son Heung-min zdobywał gola co 50 minut.

Ironicznie to, o czym rozmawialiśmy, dwóch najlepszych strzelców w lidze (przyp. na 16 października) – Dominic Calvert-Lewin i Son – nie strzelają rzutów karnych. Ale czy to realistyczne, by myśleć, że któryś z nich, lub ktokolwiek inny, nie mógłby wypaść z topu do maja, jeśli nie będzie miał szans na zwiększenie swojego dorobku bramkowego po rzutach karnych?

– Powiedziałbym „nie”. Myślę, że byłoby to trudne, jeśli spojrzy się na liczbę rzutów karnych, które są przyznawane – mówi Ferdinand. – Rozmawialiśmy dopiero o tym, że już nie tak wielu obrońców wykonuje jedenastki, więc to zazwyczaj frontmani lub napastnicy to robią, więc w tym przypadku będzie to bardzo trudne, żeby ktoś inny strzelił tyle goli w sezonie, nie wykonując rzutów karnych.

Pojawił się temat obrońców, bo to uderzające, gdy widzi się, jak popularne było, by kluby miały specjalistę od rzutów karnych, który nie był napastnikiem ani pomocnikiem. Na przykład Steve Bruce i Denis Irwin wykonywali rzuty karne dla Manchesteru United. Frank Leboeuf robił to w Chelsea, Julian Dicks w West Hamie United, Stuart Pearce strzelał dla Nottingham Forest, Michael Ball i David Unsworth dla Evertonu oraz Clive Wilson dla QPR. O co chodziło z lewymi obrońcami i rzutami karnymi?

Dziś jest raczej tak, że to raczej napastnik zajmuje się tym, ale zupełnie szczerze, to czemu nie, skoro można dodać każdego sezonu kolejne 10 goli do swojego dorobku? Kilka oczywistych wyjątków to Fernandes w United i Jorginho w Chelsea. Oczywiście, byłoby dziwne, gdyby Timo Werner, który jeszcze nie zdobył gola dla Chelsea [dane z 16 października, zaledwie dzień później Werner zdobył debiutancką bramkę; dziś ma ich siedem] od przyjścia z RB Lipsk, miałby strzelać gola na spotkanie, jeśli wykonywałby rzuty karne na Stamford Bridge. Czy ten relatywnie wolny początek kariery w Chelsea byłby postrzegany inaczej, jeśli zdobywałby bramki z rzutów karnych?

Tak czy inaczej, Jorginho nie mógł dać mu wykonać drugiej jedenastki, którą Chelsea dostało przeciw Crystal Palace, gdy Tammy Abraham również próbował się wepchać?

Jeśli chodzi o Fernandesa w United, to trudno kłócić się z jego statystykami – szczególnie że Marcus Rashford, Paul Pogba i Anthony Martial nie trafiali z wapna w ubiegłym sezonie. Co ważne, United otrzymało 14 rzutów karnych w tamtej kampanii, co jest rekordem Premier League – i już z pewnością nie będzie po tym sezonie, skoro Leicester już wykonywało sześć.

W ubiegłej kampanii Manchester City był nieco jak zespół do lat 10, gdzie każdy musiał spróbować wykonać rzut karny. Sergio Aguero, Ilkay Gundogan, Raheem Sterling, Riyad Mahrez, Gabriel Jesus i Kevin de Bruyne próbowali szczęścia i na gola zamienili zaledwie w sześciu z jedenastu prób.

To nawet nie chodzi o szczęście. Wykonywanie rzutów karnych to zdecydowanie umiejętność, lub, jak mówi Ferdinand, „sztuka”. Kane nieraz po treningach wykonuje nawet 50 jedenastek. Gdy grał Shearer, wykonywał ich 30-40 w przeddzień meczu. Le Tissier płacił młodzieżowemu bramkarzowi Southamptonu za każdym razem, gdy ten obronił jeden rzut karny (można śmiało stwierdzić, że Le Tissier nie rozstał się z większymi sumami). Poświęcenie zostaje nagrodzone. Czemu więc nie powinno?

Problem jest w ogromnej liczbie rzutów karnych i tym, jak zaburza to obraz prezentowany w tabelach strzelców. Gdy Ferdinand przegląda statystyki, to czy chciałby wiedzieć, jak wiele z bramek padło po rzutach karnych? – Tak, myślę, że to pytanie, które jest bez przerwy zadawane. Jak to wygląda, 70% karnych zamienia się na gola? Oczekuje się od ciebie, że trafisz. Szanse więc są takie, że jeśli wykonujesz 10 jedenastek, to zdobędziesz 7 goli. To duża nagroda.

Właściwie to od startu rozgrywek 2015/16 współczynnik sukcesu wynosi 78,2%, co prowadzi nas dalej do tego, jak istotny będzie wzrost liczby rzutów karnych, gdy chodzi o liczbę bramek strzelanych w meczach w ogóle i na kształtowanie się kandydatur do Złotego Buta.

Czy to właściwie ma znaczenie? Dla niektórych napastników, nie. Vardy na przykład był niezwykle dumny ze swojej wygranej nagrody Złotego Buta w ubiegłym sezonie w wieku 33 lat, ale gdy nie udało mu się to cztery lata wcześniej po tym, jak przestrzelił rzut karny nad poprzeczką w ostatnim meczu domowym Leicester w sezonie, gdy wygrywali tytuł, nie przejął się w nawet troszkę.

Dla innych to z pewnością ma znaczenie. Salah i Kane, który już zaliczył 17 strzałów w czterech meczach (z przelicznikiem konwersji Vardy’ego miałby już 14 bramek), nie chcą nabijać statystyk w wyniku o Złotego Buta. Chcą być numerami 1, zupełnie jak Ruud van Nistelrooy, gdy był w Manchesterze United.

Paul Scholes opowiada historię o tym, jak van Nistelrooy wsiadał do klubowego autobusu po meczach United i pierwsze co robił, to sprawdzał, czy Thierry Henry strzelił. Jeśli Henry trafił, van Nistelrooy nie odzywał się do nikogo przez całą drogę do domu, bo był tak zapatrzony w bycie najlepszym strzelcem. Nie tylko w United, ale w całej lidze, na świecie, wszędzie.

Henry był nemezis van Nistelrooya. Holender pokonał go raz w wyścigu o Złotego Buta, w sezonie 2002/2003, gdy strzelił 25 bramek, a Henry 24. Van Nistelrooy wykorzystał 8 rzutów karnych w tamtym sezonie. Henry 3. Może większe znaczenie ma to, że Henry zakończył tamten sezon z 20 asystami – co jest rekordem, który dopiero w ubiegłym sezonie wyrównał de Bruyne.

Lata, w których rzuty karne zadecydowały o Złotym Bucie

Chociaż Ferdinand przegapił swoją szansę na Złotego Buta, kilku zawodników wygrało go bez wykorzytania rzutu karnego w sezonie, a ostatnio zrobił to Sadio Mane w kampanii 2018-2019, gdy napastnik Liverpoolu zremisował z Salahem, swoim kolegą z zespołu i Pierre-Emerickiem Aubameyangiem z Arsenalu wynikiem 22 bramek.

Przez lata to samo robili Luis Suarez (2013/14 – 31 goli), Dymitar Berbatow (2010/2011 – 20 goli), Nicolas Anelka (2008/09 – 19 goli), Didier Drogba (2006/07 – 20 goli), Thierry Henry (2004/05 – 25 goli), Dwight Yorke i Jimmy Floyd Hasselbaink (1998/99 – 18 goli) i Andy Cole (1993/94 – 34 goli).

Lata, w których rzuty karne zadecydowały o Złotym Bucie

Suarez i Cole z oczywistych powodów rzucają się w oczy. Liverpool miał w sezonie 2013/14 12 rzutów karnych, gdy zakończyli rozgrywki za Manchesterem City, lecz to Steven Gerrard wykonał 11 z nich. Więc Suarez mógł, w teorii, być pierwszym zawodnikiem, który złamałby barierę 40 bramek w Premier League. Cole miał szansę by to zrobić 20 lat wcześniej (choć w sezonie z 42 meczami), lecz Beardsley i Malcolm Allen wykonali 8 rztów karnych, jakie miało Newcastle.

Sporą prośbą wydaje się chcieć od kogoś teraz, by ktoś strzelił więcej, niż wykonawca rzutów karnych. Czy Mane mógłby znów walczyć równo z Salahem? Czy Calvert-Lewin musi porozmawiać z Richarlisonem, czyli wykonawcą karnych w Evertonie, jeśli chce pozostać na szczycie? Gdyby Son wykonywał karne w tym sezonie, to czy skończyłby nad Kanem?

Jest więcej pytań niż odpowiedzi, włączając to, które zadał Ferdinand na samym początku, gdy rozmawialiśmy o tym, czy powinniśmy umieszczać adnotację przy zdobyczach bramkowych piłkarzy, lub wykluczać rzuty karne z sumy bramek na listach najlepszych strzelców.

– Mówisz, że powinniśmy pozbyć się ich teraz, ale wykonywanie rzutów akrnych przed tłumem to presja – mówi Ferdinand. – Myślę, że mniej jest presji na pustym stadionie. Więc gdyby kibice tam byli, powiedziałbym Ci, „nie”. To część sztuki.

Ferdinand przystaje na chwilę i śmieje się. – Poddajmy to publicznemu głosowaniu!

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze