The Athletic: Wojny kulturowe i wady to codzienność w Man Utd, ale dobrze jest po prostu cieszyć się z zachwycającego powrotu

The Athletic Damian Domitrz
Zmień rozmiar tekstu:

W środę Manchester United pokonał Atalantę 3:2 w wyjątkowych okolicznościach, odrabiając dwubramkową stratę z pierwszej połowy. Po spotkaniu wielu fanów nie pozwoliło jednak sobie na chwilę euforii po zwycięstwie swoich ulubieńców, lecz nadal wytykało błędy drużynie Ole Gunnara Solskjaera lub jemu samemu. O tym, dlaczego takie wygrane powinny łączyć, a nie dzielić – chociaż na chwilę – w artykule dla serwisu The Athletic napisał Laurie Whitwell.

TREŚĆ ARTYKUŁU ORYGINALNA (KONWENCJA ZACHOWANA): 

Jeśli jesteś fanem Manchesteru United, który uważa, że klub z Old Trafford najlepiej poradziłby sobie z innym menedżerem niż Ole Gunnar Solskjaer, to wciąż możesz cieszyć się z szalonego zwycięstwa w środowy wieczór, którego świadkiem było Old Trafford.

Jeśli jesteś fanem Manchesteru United, który uważa, że ustawienie na mecz z Atalantą w Lidze Mistrzów było tak zbalansowane jak trójkąt różnoboczny, a takie zespoły jak Liverpool i Manchester City z łatwością by je wykorzystały, to wciąż możesz cieszyć się z szalonego zwycięstwa w środowy wieczór, którego świadkiem było Old Trafford.

Jeśli jesteś fanem Manchesteru United, który mógłby zasugerować, że Bruno Fernandes powinien przekazać swoją nagrodę dla zawodnika meczu koledze z drużyny, który na to zasłużył i zagrał więcej precyzyjnych podań od niego, to wciąż możesz cieszyć się z szalonego zwycięstwa w środowy wieczór, którego świadkiem było Old Trafford.

Jeśli jesteś fanem Manchesteru United, który widzi, że Cristiano Ronaldo jest elementem układanki, którego Solskjaer nie potrzebował i widzisz go jako środkowego napastnika, którego pressing stanowi problem, to wciąż możesz cieszyć się z szalonego zwycięstwa w środowy wieczór, którego świadkiem było Old Trafford.

Wśród kibiców występuje tak wiele wojen kulturowych o prym, że fundamentalna radość po zwycięstwie może zaginąć gdzieś na ziemi niczyjej. Ta walka nie jest bezzasadna, ale złożenie broni może zmniejszyć obciążenie.

Pozwolenie sobie na uśmiech i satysfakcję z tego, że Manchester United odrobił wynik 0:2 do przerwy, aby wygrać 3:2 w ramach meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów, w którym porażka zwiastowałaby katastrofę, nie jest zdradą jakichkolwiek obaw, jakie można mieć wobec klubu, menedżera czy poszczególnych zawodników.

Rozum i serce nie muszą wzajemnie się wykluczać.

Można być sfrustrowanym tym, że Merih Demiral potrzebował tylko jednej sprawnej nogi, żeby wymanewrować Luke’a Shawa i Harry’ego Maguire’a, co doprowadziło do straty czwartego gola ze stałego fragmentu gry w ostatnich pięciu spotkaniach, ale pomimo tego można czuć także euforię z powodu emocjonującego zwrotu akcji.

Można wcisnąć caps lock i tysięczny raz ŻĄDAĆ NOMINALNEGO DEFENSYWNEGO POMOCNIKA, gdy w Internecie pojawi się wyjściowy skład, ale można też zaciskać dłonie z podniecenia, gdy Fred będzie bliski pokonania bramkarza dwoma strzałami a Scott McTominay dwukrotnie złamie linię obronną rywali podaniami do przodu.

Można mówić, że zespół Solskjaera opiera się na indywidualnym blasku, ale można tez podziwiać skoordynowaną wymianę piłki, po której dwóch zawodników Atalanty, w ciągu jednej minuty, zostało ukaranych żółtą kartką za to, że nie potrafili powstrzymać mijających ich zawodników w czerwonych koszulkach.

Można rwać sobie włosy z głowy na myśl o formacji 4-2-4, która wynika z presji wywieranej przez Fernandesa, podważającego płynność gry przez środek pola i odwracającego się na pięcie w stylu Phelana, gdy Victor Lindelof tłumi ruch zawodników do przodu, zagrywając niechlujne podanie do Harry’ego Maguire’a, ale można też docenić szarpnięcia, które następują zaraz po tym.

Można myśleć, że posadzenie na ławce w tak ważnym meczu Paula Pogby, który ma w tym sezonie Premier League już siedem asyst, jest dziwną decyzją, nawet wiedząc, że zdecydowano o tym przed weekendową porażką z Leicester City, ale warto też przyznać, że jest to zawodnik, którego można ściągnąć z ławki, jeżeli drużyna potrzebuje impulsu. Tak samo wygląda to w przypadku Edinsona Cavaniego, który jest jak kable rozruchowe.

Można buczeć na drużynę w połowie meczu i jednocześnie podziwiać sekcję Red Army na Stretford End, która równocześnie wspierała zawodników schodzących do szatni. Może wydawać się dziwne, kiedy Solskjaer bije brawo przy stanie 0:2, ale z drugiej strony, po przerwie Manchester United pojawił się na boisku pełen optymizmu i kto wie, jakie korzyści psychologiczne przyniósł ten moment jedności?

W drugiej połowie piłkarze United od razu stworzyli sobie sytuację. Ronaldo, McTominay i znów Ronaldo. Marcus Rashford zdobywa bramkę po doskonałym wykończeniu i inspirującej asyście Bruno Fernandesa. Po tej akcji impet na Old Trafford jest nie do zatrzymania.

W takich okolicznościach można pozbyć się poważnych zmartwień i dać upust swoim emocjom.

Można dostrzec, że Manchester United kończy to spotkanie ze oczekiwaną liczbą bramek na poziomie 2,91 w porównaniu do 1,68 Atalanty i pomyśleć, że taki chaos nie jest receptą na trofeum, ale jednocześnie delektować się scenami, które pojawiają się, gdy nadchodzi końcowy gwizdek.

Na przykład widokiem Cristiano Ronaldo, który goni na pozycję lewego obrońcy, aby zamknąć rywala, a następnie blokuje dośrodkowanie, zanim pobiegnie do sędziego Szymona Marciniaka z wyciągniętymi rękami, apelując o końcowy gwizdek. Gdy Marciniak przedłuża to utrapienie jeszcze o kilka sekund, po czym dmucha w gwizdek i wyjaśnia sytuację Ronaldo, którego wewnętrzna bomba jest już na tyle rozproszona, że arbiter oferuje mu swoje ramię, można odczuwać satysfakcję z innego rodzaju zwrotu akcji.

Konflikty wokół analiz dotyczących United są powszechne, ale zwycięski powrót w Lidze Mistrzów od wyniku 0:2 w świetle reflektorów Old Trafford powinien popchnąć zwolenników tego klubu do jednomyślnego świętowania. Nie musi oznaczać to niczego bardziej znaczącego niż trzy punkty w kierunku awansu do fazy pucharowej, która rozpocznie się w lutym i marcu. Nie jest to definitywne określenie poglądów ludzi na temat Solskjaera.

Ale sposób walki o odwrócenie losów meczu jest symbolem tego, co pozostaje, niezależnie od skali zgiełku.

A to jest niezaprzeczalnie przyjemne.

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze