Czy Manchester United jest zbyt zależny od rzutów karnych Bruno Fernandesa?

The Independent Łukasz Pośpiech
Zmień rozmiar tekstu:

Bruno Fernandes zdobył w meczu z West Bromwich Albion zwycięskiego gola z rzutu karnego i było to pierwsze ligowe trafienie Manchesteru United na Old Trafford od 324 minut. Poprzednie, również z wapna, również autorstwa Portugalczyka, padło w meczu przegranym 1:6 z Tottenhamem.

Połowa bramek ligowych Fernandesa odkąd zawitał na Old Trafford w styczniu, została strzelona z rzutów karnych. Ta proporcja jest nawet większa – zbliża się do dwóch trzecich – we wszystkich rozgrywkach. Nie jest to jednak powód, by Portugalczyk miał przejmować się głosami krytyki, które go za to sięgają.

– Ludzie krytykują to mówiąc „karne, karne”, ale ja widziałem wiele drużyn przegrywających finały, mistrzostwa świata, Euro, Ligę Mistrzów po karnych – mówił Fernandes po meczu. – To ważna część tej gry.

Portugalczyk ma rację. Jeśli sędziowie dyktują jedenastki dla Manchesteru United, to dlaczego piłkarze Solskjaera mieliby z nich nie korzystać? Bramki z wapna liczą się tak samo, jak każde inne, a Bruno Fernandes jest po prostu ich wykonawcą w zespole „Czerwonych Diabłów”. Kłopotu doszukiwać się można gdzie indziej.

Sobotni rzut karny z WBA był siódmym podyktowanym dla Manchesteru United w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach. W ogóle zauważalny jest wzrost liczby rzutów karnych w lidze angielskiej po tym, jak przed nowym sezonem zmienione zostały zasady dotyczące kontaktu piłki z ręką. Jeśli chodzi o krajowe podwórko, jedynie Leicester City i Chelsea otrzymały od arbitrów więcej jedenastek w obecnej kampanii.

W zeszłym sezonie Manchester United strzelał z wapna 22 razy, co mogłoby sugerować, że piłkarze Solskjaera specjalnie wywołują tyle rzutów karnych. Jednak jedynie kilka z ubiegłorocznych karnych było spornych, a dodatkowe trzy po dotknięciach rękami. Cała reszta więc wynika ze stylu gry, jaki na Old Trafford prowadzi Solskjaer – szybkie podania i szybki futbol.

Jakikolwiek nie byłby sekret Norwega, nie zmienia to faktu, że jego atak momentami zawodzi w kwestii celności i wykończenia, a także, że momentami można odnieść wrażenie, że napastnicy za bardzo polegają na jedenastkach właśnie. Od początku ubiegłego sezonu, aż 13 z 79 bramek Manchesteru United w Premier League padło po rzutach karnych. To nie brzmi na wiele, ale jest to największa proporcja spośród wszystkich topowych drużyn.

Przeglądając statystyki Fernandesa w United, ostatnie „poleganie” na rzutach karnych wydaje się jaśniejsze. Sześć z jego 12 karnych było pierwszymi trafieniami w meczach, które United następnie wygrało. Trzy były bramkami na wagę zwycięstwa, a kolejny uratował punkt na White Hart Lane w czerwcu. Ze wszystkich 12, jedynie te bramki, które padły w dwóch przegranych półfinałach i w porażce z Tottenhamem w październiku, nie miały wpływu na rezultat spotkania.

To nasuwa oczywiste pytanie: gdzie byłoby United bez umiejętności Fernandesa w zakresie wykorzystywania rzutów karnych? Czy ich początek sezonu byłby jeszcze mniej przekonujący bez jego goli ratujących punkty? Żeby przekonać się jak ofensywa United męczy się momentami, by pchnąć piłkę do przodu, wystarczy obejrzeć ich sobotni mecz z WBA. Zabierzmy z niego rzut karny Fernandesa i kłopoty będą od razu widoczne.

Nie był to najbardziej anemiczny występ „Czerwonych Diabłów” pod rządami Solskjaera, ale szokujące jest, że ta drużyna zaledwie dwa razy wypracowała groźną sytuację – jedną Martiala w pierwszej połowie, a drugą Rashforda już w drugiej, przy korzystnym wyniku. Przypomnijmy tylko, że WBA to beniaminek, który wpuścił najwięcej bramek w Premier League w tej kampanii i który po dziewięciu kolejkach ma na koncie trzy punkty (po trzech remisach).

Solskjaer był szczery i nie ukrywał po meczu, że nie jest zadowolony z występu swoich podopiecznych.

– To zdecydowanie nie był krok w przód pod względem występu – powiedział. – Dobrze zagraliśmy z Evertonem ostatnim razem. To występy, z których naprawdę się cieszę. Ten był poniżej oczekiwań, ale czasem trzy punkty są ważniejsze, niż to jak się pokazujemy, choć wiemy, że żeby ruszyć w górę tabeli, musimy grać lepiej.

Priorytetem powinno być zaplanowanie gry przeciwko zespołom, które bronią się głęboko. Był to problem od kiedy tylko Solskjaer objął stanowisko na stałe, czyli ponad 18 miesięcy temu. Wielkim rozwojem było przyjście Fernandesa – zawodnika podejmującego ryzyko przy piłce, a także dyrygującego atakiem. Czas jednak na zastanowienie się, czy są inne kombinacje i zestawienia kadrowe, które mogłyby pomóc.

Edinson Cavani zdecydowanie nie jest długoterminowym rozwiązaniem, jako że 33-latek ma formę w kratkę i podobnie przedstawia się jego historia kontuzji. Jednak jego poruszanie się po boisku w ostatniej części spotkania z WBA było obiecujące. Donny van de Beek potrafi za to pojawić się w polu karnym przeciwnika w ostatnim momencie – co dodaje zespołowi nieprzewidywalności. Holender musiałby jednak grać częściej, żeby pokazał swój potencjał.

Póki jednak Manchester United nie znajdzie tej biegłości przy piłce w meczach z drużynami, które nie zostawiają z tyłu wolnej przestrzeni, będziemy zmuszeni oglądać więcej meczów takich jak ten sobotni – w którym piłkarze Solskjaera szukają fauli w polu karnym i liczą po nich na skuteczność Fernandesa. Nie jest to wystarczająca taktyka, by ta drużyna stale i regularnie wygrywała. Jeśli jednak jest jedyną, którą dysponują, to nie bardzo istnieje alternatywa.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze