manutd.com

Artykuł ManUtd.pl: Czy akademia Manchesteru United wciąż bije na głowę „głośnych sąsiadów”? Analiza diamentów z Manchesteru

Marcel Zakaszewski
Zmień rozmiar tekstu:

Już w niedzielę 3 marca o 16:30 na Etihad Stadium odbędą się 192. derby Manchesteru. Za faworyta ponownie można uznać drużynę z niebieskiej części miasta, ale jak wszyscy wiedzą, derby rządzą się swoimi prawami. Dużą rolę w tym spotkaniu mogą odegrać młodzi, utalentowani zawodnicy, których nie brakuje w obu ekipach. Nie ma już tam także wielu piłkarzy z potencjałem, którzy zostali sprzedani za mniejsze lub większe pieniądze, czego Pep Guardiola i Erik ten Hag być może obecnie żałują. Czy renomowana akademia Manchesteru United wciąż jest lepsza od rywali zza miedzy?

Kobie Mainoo – ratunek dla środka pomocy?

Tej postaci chyba nie trzeba za bardzo przedstawiać, choć jeszcze rok temu nie zadebiutował on w pierwszej drużynie Manchesteru United. Urodzony w 2005 roku w Stockport pomocnik szturmem wdarł się do linii pomocy Manchesteru United. Wychowanek akademii i zwycięzca nagrody Jimmy’ego Murphy’ego dla najlepszego młodego zawodnika w 2023 roku prawie na pewno rozpocznie  swoje pierwsze derby w wyjściowym składzie i postara się zdominować linię pomocy podopiecznych Guardioli, walcząc z Rodrim, Kevinem de Bruyne czy Bernardo Silvą.

18-latek rozegrał w pierwszej drużynie dopiero 19 spotkań, a debiut w pierwszej „jedenastce” zaliczył dopiero 26 listopada 2023 roku w meczu z Evertonem na Goodison w Premier League. Kobbie zagrał fenomenalne spotkanie, a sam Gary Neville mówił po nim, że Pep Guardiola chciałby mieć takiego zawodnika w swojej drużynie:

– Wyglądał jak zawodnik Manchesteru City. Oglądałem go i pomyślałem sobie, że na takiego piłkarza z pewnością spojrzałby Guardiola, bo powiedziałby sobie: chcę go w swojej linii pomocy, tak właśnie grają moi pomocnicy.

Jego debiut był dosyć mocno opóźniony w czasie przez niefortunną kontuzję kostki doznaną w 6. minucie meczu przedsezonowego z Realem Madryt. Anglik opuścił 17 spotkań swojej drużyny, ale nic straconego – i tak zaliczył prawdziwe wejście smoka i zapowiada się na to, że będzie on pomocnikiem Manchesteru na długie lata, co przyznał sam Casemiro, od którego Mainoo ma okazję się teraz uczyć grając u jego boku. Anglik wygrywa o wiele więcej pojedynków defensywnych od niego i w niektórych meczach wcale nie widać między nimi różnicy wieku i mimo wszystko małego doświadczenia Mainoo.

Anglik nie boi się jednak na boisku nikogo i niczego. Jest uzdolniony technicznie, fizycznie, potrafi uspokoić jak i przyspieszyć grę. Dobrze dogaduje się z kolegami, a w meczu wyjazdowym z Wolves w Premier League pokazał, że nie ulega pod presją, strzelając zwycięskiego gola na 4:3 w ostatniej minucie meczu.

Anglik nie ustrzega się błędów. To po jego niefortunnym przyjęciu piłki na własnej połowie w meczu z West Hamem na London Stadium piłka wylądowała pod nogami Mohameda Kudusa, który wykorzystał pomyłkę 18-latka i wpakował futbolówkę do siatki. To wszystko są jednak cenne lekcje dla młodego pomocnika, który z pewnością ma przed sobą świetlaną przyszłość.

Dowodem na jego talent może być również fakt, że o 18-latka biły się oba kluby z Manchesteru, gdy ten miał zaledwie sześć lat. Jak ujawnił w swoim artykule Laurie Whitwell, Kobbie był mocno rozchwytywany od najmłodszych lat:

– United i City ścigały się o niego odkąd miał sześć lat. Powiedziałem jednak mojemu przyjacielowi, że decyzja ostatecznie należy do Kobbiego – mówi Paul Newton, który trenował Mainoo w drużynie dziecięcej Cheadle & Gatley.

18-latek został zaproszony przez skauta Manchesteru United, Dermote’a Clarka na trening z akademią do The Cliff, byłego kompleksu treningowego pierwszej drużyny. Jednocześnie angielski pomocnik uczęszczał na sesje treningowe do bazy treningowej Manchesteru City, Platt Lane w Fallowfield.

Po roku w wieku ośmiu lat Mainoo musiał podjąć decyzję. Ostatecznie wybrał Manchester United ze względu na wolność, jaką okazywali tam trenerzy. Struktura pozwalała tam młodym chłopakom grać jak najwięcej piłką i przymykała oko na popełniane błędy.

Alejandro Garnacho – argentyński diament ukradziony Atletico

Kolejny zawodnik, który jest już szerzej znany każdemu kibicowi klubu z Old Trafford. Sezon 2022/23 był dla niego przełomowy, jeśli chodzi o przebicie się do pierwszej drużyny. Argentyńczyk przyszedł do drużyny U18 Manchesteru United w 2020 roku z akademii Atletico Madryt. Bacznie obserwował go dyrektor akademii Manchesteru United, Nick Cox, który ustawił Garnacho na górze swojej listy życzeń i namawiał go na przenosiny poprzez rozmowy wideo.

Garnacho w tym sezonie stał się w zasadzie jednym z pierwszych nazwisk w wyjściowym składzie. Obecnie 19-latek wyszedł w pierwszej „jedenastce” w 23 spotkaniach z rzędu. Nie musiało być to wcale oczywiste – od początku sezonu do końca października od początku zagrał tylko w trzech meczach i dostawał jedynie pojedyncze minuty wchodząc z ławki.

Przełomowym momentem dla formy Garnacho w tym sezonie okazał się mecz z Aston Villą na Old Trafford w Boxing Day. Erik ten Hag pierwszy raz użył wtedy nowej trójki ofensywnej składającej się z Marcusa Rashforda na lewej stronie i Rasmusa Hojlunda na szpicy. Argentyński skrzydłowy po raz pierwszy zagrał wtedy na prawym skrzydle, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Od tego czasu słaba do tej pory ofensywa znacznie poprawiała swoje liczby, a sam Argentyńczyk  strzelił w tamtym meczu dwie bramki. Manchester United wygrywa z tą trójką więcej spotkań i strzela także o wiele więcej goli na mecz, co widać na grafice poniżej.

Źródło statystyk Sky Sports

Wydawać się może, że to właśnie prawa strona boiska bardziej służy Argentyńczykowi jak i całej drużynie, która w takim ustawieniu ofensywną prezentuje lepszy poziom. Odkąd stał się prawoskrzydłowym, to plasuje się wysoko we wszelkich rankingach ofensywnych w porównaniu do całej ligi: tworzy wiele szans, wchodzi w dużo pojedynków i zgarnia więcej piłek w finałowej tercji boiska.

Źródło statystyk Sky Sports

Nie będą to pierwsze derby dla 19-latka. Ba, przyczynił się on do wygranej 2:1 na Old Trafford w sezonie 2022/23, asystując przy zwycięskim golu Marcusa Rashforda. Garnacho sprytnym ruchem odkręcił się od kryjącego go wtedy Nathana Ake i wyłożył piłkę Rashfordowi, który jedynie dołożył nogę i dał drużynie wygraną w derbach pierwszy raz od 2021 roku.

W skrzydłowym Manchesteru United z pewnością jest jeszcze wiele potencjału do odblokowania i widać, że Argentyńczyk mocno poprawia swoją grę. Z pewnością brakuje mu czasem chłodnej głowy przy podejmowaniu decyzji w kluczowych momentach czy skuteczności w prostych sytuacjach, ale to wszystko przyjdzie mu z czasem. Jak na tak młody wiek jest bardzo ważną postacią w układance Erika ten Haga i pozostanie nią na długi okres czasu. Alejandro zaliczył udział przy 10 bramkach w tym sezonie, co jest przyzwoitym wynikiem. Po drugiej stronie barykady jest również inny utalentowany skrzydłowy, którego sylwetkę przybliżę poniżej.

Mainoo i Garnacho mogą odegrać bardzo ważną rolę w nadchodzących derbach. Widać także, że są dla siebie dobrymi kolegami i nawzajem się uzupełniają, co przyznał sam Argentyńczyk we wspólnym wywiadzie dla Sky Sports:

– Graliśmy razem w akademii, FA Youth Cup, a teraz w pierwszej drużynie. Wspólnie dorastamy.

Oscar Bobb – młody gniewny skrzydłowy 

Manchester City też może jednak pochwalić się wieloma utalentowanymi piłkarzami. 20-letni Norweg podobnie jak Garnacho może grać na wielu pozycjach, głównie występuje jednak na prawym skrzydle, choć grywał także na środku ataku. Bobb w 2019 dołączył do akademii Manchesteru City z norweskiej drużyny Vålerenga, a częścią seniorskiej ekipy „Obywateli” stał się dopiero w obecnej kampanii po tym, jak spędził cztery lata w drużynach juniorskich.

Norweg ma już na swoim koncie wygraną w Superpucharze Europy i Klubowych Mistrzostwach Świata, choć w Superpucharze nie podniósł się z ławki, a w Klubowych Mistrzostwach Świata rozegrał jedynie 36 minut. Ma jednak za sobą mecz w Lidze Mistrzów z Crveną Zvezdą zagrany w pełnym wymiarze czasowym, gdzie Bobb strzelił bramkę grając na nietypowej dla siebie pozycji środkowego napastnika.

„Obywatele” zamierzają wiązać swoją przyszłość z Bobbem i na odwrót. Kilka dni temu Manchester City przedłużył z nim umowę aż do 2029 roku, a sam skrzydłowy przyznał, że jest to dla niego świetne miejsce:

– To niesamowite środowisko i najlepsze miejsce dla młodego zawodnika. Nauczyłem się już bardzo wiele od Pepa, jego sztabu i moich kolegów. Teraz chcę się tylko skupić na dalszym rozwoju i pracowaniu tak ciężko jak tylko mogę, każdego dnia oraz pomaganiu drużynie w osiągnięciu jeszcze większej ilości sukcesów.

Oprócz gola w Lidze Mistrzów, Manchester City może zawdzięczać Bobbowi zdobycie trzech punktów w wyjazdowym starciu ligowym z Newcastle. Norweg wszedł na boisko w 82. minucie przy stanie 2:2 i po asyście Kevina de Bruyne dał drużynie zwycięstwo w pierwszej minucie czasu doliczonego. Jego gol został wtedy wybrany także golem stycznia w Premier League.

Ogółem Norweg nie jest jeszcze stałym bywalcem na boisku pod skrzydłami Pepa Guardioli. Póki co rozegrał w tym sezonie 17 meczów i dał drużynie dwa gole oraz dołożył dwie asysty, lecz były to głównie wejścia z ławki. Po raz pierwszy wystąpił w wyjściowym składzie w meczu Premier League w niedawnym starciu z Brentford 20 lutego.

Porównując go z Alejandro Garnacho, warto pamiętać, że próbka minut nie jest miarodajna. Garnacho w przeciwieństwie do 20-latka zdążył się już przebić do pierwszego składu w swojej drużynie. Bobb zdobył jedno trofeum więcej, lecz nie brał udziału w wygranym Superpucharze Europy.

Według statystyk, częściej przez 90 minut na bramkę uderza Garnacho, Bobb natomiast lepiej radzi sobie w kreacji. Po 176 minutach rozegranych w Premier League ma już 1,07 asyst spodziewanych, częściej także daje kolegom podania kluczowe, prowadzące do groźnych sytuacji. Norweg ma także wyższy procent wygranych pojedynków. Należy jednak patrzeć te statystyki z przymrużeniem oka z powodu małej ilości minut rozegranych przez norweskiego skrzydłowego.

Kiedy Norweg nabędzie więcej doświadczenia, może on stać się jedną z kluczowych postaci w swojej drużynie, podobnie jak Alejandro Garnacho. To zadanie będzie trudne, gdyż w Manchesterze City niełatwo jest przebić się do pierwszej drużyny przy takiej ilości gwiazd, szczególnie w tak młodym wieku, o czym przekonał się chociażby Cole Palmer. Bobb pokazał już jednak, że kiedy jest potrzebny na boisku to potrafi być ogromną wartością dodaną w ekipie Guardioli.

Rico Lewis – przyszły dyrygent Manchesteru City

21-latek to bardzo ciekawa postać w szeregach „Obywateli”. Anglik jest bardzo wszechstronny i może grać na kilku pozycjach. Wcielał się już w rolę Johna Stonesa, czyli bocznego obrońcę wchodzącego do linii pomocy, gdzie radził sobie naprawdę dobrze. Sam Rico Lewis przyznawał, że uczył się bardzo dużo od Stonesa na treningach. Lewis związany jest z klubem z Etihad od wielu lat – dołączył bowiem do akademii w wieku ośmiu lat, a w wieku 15 lat zadebiutował w drużynie U18.

Dla Lewisa to już drugi sezon w seniorskiej drużynie, w której zadebiutował w 2. kolejce poprzedniej kampanii Premier League przeciwko Bournemouth. Zebrał już także doświadczenie w Lidze Mistrzów, gdzie ma już łącznie osiem występów. To właśnie w tych rozgrywkach pierwszy raz wyszedł w niebieskich barwach w pierwszym składzie w meczu domowym z Sevillą. Lewis strzelił w tamtym meczu gola, który także był jego pierwszym w seniorskiej karierze.

Zachwycony nim był także sam Pep Guardiola. Hiszpański szkoleniowiec po meczu wygranym 3:1 z RB Lipsk w Lidze Mistrzów, w którym Lewis zagrał 90 minut i zaliczył asystę powiedział, że Anglik to jeden z lepszych zawodników, jakich kiedykolwiek miał pod swoimi skrzydłami, co tylko pokazuje, jak ogromny drzemie w nim potencjał. Przyznał także, że Lewis byłby uważany za jednego z najlepszych zawodników w Premier League, gdyby był miał kilka centymetrów wzrostu więcej:

– Jestem menedżerem od 15 lat i miałem zaszczyt trenować jednych z lepszych piłkarzy na świecie w Barcelonie. Mieć jednak u siebie kogoś takiego, poruszającego się po przestrzeniach jako defensywny pomocnik to skarb. Jest jednym z najlepszych piłkarzy, których kiedykolwiek trenowałem. Nie grał wiele w tym sezonie, ale na pewno będzie jeszcze grał bardzo dużo.

– Gdyby był trochę wyższy, byłby uważany za jednego z najlepszych w Premier League. Jest wyjątkowym piłkarzem. Jesteśmy bardzo, ale to bardzo zadowoleni, że zawodnik przychodzący z akademii może być gościem regularnie występującym w pierwszej drużynie. W każdym meczu gra na najwyższych standardach.

Przed rozpoczęciem obecnego sezonu Lewis podpisał nową umowę obowiązującą do 2028 roku. Kwestią czasu jest, zanim wskoczy na dobre do wyjściowej „jedenastki”. Rico wyróżnia się w kontrolowaniu piłki i rozgrywaniu jej tak, by drużyna miała z tego pożytek i mogła tworzyć sobie sytuacje bramkowe – wskazuje na to choćby fakt, że Anglik osiąga lekko ponad jedno podanie kluczowe na 90 minut.

Choć w samym 2024 roku zagrał tylko w trzech meczach, to i tak ma w tym sezonie na koncie ponad 1000 rozegranych minut przy łącznie 20 występach. W Premier League zagrał 10 razy i strzelił jednego gola w meczu zremisowanym 2:2 z Crystal Palace. Ogółem pomocnik ma jedną bramkę i cztery asysty we wszystkich rozgrywkach, w tym trzy w Lidze Mistrzów.

Rico Lewis może już także pochwalić się bogatą gablotą z trofeami. W zeszłym sezonie wygrał z Manchesterem City potrójną koronę, a do tej pory w tym sezonie wygrał Superpuchar UEFA oraz Klubowe Mistrzostwa Świata, gdzie w finale tych rozgrywek wystąpił w pierwszym składzie. 20 listopada 2023 roku zadebiutował także w reprezentacji Anglii w meczu z Macedonią Północną.

Słusznie odrzuceni?  

W obu drużynach znajdowali się także zawodnicy utalentowani, których nie ma już dzisiaj w Manchesterze z różnych powodów. W letnim oknie transferowym sprzedany za 18 milionów euro do Nottingham Forest został Anthony Elanga. Mówi się, że tej sprzedaży może żałować Erik ten Hag, biorąc pod uwagę słabą formę chociażby Antony’ego.

W sezonie 2022/23 związany z Manchesterem United od nastoletnich lat Elanga wyszedł w Premier League w wyjściowej jedenastce zaledwie cztery razy. Łącznie zaliczył 26 występów we wszystkich rozgrywkach, lecz były to głównie wejścia z ławki i w rezultacie Szwed zanotował zaledwie 702 minuty na boisku. Kibice nie za bardzo rozumieli, dlaczego Szwed nie może dostać kilku meczów szansy, jednocześnie denerwując się na Antony’ego za którego zapłacono Ajaksowi 80 milionów euro, co cały czas wydaje się ogromnym błędem.

Elanga zaliczył w poprzednim sezonie tylko dwie asysty, ale usprawiedliwia go fakt, że głównie wchodził z ławki. Erik ten Hag już w okresie przedsezonowym w poprzednie lato zdecydował się sprzedać Elangę, który poszukiwał większej ilości minut na boisku – wiedział, że pod wodzą Holendra raczej ich nie dostanie.

Wychowanek klubu z Old Trafford wylądował w Nottingham Forest za błachą kwotę 18 milionów euro. Zmiana drużyny bardzo mu jednak przysłużyła – wystąpił bowiem w 25 z 26 możliwych starć w Premier League, 18 razy grając od pierwszej minuty. Szwed jest bardzo ważną postacią dla walczącego o utrzymanie klubu z The City Ground. Jego pięć bramek i siedem asyst daje aż 35% udziałów przy wszystkich golach drużyny prowadzonej przez Nuno Espirito Santo.

Można debatować, czy sprzedaż Elangi była słuszną decyzją. W pełni można zrozumieć samego zawodnika, który potrzebował więcej grania dla rozwoju swojej kariery, a tego Manchester United mu nie zapewnił. Erik ten Hag nie dał mu większej szansy wykazania się, a teraz Szwed błyszczy w Nottingham Forest, gdzie jest jedną z głównych gwiazd. Holender w zeszłym sezonie upierał się, że Antony jest najlepszym wyborem na prawe skrzydło w Manchesterze United. Ich statystyki z tego wyglądają względnie podobnie i żaden nie dominuje w konkretnym obszarze oprócz asyst, które wypadają na znaczną korzyść Szweda.

Szwed ma jednak o wiele większy wkład w grę swojej drużyny i zalicza o wiele więcej udziałów przy golach, tworzy także więcej sytuacji kolegom. Można się zastanawiać, jak wyglądałaby sytuacja podopiecznych Ten Haga, gdyby 21-latek jednak został w klubie w letnim oknie transferowym. Z pewnością niektórzy kibice plują sobie w brodę, a dla niektórych strata szwedzkiego skrzydłowego nie jest niczym złym.

– Było mi trudno opuścić Manchester United, ale potrzebowałem tego, bo chciałem po prostu grać i wolałem uniknąć spędzenia kolejnego sezonu grając tylko po 10 minut lub nie grać przez 10 kolejnych meczów – mówił sam Szwed w wywiadzie przeprowadzonym dla „The Times”.

W brodę mogą sobie także pluć na Etihad Stadium. Wychowanek Manchesteru City, Cole Palmer opuścił ekipę Pepa Guardioli zaledwie kilka dni przed zamknięciem okna transferowego. 21-latek przeniósł się na Stamford Bridge ledwie kilkanaście dni po tym, jak zdobył bramkę w Superpucharze Europy przeciwko Sevilli.

Podobnie jak Elanga, Palmer potrzebował więcej minut na boisku, których w tamtym sezonie dostał ledwie 850. Jego niespodziewane przenosiny na Stamford Bridge za 40 milionów euro okazały się dla Chelsea wspaniałym ruchem. Palmer w 22 meczach Premier League zdobył 10 goli i zanotował sześć asyst, biorąc udział przy 37% wszystkich goli „The Blues”.

Palmer jest w zasadzie kluczową postacią wciąż mającej ogromne problemy ekipy Mauricio Pochettino i to właśnie sprowadzony z Etihad Anglik poniekąd ciągnie tę drużynę na swoich barkach – trudno byłoby sobie wyobrazić, na którym miejscu znajdowałaby się Chelsea bez Cole’a Palmera. Nie ugiął się pod presją wykonania rzutu karnego na 4:4 w ostatniej minucie fenomenalnego dla oka meczu przeciwko swojemu byłemu klubowi czy w starciu z Arsenalem na Stamford Bridge. To właśnie Palmer jest podstawowym wykonawcą „jedenastek”, z których strzelał w tym sezonie już pięciokrotnie, nie myląc się przy tym ani razu.

Sam Pep Guardiola zapytany o to, czy żałuje on sprzedania Palmera do Chelsea, odpowiedział wymownie:

– To nigdy nie było problemem. Przejmowanie się tym oznacza, że jesteś małym klubem. Wielkie ekipy podejmują decyzje, na których korzystają wszystkie trzy strony: piłkarz, oba kluby oraz czasami także agenci. Naprawdę, to nie problem.

– Jeśli chcą iść do Liverpoolu, Manchesteru United, lub Liverpoolu, to jaki jest problem? Są tam zadowoleni, a klub także może być szczęśliwy z transferu. Cole zaakceptował pewien proces, ale po roku czy dwóch powiedział: Nie chcę tu zostać, bo i tak nie będę grał. Raheem i Cole odeszli, ale grają zawsze, więc podjęli dobre decyzje.

Podsumowując, derby na pewno będą napakowane dużą ilością talentu płynącą od młodych gwiazd znajdujących się po obu stronach Manchesteru. Jedni są już nieco oszlifowani, bardziej doświadczeni. Inni natomiast uczą się piłkarskiego rzemiosła pod skrzydłami swoich menedżerów, ale z pewnością oni także odegrają ważne role w swoich klubach. Nie wiadomo jednak, jak konkretnie potoczą się ścieżki ich karier. Na przykładzie chociażby Palmera i Elangi widać, że mimo ogromnego potencjału nie zawsze udaje się przebić na jeszcze wyższy poziom i lepiej jest obrać inną drogę.

 

 

Nadchodzą wielkimi krokami derby Manchesteru, więcej zrobiliśmy dla was specjalny Quiz, gdzie sprawdziliśmy wiedzę dwóch „Adwokatów Diabłów”. Sprawdź ile pamiętasz, odpowiadając na pytania i zgadując skład z początku ery Jose Mourinho!

 

Komentarze

Podobne wpisy

Najnowsze