Wywiad z Angelem Gomesem dla “The Independent”: zawsze będę kochał Man Utd, ale potrzebowałem odnaleźć radość ze swojej gry

The Independent l.pospiech Łukasz Pośpiech
Zmień rozmiar tekstu:

Angel Gomes, wychowanek i były już piłkarz Manchesteru United, a obecnie zawodnik francuskiego Lille, który gra na wypożyczeniu w portugalskiej Boaviście, udzielił swojego pierwszego wywiadu brytyjskiej prasie od czasu swojej wyprowadzki z Old Trafford.

Wywiad Toma Kershawa z Angelem Gomesem dla “The Independent”

Angel Gomes zaledwie wyjechał z obiektów treningowych Manchesteru United po raz ostatni, ze wspomnieniami dzieciństwa upchanymi w torbach na tylnym siedzeniu, a emocje stały się trudne do powstrzymania. Dla zawodnika, który dorósł w sąsiedztwie Old Trafford, z którego okrzyki trzęsły szybami w jego mieszkaniu w Salford, nic nie wydawało się dziwniejsze, niż pożegnanie, a gdy Carrington znikało w lusterkach, powstrzymywanie łez nie miało już więcej sensu.

– Wiedziałem, że to będzie trudne, ale nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, jak wiele emocji z tym się będzie wiązało – mówił Gomes. – Żegnanie się z przyjaciółmi, których znałem od samego początku, cała załoga, ochrona przy bramie. Kocham tam wszystkich i to było wszystko, co kiedykolwiek znałem. Nie wydaje mi się, że to już do mnie dotarło, że wszystko zostało za mną.

Sentymentalny, lecz uśmiechnięty, Gomes przyznaje, że ta więź pomogła mu podczas “trudnego ubiegłego roku”, gdy niezaspokojone zostało palące pragnienie gry, co stało się dla niego “mentalnie i fizycznie” wyczerpujące. Cały jego świat wygodnie istniał tuż za progiem w Manchesterze, ale bez obietnicy regularnych występów powoli zrozumiał, że może odnaleźć spokój jedynie wykorzeniając to; decyzja, która przyniosła złamanie serca i żal, ale w ostateczności i akceptację.

– To wyjątkowy klub, ale ja chciałem móc grać i się wyrażać – powiedział młody piłkarz w rozmowie z “The Independent”. – Zaoferowano mi świetny kontrakt, miałem wokół całą rodzinę i wszystkich przyjaciół, ale zdecydowałem, że jestem w stanie to poświęcić, by podążyć inną ścieżką. Niełatwo zrozumieć, jak trudna to była dla mnie decyzja. Nadal jestem fanem United. Nadal oglądam każde spotkanie, czy to pierwszego zespołu, czy U-18. Mogłem zostać i odejść na wypożyczenie, ale miałem poczucie, że potrzebuję świeżego startu.

– Futbol to rollercoaster, a ja przeżyłem wiele świetnych momentów – wspominał, przywołując swój debiut w wieku zaledwie 16 lat. – Miałem wokół odpowiednich ludzi i pozostawałem na ziemi, ale gdy zdarzy się kilka gorszych chwil, to zaczynają się one piętrzyć. Może być trudno pokazać emocje, a musisz po prostu dawać z siebie wszystko na treningu [choć nie grasz]. Gdy jednak wracasz do domu, w środku wiesz, że nie jesteś taki jak zazwyczaj. Jestem normalnie bardzo energiczny, a rodzina zauważa w tobie te małe zmiany. Chciałem wrócić tam, gdzie mogłem znaleźć szczęście w futbolu.

Przebicie się do seniorskiego składu w tak młodym wieku sprawiło, że Gomes zawsze znajdował się na świeczniku. Ten drobny i utalentowany rozgrywający aż wybuchał kreatywnością, a z wygasającym kontraktem stał się celem wielu klubów z całej Europy. Ostatecznie to dyrektor Lille, Luis Campos sprawił, że Gomes uwierzył w jego plany.

– Rozmawialiśmy przez kilka godzin, znał mnie na wylot jako piłkarza i pokazał mi swój plan. To było dokładnie to, czego potrzebowałem – wspomina pomocnik. – W pierwszym roku chciał, bym poszedł do Boavisty. Zacząłbym z czystą kartą. Porozmawiałem z tamtejszym menedżerem i spodobały mi się jego pomysły. Nie postrzegałem tego jako krok wstecz, widziałem w tym szansę, by ruszyć do przodu. Nie chciałem pójść gdzieś i mieć łatkę młodzika. Chciałem grać 90 minut, mieć istotną rolę i pokazać, co potrafię.

Gomes zrobił to od razu i to na dużą skalę. Pozaboiskowe sprawy pomógł mu załatwić Bruno Fernandes, który załatwił wszystko: “mieszkanie do obejrzenia, samochód, a także gdzie chodzić jeść”. Młody piłkarz od pierwszego meczu dla Boavisty był elektryczny, mecz zakończył z hat-trickiem asyst.

Od tamtej pory wykonał lob z połowy boiska, a także strzelił niesamowitą bramkę, uciekając pięciu obrońcom i zawijając strzał w dolny róg bramki. Boavista to jeden z najstarszych i najbardziej prestiżowych klubów w Portugalii, a Gomes ma w planach przywrócenie mu dawnej świetności. Nie chodzi mu o popisywanie się, tylko o uczucie wolności, emocje związane z ryzykiem i koniecznością pokazania swojej wartości na boisku.

– To całkiem odświeżające – mówi. – Rok temu nie pomyślałbym, że będę w takim miejscu, ale podoba mi się to. Menedżer chce tylko, żebym zawsze był przy piłce i angażował się w grę i to dla mnie idealne. Jestem ambitny i cieszę się na to, co mnie czeka, żebym mógł kontynuować to, co zacząłem, a potem wrócił do Lille pełen pewności siebie.

Jak to bywa, czas złagodził ból towarzyszący rozstaniu z domem, ale Gomes ma nadzieję, że już wkrótce będzie w stanie zaprowadzić go tam z powrotem – biorąc pod uwagę jego pozycję w kadrze Anglii, z którą (do lat 17) zdobył mistrzostwo świata.

– Poziom piłkarzy jest teraz niezwykły, każda pozycja jest mocna, ale jeśli grasz tydzień w tydzień, dopiero wtedy dajesz sobie szansę, by zostać wybranym, a ja dokładnie to próbuję zrobić – tłumaczy.

Gomes, znów radośnie podskakując, ponownie żartuje i wybucha śmiechem, gdy słyszy, że to jego wzrost, który wynosi 168 cm, był powodem, dla którego nie grał.

– Czasem się zastanawiam, czy ludzie myślą, że patrzę na innych piłkarzy, jakby byli gigantami – uśmiecha się. – Były chwile, gdy ze względu na mój wzrost, wydawało mi się, że ludzie będą ode mnie oczekiwać, że zrobię dwukrotnie więcej w meczu, by to nadrobić, ale to część futbolu. Zawsze byłem niski, ale nigdy nie sprawiało mi to kłopotu, gdy byłem młodszy, bo było to tylko coś, co zdaje się, że często powtarzano. Nie wpływało to na mnie, bo gra się w piłkę nogami i mózgiem, a ja to kocham. Jest tuzin piłkarzy mojego wzrostu, którzy dokonali niezwykłych rzeczy, więc to nie jest coś, o czym myślę, ja po prostu gram.

Teraz, gdy może cieszyć się grą, Gomes ponownie odkrył “niemal dziecięcą radość”, która zawsze stanowiła o jego futbolu. Było tak od kiedy tylko pamięta – piłkarz urodzony w Salford, grający z bratem do późnych godzin, przebijający się przez Akademię ramię w ramię z przyjacielem – Masonem Greenwoodem, potem lata, w których mieszkał z Marcusem Rashfordem, kimś “za kogo powinniśmy być na zawsze wdzięczni”.

– Było wiele trudnych chwil, gdy dorastałem. Moja mama pracowała w dwóch lub trzech miejscach, by mogła nas utrzymać. Mój brat grał dla United, a także pomagał mojej mamie i zabierał mnie na treningi. Były chwile, gdy musieliśmy chodzić do cioci lub jej przyjaciół, żebyśmy mogli zjeść – wspomina.

– Było nam trudno, ale zawsze się cieszyliśmy, mieliśmy ubaw, grając w piłkę każdego dnia. Zawsze był to powód, dla którego grałem; żeby móc robić to z uśmiechem na ustach. Odzyskałem to teraz. Tylko tego chciałem – zakończył.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze