Felieton dla ManUtd.pl: To miasto jest za małe dla nich dwóch! Kto wygra rywalizację o miejsce w bramce

Jakub Kurek
Zmień rozmiar tekstu:

– Posiadam dwóch wspaniałych bramkarzy, więc należy znaleźć im spotkania, w których obaj będą mogli grać. Oczywiście nie mogą wystąpić wspólnie w tym samym meczu, ale obydwaj zasługują na więcej minut niż dotychczas. Za każdym razem muszę podejmować trudną decyzję – stwierdził Ole Gunnar Solskjaer po spotkaniu z Brighton. Sytuacja z bramkarzami w zespole z czerwonej części Manchesteru idealnie przeczy staremu, polskiemu porzekadłu „Od przybytku głowa nie boli”. Wielkimi krokami zbliża się czas ostatecznego wyboru między dwoma świetnymi fachowcami. Młody wychowanek, czy legenda, która swój „primetime” ma już za sobą? Oto jest pytanie, które nie daje w nocy spać menedżerowi i włodarzom.

„To miasto jest za małe na nas dwóch”

Posiadasz dwóch światowej klasy napastników? Kapitalnie. Masz w składzie dwóch niesamowitych prawych obrońców? Super, zawsze jeden będzie wypoczęty. Dwóch bramkarzy? To już nie takie proste. 

Problemem w wypadku golkiperów jest specyfika ich pozycji. Nigdy nie mogą występować razem na boisku, co więcej rzadko dokonuje się zmian w trakcie trwania spotkania. Najczęściej wybieranym rozwiązaniem jest przypisanie jednego bramkarza do pucharów, a drugiego do meczów ligowych. Jednak takie wyjście również ma swoje wady, bo kto chciałby grać w rozgrywkach, z których po jednym słabym meczu można odpaść? Nieuporządkowana rywalizacja może też bardzo mocno przeszkadzać w treningu. Podczas takich sesji wszyscy muszą ze sobą współpracować. Jeśli jeden zawodnik chce pokazać, że ten drugi jest słabszy, zawsze może mu zagrywać celowo niemożliwe do obrony piłki. Przekłada się to na słabszy rozwój i zaniżoną pewność siebie. 

Jerzy Dudek w jednym z wywiadów stwierdził, że nie czuł się komfortowo, gdy ciągle musiał walczyć o miejsce w bramce z Pepe Reiną. Obawa przed straceniem miejsca w składzie powodowała, że miał opory przed podejmowaniem ryzyka. Skutkiem tego były złe decyzje podczas kolejnych meczów. Chwilami wydaje się, że na Old Trafford ma miejsce podobna sytuacja. Dwóch konkurujących ze sobą bramkarzy skupia się przede wszystkim na tym, aby nie popełnić błędu, grożącego absencją w kolejnym spotkaniu. Jeśli stawiasz przed sobą zadanie pod tytułem „Nie zrobić nic źle”, to nie jesteś skłonny do tak potrzebnego na tej pozycji „szaleństwa”. Wiarygodności tej tezie dodają niektóre zachowania, czy to Davida, czy Deana, takie jak nie wychodzenie do wszystkich dośrodkowań lub wybieranie tylko prostych rozwiązań w grze nogami.

Oprócz czysto sportowej strony zmagań o bluzę z numerem jeden jest również ta finansowa. Manchester United tygodniowo przeznacza 475 tysięcy funtów na pensję tylko dla swoich dwóch najlepszych bramkarzy. Takie pieniądze wystarczyłyby na opłacenie trzech bramkarzy o zarobkach Alissona i aż siedmiu dostających taką wypłatę jak Ederson. W dzisiejszych czasach na takie obciążenie budżetu nie może pozwolić sobie nawet klub pokroju „Czerwonych Diabłów”. Szczególnie że David de Gea przez lata świetnej gry zapracował na tygodniówkę, która dziś kompletnie nie odpowiada temu co prezentuje na boisku

Getty Images

Granie za zasługi

David de Gea jest niekwestionowaną legendą ery post-Ferguson. To właśnie 30-latek był ostoją drużyny, gdy wszyscy inni zawodzili. Jego piętno odciśnięte na klubie obrazuje fakt, że Hiszpan wygrał najwięcej nagród „Sir Matt Busby Player of the Year” od początku istnienia tego wyróżnienia (1988 rok). Takiego zaszczytu doświadczył cztery razy w latach 2014-2016 oraz w 2018 roku. Drugie miejsce pod tym względem zajmuje Cristiano Ronaldo z trzema nagrodami. 

Tego co już osiągnął, nikt mu nie zabierze, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Czy przez ostatnie kilkadziesiąt miesięcy prezentuje formę, która pomaga w sięganiu po trofea? A może mamy pewność, że jeszcze kiedyś wróci na szczyt? Jeśli odpowiedź na któreś z tych pytań brzmi „NIE”, to znaczy, że należy rozważyć danie szansy komuś innemu.

Statystyki z obecnej kampanii również nie stoją po stronie doświadczonego bramkarza. W tym sezonie Premier League tylko Rui Patricio może się „poszczycić” niższą skutecznością obron od de Gei. Oscyluje ona w okolicy około 60%. W dodatku jeśli uwzględnić wszystkie spotkania to Henderson broni strzały o 13 punktów procentowych częściej. Anglik wpuszcza również mniej goli około 0,7 bramki na mecz przy ponad 1,3 Hiszpana. 

Jak donosi źródło “MEN”, którego dziennikarz nie chce ujawnić, ale może zapewnić, że jest to członek szatni Manchesteru United – relacja pomiędzy Ole Gunnarem Solskjaerem i Davidem de Geą od dłuższego czasu nie jest najlepsza. Norweg już kilka miesięcy temu miał plan zmienić hierarchię w bramce Manchesteru United, lecz kiedy Hiszpański bramkarz dowiedział się o tym pomyśle, nie ukrywał oburzenia. Ostatecznie szkoleniowiec Manchesteru United postanowił wycofać się ze swoich planów. W dodatku taka sytuacja miała miejsce dwa razy (!), zarówno przed październikowym meczem z West Hamem jak i lutowym spotkaniem z Chelsea. Opieszałość menedżera Manchesteru United w tym temacie może mieć daleko idące negatywne skutki.

Mieć ciastko i zjeść ciasto?

Można próbować zostawić na kolejny sezon obu zawodników, co sugeruje poniekąd Solskjaer w swoich wywiadach. Taka decyzja pachnie jednak zbytnią zachłannością, jakby menedżer chciał „zjeść ciastko i mieć ciastko”. A przecież każdy w swoim życiu słyszał przysłowie „Lepsze jest wrogiem dobrego”. Najrozsądniejszym rozwiązaniem byłaby, więc sprzedaż Davida de Gei za kilkadziesiąt milionów (wartość rynkowa wg. Transfermarkt: 20 mln euro). Odblokowałoby to ogromne środki, które można zainwestować w załatanie braków na niektóre pozycje. Tylko najważniejsze pytanie brzmi: Czy Dean Henderson ma na tyle talentu i charakteru, by zostać na długie lata numerem jeden w bramce Manchesteru United? Nie wiem, choć się domyślam. 

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze