Porażka 2:3 może najgorzej nie wygląda na papierze, ale styl w jakim Manchester United poległ w Brighton daje wszystkim związanym z klubem poważne powody do zmartwień.
Po takiej pierwszej połowie można się jedynie zastanawiać z czym “Czerwone Diabły” mają obecnie najwięcej problemów. Z obroną czy z kreacją. Jedyna okazja w pierwszych 30 minutach pojawiła się dopiero, gdy błąd techniczny popełnił Lewis Dunk, który doprowadził do możliwości prostopadłego podania Paula Pogby w kierunku Romelu Lukaku. Belg ponownie może pluć sobie w brodę, bo po meczu z Leicester City to kolejna zmarnowana przez niego 100% sytuacja.
Niefrasobliwość rywali skrzętnie wykorzystali gospodarze fundując im 2 minutowe trzęsienie ziemii. Najpierw w 25. dośrodkowanie po ziemii Solomona Marcha znakomicie wykorzystał Glenn Murray, który bardzo sprytnie i efektownie podciął futbolówkę tak, że David de Gea mimo wybitnego refleksu nie zdążył nawet z reakcją.
Kilkadziesiąt sekund później już było 2:0, gdy w polu karnym w zamieszaniu odnalazł się Shane Duffy pakując piłkę do siatki.
Pogoń za odrabianiem strat w wykonaniu Manchesteru United w żadnym wypadku nie nazwalibyśmy efektowną, imponującą, gorączkową, jakiej moglibyśmy oczekiwać, gdy w 30 minut taki Brighton pakuje 20-krotnym mistrzom Anglii dwie upokarzające bramki.
Więcej szczęścia niż umiejętności, ale ostatecznie udało się strzelić gola kontaktowego w 34. minucie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Luke Shaw zagrywał przed bramkę, a piłka jeszcze po odbiciu się od jednego z rywali trafiła na piąty metr do Romelu Lukaku, który częściowo zrehabilitował się za wcześniejsze pudło.
Jeśli ktoś w tej chwili pomyślał, że to ten moment, w którym goście się w końcu obudzą i rozpoczną wspaniały comeback, ten szybko został sprowadzony na ziemię widząc poczynania swoich pupili.
Można winić zawodników ofensywnych, ale co w tym spotkaniu wyprawia defensywa “Czerwonych Diabłów” tego nie wie nikt. Pascal Gross pewnie nawet na treningach nie dostał nigdy tyle swobody przy akcji ofensywnej co w 44. minucie, gdy znalazł się między Lindelofem a Baillym czekając na podanie. Indolencję w ustawieniu musiał ratować Iworyjczyk, ale zrobił to w najgorszy sposób z możliwych, bo wyciął równo z trawą Grossa w polu karnym. Sam poszkodowany podszedł do wykonania rzutu karnego i dość szczęśliwie – bo po nodze interweniującego golkipera – wykorzystał ten prezent od Bailly’ego.
Na początku drugiej połowy portugalski menedżer wprowadził na boisko Jesse’ego Lingarda i Marcusa Rashforda, a w dalszej części meczu Marouane’a Fellainiego, ale żaden z nich w jakikolwiek drobny sposób nie podniósł jakości gry swojego zespołu. “Goniący” za wynikiem Manchester United w drugiej połowie oddał tylko jeden strzał, a ostatni kwadrans spędził praktycznie na własnej połowie. Z Brighton.
Bramkę z rzutu karnego Paula Pogby w doliczonym czasie gry należy traktować tylko i wyłącznie jako bonus dla statystyk Francuza, bo na pozytywną reakcję na odkręcenie tej porażki było już zwyczajnie za późno.