The Athletic: Europejska SuperLiga może być jedynym sposobem na powrót konkurencyjności w futbolu

The Athletic Patryk Tabak
Zmień rozmiar tekstu:

Michael Cox na łamach The Athletic podjął się oceny projektu SuperLigi, której ogłoszenie wywołało trzęsienie ziemi w futbolu. Zdaniem dziennikarza powstanie rozgrywek w postaci wyizolowania elit piłki nożnej może pozwolić ligom piłkarskim na ponowne stanie się konkurencyjnymi.

Tekst Michaela Coxa z The Athletic – treść oryginalna

Trudno było nie zareagować z przerażeniem na ogłoszone w niedzielę wieczorem powstanie Europejskiej SuperLigi. Przy czym to przerażenie budziła nie tyle sama informacja, co sposób, w jaki ją ogłoszono.

Osoby podejmujące decyzje wydają się być zbyt tchórzliwe, by pokazać twarze i wyjaśnić swoje racje, z kolei menedżerowie i zawodnicy znajdą się w bardzo trudnej sytuacji i będą musieli zdecydować czy bronią koncepcji, przeciwko której są ich kibice, czy może występują przeciwko tym, którzy płacą ich pensje. Istnieje też inna ewentualność, bardziej prawdopodobna – wyjaśnienie, że tak naprawdę dysponują szczątkowymi informacjami, nie rozumieją tej sytuacji w pełni i właściwie nie ma to z nimi nic wspólnego.

Bezczelna chciwość wielkich klubów nie jest niczym zaskakującym. Ich właściciele wierzą, że dzięki Europejskiej SuperLidze będą mogli zarobić więcej pieniędzy, ponieważ obecna sytuacja przestała być dla nich korzystna.

Nowa propozycja nie jest jednak korzystna dla nikogo, przynajmniej jeśli chodzi o tworzenie konkurencyjnego sportu.

Podział na małe i duże kluby istniał zawsze. Real MadrytBarcelona często dominowały w Hiszpanii; JuventusInter i Milan robiły to samo we Włoszech. To samo można powiedzieć praktycznie o każdym europejskim kraju. Nigdy wcześniej jednak nierówności w głównych ligach europejskich nie były tak widoczne.

Wystarczy użyć dowolnego wskaźnika (sumy zdobytych punktów, różnicy bramek, zdobytych tytułów, płaconych pensji) i przyjrzeć się tabelom głównych lig europejskich w ciągu ostatnich dwóch dekad, a stanie się jasne, że doświadczamy oszałamiającej i wciąż postępującej nierówności.

Juventus zdobył dziewięć tytułów mistrza Włoch z rzędu, Bayern wkrótce wyrówna to osiągnięcie w Bundeslidze. PSG w tym roku czeka trudna walka we Francji, ale prawdopodobnie skończy się to ośmioma tytułami w ciągu dziewięciu ostatnich lat. Wyjątkiem był tylko sezon 2016/17, gdy w wyścigu o mistrzostwo pokonało ich Monaco. Jaka była reakcja Paris Saint-Germain? Natychmiastowe podpisanie kontraktu z najlepszym piłkarzem ówczesnego mistrza kraju. Bayern robi to samo z każdym klubem w Niemczech, który spróbuje rzucić im wyzwanie. Jeśli nie możesz ich pokonać na boisku, zniszcz ich poza nim.

Każdy, kto nie należy do stałych dominatorów, wygrywa każdą z tych lig mniej więcej raz na dekadę. To żałosna sytuacja.

W europejskiej piłce jest mnóstwo wspaniałych, wielkich klubów, które w poprzednich dekadach cieszyły się z tego, że co kilka lat wmieszają się w walkę o tytuł, a raz na jakiś czas może nawet zdobędą trofeum. Teraz mogą zostać skazane na wieczną obecność w środku tabeli.

European Super League: 12 teams are in - but who will the other three be?
Football Transfers

Koncepcja Europejskiej SuperLigi pojawiała się już od lat 60., z częstotliwością mniej więcej dwóch razy na dekadę.

Można znaleźć choćby tekst w magazynie „When Saturday Comes” z lat 80. lub okładkę jednego z tabloidów z końca lat 90.. Szczegóły i generalna koncepcja Europejskiej SuperLigi regularnie się jednak zmieniała: czasem była to typowa gra w środku tygodnia, by w weekendy rywalizować na własnym podwórku, a czasem interpretowano ją jako odrębną ligę. Główną, a może jedyną, dla zainteresowanych nią klubów.

Ten pierwszy format, który jest zaproponowany obecnie, nie miałby sensu i w oczywisty sposób zwiększyłby nierówności w ligach krajowych. Drugi, w którym wielkie kluby albo zrezygnują, albo zostaną wyrzucone z rozgrywek w ich kraju, niestety zaczyna mieć sens z punktu widzenia zawodowego futbolu.

Celem ligi jest zebranie drużyn o mniej więcej równym statusie i pozycji, by rozgrywali między sobą prawdziwie konkurencyjne mecze – dlatego tak dobrze funkcjonuje system awansów i spadków. Championship, i każda kolejna liga, co roku „traci” kilka najlepszych i kilka najgorszych zespołów, więc poziom rywalizacji z automatu jest wysoki. Dlatego też koncepcja piramidy w angielskim futbolu jest nienaruszalna.

Oczywisty problem leży na samej górze, gdzie niektóre kluby stają się coraz bogatsze, a co za tym idzie – bardziej dominujące i zapewniają mniejszą konkurencję niż kiedykolwiek wcześniej. Koncepcja awansu na samym szczycie nie ma zastosowania. Oni nie mają dokąd pójść. Chyba że stworzysz im miejsce, do którego będą mogli się udać.

Być może na zawsze.

Niektóre mecze Premier League nawet nie przypominają sportu, w którym istnieje rywalizacja i konkurencyjność. Czuć, że mamy do czynienia z barankami prowadzonymi na rzeź. Czasami zdarzają się wprawdzie szokujące rezultaty, ale wystarczy spojrzeć na ostatnie cztery wyjazdy Burnley na mecze z Manchesterem City, by zdać sobie sprawę, że czterokrotnie przegrali 0:5. I zacząć się zastanawiać nad sensem tego wszystkiego.

Prawdziwe bitwy o mistrzostwo kiedyś były wydarzeniem corocznym, dzisiaj stanowią sporadyczną nowość.

System ligowy na najwyższym poziomie już nie działa. Dziewięciomiesięczna liga, z 38 meczami do rozegrania, w której każdy gra z każdym u siebie i na wyjeździe ma sens wtedy, gdy do boju staje 20 drużyn o w miarę równej pozycji. Przy tak wyraźnych dysproporcjach przyzwyczailiśmy się do tego, że sytuacja staje się jasna przed świętami Bożego Narodzenia. Zaakceptowaliśmy tę katastrofalną sytuację, ponieważ był to proces trwający latami, a nie nagły rozwój wypadków.

Również w Pucharze Europy niechętnie, bo niechętnie, ale zaakceptowaliśmy dominację „superklubów”.

Traktujemy Ajax, który dotarł do półfinału, lub Porto, które zagrało w ćwierćfinale, jako niesamowite osiągnięcia, tak jakby klub z niższej ligi dotarł do decydujących faz FA Cup. To absurd. Porto wygrało Ligę Mistrzów w 2004 roku, Ajax zrobił to dziewięć lat wcześniej. Teraz rozpaczliwie pozostały w tyle, jednocześnie czerpiąc ogromne korzyści finansowe w stosunku do krajowych rywali, przy czym ich własne ligi nie mogą równać się konkurencyjnością do tych największych.

Ajax v Tottenham Hotspur – UEFA Champions League – Semi Final – Second Leg  – Johan Cruijff ArenA
Game of the People

Idealnym rozwiązaniem byłoby zatrzymanie wielkich klubów poprzez wprowadzenie limitów wynagrodzeń, bardziej rygorystyczne limity dotyczące wielkości kadry i większą redystrybucję dochodów z praw telewizyjnych.

Jeśli coś takiego leży na stole – do dzieła.

Jednak realistycznie rzecz biorąc, takiej propozycji nie ma.

Globalizacja dokonująca się w piłce nożnej spowodowała, że władza jest skoncentrowana w wielkich klubów. Każda reforma, od tych dotyczących kontraktów z nadawcami aż po te obejmujących swoim zakresem kwalifikacje do europejskich pucharów, powiększa hegemonię elity.

Alternatywą jest uwolnienie ich – pozwolenie kontynentalnym gigantom na mierzenie się co tydzień z innymi gigantami, w ich własnej krainie fantazji. To automatycznie pozwoli ligom krajowym odzyskać pewien poziom nieprzewidywalności i ekscytacji.

Jeśli ten projekt SuperLigi zostanie odrzucony, pozostanie nam z kolei równie niesmaczny nowy format Ligi Mistrzów, z elitarnymi i właściwie pewnymi udziału w niej drużynami oraz z jeszcze większą liczbą bezsensownych meczów w fazie grupowej (lub modelu szwajcarskim). Wszystko w celu zagwarantowania przychodów, dzięki czemu te kluby będą mogły podpisywać kontrakty z kolejnymi najlepszymi zawodnikami, polecieć do domu i gromić Burnley 6:0 zamiast 5:0.

Nierówności staną się jeszcze większe, a dominacja elity będzie coraz bardziej uciążliwa.

Ile razy z rzędu Bayern musi zdobyć mistrzostwo, zanim zdamy sobie sprawę, że Bundesliga – niegdyś uznawana za wzór do naśladowania – zasadniczo nie jest już konkurencyjną ligą? Dziesięć? Piętnaście? Dwadzieścia? Kiedy ci się to znudzi? To nie jest indywidualny geniusz, to nie jest Rafael Nadal wygrywający French Open 13 razy na 16 edycji z powodu swojego geniuszu. To strukturalna nierówność, której odzwierciedlenie widzimy na boisku.

Europejskie ligi piłkarskie potrzebują większej równowagi konkurencyjnej, a jeśli większa redystrybucja dochodów jest mało prawdopodobna, to opcja nuklearna może być jedynym wyborem.

Trudno znaleźć kogoś szczerze entuzjastycznie nastawionego do Europejskiej SuperLigi, jednak część argumentacji, zwłaszcza tej płynącej od kibiców klubów, które mają drastyczną przewagę nad innymi drużynami z tej samej ligi, jest zwyczajnie nietrafiona. Zwłaszcza biorąc pod uwagę obecny stan europejskiej piłki.

Sprzeciwiajmy się SuperLidze w jakikolwiek sposób, ale unikajmy gloryfikacji głęboko niekonkurencyjnego statusu quo. Obecna sytuacja byłaby dla nas niesamowicie przerażająca, gdybyśmy nie mieli do czynienia nie z pełzającym od wielu lat procesem, a zmianą dokonaną z dnia na dzień.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze