28 września 2004 roku Wayne Rooney zadebiutował w Manchesterze United zdobywając hat tricka w wygranym 6:2 meczu z Fenerbahce w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Dziś, dziewiętnaście lat później, po erze Anglika na Old Trafford pozostały już tylko piękne wspomnienia. Do legendarnego wieczoru pamięcią wracają dziennikarze – Matt Burgess ,Adam Marshall i Sam Carney
28 września 2023 roku mija dokładnie 19 lat od jednego z najbardziej pamiętnych i ekscytujących debiutów w historii całej piłki nożnej, nie mówiąc już tylko o Manchesterze United.
Wszyscy ci, którzy byli sfrustrowani niemal miesiącem oczekiwania na pierwszy występ Wayne’a Rooneya w barwach “Czerwonych Diabłów”, byli w pełni usatysfakcjonowani po magicznym wieczorze na Old Trafford. Czekanie zostało wynagrodzone.
18-letni wówczas Anglik właściwie położył na łopatki mistrzów Turcji – Fenerbahce. Rooney w ciągu godziny zdobył hat-tricka, a “Czerwone Diabły” wygrały 6:2 w meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Wszystkie trzy bramki były genialne. Co więcej – zdobycie trzech bramek w debiucie przez piłkarza Manchesteru United nie zdarzyło się od 1905 roku. Przez 99 lat miano jedynego “Czerwonego Diabła”, któremu taki wyczyn się udał, był Charles Sagar.
Matt Burgess (twórca treści w mediach społecznościowych klubu)
Lato 2004 roku na zawsze zostanie w mojej pamięci jako naznaczone czerwienią. Urodziłem się w 1993 – jedenaście lat wcześniej.
Mój tata był kibicem Manchesteru United od późnych lat 60., więc w tę drużynę byłem zaangażowany praktycznie od urodzenia, jeszcze zanim dowiedziałem się, czym tak naprawdę jest piłka nożna. Przy okazji Euro 2004 miałem obsesję na punkcie tej dyscypliny, jednak byłem jeszcze młody, więc nie zawsze wiedziałem wszystko o piłkarzach innych drużyn.
Wczułem się w atmosferę tego turnieju i byłem zdesperowany, by śledzić występy reprezentacji Anglii. Bardzo szybko moją uwagę przykuła angielska “dziewiątka” – Wayne Rooney. Przez całe mistrzostwa był tym zawodnikiem, którego bardzo pragnąłem zobaczyć w Manchesterze United.
W dużej mierze polegałem na moim tacie, który informował mnie o transferach. W 2004 roku telegazeta i wydania drukowane były praktycznie jedynym sposobem na bycie na bieżąco z wydarzeniami sportowymi. W sierpniu wyjechaliśmy na dwutygodniowe wakacje na Minorkę, więc nie wiedzieliśmy, co działo się dzień po dniu w klubie.
Gdy byliśmy poza domem, wertowałem kolejne strony gazet, mając nadzieję i modląc się o zobaczenie zdjęcie Wayne’a Rooneya w koszulce Manchesteru United. Ale za każdym razem nic…
Wchodziliśmy do barów – zawsze leciały akurat Igrzyska Olimpijskie w Atenach, bez praktycznie żadnych wiadomości piłkarskich. A co ważniejsze – bez Rooneya.
I tak codziennie aż do 31 sierpnia. Całą rodziną byliśmy na plaży. Tata odebrał telefon od dziadka, który wrócił do domu.
“Mają go”. To słowa, które pamiętam, jakby były wypowiedziane przed chwilą. Robiłem gwiazdy w morzu! Mój klub podpisał kontrakt z najbardziej ekscytującym piłkarzem z mojego kraju! Byłem w ekstazie! Mimo że oglądałem Manchester United odkąd pamiętam – jeszcze na długo przed moim pierwszym meczem na żywo na Old Trafford – prawdziwego bakcyla złapałem dopiero w latach 2002-2004.
Rooney był jednym z kilku piłkarzy, którzy odegrali kluczową rolę w moich wczesnych latach, gdy zakochiwałem się w tym sporcie. Widziałem, jak wygrywał wszystko w Man Utd strzelając gola za golem.
Moment jego odejścia był bardzo przejmujący. Byłem tam, by zobaczyć na własne oczy jak pojawia się jako ten młody, ekscytujący nastolatek, a potem patrzyłem, jak bije kolejne rekordy. Przez cały okres bycia nastolatkiem i we wczesnych latach 20. Manchester United i Wayne Rooney szli w parze. Zawsze z sentymentem będę wracał do tych wspomnień.

Adam Marshall (ManUtd.com, Inside United, United Review)
Oglądałem grę Wayne’a Rooneya dla Evertonu w finale FA Youth Cup przeciwko Aston Villi i oczywiście uważnie śledziłem jego postępy.
Gdy zaczął występować w pierwszym zespole “The Toffees” i grać na arenie międzynarodowej (byłem na jego debiucie w reprezentacji Anglii w meczu z Sunderlandem), stało się dla mnie jasne, że to jest napastnik, którego Manchester United musi pozyskać. Napisałem w tego artykuł do cotygodniowego biuletynu Sky Sports i pamiętam, jak zauważyłem błysk w jego oku, gdy świętował gola na Old Trafford w 2023 roku (musiało to być przeciwko Liechtensteinowi lub Danii). Można było powiedzieć, że maksymalnie cieszył się chwilą na naszym słynnym stadionie i poczuł, że chce tego więcej.
Wydaje mi się, że było to myślenie życzeniowe z mojej strony, a nawet jestem tego pewien. Wywołało to potok obelg ze strony czytelników – kibiców Evertonu, którzy, co zrozumiałe, mówili “ręce precz”. Dla nich nie było mowy o tym, by miejscowy chłopak nawet rozważał zmianę klubu i przeprowadzkę do Manchesteru.
Kilka tygodni później, a może nawet więcej, jedna z niedzielnych gazet sportowych, której tytułu nie pamiętam, zamieściła na pierwszej stronie informację o tym, że Manchester United rzeczywiście chce pozyskać Wayne’a Rooneya. Za każdym razem, gdy przejeżdżam obok tego małego sklepiku, w którym zobaczyłem tę okładkę, wracam do tego myślami.
Zastanawiałem się, czy to tylko spekulacje, czy może faktycznie do tego dojdzie. Wydawało mi się, że sir Alex Ferguson poczeka jeszcze rok na tego nastolatka – w końcu tamtego lata podpisaliśmy kontrakt z Alanem Smithem. Jego wyczyny na Euro 2004, w połączeniu z dużym zainteresowaniem i ofertą z Newcastle, zmusiła nas jednak do działania.
Przez krótki czas wydawało się, że Wayne Rooney trafi na St. James’s Park, jednak menedżer Manchesteru United poruszył niebo i ziemię, by upewnić się, że w Angliku ma swojego człowieka.
Już od pierwszej nocy, gdy zasiadłem na Stretford End, nietypowo z obojgiem rodziców, i gdy Rooney zdobywał hat-tricka w meczu z Fenerbahce, było jasne, że on rzeczywiście był człowiekiem, którego ten klub potrzebował.

Sam Carney (zastępca redaktora naczelnego ManUtd.com)
Jestem kibicem Manchesteru United od początku sezonu, w którym wygraliśmy tryplet (dzięki, mamo!), jednak serce mojego taty krwawi na niebiesko, bo wspiera Everton. Bilety na mecze “Czerwonych Diabłów” na przełomie wieków były bardzo trudne do zdobycia, więc moja przygoda z piłką w początkowym etapie często miała miejsca na Goodison Park, nie zaś na Old Trafford.
“The Toffees” borykali się z problemami w Premier League do czasu, gdy stery przejął David Moyes. Wkrótce potem Szkot dał szansę debiutu 16-letniemu Wayne’owi Rooneyowi. “Roonaldo”, jak szybko zaczęto go nazywać w Merseyside, od momentu zdobycia znakomitej bramki przeciwko mistrzowskiemu Arsenalowi był wielką nadzieją Evertonu, który sezon wcześniej zagrał w finale FA Youth Cup.
Chociaż Man Utd i “Kanonierzy” byli wówczas najlepsi, niewielu piłkarzy mogło stawić czoła elektryczności Rooneya na boisku. Anglik sprawił, że oglądanie piłki nożnej na żywo stało się ekscytujące. Pomimo moich klubowych sympatii byłem zachwycony, gdy babcia kupiła mi niebieską koszulkę z napisem “Roonaldo” i numerem 18.
Czułem się uprzywilejowany możliwością oglądania jego gry na żywo w tych wczesnych latach, jeszcze zanim został reprezentantem Anglii i na stałe przebił się do kadry dzięki fantastycznym występom na Euro 2004. Nie mam zbyt wielu żywych wspomnień związanych z plotkami dotyczącymi jego transferu do Manchesteru United, ale mogę sobie wyobrazić, że byłem dość podekscytowany tą perspektywą. Pamiętam za to, gdzie byłem, gdy oficjalnie ogłoszono ten transfer.
Mama zabrała nas tego dnia na wycieczkę do United Megastore (klubowego sklepu – przyp. red.), a wokół kręciło się wielu kibiców – oczywiście w nadziei, że jako pierwsi dowiedzą się czegoś nowego. Wydaje mi się, że jechaliśmy już do domu, gdy oficjalnie to potwierdzili. Moje pierwsze odczucie było takie, że 30 milionów funtów to cholernie dużo pieniędzy, ale patrząc z perspektywy czasu – to prawdopodobnie jeden z najlepszych transferów w historii piłki nożnej!
Oczywiście ze względu na uraz kości śródstopia musieliśmy czekać miesiąc, żeby zobaczyć Rooneya w barwach “Czerwonych Diabłów”, ale… mój Boże, było warto.
Komentarze