Analiza The Athletic po rewanżu z Paris Saint-Germain: nie zdziwcie się, jeżeli za tydzień Man Utd ruszy do ataku

The Athletic Damian Domitrz
Zmień rozmiar tekstu:

Manchester United przegrał w rewanżowym spotkaniu fazy grupowej Ligi Mistrzów z Paris Saint-Germain 1:3, ale pozostawił po sobie dobre wrażenie. „Czerwone Diabły” na przestrzeni 90 minut wykreowały sobie więcej sytuacji niż mistrz Francji i tylko rażąca nieskuteczność oraz niesubordynacja Freda pozbawiły ich cennego punktu lub nawet zwycięstwa.

Pomimo porażki, klub z Old Trafford zaskoczył ofensywną grą, choć wszyscy spodziewali się bardziej pragmatycznego podejścia. Spotkanie to przeanalizował dziennikarz The Athletic, Laurie Whitwell.

Artykuł Lauriego Whitwella dla The Athletic – treść oryginalna

Zwalczaj ogień ogniem? Kalkulacyjnym ruchem byłoby zduszenie płomieni. Zarzucić koc na Paris Saint-Germain i zapewnić Manchesterowi United wymagany punkt do awansu do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.

Nie było w tym jednak żadnej gwarancji. Granie na remis oraz defensywne nastawienie mogły wywołać presję, która i tak doprowadziłaby do porażki. Decyzja Ole Gunnara Solskjaera o pozostawieniu Freda na boisku była błędem, który dało się przewidzieć, ale jego pogoń za zwycięstwem miała swoje zalety.

Pytanie brzmi teraz, jak Solskjaer zachowa się podczas wtorkowej podróży do Lipska? Wraz z pierwszym gwizdkiem sędziego na Red Bull Arena, awans będzie leżał w rękach Manchesteru United. Utrzymanie wyniku 0:0 zapewniłoby wyjście z grupy, ale to rezultat na widok którego cała grupa się krzywi. Nie jest to również podejście, jakie Solskjaer przyjmuje domyślnie.

– Byliśmy bardziej widoczni w drugiej połowie. Do utraty drugiej bramki mieliśmy lepsze szanse, aby wyjść na ważne prowadzenie 2:1 – wyjawił po porażce Norweg.

Solskjaer chciał pokonać finalistę poprzedniej edycji Ligi Mistrzów, a w każdym razie czuł, że najlepszą formą obrony jest atak. Ekipa Thomasa Tuchela już wcześniej wykazywała kruchość.

Ostatecznie to rozwiązanie nie zadziałało, ale wraz z przegraną pojawiły się zachęcające noty i menedżer Manchesteru United może przetestować tę samą teorię również we wschodnich Niemczech. Lipsk był półfinalistą tych rozgrywek w sierpniu i zajmuje aktualnie drugie miejsce w Bundeslidze, przegrywając tylko jedno spotkanie i tracąc zaledwie sześć goli w dziewięciu meczach ligowych. Dopuścili oni jednak do utraty pięciu bramek na Old Trafford, a w rewanżu w ich szeregach zabraknie kluczowego obrońcy, Dayota Upamecano, pauzującego za zawieszenie. Chaotyczny mecz „Czerwonych Byków” w Stambule w środowy wieczór zakończył się niemal wyrównującym czwartym golem dla tureckiej drużyny.

To, że Solskjaer ponownie wyśle swój zespół do podboju, zamiast chronić własnej bramki, jest bardzo prawdopodobnym scenariuszem.

Śmiałość, z którą „Czerwone Diabły” zmierzyły się z Paris Saint-Germain stworzyła wciągający spektakl. Cios za cios z prawdziwą europejską potęgą nie był częstym widokiem od odejścia sir Aleksa Fergusona. Zwycięstwo United z Juventusem w Turynie w sezonie 2018/2019 było późną gonitwą za wynikiem, a wygrana w Paryżu w tegorocznej edycji jest dziwacznie podobna.

Manchester United wyszedł do tej rywalizacji składem pełnym kreatywnych intencji i faktycznie zaczął działać. Nie pojawił się kompleks niższości i nie umierali z zastanowienia. Nie jest to coś, co można powiedzieć o meczach 1/8 finału przeciwko Sevilli, kiedy ataki przypominały bardziej miraż na pustyni ostrożności, a przecież United i tak ponieśli porażkę, tracąc dwa gole na własnym boisku.

Wizyta PSG zawierała parytet zagrożeń między wymianami z obu stron i na pewno sprawiła przyjemność neutralnemu kibicowi. Kiedy momentum przypływało i odpływało, u fanów pojawiło się nieuchronne ukłucie tęsknoty. Była to rywalizacja, która zasłużyła na tysiące a nie dziesiątki widzów na żywo.

Ten zataczający coraz szersze kręgi dramat wywołał wyobraźnię dźwięków, które mogły odbijać się echem od tłumu, gdy każdy akt nabierał kształtu: zbiorowe westchnienia, gdy Neymar i Kylian Mbappe przedarli się przez obronę United, by zdobyć bramkę otwierającą; rozkosz, kiedy Marcus Rashford skorzystał na rykoszecie Danilo Pereiry i wyrównał stan meczu; gwizd po tym, jak Neymar chwycił McTominaya za „delikatniejszą część ciała” (jak nazwał to Solskjaer) i pantomima drwiąca z ich sprzeczki przy zejściu na przerwę; jęki pełne udręki podczas pudła Martiala; radosne, ale zarazem rozdzierające pogawędki towarzyszące podcince Cavaniego; gwałtowny wdech po obronie Davida de Gei i niezręczna cisza po bramce Marquinhosa; pożar furii po wykluczeniu Freda podsycony przez protesty z ławki rezerwowych; szalona nadzieja szarżującego Harry’ego Maguire’a, aby wystawić Bruno Fernandesowi; oraz nieposłuszeństwo „Nigdy nie umrzemy”, gdy Neymar ponownie ruszył naprzód i porażka stała się oczywista.

Te dźwięki najwidoczniej są przeznaczone na inny dzień. W noc meczu z PSG publika była ograniczona do kilku ludzi. Szczególnie słyszalny był Paul Pogba, ryczący „Och! Och!” i wzywający do ukarania, gdy Leandro Paredes obejrzał żółtą kartkę za faul na Fredzie. W loży reżyserskiej zasiadł dżentelmen, który miał solową misję stworzenia atmosfery. Analitycy United, znajdujący się trybunę wyżej, błagali natomiast Rashforda, aby oddał strzał, gdy zatańczył przy linii końcowej w 60. minucie, ale wolał opóźniać swoje uderzenie.

Harry Maguire był najgłośniejszym spośród obecnych na murawie, mówiąc sędziemu Danielemu Orsato, że Fred „go nie dotknął”, kiedy wcisnął w Paredesa swoją głowę. Presja wywierana na arbitrów przez Maguire’a była częstym tematem. Kiedy United przegrywał, on nie zatracił pozytywnego nastawienia. „Spokojnie, zdobędziemy kolejnego gola!”

Podczas jednego z wybić od bramki krzyknął do Pogby, aby przesunął się wyżej, a wtedy De Gea zagra mu długą piłkę. Francuz wygrał ten powietrzny pojedynek.

Na chwilę przed rozpoczęciem meczu instrukcje swoim kolegom wydawał Scott McTominay – „Jedziemy! Pressing na piłkę!” – i sam je wykonał. Wślizg i przechwycenie futbolówki w ciągu 70 sekund nadały temu spotkaniu ton. Wydawało się także, że Szkot zawsze kontrolował swoje starcia z Neymarem.

Fred natomiast wydawał się ciężarem od pierwszego kontaktu z piłką, kiedy przetrzymywał ją zbyt długo i dał ją sobie odebrać Marco Verrattiemu. Zakończył to spotkanie bez udanych wślizgów, ani przechwytów, podważając argumenty Solskjaera o pozostawieniu go na murawie po tym, jak uderzył głową swojego przeciwnika.

Fred być może trafił w futbolówkę, zanim wyciął Andera Herrerę, ale to jego kiepskie przyjęcie na pierwszym miejscu spowodowało, że musiał uciekać się do wślizgu. Piłkarze PSG byli przygotowani do podkreślania jego wszystkich wykroczeń. Ryzyko podjęte przez Solskjaera było niepotrzebne, zwłaszcza że na ławce rezerwowych znajdowali się Nemanja Matić i Donny van de Beek, nawet jeśli Fred okazał trochę powściągliwości po upomnieniu w przerwie.

Przywiązanie Solskjaera do Freda jako jego ulubionego pomocnika w wielkich meczach u boku Scotta McTominaya jest jasne. Ich energia oraz dyscyplina zapewniają ochronę, która uwalnia Fernandesa i wszystkich grających w ataku. Cavani, Rashoford oraz Martial utworzyli przerażający trójząb. Między 20 a 65 minutą wywoływał on niepokój w zawodnikach PSG, który był coraz bardziej widoczny na boisku oraz trybunach. Manchester United stanowił trudny blok do złamania oraz był kliniczny w przejściach z fazy obronnej do ataku.

Gdyby Martial strzelił gola po tym, jak Rashford wyłożył mu piłkę lub po zgrabnym zgraniu Fernandesa, wynik z łatwością mógłby być odwrotny.

Solskjaer wyjaśnił pierwszą aberrację francuskiego snajpera: – To kwestia nabiegnięcia na piłkę i skontrowania jej do ziemi. Czasami pudłujesz, może się tak zdarzyć. 

Przy drugiej sytuacji Martial wydawał się przesadnie korygować: płynnie przeciął piłkę, ale niskie uderzenie ułatwiło Marquinhosowi wykonanie doskonałego wślizgu.

Solskjaer musi chronić swoich piłkarzy, ale frustracja związana z Martialem byłaby zrozumiała. Po nieudanej próbie pogonił za Mbappe, aby odebrać mu futbolówkę – za co otrzymał pochwałę od swoich trenerów – ale osoby noszące barwy United wolałyby, aby realizował swoje obowiązki na końcu boiska. Francuz w poprzednim sezonie zdobył 23 gole, to jak dotąd jego najwyższy wynik po odzyskaniu koszulki z numerem „9”. W tym tygodniu skończy jednak 25 lat i wciąż wielu marzy się, aby zanotował bezwzględną passę. W bieżącej kampanii w 10 meczach strzelił zaledwie dwie bramki.

– Wiemy, że nasz los spoczywa w naszych rękach. Jesteśmy bardzo zadowoleni z występu przeciwko PSG, ale musimy być bardziej skuteczni. O wielkich meczach przeważnie decydują drobne detale – skwitował po meczu Ole Gunnar Solskjaer.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze