The Athletic: o tym jak kluby Super Ligi przegrały wszystko

Błażej Duda
Zmień rozmiar tekstu:

W felietonie komentującym burzliwe wydarzenia ostatnich dni Adam Crafton z portalu „The Athletic” przygląda się nieudanemu gambitowi 12 klubów-założycieli niedoszłej Super Ligi.

Felieton Adama Craftona – treść oryginalna

Z perspektywy czasu wiemy, że nie żartowali. Ze strony europejskiej elity nie była to partia pokera, ale ostateczny rzut kością, wejście va banque na Super Ligę. Nie „Europejską Super Ligę”, ale globalną franczyzę, gotową na rozszerzenie poza granice kontynentu.

Wielu przypuszczało, że wielcy przybrali jedynie pozę, szukając sposobu na zmuszenie UEFY do ustępstw w przyszłości. W prywatnej rozmowie w poniedziałek, jeden z dyrektorów z klubu spoza proponowanej Super Ligi przyznał, że nie spodziewał się wpłynięcia dokumentów w niedzielny wieczór. Nawet wówczas, jak uważał, kluby z „Parszywej Dwunastki” mogły zostać nakłonione zachętami, by zasiąść do stołu.

Być może UEFA zaproponowałaby inne zasady awansu do Ligi Mistrzów; być może Premier League otrzymałaby kolejne miejsce lub dwa w Lidze Mistrzów, tym samym zwiększając szanse na regularny udział sześciu angielskich klubów w rozgrywkach. Inni zgadywali, że większa część wpływów z praw do transmisji zostanie skierowana do najsłynniejszych europejskich klubów, uciszając ich na kolejne kilka lat, zanim po raz kolejny zrobią scenę.

Od niedzielnego wieczora, aż po wtorkowe popołudnie źródła blisko związane z projektem utrzymywały, że kluby są śmiertelnie poważne. Porozumiały się w sprawie obsługi długu z amerykańskim bankiem inwestycyjnym JP Morgan. Agencja PR InHous Communications przez kilka tygodni pracowała nad marką i uruchomieniem strony internetowej. Spin-doktorka Katie Perrior, która uprzednio pracowała z premier Theresą May i Borisem Johnsonem, została szefową agencji ds. komunikacji. Projekty prawne Super Ligi zostały przygotowane przez międzynarodową firmę Clifford Chance. Dokumenty zostały złożone do sądów w całej Europie, a we wtorek hiszpański sąd gospodarczy wprowadził tymczasowe środki, które zablokowały UEFA i FIFA możliwość podjęcia działań przeciwko klubom z Hiszpanii.

Nie brakowało osób, które widziały w tym, lub przynajmniej miały na to nadzieję, dramatyczny chwyt. We wtorkowy wieczór, gdy domek z kart zaczął się systematycznie sypać i opadł kurz, zobaczyliśmy rzeczywistość. Dwanaście najsłynniejszych europejskich klubów zaryzykowało wszystko – i przegrało.

Manchester United, główni autorzy projektu wraz z Realem Madryt i Liverpoolem, są doskonałym przykładem. W przeciągu godziny od ogłoszonej przez Chelsea decyzji o wycofaniu się z planów, potwierdzono rezygnację Eda Woodwarda. Podjęto oczywiście działania, by uratować reputację Woodwarda. Okazało się na przykład, że pozostanie na swoim stanowisku do końca 2021 roku. Niektóre źródła podkreślały, że już wcześniej oceniał swoją pozycję; inne – że osobiście opowiadał się przeciwko Super Lidze i wspierał reformy Ligi Mistrzów proponowane przez UEFA.

Wielu będzie w to ciężko uwierzyć, na przekór tym, którzy wstawiają się za dyrektorem. Woodward jest byłym pracownikiem JP Morgan i pomagał przy wysoce lewarowanym przejęciu Manchesteru United przez rodzinę Glazerów. Wkrótce po przejęciu został szefem sztabu amerykańskiej rodziny, a ostatecznie wspiął się do pozycji wicedyrektora wykonawczego. Woodward był największym sojusznikiem Glazerów, ale jego oddanie było tym, co sprowadziło go na kolana. Z pewnością nie oczekiwał, że we wtorek o 21:30, w kwietniową noc będzie ogłaszał swoją rezygnację.

Woodward klęknął na kolana, ponieważ Manchester United, wraz z pozostałymi spiskowcami, spektakularnie pomylił się w ocenie, jak dużym wyzwaniem jest próba wyrwania się ze struktur. Strategia Super Ligi, zadziwiająco amatorska w wykonaniu, spowodowała, że każda z zainteresowanych stron obróciła się przeciwko niej. Fani klubu, znajdujący się na odległej pozycji na liście zainteresowań dyrektorów, poczuli się zdradzeni. W poniedziałek jeden z fanów zadzwonił do radia BBC, zalał sę łzami i przypomniał światu, że zespół Manchesteru United, zespół sir Matta Busby’ego, w 1958 roku zginął bo pragnął zagrać w meczu w europejskich pucharach. Nikt nie konsultował tej decyzji z fanami, ale ci już do tego przywykli.

Przerodziło się to w szokujące wydarzenie, biorąc pod uwagę na ilu poziomach pojawił się sprzeciw. Szefostwo United straciło wsparcie najbardziej utytułowanego menedżera klubu, sir Aleksa Fergusona, który w niedzielny wieczór głośno wyraził swoje obiekcje w stosunku do „skoku”. Fergusonowi miało się nie spodobać zwłaszcza to, w jaki sposób Ole Gunnar Solskjaer został zmuszony do radzenia sobie z pytaniami dziennikarzy i telewizji.

Solskjaer został poinformowany o zamiarach klubu krótko przez pierwszym gwizdkiem w spotkaniu z Burnley. Ponieważ obu menedżerów łączą bliskie relacje, jest wysoce prawdopodobne, że Ferguson skonsultował się z Solskjaerem, zanim publicznie zainterweniował w sprawie. I tak to się toczyło. Rodzina Glazerów straciła byłych piłkarzy, takich jak Gary Neville, który wzywał do wykopania właścicieli klubu z angielskiej piłki. Wkrótce potem nastąpił protest piłkarzy. Bruno Fernandes udostępnił post na instagramie, a w jego ślady na Twitterze poszli Marcus Rashford i Luke Shaw. Jeśli wierzyć źródłom, Juan Mata i David de Gea byli rozgoryczeni tym, że klub nie potrafił jasno poinformować o planach zanim informacje pojawiły się w mediach w niedzielę. Piłkarze United, którzy lubią Solskjaera, poczuli, że menedżer został rzucony wilkom na pożarcie.

Głosy sprzeciwu rosły. Manchester United stracił zaufanie i szacunek swoich europejskich odpowiedników. Prezydent UEFA Aleksander Ceferin opisał, jak Woodward zapewniał o swoim wsparciu w czwartek, by już w weekend zachować się jak „wąż”. Woodward był szanowanym i wpływowym członkiem Europejskiego Stowarzyszenia Klubów. jednak po rezygnacji ze swojej pozycji w radzie, nie było dla niego łatwej drogi powrotnej. Stracił swoją siłę oddziaływania. Tymczasem w UEFA niepewność wokół Super Ligi skłoniła Flick Sports, australijski serwis streamingowy, by zaoferować 60 milionów za prawa do Ligi Mistrzów dla regionu. Wyobraźcie sobie, że wracasz do siedziby UEFA i musisz to jakoś wyjaśnić.

Ta fala wylała się na pierwsze strony gazet. Premier Boris Johnson zagroził zrzuceniem na projekt legislacyjnej bomby. Nawet lider opozycyjnej Partii Pracy Keir Starmer prowadził rozmowy z fanami we wtorek i opowiadał się przeciwko Super Lidze.

A więc na przestrzeni 48 godnych pożałowania godzin, Woodward i Glazerowie stracili ich wszystkich: fanów, legendarnego menedżera, byłych piłkarzy, rząd, opozycję. Ba, nawet rodzina królewska potępiła ich próbę odłączenia.

Nadal pozostawało to bez znaczenia, do momentu, w którym Chelsea postanowiła się odłączyć, obracając plany w ruinę, a wkrótce potem w jej ślady poszedł Manchester City. Nie tylko Manchester United musi teraz przeszukiwać rumowisko. Liverpool musi sobie radzić z rozpalonym menedżerem po tym jak Jurgen Klopp został posłany przed kamery i zmuszony do odpowiedzi na tuzin pytań o działania i ambicje właścicieli klubu. Ciskał gromami również we wtorek, gdy kapitan Jordan Henderson nawoływał kapitanów pozostałych drużyn Premier League, by sprzeciwili się planom. Piłkarze wystosowali wspólne oświadczenie krytykujące postawę klubu.

Takiego poziomu niezadowolenia ten niezdarnie sklecony projekt nie mógł przewidzieć. Piłkarze i menedżerowie często przymykają oko na defekty klubu, obniżając standardy moralne w zamian za pieniądze. W tym przypadku pojawił się jednak projekt, który uderzał w samo serce ich dziecięcej miłości do futbolu: prawa do marzeń, aspiracji i rywalizacji. Choć właściciele klubów mogli czuć się urażeni, prywatnie piłkarze z uznaniem wypowiadają się o mistrzostwie dla Leicester City w 2016 roku. Ci piłkarze są fanami piłki nożnej jak każdy z nas i nawet coraz rzadsze niespodzianki działają na nich orzeźwiająco.

Od początku w planie widać było niedociągnięcia. Wielki spisek miał trzy główne luki. Pierwszą z nich było niepowodzenie w ściągnięciu Bayernu i Paris Saint-Germain. Dwanaście klubów urabiało PSG przez całą dobę, ostrzegając prezydenta Nassera Al Khelaifiego, że Paryżanie zostaną ośmieszeni i pozostawieni we wstecznym lusterku oddalającej się czołówki.

W poniedziałkowy wieczór prezydent Realu Madryt Florentino Perez zarzekał się, że PSG nie było zaproszone. „The Athletic” dotarł jednak do udokumentowanych dowodów, że to PSG odrzuciło plan. Bez PSG i Bayernu, ubiegłorocznych finalistów, projekt sprawiał wrażenie niespełnionych ambicji. Szacowano, że oba kluby dołączą ze strachu przed byciem wykluczonym, jednak widząc reakcję z poniedziałku, postanowiły dać nogę. Oba kluby miały swoje własne wątpliwości. Wyczuwały wzajemny brak zaufania między klubami, konflikt osobowości, a jak ujęło to jedno ze źródeł: „Po prostu nie mogli sobie wyobrazić świata, w którym ta dwunastka szczęśliwie koegzystowała”.

Również inne niedociągnięcia wyszły na jaw. Przedstawiciele Super Ligi twierdzili, że fundusze JP Morgan zostaną zwrócone z praw do transmisji, jednak nie ogłoszono żadnego partnera telewizyjnego. Nie oznacza to oczywiście, że nie prowadzono żadnych rozmów, ale w momencie, gdy lidze najbardziej zależało na wiarygodności, żadna z instytucji nie chciała jej sygnować swoim imieniem.

W nadchodzących dniach samozwańcza Wielka Szóstka w Premier League będzie chciała przedstawić wydarzenia ostatnich dni w korzystnym dla siebie świetle. Nie dajcie się tym zwieść. Wcześniej trzymali władzę w UEFA i ECA. Teraz mają zamiar wrócić skruszeni, ze spuszczoną głową, do walki o miejsce przy stole. W pogoni za podpisem PSG i Bayernu, dyrektorzy klubów Super Ligi zrezygnowali ze swoich stanowisk w największych organach. Francuzi i Niemcy nawet nie drgnęli.

Być może największą porażką jest sposób, w jaki ten nadzwyczajny moment przerodził się w coś zwyczajnego. Ogłoszenie Super Ligi w niedzielę było ubogie w szczegóły. Mówiono, że będzie 15 członków-założycieli, ale tylko 12 złożyło podpisy. Mówiono, że 5 miejsc będzie przysługiwało zwykłym „śmiertelnikom”, ale nie zdradzono w jaki sposób będą się kwalifikować. Rzucono mimochodem jedno zdanie o kobiecym odpowiedniku rozgrywek, ale nie zdradzono, w jaki sposób wspomoże to sport, ani nie uwzględniono w tym planie Lyonu, zdobywcy ostatnich pięciu tytułów pucharów Ligi Mistrzów. Czekaliśmy na wyjaśnienia w kolejnych dniach. I czekaliśmy. I czekaliśmy.

Wkrótce okazało się, że nie ma żadnej strategii. Czy miliarderzy naprawdę stworzyli aż tak przeciętny plan? Właściciele Wielkiej Szóstki i dyrektorzy stracili język w gębie. Nie potrafili nakreślić światu swojej wizji. Nawet nie starali się zdobyć serc. Zużyli ten czas na przepychanki między sobą, kto będzie rozdawał karty, aż w końcu zorientowali się, że wśród nich nie ma jednej osoby z wystarczającą pozycją i charyzmą, by przykuć uwagę narodu.

Tę dziurę szybko wypełnili ci, którzy kawałek po kawałku rozdzierali na strzępy plany przesiąknięte chciwością i egozimem. W hiszpańskim radiu można było usłyszeć głos Florentino Pereza, co okazało się całkowitą katastrofą. Jak powiedział ktoś z klubu rywala: „Gadał ze swojego podwyższenia, jakby zarządzał całym światem. Chyba naprawdę myślał, że będzie mógł zmienić format meczu piłkarskiego z dziewięćdziesięciu minut, tylko dlatego, że dwunastu podstarzałych bogaczy tak zadecydowało”.

Być może najbardziej ironiczne w tym wszystkim pozostaje to, że Parszywa Dwunastka doprowadziła już do przesunięcia status-quo na korzyść elit, dzięki reformom UEFA. Mają najlepszych menedżerów, najdroższych piłkarzy, zapewniają sobie największy przychód z prawd do transmisji i przychodów komercyjnych. A mimo to, dyrektorom zamarzyło się więcej. Zawsze chcą więcej. Być może rzeczywiście czas znaleźć podmiot z prawami do transmisji. Może Amazon Prime? „All or Nothing”. Gdzie, choć raz, najbogatsi kończą z pustymi rękoma.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze