W sezonie 2017/18 głównie Davidowi De Gei Manchester United zawdzięczał awans do Ligi Mistrzów. W kolejnym Hiszpanowi przypisywano sporą winę za szóste miejsce w tabeli. Hiszpański bramkarz na Old Trafford był już i w piekle i w niebie, a teraz wszystko wskazuje na to, że zaczyna zadomawiać się wśród ludzi.
Artykuł Carla Anki dla The Athletic – treść oryginalna
Wzlot, upadek, a następnie powrót do stanu równowagi Davida De Gei to jedna z najciekawszych historii dotycząca Manchesteru United po erze sir Aleksa Fergusona. Czterokrotny zdobywca nagrody dla Piłkarza Roku w klubie z Old Trafford przez długi okres był jedynym zawodnikiem, który konsekwentnie występował na światowym poziomie.
„Dave Saves” było niegdyś popularnym hasłem wśród kibiców „Czerwonych Diabłów”, jednak wraz z gwałtownym spadkiem formy Davida De Gei stało się żartem dla kibiców innych klubów. Teraz walczy on nie tylko z napastnikami innych klubów, ale także z Deanem Hendersonem o miejsce w pierwszym składzie. Sezon 2020/21 jest jednym z największych sprawdzianów w karierze bramkarza.
Jak The Athletic postrzega przeszłość, teraźniejszość i potencjalną przyszłość Hiszpana?
David de Gea – bramkarski półbóg
Aby właściwie wyjaśnić upadek De Gei, najpierw musimy nakreślić okoliczności jego wzlotu. Jose Mourinho stwierdził, że zajęcie przez Manchester United drugiego miejsca w sezonie 2017/18 jest jednym z jego największych osiągnięć trenerskich w karierze. W dużej mierze drugi stopień podium został osiągnięty dzięki wysiłkom Davida De Gei, ponieważ to właśnie on zaliczył jeden z najwspanialszych dla bramkarza sezonów w całej historii Premier League.
W tamtym sezonie był on dla Manchesteru United niczym Hans Brinker – fikcyjny holenderski łyżwiarz, który zatkał wał używając jedynie jednego palca. Z perspektywy De Gei – obrona Man Utd niesamowicie przeciekała.
Poniższy wykres pokazuje, jak dobry potrafi być hiszpański bramkarz. Kluczowym parametrem, na który powinniśmy spojrzeć, jest liczba straconych goli w porównaniu do tej oczekiwanej (określa ona, ile bramek puściłby w tych samych sytuacjach „przeciętny” bramkarz). Jeśli to właśnie wspomniany „przeciętny” bramkarz stanąłby w rozgrywkach 2017/18 między słupkami bramki „Czerwonych Diabłów”, straciliby oni 39 goli – w przeciwieństwie do faktycznych 25. Przy czternastu okazjach rywali w tamtym sezonie, na pytanie „jak to nie wpadło” była tylko jedna możliwa odpowiedź. „Bo Dave nas uratował”.
Wieloma racjonalnymi argumentami można poprzeć tezę mówiącą, że w tamtym sezonie bez Davida De Gei Manchester United zająłby raczej piąte niż drugie miejsce. Podobnie jak tę, w myśl której sezon 2017/18 dla Hiszpana był jednym z najwspanialszych w wykonaniu bramkarz a w całej erze Premier League. Były to jedne z najlepszych rozgrywek dla jakiegokolwiek zawodnika, a więc także tego z pola, który ani nie grał w drużynie zdobywającej mistrzostwo, ani w tej heroicznie walczącej o utrzymanie. Zespół tak bogaty jak Manchester United powinien mieć obronę, która będzie chronić swojego bramkarza, nie na odwrót. W sezonie 2017/18 fantastyczne występy Davida De Gei pomogły drużynie, która często grała poniżej swoich możliwości.
Potem nadeszły rozgrywki 2018/19, w których De Gea przeszedł drogę od istoty półboskiej do prawdziwie ludzkiej.
Co się w takim razie stało?
Rywale odkryli słabość De Gei
Powołując się na podobne powiedzenie funkcjonujące w świecie boksu – David De Gea „zestarzał się w ringu”. Skumulowane pokazywanie swoich umiejętności osłabiło jego niebiański blask. Innym niefortunnym efektem ubocznym znakomitej formy Hiszpana, podobnie jak w przypadku wielu super gwiazd, było to, że bycie pod wzmożoną kontrolą obróciło jego największy atut przeciw jemu samemu.
Przeciwnicy odkryli, że Hiszpan jest jednym z najlepszych bramkarzy na świecie pod względem interweniowania nogami. Zaczęły więc uderzać z większej odległości, aby przetestować go jeszcze zanim ten zdąży zająć odpowiednią pozycję, by bronić w sposób, który preferuje. Uosobieniem tego była bramka zdobyta przez Marcosa Alonso na 1:1 w meczu między Man Utd a Chelsea w kwietniu 2019 roku.
Antonio Rudiger podjął decyzję o strzale z dystansu z centralnej sfery boiska, by sprawdzić hiszpańskiego bramkarza. Ten nie zdołał skutecznie interweniować i odbił piłkę do boku, wprost pod nogi nabiegającego Marcosa Alonso.
Był to jego trzeci błąd w czterech meczach we wszystkich rozgrywkach, który doprowadził do utraty bramki w tamtym sezonie. Tyle samo błędów, ile David De Gea popełnił wcześniej w 123 spotkaniach. Po tym meczu The Athletic stwierdził, że jest to jedna z usterek Hiszpana, odnosząc się do ośmiu goli straconych po uderzeniach zza pola karnego.
Do końca sezonu 2018/19 spadek był wyraźny – De Gea w tamtych rozgrywkach był przeciętnym bramkarzem Premier League. Nie brzmi to źle, dopóki nie zdasz sobie sprawy, że różnica między 10. a 4. najlepszym golkiperem była najprawdopodobniej czynnikiem decydującym przy braku awansu do Ligi Mistrzów.
Hiszpan zapobiegł utracie 14 bramek w sezonie 2017/18, był wówczas zdolny do ratowania zespołu wtedy, gdy ten się wyłączył. W kolejnych rozgrywkach obrona wciąż spała (prześledźmy reakcję czwórki obrońców i pilnowanie Alonso przy opisywanej sytuacji), jednak różnica, jaką robił De Gea, w najlepszym razie była znikoma. Wskaźnik bramek, którym Hiszpan zapobiegł (-0.1) wskazuje na wadę w jego grze, którą rywale chętnie wykorzystywali. Choć i tak należy wyróżnić występ bramkarza w wygranym 1:0 meczu z Tottenhamem na Wembley, w którym wykonał 11 interwencji, co stanowi rekord Premier League w przypadku bramkarza, który zachował czyste konto.
Jest to jeden z najokrutniejszych aspektów bycia bramkarzem na wysokim poziomie – drużyny rywali nieustannie starają się znaleźć twój słaby punkt, zmuszając cię tym samym albo do przystosowania się i dalszego rozwoju, albo do potknięcia. Wystarczy przypomnieć sobie, co działo się z Joe Hartem, gdy został rozszyfrowany. W ciągu jednego sezonu David De Gea przeszedł drogę od kogoś, kto zakrywał niedoskonałości w grze Manchesteru United do kogoś, kto potrzebuje osób będących w stanie zrobić to samo z jego grą.
A to prowadzi nas do Deana Hendersona…
David de Gea vs. Dean Henderson
Sezon 2019/20 przyniósł nowe zagrożenie dla De Gei. Były nim występy Deana Hendersona w Sheffield United.
Porównując Hiszpana do wypożyczonego na Bramall Lane Anglika należy wziąć pod uwagę ich pozycję w stosunku do reszty zespołu.
Henderson spędził poprzedni sezon w odważnie grającej drużynie, która na boisku miała trzech środkowych obrońców oraz dwóch wahadłowych. Widok Hendersona i jeszcze jednego defensora przed nim, gdy reszta drużyny Sheffield United ruszyła do przodu, nie należał do rzadkości. Z tego powodu Henderson był agresywnym bramkarzem, który pilnował nie tylko swojego pola karnego, ale i przestrzeni poza nim. Wystarczy spojrzeć na poniższe zdjęcie, na którym jest ukazany moment rozprowadzania piłki przez Anglika w meczu z Chelsea w zeszłym sezonie. Jego drużyna prowadzi 3:0, a Henderson jest zdany tylko na siebie…
W Manchesterze United David De Gea ma być ostatnią linią obrony zespołu, który broni raczej środkowym blokiem. Ostatnia linia zespołu znajduje się pomiędzy polem karnym a linią środkową boiska, podczas gdy napastnicy stosują wysoki pressing. Hiszpan nie był agresorem ratując lub zatrzymując kontry w taki sposób jak Henderson, ponieważ miał Aarona Wan-Bissakę bądź Harry’ego Maguire’a, którzy podejmowali takie wyzwania za niego. Ponadto kapitan zespołu lub Victor Lindelof stanowili opcję rozegrania przy rzutach bramkowych.
W zeszłym sezonie De Gea i Henderson prezentowali znacznie różne statystyki związane z bronieniem. Poniższa grafika ilustruje sposoby, w jakie każdy z bramkarzy zatrzymywał strzały w poprzednim sezonie.
Im większa kropka, tym większa szansa na zdobycie bramki (i tym wyższy współczynnik xG).
Jak widać powyżej, De Gea był w zeszłym sezonie przyzwoitym bramkarzem, odważnym w pojedynkach jeden na jeden i zdolnym do krycia przy rzutach rożnych. Jest kilka strzałów w środek bramki, które mogłyby być do wybronienia (poszukaj mniejszych czerwonych kropek na powyższym obrazku, przypomnij sobie strzał Stevena Bergwijna z pierwszego meczu po restarcie), ale przynajmniej w Premier League Hiszpan był odpowiednim bramkarzem. Widzicie te żółte kropki w górnych rogach bramki? David De Gea nadal potrafi być niesamowicie zwinny przy swoich interwencjach.
W Sheffield United Henderson był więcej niż wystarczający. Wprawdzie stracił tyle samo bramek co De Gea (32, nie licząc rzutów karnych i bramek samobójczych), ale współczynnik oczekiwanych goli straconych w przypadku Anglika wynosi 39,4. Oznacza to, że Dean Henderson siedmiokrotnie zapobiegł utracie bramki po strzale, po którym można było równie dobrze wstać i bić brawo.
W zeszłym sezonie występy Hendersona powstrzymały Sheffield United od stracenia siedmiu dodatkowych bramek, które „powinny” wpaść. Był agresywny, obdarzony silnymi nadgarstkami. Skupisko czerwonych kropek po lewej stronie stronie wykresu może wprawdzie budzić zdziwienie skautów przeciwników i sugerować, że jest to pewien słaby punkt Anglika. Nie jest to na ten moment alarm, natomiast być może warto poddać obserwacji fakt, czy Henderson będzie w przyszłości potrafił skutecznie reagować na strzały idące w jego prawą stronę.
Zarówno De Gea, jak i Henderson stracili taką samą liczbę bramek (z wyłączeniem samobójów i rzutów karnych) w zeszłym sezonie. W rozgrywkach 2019/20 Hiszpan mierzył się z trzema „jedenastkami” i wszystkie z nich kończyły się bramką dla rywali, z kolei Anglik na taką samą liczbę rzutów karnych puścił tylko jednego gola – raz obronił, a za drugim razem rywal nie trafił w światło bramki.
Różnica polega na tym, że Henderson, choć musiał zmierzyć się z mniejszą liczbą strzałów w stosunku do wpuszczonych bramek, to musiał też radzić sobie z okazjami o większej jakości. Jak wspomniano wcześniej – współczynnik oczekiwanych straconych bramek w przypadku Anglika wynosił 39,4, natomiast w przypadku Hiszpana – 33.
Ważne jest także to, jak każdy z nich radził sobie z interwencjami. Siłą De Gei może być gra nogami, ale jak widać poniżej, umiejętności Hendersona w tym aspekcie były jednymi z najlepszych w lidze.
Podsumowując – w zeszłym sezonie David De Gea znów spisywał się w lidze poniżej średniej. Miał jednak w sobie wystarczająco dużo, by sugerować, że znów może być numerem jeden w przyzwoitym Manchesterze United, jeśli tylko będzie odpowiednio chroniony przez obronę.
Henderson występował jednak w Sheffield United w taki sposób, że jeśli obrona Man Utd nie byłaby w stanie występować na wystarczającym poziomie, to Anglik spokojnie mógłby zająć miejsce De Gei w bramce.
Niektórzy być może pamiętają, że The Athletic apelowało o powierzenie bluzy z numerem jeden Deanowi Hendersonowi właśnie, przy jednoczesnym daniu szansy Davidowi De Gei na udowodnienie, że wciąż ma jeszcze w sobie tę ikrę i mianowanie go pierwszym bramkarzem w rozgrywkach pucharowych oraz Lidze Mistrzów. Tak się jednak nie stało – zarówno w kraju, jak i w Europie, broni Hiszpan, a Anglik musi zadowolić się meczami w krajowych pucharach i po jednym spotkaniu w Premier League i Champions League.
Jak De Gea poradził sobie z odpowiedzialnością w tym sezonie?
Teraźniejszość i co będzie dalej?
Zdanie, które pisze się co najmniej dziwnie: David De Gea jest przeciętnym bramkarzem Premier League.
Przed derbami Manchesteru procent obron u Hiszpana wynosił dokładnie 50%. Człowiek, który kiedyś był bramkarskim półbogiem, stał się praktycznie uosobieniem rzutu monetą w sytuacji, w której rywal oddaje strzał na bramkę.
W rzeczywistości, gdy spojrzymy na procentowy udział Davida De Gei w Premier League na przestrzeni lat, otrzymamy pouczające spojrzenie, na cykle Manchesteru United po odejściu sir Aleksa Fergusona. Najniższy w historii procent obron Hiszpana w pełnym sezonie przypadł na kadencję Davida Moyesa w rozgrywkach 2013/14, w którym Man Utd zajął najniższe miejsce w lidze. Najwyższy w historii ligowy finisz po odejściu legendarnego Szkota na emeryturę nastąpił natomiast w kampanii 2017/18, w którym procent obron Davida De Gei zatrzymał się na 80%. Jeśli więc mecze podopiecznych Ole Gunnara Solskjaera niejednokrotnie przypominają rzut monetą, nie dziwi, że u hiszpańskiego bramkarza statystyka ta oscyluje w granicach 50%.
15 goli straconych w dziewięciu meczach brzmi źle, ale musimy użyć co nieco kontekstu i pamiętać o meczach takich, jak ten przegrany 1:6 z Tottenhamem, w którym De Gea miał swój udział.
W sezon 2020/21 Hiszpan wszedł z bardzo pewnym siebie i utalentowanym konkurentem w osobie Deana Hendersona, ale swoją pozycję nr 1 obronił w przyzwoitym stopniu.
Aby było jasne – liczby te ilustrują retrospektywne działania lub zaniechania bramkarza i pozwalają go ocenić przede wszystkim jako osobę zatrzymującą strzał. Ratowanie drużyny jest kulminacją konsekwencji mniejszych decyzji, w tym takich rzeczy jak ustawienie stopy, pozycja ręki, komunikacja z obrońcami oraz ocena kąta strzału i wyczucie czasu.
Jak De Gea udowodnił w meczach ligowych w tym sezonie, jego podejście do rzutów bramkowych często opiera się na krótkim rozegraniu piłki. Sprawia to, że stylem bardziej pasuje do Manchesteru United, który rozgrywa akcje od tyłu. Porównajmy to ze sposobem rozegrania piłki przez Deana Hendersona w derbach, który w takiej sytuacji zdecydował się na zagranie górą.
Manchester United zazwyczaj gra krótko, ponieważ pozwala im na to zaangażowanie takich zawodników jak Luke Shaw czy Harry Maguire, którzy są kluczowi dla budowania akcji opartych na podaniach. To sprawia z kolei, że przeciwnik schodzi głębiej na połowę United, co umożliwia „Czerwonym Diabłom” przeprowadzanie tych niebezpiecznych kontrataków. Podejście Hendersona, który preferuje dłuższe i bezpośrednie podania, mogłoby pomóc Man Utd w zdobyciu bramki przeciwko West Hamowi. Pewne jest, że aby Dean Henderson zastąpił Davida De Geę jako przyszły bramkarz numer jeden, będą musiały zajść pewne ustępstwa w stylu gry – zarówno ze strony bramkarza, jak i Manchesteru United.
Wygląda na to, że Henderson jest obecnie bardziej pewny siebie w bramce. Choć staraliśmy się, aby ten tekst skupiał się na Premier League, porównajcie reakcję De Gei na bramkę Justina Kluiverta przeciw RB Lipsk w Lidze Mistrzów, gdzie nie udało mu się odpowiednio wyjść i zaatakować piłki…
…do tej Deana Hendersona w wygranym meczu z West Hamem. Najpierw wychodzi…
…a potem atakuje Fornalsa.
Jeśli czytacie to i część z was myśli, że „De Gea nie zrobił nic, co wskazywałoby na to, że powinien odejść”, a część: „David nie zrobił nic, co wskazywałoby na to, że nadal powinien być podstawowym bramkarzem”, to znaczy, że znakomicie wyczuliście atmosferę sytuacji, z jaką obecnie mierzy się Ole Gunnar Solskjaer.
To, czy Manchester United może rozwijać się z przeciętnym bramkarzem, który jest jednocześnie jednym z najlepiej opłacanych zawodników, zarabiającym ponad 375 tysięcy funtów tygodniowo, to już całkowicie inna historia. Był kiedyś taki moment, w którym David De Gea był proszony o zrobienie dla obrony Man Utd wszystkiego, co tylko możliwe. I to mu się udało. Potem nadszedł czas, w którym nie mógł już dłużej działać na tym nadludzkim poziomie i niektórzy uważali, że jest już skończony. Teraz Hiszpan wygląda na zdolnego do zrobienia kilku rzeczy na rzecz obrony „Czerwonych Diabłów”, pozostaje jednak pytanie, czy pozwolą mu na to czterej defensorzy. A może także Solskjaer rzuci kostką i da szansę Hendersonowi.
Komentarze